Prof. Ruszar: po 1989 r. okazało się, że Europa z wierszy Herbarta już nie istnieje

Pod koniec XX w., kiedy my odzyskaliśmy niepodległość, na Zachodzie awangarda zwyciężyła, Europa Zachodnia wyparła się kultury europejskiej. To był spory szok dla wielu ludzi w Polsce i w naszym regionie. Okazało się, że Europa z wierszy Herbarta już nie istnieje, jest tylko mitem. Rewolucja marksistowska wśród elit zwyciężyła, Europa nie ceni źródeł własnej kultury. Młodzi ludzie, którzy w latach 70. i 80. robili rewolucję antykomunistyczną w Polsce zauważyli, że walczyli o przeszłość, o tradycję, że tego już na Zachodzie nie ma – mówi w rozmowie z Fundacją PWP prof. Józef Ruszar, były dyrektor Instytutu Literatury.

Fundacja PWP: Jakie państwo mogłoby być wzorem wspierania kultury?

Prof. Józef Ruszar: Na pewno starymi tradycyjnymi państwami, które dbają o swój prestiż na świecie jest Francja, Włochy i Niemcy.  Kiedy po 1989 r. w Polsce zastanawiano się jak rozwiązać tę kwestię, wzorowano się na Instytucie Goethego, na francuskich czy włoskich instytutach, które prowadzą ożywioną działalność. Trzeba pamiętać o tym, że inna jest sytuacja literatury włoskiej, niemieckiej i francuskiej, a zwłaszcza brytyjskiej, a polskiej. Pamiętajmy o tym, że jeszcze do XIX w. elity światowe mówiły po francusku. Sytuacja literatur narodowych tj. polska jest zupełnie inna – musimy się przebijać przez powszechną nieznajomość języka co powoduje drugorzędność. Przy czym oczywiście francuski przez ostatnie 100 lat przegrywa z językiem angielskim.

Jeśli chodzi o nasze działania, to prowadzone były na szeroką skalę, jak na możliwości zrujnowanego państwa. Po 1989 r. powstał Instytut Książki, którego celem było propagowanie literatury polskiej na świecie. W 2019 r. utworzono Instytut Literatury, którego działalność częściowo również dotyczyła promocji literatury polskiej na świecie, ale na innych zasadach. Niedawno IL został włączony do Instytutu Książki, a w praktyce – zlikwidowany. W IL skupialiśmy się na wspieraniu światowego literaturoznawstwa. Poprzez elity, które znają język polski, interesują się literaturą polską zawodowo, możemy zwiększać wpływy polskiej kultury, poprzez tych ambasadorów. Tłumaczenia  Instytut Książki skupiał się na tłumaczach, organizował dla nich konkursy i dofinansowywał zagraniczne wydawnictwa. Głównym obszarem geograficznym działań IL w tym zakresie były państwa sąsiadujące z Polską – nie pchaliśmy się na zachód. Stąd doszło do tłumaczeń naszej literatury pięknej na rumuński, ukraiński, czeski czy litewski. Pamiętajmy, że elity byłych kolonii sowieckich patrzyły głównie na zachód, a chodzi o to, aby bardziej zainteresować je naszym regionem. Zwłaszcza po agresji Rosji na Ukrainę z lutego 2022 r. te elity się obudziły. Zrozumiały, że nasza część Europy jest w innej sytuacji politycznej, gospodarczej i militarnej oraz że mamy inne doświadczenia kulturowo-historyczne. Zwiększyło się zainteresowanie państw Trójmorza sobą nawzajem.

Chciałbym przejść do sporu o Herberta. Zastanawiam się, czy młode pokolenia Polaków, biorąc pod uwagę otoczenie, w jakim został wychowane, mogą odnaleźć w Herbercie coś dla siebie. Czy Herbert może być dziś aktualny jeśli ludzi dziś żyjący są zupełnie odmienni od tych, do których pisał?

