Justyna Schulz: Odwaga i Wiarygodność

Prof. Gunnar Heinshon został uhonorowany medalem “Odwaga i Wiarygodność” im. Lecha Kaczyńskiego. Uroczystość miała miejsce w trakcie XI Kongresu Polska Wielki Projekt. Laudację wygłosiła Justyna Schulz.

To duży zaszczyt dla mnie móc wygłosić w tak szanownym gronie laudację z okazji przyznania nagrody panu profesorowi Gunarowi Heinsohnowi. Za ten zaszczyt serdecznie dziękuję kapitule nagrody. Nagroda przyznawana jest twórcom prawym i sprawiedliwym, którzy przyczyniają się do lepszego poznania i zrozumienia historii, tradycji i współczesności naszego kraju.

Laureat jest osobą, którą ze względu na szerokość zainteresowań trudno zakwalifikować, używając wąskiej specjalizacji naukowej. Nie można stwierdzić czy jest socjologiem, czy ekonomistą, czy pedagogiem, czy historykiem. We wszystkich wymienionych dziedzinach może pochwalić się bowiem swoim oryginalnym wkładem do nauki.

Dociekając i poszukując odpowiedzi na nurtujące go pytania, zaangażował się w latach 60. XX wieku w ruch lewicowy w Berlinie Zachodnim. Nabrał do tego ruchu dystansu z powodu antysemityzmu środowisk lewicowych. Sam pracował w kibucach w Izraelu, zanim otrzymał profesurę w Bremie w katedrze pedagogiki społecznej. Nawiązując do badań Raphaela Lemkina, utworzył w Bremie pierwszy wówczas na skalę europejską ośrodek badań nad ludobójstwem. Pod koniec lat 90. zaliczany był w lewicowych środowiskach studenckich do myślicieli prawicowych. Już wtedy nawoływano do bojkotu jego wykładów ze względu na badania w zakresie polityki migracyjnej.

Profesor Heinsohn jest intelektualistą europejskiego formatu, który wprawdzie nie pojawia się na pierwszych stronach gazet, ale który kilkakrotnie wyznaczał nowe trendy myślenia. Oryginalne myśli profesora Heinsohna inspirowały innych badaczy i myślicieli, którzy z nim ściśle współpracowali. Tak powstał tandem prof. Gunnara Heinsohna i prof. Otto Steigera, którzy zaproponowali w Ekonomii Własności (Ownership Economics) alternatywny opis zależności ekonomicznych.

Prof. Heinsohn był stałym gościem filozofa Petera Sloterdijka w ramach telewizyjnego kwartetu filozoficznego. Podczas gdy na Uniwersytecie w Bremie nawoływano do bojkotu jego zajęć, w tym samym czasie był wykładowcą w jednej z najbardziej renomowanych szkół biznesu w Szwajcarii, założonej i prowadzonej przez prof. Fredmunda Malika.

Profesora Heinsohna poznałam w Bremie w połowie lat 90., podczas kolokwium organizowanego przez prof. Steigera według starej tradycji uniwersyteckiej wieczorem w jednej z miejscowych knajp. Dyskutowaliśmy na temat wydanej właśnie książki o Ekonomii Własności. Na tym kolokwium znalazłam się z powodu zaintrygowania bardzo sceptyczną oceną polskiej transformacji, w okresie kiedy powszechnie słyszało się jedynie pochwały naszych reform. To, co było dla mnie szczególnie intrygujące, to podważenie tezy o konieczności importu kapitału, tezy, na której opierała się i nadal opiera nasza narracja o rozwoju ekonomicznym, tłumacząca, że brak kapitału wynika z niedostatecznej akumulacji w przeszłości. W opublikowanej wówczas książce, o której dyskutowaliśmy podczas kolokwium, autorzy dekonstruowali tę tezę jako fake news. Pokazywali, że kapitał jest pochodną prawa własności, stanowiącego podstawę dla kreowania rynku papierów wartościowych, które służą jako zabezpieczenie dla emisji waluty. Fizyczna akumulacja nie odgrywa w tym procesie zasadniczej roli. Heinsohn i Steiger podkreślali, że Polska, podobnie jak inne kraje transformujące się, nie potrzebują kapitału zagranicznego, ale wzmocnienia praw własności i prawnego obrotu nimi. Potrzebują rynku papierów wartościowych, który zabezpieczałby emisję ich waluty. Państwa te nie są zatem w tym obszarze zależne czy zdeterminowane przez przeszłość.

