Stanisław Żaryn: W operacji na polsko-białoruskiej granicy widzieliśmy komponent nakręcania silnych emocji społecznych po to, żebyśmy sami się osłabiali.

Od lat mówimy w Polsce o zagrożeniach dotyczących dezinformacji. Obserwowaliśmy większe zainteresowanie tym tematem w związku z sytuacją na Ukrainie oraz działaniami Rosji prowadzonymi przeciwko Polsce od 2021 roku. Czy obecnie nasza czujność została stępiona?

Stanisław Żaryn: Mam wrażenie, że dyskusja nt. dezinformacji w Polsce jest żywa, choć traktowana jest w różnorodny sposób. Na powierzchownym poziomie dezinformację udało się niestety skanalizować zjawiskiem nazywanym „Fact-checkingiem” – to płytkie rozumienie dezinformacji. Ważne, abyśmy rozumieli że dezinformacja to skomplikowany proces, którym posługują się rosyjskie służby specjalne. To nie tylko proste kłamstwa, „fake newsy”, ale całe spektrum działań, które ma wpłynąć na atakowane społeczeństwo, ma zmienić jego percepcję rzeczywistości. Jeżeli spojrzymy na sytuację na granicy polsko-białoruskiej to zdamy sobie sprawę, że mamy do czynienia z całą gamą różnych narzędzi daleko wybiegających poza formę „fake newsa”. Cała operacja ataku na polską granicę jest uzupełniana o bardzo skomplikowane kampanie, które mają wpłynąć na Polskę i polskie bezpieczeństwo. Debata jest żywa, ale nie wszyscy, którzy biorą w niej udział, nawet na poziomie eksperckim, dobrze identyfikują czym dezinformacja jest. 

Powszechnie znana jest zasada Pareto ukazująca powtarzającą się proporcję 80-20. Pan przywołuje w tekście dla „Przeglądu Strategicznego” inną proporcję, Kaługina-Bezmienowa. Na czym ona polega?

Stanisław Żaryn: To ludzie, którzy przez lata byli oficerami KGB. Prowadzili działania operacyjne na kierunku zachodnim, ostatecznie na Zachód uciekli i zaczęli opowiadać czym są sowieckie służby oraz w jaki sposób działa sowiecki wywiad. Ta wiedza nie była wówczas powszechna, dwaj panowie wnieśli duży wkład w publiczne rozumienie sposobu działania sowieckich służb. Czemu o tym piszę? Bo to się nie zmieniło. Zarówno Kaługin, jak i Bezmienow podkreślali, że to nie klasyczna praca wywiadowcza, czyli zdobywanie informacji, jest dla Łubianki najważniejsze, ale działania dywersyjne, destabilizujące, paraliżujące, ofensywne wobec państw, które Rosja chce osłabić lub zniszczyć. Charakterystyczne jest również krycie się za fasadami – tak przecież Rosja zdobyła Krym. Użyli dosyć prostackiego mechanizmu wysłania żołnierzy bez żadnych emblematów państwowych, którzy zajęli półwysep i dokonali ataku militarnego na inne państwo.

A proporcja o której mówił Bezmienow mówi o tym, że „tylko 15 proc. czasu, pieniędzy i zasobów ludzkich przeznacza się do realizowania celów wywiadu. Pozostałe 85 proc. służy do nadzorowanie powolnego procesu, który nazywamy dywersją ideologiczną, strategią małych kroków, działaniami aktywnymi lub wojną psychologiczną (…) to potężny i bardzo powolny proces prania mózgów”. To jest wojna prowadzona w naszych umysłach, tak abyśmy sami działali w interesie Rosji a nie we własnym. To wojna kognitywna – o to, jak my patrzymy na rzeczywistość, jak ją rozumiemy, jak odbieramy bodźce, które do nas przychodzą. Przykład? Zarówno w czasach sowieckich, jak i dziś Rosja stymuluje wszystkie ruchy odnoszące się do haseł pacyfistycznych.

„To nie nasza wojna”

Stanisław Żaryn: Tak jest. Hasła te same w sobie, wyjęte z kontekstu są chwytliwe, ale gdy go dodamy to zrozumiemy, że de facto są działaniem na korzyść agresora, czyli Rosji, choć na pierwszy rzut oka nie jest to oczywiste.

Rosja wiernie trzyma się zasady dzielenia przeciwnika, czy to sojuszników w Europie, czy społeczeństw wewnętrznie. Czy jesteśmy w stanie jakkolwiek zmierzyć na ile rozmaite podziały w państwach szeroko pojętego Zachodu wynikają z naturalnego demokratycznego sporu a na ile są sztucznie wytworzone?

