Laudacja na cześć JM Rymkiewicza

Szanowny Panie Marszałku, Szanowna Pani Premier, Szanowni Panowie Premierzy, dostojny laureacie, Szanowni Państwo pozwólcie, że odczytam moją laudację i przyjmijcie ze zrozumieniem, że ponieważ jest to pochwała Jarosława Marka Rymkiewicza, nie może ona być zbyt krótka.

Odkąd w latach 80-tych po raz pierwszy przeczytałem „Rozmowy polskie latem 1983 roku”, marzyłem, żeby samemu odbyć własną rozmowę polską z ich autorem. I rzeczywiście odbyłem taką rozmowę, wywiad, która ukazała się potem w druku w „Arce” w roku 1993. Był to jeden z pierwszych, jeśli nie pierwszy w ogóle, z długiej potem serii wywiadów prasowych Jarosława Marka Rymkiewicza. Od poezji, przez manifesty poetyckie, utwory sceniczne, eseistykę historyczno-literacką i pisarstwo historyczne, do wywiadów prasowych rozmów polskich. Dorobek Rymkiewicza jest zbyt bogaty i zbyt zróżnicowany, aby tutaj dać jego wyczerpującą charakterystykę.

Laudacja nie jest ani monografią, ani egzegezą krytyczną. Jest pochwałą pisarza laureata i podziękowaniem czytelników za to, co od tego pisarza otrzymali i co uzasadnia ich wdzięczność i szacunek.

Kim jest Rymkiewicz? Jakim jest pisarzem? Co daje swoim licznym i przychodzącym do niego po różne rzeczy czytelnikom? Wszak są nimi dzisiaj nie tylko znawcy poezji i publiczność literacka, ale także odbiorcy zainteresowani historią Polski, a także niemiała część współczesnej klasy politycznej, dziennikarzy, publicystów, którzy przywiązują wagę do tego, co Rymkiewicz mówi o Polsce współczesnej. Czym jest to, co łączy i spaja w całość wszystkie jego utwory z różnych rodzajów literackich i wypowiedzi w debacie publicznej?

Niewątpliwie Rymkiewicz przeczy zdaniu Norwida, że – „poetą się nie jest, a tylko się nim bywa”. Rymkiewicz zawsze jest poetą. Jest nim we wszystkim, co pisze i co mówi, w liryce, w dramatach, w prozie historycznej i poetyckie są także jego wywiady polityczne, jak ten najsłynniejszy z 2007 roku, kiedy to powiedział, że Polska jest jakby wielkim ospałym żubrem, a Jarosław Kaczyński ugryzł tego żubra w tę część, a nie inną i dzięki temu ten żubr wyrwał się ze swojej ospałości i ze swojego snu pod lipą i popędził gdzieś daleko ku swoim polskim przeznaczeniu. Żeby napisać takie zdanie i żeby ono nie zostało przyjęte tylko, jako żart, ale także, jako jakieś głębokie przesłanie dające do myślenia, więc trzeba posługiwać się językiem innym niż to użytkowe pisarstwo dziennikarskie. To mógł napisać tylko poeta i on to napisał.

Rymkiewicz nie jest już jedynym, bo ma uczniów w polskiej poezji, ale niewątpliwie jest pierwszym współczesnym poetą, który bez ironii, z pełnym zaufaniem poznawczym wraca do polskiego mitu narodowego. Czyni to świadomie, na przekór modnym proroctwom o końcu romantycznego paradygmatu polskiej kultury. Rozpoczyna tę drogę wierszami z „Ulicy Mandelsztama”, tomu wydanego w stanie wojennym, który jest jednym z najważniejszych punktów zwrotnych w jego poezji. Jest też w moim przekonaniu przynajmniej najważniejszą obok “Raportu z oblężonego miasta“, książką poetycką stanu wojennego.

Mit jest i musi by obecny zawsze w każdym żywym społeczeństwie, ponieważ mit udziela odpowiedzi na pytanie o sens istnienia tego społeczeństwa. Rymkiewicz uważa, że istnienie narodu polskiego ma sens głęboki, ostateczny i dlatego wskazuje nam zepsutym wychowankom współczesnej cywilizacji drogę powrotną do Polski, jako naszej duchowej ojczyzny. Do Polski dawnej, romantycznej i sarmackiej i do Polski XX-wiecznej, do tej Polski kresowej, która jest daleko, gdzieś za litewską rzeką i do tej Polski, która jest najbliżej w półświadomych doświadczeniach, w traumach scen z dzieciństwa. Rymkiewicz to pisarz urodzony w roku 1935.

W literaturze polskiej XX wieku mówi się o różnych pokoleniach. O urodzonych w latach 30. nie mówi się jednak jako o pokoleniu. A może mówić by należało, bo im bardziej oddalamy się od tego czasu, tym wyraźniej widać, że było to pokolenie tragiczne, być może jedno z najciężej doświadczonych pokoleń w całej polskiej historii. W „Kinderszenen” Rymkiewicz opowiada nam historię dzieciństwa swojego i swoich rówieśników, spędzonego w płonącej Warszawie, pod bombami, w piwnicach, w ucieczce przez śmiercią, która była na wyciągnięcie ręki. Opowiada nam historię, której nie opowiadali nam, mnie i moim rówieśnikom nasi rodzice, bo była to historia dzieci, która nie nadawała się do tego, żeby opowiadać ją innym dzieciom. Na początku XIX wieku, kiedy poeci poszukiwali tematów do tragedii narodowej z dziejów Polski, uważano, że historia Polski nie obfituje w takie zdarzenia.

