Przemówienie premiera Mateusza Morawieckiego podczas XII Kongresu Polska Wielki Projekt

Szanowni państwo, wygrywa ten, który jest gotów ponieść ofiarę. Wygrywa zwykle ten, kto ma więcej determinacji. Nie sama tylko siła techniczna, przewaga technologiczna, nie same tylko pieniądze się liczą. Wygrywa bardzo często ten, kto ma więcej odwagi. Ale nie zawsze. Nie zawsze tak musi być, to nie jest żadna reguła, to jest tylko możliwość. To jest tylko opcja, którą można w danych okolicznościach wykorzystać. Dziś widzimy, że historia zdecydowanie przyspieszyła.

Jesteśmy na jednym z najważniejszych zakrętów historii od czasów II wojny światowej. Od osób odpowiedzialnych za politykę państwa oczekujemy właściwych decyzji, determinacji, odwagi i waleczności.

W ciągu ponad tysiąca lat polskiej historii stawaliśmy zarówno przed wyzwaniami, jak i przed szansami. Od drugiej połowy XVI wieku mieliśmy pierwszą poważną szansę wyrwania się ze sfery ekonomicznych peryferii. Tej okazji nie wykorzystaliśmy. Ograniczała nas słabość instytucjonalna państwa polskiego. Wówczas po raz pierwszy powstał ruch egzekucyjny, który obiecywał naprawę finansów publicznych, skarbowości, wojska i sądownictwa. Mieliśmy szansę stworzyć prawdziwe mocarstwo. Jednak błędem okazała się niezdolność państwa polskiego do zrozumienia swoistej natury narodowej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Było to państwo nie dwóch, ale co najmniej trzech narodów. A z pewnością trzech równoprawnych narodów. Niezrozumienie tego zaowocowało tragedią w naszej historii, którą pamiętamy dzisiaj jako powstanie Chmielnickiego. Mogliśmy temu zapobiec. Napotykaliśmy w naszej historii wiele sygnałów ostrzegawczych. Wystarczy wymienić powstania Kosińskiego, Nalewajki, Żmajły, Pawluka, Ostranicy i Huni, a w końcu właśnie wielkie powstanie Chmielnickiego. I jeszcze po nim wiele powstań i buntów, aż do powstania Paleja na początku XVIII wieku.

Ówczesne elity zamieszkujące tereny Rzeczypospolitej Obojga Narodów straciły historyczną szansę. Dzisiaj, już w innych okolicznościach, szansa ta ponownie się przed nami otwiera. Zawdzięczamy ją dzielnemu narodowi ukraińskiemu, który bohatersko walczy o swoją i naszą wolność, w obronie ukraińskiej i europejskiej racji stanu.

Dziś Europa musi wyrwać się z geopolitycznej drzemki, jeśli nie chce przegrać swojej przyszłości. Aby Polska była rzeczywiście wielkim projektem, musi być osadzona w równie wielkim projekcie europejskim, zrodzonym z idei chrześcijańskich oraz rzymskiej i greckiej tradycji. Wojna, która toczy się za naszą wschodnią granicą, zredefiniuje sposób, w jaki rozumiemy Europę i cały świat.

Kreml czerpie z historii wszystko to, co w niej najgorsze: nacjonalizm, imperializm i kolonializm. Jeśli chodzi o nacjonalizm – Putin ciągle cieszy się ogromnym poparciem narodu rosyjskiego. Nie jest to wynik wyłącznie propagandy, choć walka z nią i świadomość jej musi nam towarzyszyć w procesie podejmowania decyzji. Jest to potężna broń, której nie możemy lekceważyć.

Putin nie kryje się również ze swoimi imperialistycznymi pragnieniami. Jasno podkreśla, że jego zamiarem jest odtworzenie dawnego imperium w oparciu o dwie tradycje. Pierwszą jest mit wielkiej wojny ojczyźnianej. Na bazie tego mitu umocnił się Związek Radziecki, który przez dużą część mieszkańców dzisiejszej Rosji jest wspominany nawet z nostalgią. Druga tradycja odwołuje się do dziedzictwa carskiej Rosji, wielkiego imperium, które od końca XV wieku rozrastało się nieprzerwanie we wszystkich kierunkach. Odwołując się do tych dwóch tradycji, Putin wskrzesza idee wielkorosyjskiego imperializmu. Środkiem do osiągnięcia tego celu jest zniszczenie narodu ukraińskiego, którego aspiracji i my, 400–500 lat temu, nie potrafiliśmy uwzględnić w naszym wspólnym projekcie.