Słuszna uwaga. Zdania są rzeczywiście podzielone. Należę do tych, którzy bardzo pesymistycznie patrzą na dzisiejszą recepcję poezji Herberta. Zmieniły się nie tylko warunki historyczne, ale również recepcja kultury i sama kultura. Herbert zaczynał w połowie XX w. w innej „sytuacji kulturowej”. Judeochrześcijańskie oraz grecko-rzymskie tradycje kultury europejskiej był żywe i wysoko oceniane, cieszyły się ogromnym prestiżem. W Europie Środkowo-Wschodniej był on nawet wyższy niż na Zachodzie ze względu na Żelazną Kurtynę, elitom bardziej zależało na podtrzymaniu jej, żeby nie ulec sowietyzacji. Wydawało im się, że skoro zostaliśmy odcięci od kultury europejskiej, to karmimy się jej wspomnieniem i musimy ją jakoś podtrzymać w bardzo niekorzystnych warunkach kontynuować. Pamiętajmy, że nieliczni z nielicznych mogli pojechać na Zachód, że katolicyzm był prześladowany.

To wszystko sprawiało, że jeśli pojawił się poeta, eseista i dramaturg, który żywo nawiązywał do kultury greckiej, rzymskiej i hebrajskiej, to miał spore grono czytelników. Herbert był człowiekiem niezwykle wykształconym, studiował ekonomię, prawo, filozofię ale także był samoukiem historii sztuki, był niezwykle pracowity pod tym względem i sam żartował, ze chciałby mieć posadę „wiecznego studenta”, prawdziwy poeta doctus. Wyposażony w tę wiedzę w swoich dramatach i poematach próbował zrozumieć co tradycja europejska może oznaczać dzisiaj, dla jemu współczesnych i jego samego. To było pożądane w tamtych czasach. W tamtych czasach była to postawa pożądana, a Herbert On dokonywał surowego przeglądu tradycji europejskiej wskazując też na elementy słabe. Jednocześnie uwypuklał najbardziej wartościowe elementy, zwłaszcza z punktu widzenia czasów jemu współczesnych. On to nazywał „opukiwaniem starych wartości” tzn. czy jest jeszcze jakiś oddźwięk, co z tego dorobku kulturowego jest żywe, co należałoby pielęgnować i kontynuować. Miał aksjologiczne podejście do kultury europejskiej. Zdobył ogromną popularność w latach 50. i 60. a nawet 70. Wtedy doszła kwestia niepodległości Polski. Stał się nie tylko chorążym kultury europejskiej, ale również narodowowyzwoleńczej irredenty przeciwko komunizmowi.

Do niedawno byłem wykładowcą i mam porównanie czym studenci obecnie różnią się od takich jak ja studentów w latach 70. Rewolucja kulturalna zwyciężyła – rewolucja awangardy, która starała się przekreślić tradycje. Od początku XX w. spór tradycji z awangardą był kulturalnie płodny. Pod koniec XX w., kiedy my odzyskaliśmy niepodległość, na Zachodzie awangarda zwyciężyła, a Europa Zachodnia wyparła się kultury europejskiej. To był spory szok dla wielu ludzi w Polsce i w naszym regionie. Okazało się, że Europa z wierszy Herbarta już nie istnieje, jest tylko mitem, z którym się walczy jako z wrogim przeżytkiem. Rewolucja marksistowska wśród elit zwyciężyła, Europa nie ceni źródeł własnej kultury – przeciwnie, ona się naszą przeszłością brzydzi, a co najmniej wstydzi. Młodzi ludzie, którzy w latach 70. i 80. robili rewolucję antykomunistyczną w Polsce zauważyli, że walczyli o przeszłość, o niechcianą tradycję, że tego już na Zachodzie nie ma, a w każdym razie nie jest głównym nurtem, że jest w odwrocie, w defensywie. To do czego odwoływał się Herbert w ogóle nie jest atrakcyjne dla współczesnej młodzieży.

Tradycja dziś stała się awangardą, kontrkulturą.

