Prof. Piotr Gliński: bez archipelagu polskości nie byłoby w Polsce demokracji

Archipelag polskości to termin wprowadzony do polskiego życia publicznego i do polskiej nauki na naszym Kongresie kilka lat temu. Jego autorem jest prof. Andrzej Zybertowicz. Bez archipelagu polskości nie byłoby w Polsce demokracji. Ona bowiem nie funkcjonuje bez społeczeństwa obywatelskiego. W ostatnich wyborach polska demokracja, mimo że jeszcze niedojrzała, instytucjonalnie słaba, okazała się skuteczna. Zmiana władzy w dużej mierze nastąpiła dzięki temu, że w Polsce ten archipelag polskości, społeczeństwo obywatelskie było aktywne i skuteczne także poprzez swoje zaangażowanie w wybory 2015 roku. Panel ten ma być poświęcony kondycji archipelagu polskości w 2017 roku. Chciałbym jednak przedstawić pewne tło historyczne, pokazać, jak to społeczeństwo obywatelskie wyglądało po 1989 roku, podczas transformacji. Dzięki temu łatwiej będzie nam zrozumieć to, co się z nim dzieje obecnie. 

         Społeczeństwo obywatelskie w Polsce wybuchło spontanicznie po 1989 roku. Jeszcze w latach 80. stworzono podstawy prawne, ustawę o fundacjach, ustawę o stowarzyszeniach. Mówiąc skrótowo, społeczeństwo obywatelskie to jest oddolna aktywność obywateli, mająca na uwadze dobro publiczne. Nie każda aktywność oddolna i obywatelska, jakkolwiek je nazwiemy, jest społeczeństwem obywatelskim, tylko taka, która odnosi się do dobra publicznego. Przez pierwsze kilkanaście lat, w bardzo ograniczonym stopniu, zajmowali się tym politycy. W zasadzie społeczeństwo obywatelskie, jeszcze to solidarnościowe, miało posłużyć do projektu przejęcia władzy, czy też rozpoczęcia transformacji. W latach 2003-2004 następowały stopniowe reformy tej rzeczywistości organizacji pozarządowych. Przed 2010 rokiem olbrzymia część uczestników życia publicznego, ośrodków opiniotwórczych, prawie wszystkie dominujące media w Polsce, odnosiły się z dużą rezerwą do samego pojęcia polskości czy patriotyzmu. Stąd mówiąc o archipelagu polskości, mówimy o pewnej nowej jakości w rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. 