Putin chce zniszczyć naród ukraiński – posługuje się pojęciami denazyfikacji, a nawet deukrainizacji. W doniesieniach oficjalnej agencji prasowej Federacji Rosyjskiej czytamy postulaty zniszczenia i anihilacji Ukrainy. Zbrodnie, które mają miejsce na Ukrainie, noszą znamiona ludobójstwa.

Ale to nie tylko nacjonalizm i imperializm są zagrożeniem. Współczesna Rosja czerpie także z tradycji kolonializmu. Niewiele dzisiaj toczy się u nas i w świecie Zachodu dyskusji o walce (bezkrwawej), która trwa w sferze technologii, marż i gospodarki. Polska nie odgrywa tutaj roli pierwszoplanowej. Źródeł tego stanu możemy szukać w historycznych błędach tworzenia instytucji państwa, spójnego systemu podatkowego oraz w różnych przywilejach nadawanych szlachcie, w tym w przywileju koszyckim. Nie udało nam się wypracować przewag konkurencyjnych, o które także dzisiaj toczy się walka. Na marginesie można dodać, że również dzisiaj niektórzy nasi partnerzy chcą traktować nas w sposób protekcjonalny. Utrzymywanie nas w stanie peryferyjności, w którym odgrywamy przypisaną nam prowincjonalną rolę w łańcuchach produkcji, a nie rolę odpowiadającą naszemu potencjałowi, jest dla nich korzystne. Nasza formacja polityczna stara się temu przeciwstawiać.

Wracając do rosyjskiego kolonializmu, trzeba zaznaczyć, że może on mieć różne oblicza. Z jednej strony objawia się on w postaci rosyjskiej agresji wobec Ukrainy. Z drugiej – w realizacji tzw. ruskiego miru oraz w postaci brutalnego, ekonomicznego wyzysku. Jeśli Europa przegra pod naporem rosyjskiego nacjonalizmu, imperializmu i kolonializmu, już nigdy nie będzie tym kontynentem, który znaliśmy. Stanie się Europą pokonaną, Europą, której trudno będzie rozwinąć skrzydła i utrzymać tempo w globalnym wyścigu.

Historia uczy nas, że wygrywają ci, którzy są zdolni do ponoszenia ofiar i mają więcej determinacji. Ukraina może wygrać, chociaż jej potencjał militarny nie równa się sile Federacji Rosyjskiej. Zwycięstwo Ukrainy jest w zasięgu ręki z uwagi na niebywałą determinację i odwagę całego społeczeństwa. Jednak możliwy jest także odmienny scenariusz. Co prawda Europa, Zachód i NATO dysponują ogromną przewagą technologiczną i techniczną, ale jeśli zabraknie nam determinacji, możemy przegrać.

Kiedy Władimir Putin rozpoczyna wojny, gotów jest toczyć je latami. Wojna w Czeczeni trwała dziesięć lat. Wojna w Syrii trwa od 2015 roku; na Ukrainie – od 2014 roku. Rosja ma cierpliwość, którą dodatkowo wzmacnia silna rosyjska ideologia. Tej determinacji zbyt często brakuje Europie. W Polsce zdajemy sobie sprawę z historycznego momentu, w jakim znajduje się cały kontynent. Dlatego też naszym zadaniem jest wybudzić Europę z jej drzemki. Kluczowe jest to, abyśmy nie ustawali w wysiłkach w nakładaniu na Rosję kolejnych sankcji i w dostarczaniu Ukrainie broni, aby mogła przetrwać i wygrać.

Henry Kissinger, który niedawno był obecny na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos, radził Ukrainie, by pozbyła się swoich terytoriów, aby powrócić do polityki równowagi. Nie mam wątpliwości, że gdyby Kissinger pojawił się w sierpniu 1980 roku w Gdańsku, to nakłaniałby protestujących do powrotu do swoich suwnic i warsztatów. „Nie porywajcie się z motyką na słońce!” – mówiłby. My także mieliśmy wówczas swoich „Kissingerów”, którzy woleli powoli dochodzić do porozumienia z komunistami, niż z determinacją pozbyć się ich historycznej spuścizny, która po dziś dzień kładzie się cieniem na naszych szansach rozwojowych.

Kiedy byłem jeszcze chłopcem, uczestniczyłem w wydawaniu „Biuletynu Dolnośląskiego”, jednego z najważniejszych pism ukazujących się poza cenzurą. W jednym z jego numerów opublikowaliśmy wiersz Jerzego Narbutta, który pisał:

„Kimkolwiek jesteś, Ty, który tu stoisz,
Jakkolwiek życie układa się Tobie,
Pamiętaj – żyjesz, póki się nie boisz,
Bo gdy się lękasz, to jakbyś był w grobie”.

Oby i dzisiaj Europa się nie lękała i była odważna. Odwaga nie umiera.