Tymczasem Rymkiewicz w „Samuelu Zborowskim”, „Reytanie”, „Wieszaniu” skupia się właśnie na sytuacjach tragicznych, czyta, bowiem Polską historię dawną przez pryzmat XX-wiecznego i współczesnego doświadczenia. Jako hermeneuta historii interpretuje jej sens z punktu widzenia współczesności. A jako komentator współczesności tłumaczy jej znaczenie w kontekście długiego trwania polskich dziejów. Andrzej Walicki w trzech patriotyzmach wyróżniał między innymi ukształtowany w romantyzmie typ patriotyzmu, który nazywał patriotyzmem sprawy polskiej. Rymkiewicz utrzymuje, że sprawa polska to pojęcie w wieku XX i XXI dalej aktualne. I w „Zborowskim” wskazuje konkretnie, że istotą sprawy polskiej jest zapisane w artykułach henrykowskich, czy też jak sam woli mówić henrycjańskich, prawo wypowiedzenia posłuszeństwa królom, którzy łamią ustawy sejmu i senatu. Polska żyje, póki żyje ten sarmacki duch godności, wyzwania, przygody, rycerskiej hardości wobec silnych i łagodności dla słabych. Upada przez zdradę, a podnosi się przez nieposłuszeństwo wobec możnych tego świata.

Książki historyczne Rymkiewicza, zarówno te o polityce, jak i te o pisarzach, Fredrze, Słowackim, Mickiewiczu, reprezentują osobny gatunek pisarstwa historycznego. Nie są ani rozprawami naukowymi, ani powieściami opowiadającymi na podstawie podręczników jak było naprawdę. Ich fabuła to drugi, ma drugi równie ważny wątek – epistemologiczny. Ukazuje jak autor, narrator tu i teraz szuka prawdy o przeszłości, jak i kogo o nią pyta, jak interpretuje źródła. Interesują go wydarzenia epokowe, ale także, a nawet przede wszystkim szczegóły materialne, drobiazgi, pozostające na marginesie klasycznych narracji historyków, ponieważ przez te szczegóły prześwituje bycie istnieniowy aspekt świata przeszłości.

Książki historyczne Rymkiewicza są, więc tym samym, czym są jego wiersze, wiersze, które mówią o wielkiej zagadce istnienia każdego bytu, który staje się i przemija. Nie wiemy, skąd przychodzimy i nie wiemy, dokąd idziemy. To zdanie to jest jedyna pewna rzecz, którą możemy o sobie powiedzieć, jako poszczególni ludzie, którą mogą o sobie powiedzieć całe plemiona i narody, ale także gdyby umiały mówić koty, ptaki, jeże i krety z ogrodu poety w Milanówku.

Zygmunt Krasiński pisał, że poezja powinna być filozoficzna, ale sama nie powinna o tym wiedzieć. I poezja Rymkiewicza taka właśnie jest. Kieruje myśli w stronę pytań stawianych przez wielkich filozofów, ale czyni to niezobowiązująco, bez pogrzmiewającej artystycznym fałszem erudycji, wręcz, zwłaszcza w ostatnich latach, żartobliwie. Stając wobec zagadki istnienia, Rymkiewicz nie traktuje odpowiedzi, jakiej na to pytanie udziela religia objawiona jako racjonalnego pewnika bezpiecznego schronienia przed metafizycznym lękiem. Ale Rymkiewicz nie mówi, że to, co jest zagadką dla rozumu i filozofii, nie może być poznane na jakiejś innej, bliżej niewyobrażalnej pozarozumowej drodze. Patrzą na nas otwarte wielkie oczy Boga, jest sen i jeśli wejdziesz, to we śnie jest droga. Nie da się ukryć, że główną bohaterką licznych wierszy i całych tomików Rymkiewicza jest śmierć. “Moja pieśń jest zrobiona ze śmierci i płaczu” – różnym osobom w różnych kontekstach ten fakt wydawał się gorszący. Nadreprezentacja motywu śmierci, mówiono, przygotowywać miała polską poezję, przynajmniej jej część, na doświadczenie smoleńskie. Nie wszystkim krytykom się to podobało.

Mówi się jednak też, że poezja jest najczulszym sejsmografem stanu moralnego epoki, w której powstaje. A czy nie jest tak, że prawda o naszej epoce i o jej stanie moralnym możemy poznać tylko dzięki metodzie ekshumacji, dzięki poszukiwaniu i otwieraniu grobów celowo kiedyś ukrytych albo otwieraniu zalutowanych trumien?

