Błaszczak: Brukseli prześwieca projekt ideologiczny stworzenia nowej struktury społecznej
– A więc, czy ci ludzie, którzy decydują o sprawach europejskich, są tak bardzo nierozsądni? Jakaś część być może, ale nie sądzę, żeby wszyscy. Rzeczywiście tu musi przyświecać projekt ideologiczny stworzenia nowej struktury społecznej. To jest najbardziej prawdopodobna odpowiedź. Czy on będzie udany? Mam nadzieję, że nie. Jestem przekonany, że zwycięży zdrowy rozsądek – mówił podczas VII Kongresu Polska Wielki Projekt Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej i wicepremier.
Mariusz Błaszczak, polityk pełniący wówczas funkcję ministra spraw wewnętrznych a obecnie ministra obrony i wicepremiera, brał udział w panelu „Integralność Europy w obliczu kryzysu migracyjnego” podczas VII Kongresu PWP w 2017 r. Uczestniczyli w nim również: Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej, Orsolya Zsuzsanna Kovacs, ambasador Węgier w Polsce, Paul Wojciechowski, ambasador Australii w Polsce, prof. Gunnar Heinsohn, niemiecki socjolog, ekonomista, prof. Uniwersytetu w Bremie oraz prof. Andrzej Zybertowicz, socjolog, doradca prezydenta RP. Debatę moderował Bronisław Wildstein.
Polityk zarysował ówczesną sytuację wokół migracji w regionie i na forum UE. „Kryzys migracyjny w Europie jest faktem. Swoje apogeum miał on rzeczywiście w 2015 roku, ale do dziś przecież napływają do Europy kolejne fale migracji z północnej Afryki i z Bliskiego Wschodu. Są to głównie muzułmanie, którzy szukają lepszych warunków, ale którzy także doskonale wiedzą, że w Europie mogą narzucać swój kanon kulturowy. To jest coś, co stanowi w moim głębokim przekonaniu źródło problemu. W ostatni czwartek byłem w Brukseli na posiedzeniu ministrów spraw wewnętrznych, tam rozmawialiśmy na temat mechanizmu automatycznej relokacji, a więc podziału wśród innych państw tych ludzi, którzy napływają do Grecji i Włoch. Ten mechanizm, ustanowiony we wrześniu 2015 roku, został narzucony, przegłosowany mimo sprzeciwu kilku państw, między innymi Grupy Wyszehradzkiej. Niestety ówczesny rząd Polski się wyłamał, zagłosował za przyjęciem tysięcy emigrantów muzułmańskich. Dziś politycy totalnej opozycji mówią, że można było sobie wybrać kobiety, dzieci. To nie jest prawda, dokumenty stanowią w sposób jednoznaczny, że należało przyjmować tych, których Grecy i Włosi wskazaliby do przyjęcia. Te kilkanaście miesięcy, kiedy jestem ministrem spraw wewnętrznych i administracji spożytkowałem również na odbudowę solidarności wewnątrz Grupy Wyszehradzkiej. Warto podkreślić jeszcze aspekt narodowościowy w tej dyskusji. Otóż bardzo charakterystyczna była wypowiedź Dimitrisa Awramopoulosa, komisarza Unii Europejskiej do spraw migracji. Państwom, które nie będą przyjmowały uchodźców, czyli de facto emigrantów muzułmańskich, zagroził karami finansowymi. Z punktu widzenia komisarza Awramopoulosa, Greka, to jest jakieś rozwiązanie, bo on patrzy na tę sytuację pod kątem interesów greckich. Rzeczywiście w Grecji jest olbrzymi problem związany z kryzysem migracyjnym, ale recepta, którą przedstawia, jest działaniem w złym kierunku. W moim przekonaniu mechanizm automatycznej relokacji tylko zachęca kolejne fale migracji z Afryki i Bliskiego Wschodu do napływu do Europy. Na tym procederze zyskają przemytnicy. Z punktu widzenia interesów greckich mogę to zrozumieć, natomiast, jak państwo wiedzą, tej wypowiedzi towarzyszyła wypowiedź przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, który również zagroził Polsce sankcjami. Ta wypowiedź utwierdziła mnie w przekonaniu, że rząd polski słusznie zrobił, nie głosując za kandydaturą Donalda Tuska na drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej. Grożenie Polsce karami za to, że nie przyjmuje uchodźców, że nie przenosi problemu z Grecji, czy z Włoch do Polski, jest dla mnie czymś skandalicznym i niemieszczącym się w kanonach Unii Europejskiej. Taka wypowiedź ukazuje prawdziwe oblicze przewodniczącego Rady Europejskiej. I jeszcze uwaga dotycząca Brukseli. Proszę państwa, w Brukseli wprowadzono stan podwyższonej gotowości związanej z zagrożeniem terrorystycznym, na ulicach jest mnóstwo żołnierzy z bronią. Podobnie jest we Francji. Starsi spośród nas