Stanisław Żaryn: Dotknął Pan trudnego tematu. Spory i dyskusje są naturalnym elementem krajów demokratycznych czy organizacji międzynarodowych tworzonych przez państwa członkowskie. Utopie zakładające ich brak prowadziły zwykle do budowy zbrodniczych reżimów. Nie możemy patrzeć na podziały społeczne jako coś, co samo w sobie jest złe, bo nigdy ich nie wyeliminujemy z życia demokratycznego i politycznego. Rosjanie bardzo chętnie angażują się we wspieranie i stymulowanie różnych środowisk radykalnych. Zdarza się, że w konkretnych kampaniach informacyjnych Rosjanie wspierają strony przeciwstawne, taka sytuacja miała miejsce np. na Bałkanach. Zakładali dwie organizacje fasadowe, które ze sobą prowadziły kłótnie, aby nakręcać społeczne emocje i doprowadzić do osłabienia danego państwa. Realną groźbą jest wejście na taki poziom konfliktu wewnętrznego, że nie będziemy mogli znaleźć żadnego wspólnego mianownika.

W operacji na polsko-białoruskiej granicy widzieliśmy komponent nakręcania silnych emocji społecznych po to, żebyśmy sami się osłabiali. Mówię o tym z bólem, ale niektóre kampanie prowadzone przez polskich obywateli i polityków osłabiały działania państwa polskiego. Rosjanie w bardzo cyniczny sposób potrafią wykorzystać swobody obywatelskie, wolność słowa do tego, żeby nastawiać nas przeciwko sobie.

Bolesny fakt jest taki, że im większa sfera wolności słowa, tym Rosjanie mają większe pole do popisu. Niedawno internet był całkowicie dzikim zachodem, dziś na masowych platformach mamy chociaż moderację treści, choć i ona wzbudza kontrowersje. Wydaje się, że trudno jest utrzymać stabilność i niezależność od zewnętrznych aktorów tj. Rosja i jednocześnie pozwolić, żeby taka sfera jak internet była wolna od jakichkolwiek ograniczeń, moderacji treści i ingerencji. Przeciwwagą jest stara telewizja, radio i gazety, gdzie treść musiała być przefiltrowana przez redakcję i sprawdzona kilka razy. W jakim kierunku będzie szedł internet?

Stanisław Żaryn: Rzeczywiście wpływ mediów elektronicznych na życie społeczne wzrasta co wiąże się z konkretnymi zagrożeniami dla państw. W ostatnich latach zauważono niepokojące tendencje np. podczas wyborów w USA w 2016 r. po których uruchomiono potężne śledztwo próbujące wykryć mechanizmy wpływu poprzez sferę cyfrową. Podobną pracę wykonano w kilku innych krajach, co być może zaczęło otwierać oczy na ten problem. Nie możemy być naiwni – ze swobód obywatelskich korzystają nasi wrogowie mimo że sami praktykują w swoich państwach brutalną cenzurę.

Z drugiej strony mamy platformy takie jak chiński TikTok, które filtruję informacje na korzyść Pekinu.  

Stanisław Żaryn: Zachód musi odrobi lekcje płynącą z kampanii dezinformacyjnych rosyjskich czy chińskich, które są dla nas zagrożeniem. Mam wrażenie, że wypracowanie systemowych rozwiązań będzie bardzo trudne i będzie wiązało się z gorącymi dyskusjami. Gdzie stawiać czerwone linie, żeby nie wylać dziecka z kąpielą? Możemy łatwo zniszczyć swoje wartości, na których chcemy bazować. Łatwo zdiagnozować problem, trudno o znalezienie recepty. Mam wrażenie, że dobrą analogią jest przykład z ruchem pasażerskim w lotnictwie. Jeżeli przypomnimy sobie warunki lat 90., to loty pasażerskie odbywały się na znacznie niższym poziomie zabezpieczenia. Wówczas nikt by sobie nie pozwolił na tak szczegółową kontrolę osobistą czy bagażu jak obecnie. Zamachy terrorystyczne, zwłaszcza z 2001 r., przemodelowały nasze spojrzenie na podróże lotnicze. Mam wrażenie, że podobna historia może nas czekać w obszarze kampanii dezinformacyjnych oraz ataków hybrydowych, co wymusi na nas szukanie nowych, twardych rozwiązań, które pozwolą nam chronić przestrzeń informacyjną na zupełnie innym poziomie. Dyskusja i decyzje przed nami.

To ciekawa analogia, bo dezinformacja również może zabijać.

Stanisław Żaryn: Zgadzam się, widać to bardzo wyraźnie przy okazji analizy wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Tam komponent działań dezinformacyjnych jest obecny i ma swoje realne znaczenie dla działań kinetycznych.

Zachęcamy do przeczytania najnowszego wydania Przeglądu Wyzwań Strategicznych: Zagrożenia wobec wojny na Ukrainie.

xr:d:DAF1i2FLZXQ:7,j:3434405434364733456,t:23112911