Aby poznać historyczną prawdę o historii najnowszej Polski trzeba, więc odnajdywać i otwierać groby. I robią to dziś historycy, na Łączce i w innych miejscach.

Nie jest winą Rymkiewicza, że żyje w takich czasach, w jakich żyje, a przeciwnie, jest największą zasługą jego poezji, że mierzy się z tym problemem najtrudniejszym dziś dla świadomości zbiorowej Polaków. Ale poezja tragiczna według Arystotelesa i według klasyków, do których należy Rymkiewicz, oczyszcza serce ludzkie z litości i trwogi w obliczu tragedii. Czyni to poprzez połączenie prawdy trudnej do zniesienia w rzeczywistości z elementem konwencjonalnym, który jest niezbywalnym składnikiem każdej sztuki, tym czymś, dzięki czemu możemy odróżnić scenę teatralną od życia i historię od poezji. Taką rolę pełni w wierszach Rymkiewicza metrum, zazwyczaj regularne albo bliskiej regularności. W tym artystycznym wyborze Rymkiewicz wznosi wysoko sztandar poniesiony kiedyś w obronie rytmu na przekór awangardzie przez Bolesława Leśmiana.

Sztuka dla Rymkiewicza klasyka nie tyle rozwiązuje problem śmierci w duchu klasycznej maksymy ars longa, vita brevis. Ale zawiesza ten problem, bo

gdy Horowitz bije w klawisze stalowe,

wtedy śmierć to jest dla mnie zjawisko przejściowe.

Rymkiewicz jako liryk mówi o sobie i o świecie rzeczy zarówno przyjemne, jak i rzeczy mało przyjemne, ale nigdy nie użala się nad sobą ani na światem. Jego „ja” poetyckie zakorzenione jest we wspólnocie rodzinnej i narodowej, w konkretnym polskim krajobrazie, w miejscu zamieszkania. Piękne są jego wiersze o rodzinie, o domu, ogrodzie w Milanówku.

Rymkiewicz w III Rzeczypospolitej był jednak poetą niepoprawnym politycznie, skazanym przez sąd. Miał bowiem odwagę cywilną, cechę bardzo u nas deficytową. Ale Rymkiewicz jest też zbyt silny, by dało się go zamilczeć. Nie zniknął więc z akademickiego obrazu literatury polskiej. Poloniści napisali o nim wiele uczonych rozpraw. Wyszło drukiem około 10 książek i inne są w druku. Pora więc kończyć, kończyć tym, od czego zacząłem, to znaczy osobistą refleksją – jako czytelnik „Rozmów polskich” miałem ochotę i na pewno nie ja jeden, wdać się w rozmowę z ich bohaterem Panem Mareczkiem, bo Pan Mareczek jest człowiekiem dobrym i sympatycznym, życzliwym ludziom, człowiekiem mądrym, z poczuciem humoru.

Bywa tak, że stosunek do twórczości pisarza czytelnicy przenoszą na jego osobę. Nie zawsze jednak sam pisarz odpowiada wyobrażeniom, jakie rodzą się o nim na podstawie jego twórczości, nawet jeśli tworzy postacie bohaterów sympatycznych. Rymkiewicz i jego literacki sobowtór są pod tym względem integralną całością. Rymkiewicz pisze to, co myśli, myśli tak, jak pisze. Pisze o tym, czym żyje i żyje tak, jak o tym pisze. Ci, co go znają, mogą to sprawdzić na różne sposoby.

Ja na koniec dam jeden przykład. W „Rozmowach polskich” jest scena, gdy Pan Mareczek patrząc przez okno na jezioro Wigry, widzi grupę młodych ludzi sobie nieznanych, jakby studentów, którzy płyną po jeziorze łódką. Łódka – to ważny szczegół jest jasnozielona. Jakimś zrządzeniem losu, pisał już o tym profesor Andrzej Nowak, wakacje 1983 roku spędziliśmy wspólnie nad jeziorem Wigry, pływając łódkami po tym jeziorze i obozując na jego brzegach i wyspach. Te łódki zielone, którymi pływaliśmy, rzeczywiście były zielone. Wypożyczało się jej w ośrodku wczasowym w Starym Folwarku. W „Samuelu Zborowskim” jest mowa o tym, że Fryderyk Nietzsche, był przekonany, że jest potomkiem polskiej rodziny szlacheckiej Nickich, choć nie ma na to żadnego dowodu. Na tej samej zasadzie, mówiący te słowa, ma osobiste przekonanie, że to właśnie on, że to właśnie ja jestem tym nieznanym młodym człowiekiem, przepływającym przed oknami Pana Mareczka jasnozieloną łódką, choć oczywiście nie ma i nie może być dowodów na te interpretacje.

Drogi laureacie, przyjmij więc tę pochwałę swojej twórczości od tego dwudziestodwuletniego nieznanego wioślarza, który płynie zieloną łódką po jeziorze Wigry przed twoimi oknami latem 1983, na stronie 44, VI wydania „Rozmów polskich”. A jeśli już nie od niego we własnej osobie, to przynajmniej w jego imieniu i w imieniu takich jak on.

prof. Andrzej Waśko