         Jak można opisać ten stan rzeczywistości obywatelskiej w Polsce? Po pierwsze, na tle innych krajów europejskich jest to społeczeństwo słabe, zwłaszcza na poziomie zinstytucjonalizowania i formalnego zorganizowania. Nadrabiamy to ciepłym charakterem naszej kultury, nieformalnych relacji międzyludzkich. Jest to spowodowane naszą historią, innymi scenariuszami przystosowawczymi, jakie Polacy wybierali najpierw żyjąc w zaborach, później prawie przez pół wieku w komunizmie. Społeczeństwo obywatelskie jest niezbędne dla demokracji, ponieważ pełni szereg niezbywalnych funkcji, począwszy od artykulacji pewnych interesów, przez kontrolę władzy, proponowanie alternatywnych rozwiązań, kończąc na funkcjach kulturotwórczych i edukacyjnych. Mieliśmy także do czynienia z wieloma dysfunkcjami, jedną z nich jest oligarchizacja tego sektora. Oligarchizacja, czyli zapominanie o swoich pierwotnych misjach i celach, łączenie się elit przywódczych z różnych sektorów, w tym także z sektora pozarządowego. W efekcie demokracja przestaje być wydolna, ponieważ ta skorupa oligarchii ją dusi. Inną cechą była governmentalizacja, czyli uleganie wpływom sektora politycznego, korzystanie z różnego typu relacji nieformalnych ze światem polityki, podporządkowywanie się temu światu, utrata niezależności. Kolejna cecha to komercjalizacja. Innymi słowy, ten sektor obywatelski, który powinien dbać o swoją niezależność, żyjąc otoczony bardzo silnymi sektorami biznesowym i politycznym, ulegał im i to w stopniu bardzo istotnym. Z tego powodu on się nie rozwijał tak dynamicznie. Tego typu zjawisk w sektorze można było obserwować jeszcze więcej. Jednym z nich jest np. zjawisko grantozy. Kolejna kwestia to zanik funkcji kontrolnej tego sektora. Już na początku lat 90. zauważyliśmy wycofywanie się z pełnienia funkcji kontrolnej, bo ona kosztuje. Obywatel, który chce kontrolować silniejszych od siebie, musi płacić bardzo wysoką cenę, w związku z tym zwija swoją działalność. Innym negatywnym zjawiskiem była bardzo duża dysproporcja wewnętrzna. Bardzo szybko wytworzyła się grupa profesjonalnych organizacji obywatelskich, które się dobrze dostosowywały do okoliczności, do warunków działania, a z tyłu pozostawała coraz słabsza, chociaż liczniejsza, grupa organizacji słabych, które z trudem przeżywały, które miały charakter lokalny, często incydentalny. Szybka zmiana, powstawanie i ginięcie tych organizacji, to też jest cecha charakterystyczna. I wreszcie cechą charakterystyczną tych zjawisk była pewna dysproporcja. W tym sektorze zdecydowanie zaczęła dominować opcja liberalno-lewicowa, ona lepiej się przystosowywała do warunków, o których mówię. Taki stan mieliśmy mniej więcej dziesięć lat temu. Część tych dysfunkcji pogłębiło wejście do Unii Europejskiej, a jeszcze wcześniej fundusze przedakcesyjne, a następnie fundusze europejskie. Jedynie około 20 proc. polskich organizacji pozarządowych w ciągu ostatnich kilkunastu lat miało dostęp do funduszy przedakcesyjnych i europejskich. Wraz z nimi pogłębiało się zjawisko dywersyfikacji, czyli zwiększały się dystanse pomiędzy silnymi podmiotami i podmiotami słabszymi w społeczeństwie obywatelskim. Dla mnie było oczywiste, że musimy przeprowadzić jakąś wielką reformę sektora, by zminimalizować dysfunkcję i stworzyć dla polskiej demokracji znacznie lepsze warunki, zwłaszcza dla sektora obywatelskiego, który warunkuje jakość demokracji. Gdy było realizowane konstruktywne wotum nieufności dla rządu Donalda Tuska, to w programie, który przedstawiałem razem z Wojciechem Kaczmarczykiem, obecnym dyrektorem Departamentu Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w Kancelarii Premiera Rady Ministrów, staraliśmy się zdiagnozować sytuację i przedstawić jakieś rozwiązania instytucjonalne, które miałyby pomóc rozwojowi tego sektora. Chcieliśmy uwolnić wolność w obszarze społeczeństwa obywatelskiego, która jest istotna dla demokracji. Na kolejnych kongresach dyskutowaliśmy możliwe reformy, sytuację w sektorze obywatelskim. Mniej więcej od dziesięciu lat widzimy ten tworzący się archipelag polskości, czyli grupę organizacji odwołujących się do dobra publicznego poprzez pojęcie patriotyzmu i służby Polsce. To były najróżniejsze organizacje, o różnej skali działania, towarzystwa lokalne, towarzystwa patriotyczne, Rodzina Radia Maryja, Kluby „Gazety Polskiej”, organizacje studenckie. Tę zmianę rzeczywistości społecznej oceniam jako bardzo pozytywną. Ona odświeżyła polską demokrację i uodporniła ją na wszelkie destrukcyjne dla demokracji zjawiska, które obserwowaliśmy przed rokiem 2015 w Polsce. Jak państwo pamiętają, w tamtym roku w zasadzie wszystkie instytucje publiczne w Polsce znajdowały się w rękach jednej opcji politycznej, świat obywatelski w dużej mierze był zdominowany przez jedną opcję polityczną, podobnie najsilniejsze media i samorządy. Siła zmian wyrastała w dużej mierze z tego tworzącego się wtedy archipelagu polskości. Niewątpliwie to zjawisko zdynamizowało swoje działania, z oczywistych względów, po 10 kwietnia 2010 roku. 

