Michał Ciesielski: Polityka demograficzna to nie dziedzina polityki, a jej wymiar
Musimy zacząć patrzeć na politykę demograficzną lub prorodzinną nie tyle jako na zestaw rozwiązań „celowanych”, co raczej jako na holistyczny sposób myślenia o polityce w ogóle. W ten sam sposób w UE funkcjonuje obecnie polityka klimatyczna – każdy projekt legislacyjny musi wykazać wpływ, jaki na klimat wiązać się będzie z jego wejściem w życie. Wpływ na kondycję rodzin musi stać się elementem oceny skutków wprowadzanych regulacji z różnych dziedzin – nie tak jak dziś, gdy formalnie taki wymóg jest, jednak nie przykłada się do niego większej wagi, ale faktycznie ocena wpływu na sytuację rodzin musi stać się istotnym elementem ewaluacji w procesie legislacyjnym. Tylko wzmacniając kondycję rodzin możemy bowiem pośrednio przyczynić się do poprawy sytuacji demograficznej, gdyż to funkcjonujące rodziny są środowiskiem, w którym dzieci najczęściej się rodzą i ulegają socjalizacji.
Dlatego właśnie, polityka wpływająca na rynek pracy jest polityką prorodzinna lub antyrodzinną. Polityka gospodarcza czy podatkowa może sprzyjać budowaniu rodzin z dziećmi lub to utrudniać. Polityka rozwoju regionalnego jest – złą lub dobrą – polityką demograficzną. Dopiero przyjęcie tej perspektywy pozwoli nam lepiej dostrzec i zrozumieć, dlaczego deklarowane aspiracje rodzinne Polaków (a te znajdują wielokrotne potwierdzenie w badaniach[1]) nie pokrywają się z rzeczywistą ilością posiadanych dzieci – na przeszkodzie stoją niesprzyjające demografii czynniki gospodarczo-polityczne i kulturowe.
Na początku dyskusji, warto wskazać, dlaczego masowa migracja traktowana jako jedno z najpopularniejszych rozwiązań problemu demograficznego zasługuje na odrzucenie. Przede wszystkim, migracja (rzeczywiście masowa, gdyż dla zapewnienia zastępowalności pokoleń, imigranci musieliby stanowić 20% polskiego społeczeństwa)[2] generuje koszty społeczne jeszcze większe niż problem, który ma za zadanie rozwiązać. Wśród nich, wymienić możemy ryzyko powstania ogromnych podziałów kulturowych i napięć społecznych o podłożu etnicznym związanych z nieuniknionymi w skali masowej problemami z asymilacją mas migrantów. Efektem tych procesów są znane z państw zachodnich problemy ze wzrostem przestępczości, przeciążeniem instytucji państwa i gettoizacją miast. Imigracja może pełnić jedynie pomocniczą rolę w walce z wyludnianiem się kraju jako element polityki demograficznej, lecz dla uniknięcia opisanych powyżej problemów musi zachować ograniczony charakter i odnosić się przede wszystkim do napływu migrantów z krajów bliskich kulturowo, co czyni asymilację łatwiejszą, choć w warunkach współczesnych społeczeństw i tak dość trudną.
Z drugiej strony, niedocenianym czynnikiem wpływającym na demografię polskiego społeczeństwa jest powszechna w naszym kraju migracja wewnętrzna z mniejszych ośrodków do większych. To zjawisko pociąga za sobą szereg zjawisk niesprzyjających dzietności – migracje generalnie utrudniają założenie i budowanie rodziny (nawet jeśli efektywnie realizują cel podniesienia swojego materialnego czy kulturowego statusu poprzez wyjazd na studia lub w poszukiwaniu lepszej pracy), odrywając starsze pokolenia od młodszych w rodzinach (zaś nieobecność poszerzonej rodziny w pobliżu utrudnia opiekę nad dziećmi) i generując nierówności między płciami.
Migracje wewnętrzne odciskają się także na ważnym dla demografii problemie mieszkaniowym, pośrednio przyczyniając się do wzrostu cen mieszkań i ich spadającej dostępności dla młodych par. Zahamowanie czy odwrócenie migracji wewnętrznej mógłby sprawić, że silnie odczuwana w dużych miastach presja mieszkaniowa rozłożyłaby się bardziej po równo we wszystkich regionach Polski.