W groteskowym wydaniu. Nasze zwycięstwo polityczne, fakt że Polska i region jest dziś częścią Zachodu spowodowała zmianę sytuacji materialnej ludzi z naszej części Europy. Tradycyjna kultura europejska w bardzo silnym stopniu opierała się o mentalność stoicką, którą reprezentowały elity Cesarstwa Rzymskiego. Właściwie stoicyzm był drugą religią Rzymu. Stoicyzm został przejęty przez  chrześcijaństwo, stał się częścią kultury chrześcijańskiej aż do XIX w. Głównym założeniem stoicyzmu była praca nad samym sobą, samodoskonalenie. Uważano to za naturalne. Jeszcze w latach 70. XX w. w Polsce, kiedy ja byłem studentem, nie wiedzieć czegoś było hańbą, obciachem. Nowa mentalność europejska, w tym młodzieży polskiej, jest przeciwna. Nie ma stoickiej tradycji wymagania od siebie. Dziś studenci żądają podziwu za to, że są. Z samego tego faktu, czy coś robią czy nie. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, nie można generalizować, wciąż są ambitni studenci. Jednak przeważa moda na dekadencję, tak jak u elit arystokratycznych XIX w. Mają wszystko, nie muszą się o nic martwić, brakuje im dążności do czegoś, witalności, zapału, chęci walki żeby zdobywać wiedzę i nie tylko.

W latach 70. te studia były najważniejszą częścią kariery. Im lepszy będę, im więcej będę wiedział, tym mam większe szanse na bycie kimś. Zwłaszcza, że w czasach komunistycznych dostęp do dóbr materialnych był bardzo ograniczony. Poza nielicznymi społeczeństwo żyło w biedzie. Dziś wielu moim studentów uważa że to nie nauka im pomoże w osiągnięciach, ale status materialny. To jest poważny powód do prestiżu. Wiedza, której nie da się spieniężyć, jest pogardzana. Podobnie jeśli chodzi o zawody artystyczne – rozgłos ważniejszy niż rzemiosło. Pamiętajmy, że przez parę tysięcy lat jeśli chciałeś być malarzem czy rzeźbiarzem to musiałeś przede wszystkim umieć malować czy rzeźbić. Nikomu nie przychodziło do głowy, że skandal może popłacać. Zmieniła się kultura światowa.

Jaka jest polska literatura pierwszej ćwiartki XXI w., co z niej zostanie zapamiętane?

Nie wyobrażam sobie, żeby coś z niej zostało zapamiętane dlatego, że ona jest nijaka, taka jak wszędzie. Dziś większość pisarzy w duży stopniu są ludźmi bez doświadczenia realnego życia. Nie da się żyć z literatury, nieliczni są w stanie to robić. Większość literatów to ludzie, którzy na cienkich pensyjkach pracują na uczelniach lub instytutach. To nie są sytuacje życiowe, które by pozwoliły na mocne doświadczenia egzystencjalne. Siłą literatury XX w. było to, że pisarze brali udział w ekstremalnych sytuacjach. Po pierwsze, mieliśmy dwie wojny światowe, nie mówiąc o drobniejszych konfliktach. Po drugie, silna opresja, faszystowska, hitlerowska czy komunistyczna. Ciśnienie społeczne na człowieka było tak potężne, że ktoś kto miał mocny charakter to się na nim odbijało i wychodził z tego zwycięsko. Stąd mamy np. „Dżumę” Camusa i doświadczenie okupacji. Oczywiście w formie metafory. Dzięki duchowemu zwycięstwu nad opresją mamy dzieła literackie, które powstały z autentycznego, przygniatającego doświadczenia. Pisarz jest w stanie odpowiedzieć wybitnym dziełem jeśli wyszedł duchowo zwycięzcą – oto tajemnica wielkości Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, a powód klęski Jerzego Andrzejewskiego i dziesiątkom literatów PRL, dzisiaj zapomnianych. Od trzech lat w naszej części Europy czujemy oddech historii, więc literatura ukraińska zaczyna mieć znaczenie i sytuacja wojenna wpływa na Polskę. Zdaje się, że Twardoch jeździ tam regularnie – może przestanie być literatem, a zostanie pisarzem?

Dobrobyt i brak hamulców nie sprzyja wielkim dziełom?

Tak, dlatego że jest nijaki. Nie ma się od czego odbić, bo wszystko wolno. Ale bardziej zabójcza jest bezmyślność i brak intelektualnych ambicji, nie mówiąc już o warsztatowym niechlujstwie.