Bogusław Nizieński – człowiek integralny. Wspomina Bronisław Wildstein
Bogusława Nizieńskiego poznałem dwadzieścia kilka lat temu. Był rzecznikiem interesu
publicznego, a jego rolą była demaskacja agentów służb komunistycznych, którzy
skłamali w oświadczeniach lustracyjnych. Z tego powodu stał się naczelnym wrogiem
służb medialnych III RP, którym przewodziła wówczas „Gazeta Wyborcza”. Gwałtowność
tych ataków i ich osobisty ton były zdumiewające. A przecież, jak mówił Nizieński: „w
lustracji chodzi o to, aby odpowiedzialnych funkcji publicznych w naszym kraju nie
pełniły osoby niewiarygodne, a zatem takie, które skłamały w oświadczeniu
lustracyjnym”.
Naczelnym dogmatem III RP był zakaz rozliczenia PRL-u. Wszyscy mieliśmy być weń
jednakowo umoczeni, nic nie miało być w nim jednoznaczne, a zatem jakiekolwiek
rozliczenie było niemożliwe i z gruntu złe.
Już sama osoba Nizieńskiego i jego biografia zadawały kłam tej wersji historii. Był
człowiekiem integralnym, który nigdy nie poszedł na kompromisy z komunizmem.
Nastoletni żołnierz AK a potem bojownik antykomunistycznego WiN-u, nie zgodził się
na przystąpienie do PZPR, co długo blokowało jego karierę jako sędziego. Organizował
struktury sędziowskiej „Solidarności”. W stanie wojennym odmówił złożenia deklaracji
lojalności i odrzucił żądanie wystąpienia ze związku. Funkcja rzecznika interesu
publicznego była dla niego kontynuacją jego publicznych zobowiązań, kolejną po
stanowisku przewodniczącego Izby Karnej Sądu Najwyższego. Nic dziwnego, że stał się
bête noire III RP.
Kiedy poznałem go, byłem zaskoczony jego spokojem, poczuciem humoru i przeniesioną
z innych czasów elegancją. Kiedy organizowany był Kongres Polska Wielki Projekt, było
oczywiste, że nie może zabraknąć go w kapitule Nagrody im. Lecha Kaczyńskiego. Potem
spotkałem się z nim w kapitule Orła Białego.
Nizieński, mimo wieku, nigdy nie uchylał się od inicjatyw, których celem było dobro
wspólne. Był jednym z tych niezwykłych Polaków, rozbitków z Atlantydy, dla których
służba publiczna i odpowiedzialność za dobro wspólne były tak oczywiste, że nie warto
się było nad nimi rozwodzić.
To one wyznaczały jego życie, o którym sam powiedział, że było „bolesne, ale i piękne”.
Pamięć o nim powinna pozostać dla nas jednym z tak potrzebnych dziś drogowskazów.
Bronisław Wildstein
Social media