pamiętają, jak 13 grudnia 1981 roku Jaruzelski wypowiedział wojnę Polakom i co działo się wtedy na ulicach polskich miast. Dziś, kiedy pojadą do Brukseli, czy do Francji zobaczą uzbrojonych żołnierzy chodzących po ulicach. Czy godzimy się na to, żeby te problemy przenosić do Polski? Rząd Prawa i Sprawiedliwości stanowczo sprzeciwia się wszelkim mechanizmom, które spowodowałyby, że Polska będzie zagrożona. Tu jesteśmy konsekwentni. Zmiana rządu w październiku 2015 roku spowodowała zmianę polskiego stanowiska na takie, jakie mają Węgry, Czechy czy Słowacja. Kilka innych państw także je podziela. Jeszcze jeden aspekt tej sprawy, otóż mechanizm automatycznej relokacji jest nieskuteczny. Po wprowadzeniu tego mechanizmu jedynie niewiele ponad 11 procent osób zostało relokowanych. Skąd więc taka presja? W moim przekonaniu jest to działanie motywowane ideologicznie. Chodzi o stworzenie mechanizmu, który spowoduje wykreowanie nowego społeczeństwa, zburzenie dotychczasowych więzi społecznych, destabilizację dotychczasowego europejskiego systemu aksjologicznego. Od IV wieku, od czasu edyktu mediolańskiego Konstantyna Wielkiego, mamy do czynienia z procesem, który próbuje ten system wartości europejskich zdestabilizować. Tak odczytuję zaangażowanie niektórych polityków zachodniej Europy w realizowanie koncepcji zupełnie nieskutecznej. Jaka koncepcja jest skuteczna? W moim przekonaniu chociażby ta, która została wprowadzona w Australii przez pana premiera Tony’ego Abbotta, polegająca na ograniczeniu czy wręcz wyeliminowaniu nielegalnej emigracji, niewpuszczaniu tych, którzy w sposób nielegalny próbują się dostać do Australii. W moim przekonaniu to jest ta właściwa droga. Ta, którą próbują nam wskazać nasi partnerzy z zachodu Europy, prowadzi w warunkach Polski do katastrofy społecznej” – ocenił Błaszczak.
Wszyscy doskonale widzą, że system automatycznej relokacji się nie sprawdza, jest nieskuteczny, nie prowadzi do rozwiązania problemu tylko go potęguje poprzez zachęcanie kolejnych fal migrantów. Pytanie jest zasadnicze: może chodzi o sprawy ekonomiczne, może ci ludzie są niezbędni do tego, by gospodarki krajów Starej Europy dobrze funkcjonowały? Odpowiedź jest negatywna, bo wszyscy mają doświadczenia związane z tą grupą kulturową, która się nie integruje, która jest źródłem olbrzymich problemów. A więc, czy ci ludzie, którzy decydują o sprawach europejskich, są tak bardzo nierozsądni? Jakaś część być może, ale nie sądzę, żeby wszyscy. Rzeczywiście tu musi przyświecać projekt ideologiczny stworzenia nowej struktury społecznej. To jest najbardziej prawdopodobna odpowiedź. Czy on będzie udany? Mam nadzieję, że nie. Jestem przekonany, że zwycięży zdrowy rozsądek. Podam taki przykład, w ubiegłym roku w Wielki Czwartek odbyło się posiedzenie Rady Unii Europejskiej Ministrów Spraw Wewnętrznych, to było tydzień po zamachu terrorystycznym w Brukseli, w którym zginęło ponad trzydzieści osób. Nie ulegało dla mnie żadnej wątpliwości, że termin tego zamachu nie był przypadkowy, że chodziło o Święta Wielkanocne. W Berlinie z kolei doszło do zamachu tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Na tym posiedzeniu w Wielki Czwartek wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Paul Timmermans zastanawiał się, dlaczego dochodzi do tych zamachów, dlaczego ludzie urodzeni w Europie odrzucają wartości europejskie. Postawiłem wtedy pytanie, co rozumie on pod pojęciem „wartości europejskich”, bo niestety raczej nie to, co ja. Ostatnio w telewizji publicznej słyszałem wypowiedź pana Timmermansa, który ubolewał, jak bardzo się rozczarował, bo kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej, to miał nadzieję, że Polacy są tacy sami jak on. Tymczasem w naszej kulturze, w naszej tradycji wolność jest czymś niezwykle ważnym. Rozumiem integrację jako pojęcie szersze, ale sprzeciwiam się unifikacji. To zbrodnicze ideologie XX-wieczne mówiły o tej unifikacji, która potem kończyła się tragediami ludzkimi. System automatycznej relokacji został nam narzucony, poprzedni rząd zgodził się na to wbrew opinii Polaków. Na szczęście nie udało się tych pomysłów zrealizować. To jest dla mnie dowód zdrowego rozsądku, który mam nadzieję zwycięży.
Social media