Właśnie z tego powodu Polska potrzebuje tego, co kilka lat temu w Polsce ochrzczono mianem „deglomeracji”[3] – mimo tego, że pojęcie to popadło nieco w zapomnienie po okresie popularności blisko 10 lat temu, warto do niego wrócić, gdyż polityka deglomeracyjna mogłaby zwiększyć atrakcyjność mniejszych miast i uczynić przeprowadzkę do dużych metropolii wyłącznie opcją a nie wyłączną drogą na pomyślne budowanie własnej przyszłości. Niestety obecnie wyjazd do dużego miasta jest naturalną aspiracją młodych pokoleń Polaków – wcale nie musiałoby tak być, zaś ograniczenie „ssącej” siły metropolii mogłoby pozytywnie przełożyć się na wskaźniki polskiej demografii i wytworzyć alternatywny model rozwoju kraju[4].
Deglomeracja mogłaby w praktyce wiązać się np. z przenoszeniem siedzib niektórych urzędów czy publicznych instytucji do mniejszych miast, co zwiększałoby popyt na pracę w regionach. Ten sam efekt osiągnąć można poprzez wykorzystanie specjalnych stref ekonomicznych, które dzięki wsparciu państwa stają się miejscami atrakcyjnymi dla inwestorów zakładających tam zakłady pracy. Polityka transportowa przeciwdziałająca wykluczeniu transportowemu mniejszych ośrodków ze stolicami województw także zwiększałaby poziom życia mieszkańców miasteczek.
W rozmowie o demografii nie sposób nie wspomnieć o zagadnieniach kulturowych. Czasem wskazuje się na wysoce kontrowersyjne teksty pojawiające się na popularnych kobiecych portalach obrzydzające posiadanie dzieci lub zakładanie rodziny, lecz większy wpływ prawdopodobnie wywierają bardziej subtelne formy propagandy obecne w kulturze masowej, zwłaszcza poprzez przedstawianie świata bez dzieci jako rzeczywistości domyślnej. Brak dzieci w gąszczu dzieł kultury rzeczywiście tworzy zafałszowany obraz życia społecznego, który wtórnie wpływa na świat realny.
Niestety, nawet dobrze przemyślana i skuteczna polityka demograficzna nie przywróci zastępowalności pokoleń ze współczynnikiem dzietności na poziomie 2,1 w żadnej dającej się przewidzieć przyszłości; biorąc pod uwagę aktualne trendy, z tak ambitnym celem możemy się niestety pożegnać. Nie daje to nam jednak przyzwolenia na fatalizm – nawet podniesienie wskaźnika dzietności do 1,5-1,6 z 1,1 będzie dużym sukcesem spowalniającym proces kurczenia się społeczeństwa. Bez względu na rezultaty działań państwa i różnych instytucji, zmniejszenie się populacji Polski w kolejnych dekadach wydaje się losem nie do uniknięcia, lecz spowolnienie tego procesu może złagodzić jego efekty. Ostatecznie, problemem każdego społeczeństwa nie jest jego wielkość w liczbach bezwzględnych, a raczej struktura – przewaga pokoleń starszych zawsze będzie wiązać się z dużym obciążeniem gospodarczym.
Michał Ciesielski – ekonomista, prezes Centrum Myśli Gospodarczej, autor piszący m.in. dla portalu Nowy Ład czy Klubu Jagiellońskiego. Zainteresowany demografią, ekonomią rozwoju, gospodarką współdzielenia i katolicką nauką społeczną. Współautor raportu “Jak zatrzymać wymieranie Polski?”.
Powyższy artykuł powstał w następstwie spotkania “Demograficzna Zima” zorganizowanym w ramach cyklu spotkań dyskusyjnych “Polska Nowego Ćwierćwiecza” Fundacji Polska Wielki Projekt.
[1] https://nlad.pl/czy-polacy-chca-miec-dzieci/
[2] https://cmg.org.pl/wp-content/uploads/2023/12/CMG-Jak-zatrzymac-wymieranie-Polski.pdf, s.58-59
[3] https://klubjagiellonski.pl/wp-content/uploads/2019/06/deglomeracja-czy-degradacja.pdf
[4] https://cmg.org.pl/analizy-i-komentarze/deglomeracja-jako-filozofia-rozwoju/
Social media