         Kończąc, wracam do tego remedium, o którym myślimy od wielu lat. Po raz pierwszy te rozwiązania opublikowałem w kwartalniku „Trzeci Sektor” w 2012 roku. Na scenie politycznej to zaistniało rok później. Jeżeli ktoś w tej chwili mówi, że coś wymyślamy ad hoc, żeby zniszczyć działalność pozarządową, bo chcemy jako rząd wkroczyć do społeczeństwa obywatelskiego, to mamy dowody na to, że od dawna uważaliśmy, że racjonalne podejście państwa i polityków do tej kwestii jest konieczne, bo w Polsce trzeba stworzyć warunki dla wolności. Należy oddać obywatelom pewne obszary do zagospodarowania, także poprzez dzielenie się dostępem do zasobów publicznych, do środków publicznych, do finansów publicznych. Stąd pomysł Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w Kancelarii Premiera. Uważamy, że tam powinno być centrum, które stwarza warunki do działalności obywatelskiej, ponieważ jest to sprawa ponadsektorowa i tak ważna, że to Prezes Rady Ministrów powinien podejmować decyzje w tych kwestiach. Oczywiście wszystkie te działania muszą być transparentne, muszą odbywać się przy udziale reprezentantów organizacji pozarządowych. Centrum ma koncentrować gros środków publicznych, które mają być przekazywane obywatelom na transparentnych i sprawiedliwych zasadach. One mają być kierowane do wszystkich opcji ideologicznych, do wszystkich typów organizacji pozarządowych czy obywatelskich. Chodzi na przykład o specjalne fundusze dla organizacji strażniczych i eksperckich, czyli dla tak zwanych watchdogów i think tanków. Potrzebujemy niezależnych ekspertyz, potrzebujemy silnej funkcji kontrolnej sprawowanej przez watchdogów wobec całego życia publicznego, samorządów lokalnych, zbyt silnego w niektórych sektorach biznesu, ale także wobec polityków ze szczebla centralnego. To jest zawsze dobre dla demokracji. Potrzebujemy także prasy obywatelskiej, oddolnej, lokalnej, która w dużej mierze w toku polskiej transformacji rozwijała się bardzo dynamicznie, ale została zdławiona na skutek przegranej rywalizacji z silniejszymi sektorami. Przygotowujemy wielki projekt Polskiego Korpusu Solidarności, trochę na wzór amerykańskiego Peace Corpu. Ma to być korpus wolontariatu z prawdziwego zdarzenia, z tym się wiąże oczywiście konieczność odbudowy etosu społecznikowskiego w Polsce. To już się dzieje, ale bardzo powoli, w związku z tym potrzebny jest także program edukacji obywatelskiej. W tej chwili mogę powiedzieć, że ustawa, która ma do tego doprowadzić, jest już po konsultacjach społecznych, jest już wprowadzona do prac rządowych. Mimo krytyki naszych działań, będziemy te obietnice realizowali.

         Jeżeli chodzi o kwestie obywatelskie, o samoorganizację, to w tej chwili na skrzydle centroprawicowym dużo się dzieje, mamy do czynienia z procesami koordynowania działań, budowania struktur wspólnotowych. Archipelag polskości jest niezbędnym warunkiem dla polskiej wolności, dla polskiej demokracji. On musi być zrównoważony, musimy go wspierać, musimy się troszczyć o naszych działaczy, nawet jeżeli oni często politykom sprawiają dużo kłopotów, bo zadają niewygodne pytania. Dziękuję bardzo. 

Wiceprezes Rady Ministrów, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Prof. Piotr Gliński