Nie trzeba w tym miejscu przypominać, że pogląd ten różnił się zasadniczo od dominującego myślenia na temat zależności ekonomicznych. Ze strony dominujących wówczas wolnorynkowych badaczy, autorów spotykały nie tylko ostre słowa krytyki, ale również próba marginalizowania ich badań, aż do likwidacji katedry. Nie przeszkadzało im to w kontynuowaniu intelektualnego sporu, po to, by wykazać słabości neoliberalnego myślenia o ekonomii. Kryzys finansowy w 2007 r., a następnie w strefie euro w 2010 r. pokazał, że to oni mieli rację.  Z dnia na dzień tezy dotyczące mechanizmu generowania pieniądza czy jego zabezpieczenia stały się przedmiotem debaty publicznej. Obecnie, również ze względu na doświadczenia covidowe, jest oczywiste, że banki centralne funkcjonują poprzez rynki finansowe. Toczy się dyskusja wokół nierównej dystrybucji korzyści z polityki monetarnej. Najbardziej zyskują na niej bowiem ci, którzy mają do zaoferowania odpowiednie zabezpieczenia. Słowo zabezpieczenia nie pojawiało się w ogóle w mainstreamowych wskazaniach zalecanych swego czasu transformującym się gospodarkom.

Kiedy spotykaliśmy się na kolokwium, dyskutując tezy książki o Ekonomii Własności, myśli prof. Heinsohna krążyły już wokół nowego tematu. Po Ekonomii Własności zajął się on intensywnie demografią i znaczeniem kapitału ludzkiego dla rozwoju ekonomicznego. Również w tym przypadku  wyprzedził ducha czasu. Przypomnę, że jeszcze w 2004 r. popularna była teza, że kraje takie jak Polska mogą się rozwijać poprzez eksport kapitału ludzkiego, że jedną z korzyści przystąpienia do Unii jest redukcja zasobów kapitału ludzkiego, którą skompensują przelewy finansowe z zagranicy. Profesor Heinsohn stawiał wtedy trudne pytania o konsekwencje dla Polski wynikające z utraty młodych wykształconych ludzi, których zniechęca strategia zaniżania płac, stosowana po to, aby tworzyć atrakcyjny rynek dla zagranicznego kapitału finansowego, przy jednoczesnym zaniechaniu rozwoju techniki generowania kapitału krajowego opartego na własnych papierach wartościowych.

Kwestie demografii prof. Heinsohn analizował nie tylko w kontekście rozwoju ekonomicznego, ale również powiązania rozwoju demograficznego z potencjałem agresji w danym społeczeństwie. Jest twórcą tzw. indeksu wojennego pozwalającego prognozować potencjał agresji w zależności od liczby tzw. zbędnych mężczyzn, czyli mężczyzn, na których nie czekają żadne stanowiska i pozycje w społeczeństwie, a które są oni zmuszeni sobie wywalczyć. Kobiety nie są przez prof. Heinsohna  postrzegane jako potencjalne zagrożenie. W ogóle prof. Heinsohn nie obawia się nazywania różnic po imieniu, tj. różnic między kobietami i mężczyznami w kwestii potencjalnej agresji czy różnic między społecznościami ze względu na kognitywne umiejętności, a także różnic między migracją ze względu na talenty migrantów. Tezy te, zawarte w książkach dostępnych również w języku polskim, takich jak Synowie i władza nad światem czy Walka o najzdolniejszych, stały się powodem do ataków w lewicowych środowiskach akademickich. Profesor Heinsohn zwierzył się, że w okresie pracy na Uniwersytecie w Bremie, dokąd dojeżdżał z Gdańska, gdzie założył rodzinę,  powroty na weekendy do Polski stanowiły dla niego pewną ulgę i odprężenie. Temat wpływu demografii na potencjał agresji narodów, bojkotowany w Bremie, stał się przedmiotem jego wykładów w NATO Defense College w Rzymie.

W Bremie założył Instytut badań nad ludobójstwem. Pokazywał wyjątkowość holocaustu ze względu na „odwrotne wybranie”, tzn. inżynierię kreowania nowego człowieka bez miłosierdzia, bez dekalogu i bez poszanowania świętości życia poprzez fizyczne niszczenie żydowskich podstaw chrześcijaństwa.  

Teoria pieniądza, index wojenny czy wyzwania migracyjne to wkład prof. Heinsohna do debaty intelektualnej, który pojawiał się często za wcześnie, który wyprzedzał ducha czasu. Kiedy idee te stawały się przedmiotem powszechnej dyskusji, prof. Heinsohn zajmował się już innymi tematami. Satysfakcję może mu sprawiać fakt, że ci, którzy wcześniej odrzucali lub przemilczali jego stwierdzenia, później sięgali do jego argumentów. Tak było w czasie kryzysu strefy euro, tak jest obecnie w związku z kryzysem w Afganistanie. Tezy, za które był piętnowany, prezentowane są obecnie na łamach Die Zeit, Neue Zürcher Zeitung czy Frankfurter Allgemeine Zeitung i  wykorzystywane w publicznej debacie.  

Nowym obszarem zainteresowania profesora jest chronologia. Również tutaj stawia on pytania, które otwierają przestrzeń dla nowych interpretacji. Nie jestem specjalistką, ale czytam z zaciekawieniem jego ustalenia na temat roli kataklizmów u zarania państwa Mieszka I czy Ottona I. Jego wyliczenia rzucają nowe światło na historię Słowian w pierwszych wiekach naszej ery oraz wykazują, że Wincenty Kadłubek pisząc o legionach rzymskich, „nie naciągał historii”. Nie ukrywam, że tezy te budzą moją sympatię i trzymam kciuki za to, aby podobnie jak poprzednie myśli Profesora, przebiły się one jak najszybciej do powszechnej świadomości.

Ten zarys dokonań pokazuje jak oryginalnym myślicielem i badaczem jest prof. G. Heinsohn. Zawdzięcza to odwadze cywilnej i wierności ideałom badacza, który w stawianiu pytań i poszukiwaniu na nie odpowiedzi nie obawia się środowiskowego ostracyzmu. Nie boi się odrzucenia i intelektualnej samotności, ma odwagę stawiania trudnych pytań i obrony odpowiedzi, nawet jeśli nie są one zgodne z poglądami powszechnie obowiązującymi.  

Można zapytać, co to wszystko ma wspólnego z Polską. Medal jest przyznawany za szczególne zasługi dla szerzenia wiedzy, tradycji i znajomości Polski.

Uważam, że bardzo dużo. Nie chodzi o to, że profesor Heinsohn w Polsce założył rodzinę i w Polsce mieszka od lat. To, co jest cenne, to fakt, że we wszystkich wymienionych zagadnieniach prof. Heinsohn uwzględnia polskie doświadczenia, odwołuje się do nich w swoich porównaniach. W jego badaniach i analizach Polska i polskie doświadczenia są wpisywane w doświadczenia europejskie i uniwersalne.  W ten sposób polska tradycja i doświadczenia stają się częścią uniwersalnej kultury, służą jako punkt odniesienia w debatach o uniwersalnym znaczeniu.

Cenne jest także to, że nie patrzy on na Polskę i region Europy Środkowo-Wschodniej przez pryzmat dominującego w nauce podziału na Wschód i Zachód. Włączając doświadczenia Polski w historię europejską, rzuca inne światło na naszą historię. Podważa stare schematy myślenia i wymusza nowe podejście. Dotyczy to zarówno początków państwa polskiego, jak i potencjału ekonomicznego Rzeczypospolitej.

Z jego badań wyłania się obraz kraju, który stworzył bogatą cywilizację handlową na Bałtyku, którego władcy bronili chrześcijańskiej tożsamości Europy, i to nie tylko pod Wiedniem, ale również w XX wieku, kiedy Polska stawiła aktywny opór nazistowskiej ideologii. Na marginesie dodam, że szczególnie wyraziście widać to na przykładzie dziejów klasztoru Kamedułów mieszczącego się w wielkopolskim Bieniszewie, który w czasach zaboru rosyjskiego stał się więzieniem, potem elitarną szkołą kadr dla SS, a obecnie znowu jest klasztorem.

Jego teoria zachęca do nowego spojrzenia na tradycję szlachecką, skłania np. do pytań o umiejętność finansowania spływu tysięcy barek zbożowych w I Rzeczypospolitej, wychodzenia z zadłużenia w czasie zaborów poprzez Bank Królestwa Polskiego czy Towarzystwo Hipoteczno-Kredytowe gen. Chłapowskiego czy sztukę tworzenia setek spółdzielni kredytowo-mieszkaniowo-rolniczych w niesprzyjających zaborowych warunkach. W swojej książce Walka o najzdolniejszych, wykazuje, że corocznie opuszcza szkoły w Niemczech i w Polsce podobna liczba asów matematycznych, mimo że Polacy stanowią jedynie połowę populacji Niemiec. Oznacza to, że mamy ten sam zasób talentów, co Niemcy.

W ogóle z perspektywy badań prof. Heinsohna Polska posiada olbrzymi potencjał, zarówno w kapitale ludzkim, jak również w tworzeniu kapitału finansowego, nie mówiąc już o bogatym kapitale kulturowym. Profesor Heinsohn podkreśla, że Polska ma oryginalną tożsamość kulturową i oryginalny dorobek polityczny, który powinien stanowić dla nas źródło inspiracji i siły oraz poczucia odpowiedzialności za region Europy Środkowo-Wschodniej.  

Wydaje się, że tradycja I Rzeczypospolitej oferuje adekwatne ramy, aby zdefiniować rolę prof. G. Heinsohna dla Polski. Urodził się w Gdyni, w rodzinie okupanta, ale wychowywany był przez Polkę z Kaszub, która całe życie pozostała dla niego bardzo ważną osobą i traktowała go jak syna. Założył rodzinę w Polsce. Mieszka i oddziałuje z Gdańska, wpisując się w tradycję tych Gdańszczan, którzy ze względu na ducha wolności do końca bronili przynależności Gdańska do Korony, definiując się jako gens Germanicus, nationae Polonus.

Justyna Schulz