Przemówienie Gunnara Heinsohna

Większość z państwa urodziła się w Polsce, mieszkała w Polsce. Macie za sobą trudne życie, wewnętrzne spory, europejskie spory. Spory, które toczą się od Waszyngtonu do Jerozolimy. Doskonale was rozumiem. Ja też urodziłem się w Polsce i mieszkałem w Polsce, ale moje życie jest bardzo łatwe, cieszę się wieloma przywilejami.

Jako gość muszę się odpowiednio zachowywać i widzę, że w zamian za moje starania, Polacy są dla mnie bardzo mili, bardzo gościnni. Raz na jakiś czas w mojej ulubionej kawiarni w Gdańsku dostaję do szarlotki trochę więcej bitej śmietany niż sąsiedzi przy stolikach obok, rdzenni Polacy. Nie chcę, żebyście o tym mówili, nie zdradzajcie tego, bo potem ludzie powiedzą, że najpierw zabieram bitą śmietanę w Gdańsku, a potem jeszcze Warszawa daje mi za to medal.
Urodziłem się w Polsce, tak jak już wspomniano. Mój ojciec Heinrich Heinsohn (1910-1943), był jedną z tych osób, które rozpoczęły II wojnę światową. Nie przyjechał on do Polski jako gość, przypłynął na pancerniku Silesia. Silesia ostrzelała polski port w Helu z dział kalibru 28 cm. Ta bitwa skończyła się po dwóch tygodniach, a po czterdziestu pięciu miesiącach mój ojciec już nie żył. Nie zginął na pancerniku, zginął u wybrzeży Kanady, na okręcie podwodnym, którym dowodził.

Chciałem zrozumieć, dlaczego zdecydował się odejść z pancernika, to była dosyć bezpieczna forma służby, dlaczego zdecydował się na łódź podwodną. Kupiłem w admiralicji brytyjskiej protokół negocjacji pomiędzy admirałem Unrugiem a dowódcą niemieckim admirałem Schmundtem. Cóż się okazało? W tym protokole nie było nic niepokojącego. Polscy oficerowie zostali zwolnieni z honorami, strona niemiecka postawiła tylko jeden warunek. Mianowicie, żeby 15-centymetrowe działa nie zostały poddane i zniszczone, ponieważ Niemcy chcieli je przejąć. Następnego ranka Niemcy wkroczyli, Polacy zeszli z pokładu, wyszli z portu. Od razu okazało się, że Polacy zniszczyli te działa. Admirał Unrug usłyszał wiele ciężkich słów. Powiedział on: „No cóż, jestem przerażony, ostatnia rzecz, którą sprawdziłem wczoraj wieczorem, to było właśnie działo, mówiłem: to działo ma zostać, tego nie niszczymy, bo obiecałem, że Niemcy dostaną te działa”. Niemcy zrozumieli, że zostali oszukani. Polskim żołnierzom wtedy nie zrobiono żadnej krzywdy. Dalej nie rozumiałem, dlaczego mój ojciec, który brał udział w zwycięskiej bitwie i wygrał to honorowo, tak mi się wydawało, odszedł ze służby na pancerniku. Później poznałem prawdę z innego źródła.

Po zwycięstwie we wrześniu 1939 roku oficerowie zostali zaproszeni na uroczystość świętowania tegoż zwycięstwa na pancerniku. Byli tam oficerowie Wehrmachtu, Luftwaffe i Kriegsmarine, pojawili tam się również członkowie SS. Mój ojciec podsłuchał wtedy rozmowę pomiędzy dwoma oficerami SS. Jeden przechwalał się drugiemu, że jego żołnierze zastrzelili polskiego lekarza, ale żołnierze służący pod tym oficerem nie chcieli zabijać żony lekarza i dzieci, w tym niemowląt. Po groźbie kary dyscyplinarnej żołnierze w końcu zabili żonę. Ponieważ nadal odmawiali zastrzelenia dzieci, oficer SS musiał to zrobić osobiście. Wtedy mój ojciec zaczął rozumieć coś, czego Niemcy do dziś nie rozumieją.

Inwazja na Polskę, to zwycięstwo militarne nie było zwykłą wojną, ono zostało skażone po wsze czasy. Mój ojciec zdał sobie sprawę, że był integralną częścią zbrodni przeciw ludzkości . Tak to wtedy nazywano, gdyż termin ludobójstwo został użyty po raz pierwszy dopiero w 1944 roku przez Rafaela Lemkina. Zrozumiał zatem, że jego naród, w imieniu którego podbijał Polskę, budując imperium niemieckie, rozpoczyna największe ludobójstwo w historii ludzkości. To była operacja tajna, nawet dowódca Wehrmachtu w Poznaniu, generał Blaskowitz, o tym wtedy nie wiedział. Chciał tak naprawdę esesmanów poddać pod sąd wojenny Wehrmachtu. Zgłosił w Berlinie ich zbrodnie, a Berlin powiedział: „Tak ma być, tak Hitler kazał zrobić”. Ojciec już wtedy wiedział, co się działo. Chciał jak najdalej od tego wszystkiego uciec, dlatego w 1940 roku przeszedł przeszkolenie i sześć miesięcy przed moim urodzeniem zginął w łodzi podwodnej na Atlantyku.

Dowiedziałem się o tym od siostry mojego ojca. Opowiedział jej o tym wszystkim, mimo że zdradzał tajemnice sekretnej operacji, bo nie mógł o tym zapomnieć. Moja niania, pani Irena Siterska, powiedziała mi, że mój ojciec był gotowy na śmierć. On nie był głupi, ale nie wiedział, dlaczego zginie. Nie wiedział, że Polscy matematycy odkryli kod Enigmy, dzięki czemu Brytyjczycy byli w stanie śledzić kurs każdej łodzi podwodnej, ale wiedział, że z dziesięciu jego towarzyszy broni nie wracało ośmiu, dziewięciu. Gdy wypływał po raz ostatni z Gdyni, powiedział mojej przyszłej niani Irenie, żeby zadbała o jego żonę i dzieci, gdyż nie spodziewał się wrócić.

Dwadzieścia lat temu chciałem napisać mowę na temat Polski dla najbardziej utalentowanego ministra federalnego w Niemczech. Już wcześniej pisałem dla niego przemówienie na temat Holocaustu, a przemówienie na temat Polski zawierałoby wiele z tych samych tematów. Kiedy jego partia przegrała w wyborach, to wystąpienie o Polsce nigdy nie zostało wygłoszone. Pamiętam, jaki był pierwszy wers. Brzmiał on tak: każdy rodzaj nienawiści wobec Żydów należy zwalczać, ale nie każdy antysemita przygotowuje Holocaust. Niektórzy powiedzą, że ta różnica pomiędzy zabijaniem Żydów a tylko nienawiścią wobec nich, byciem antysemitą jest niewielka. Taką różnicę zrozumie każdy, kto musi wybierać pomiędzy obelgą, wygnaniem a morderstwem. Każdy, kto ma wybór zachowania życia albo utracenia życia, doskonale zrozumie, że jest różnica pomiędzy antysemitą a kimś, kto planuje Holocaust, organizuje komory gazowe. Dlaczego Polska tak często wybierana jest jako przykład sojusznika w niemieckiej machinie zabijania? Odpowiedź jest dosyć prosta. Prości ludzie mają taką formułkę: antysemityzm równa się Holocaust. Zastanawiają się, gdzie jest antysemityzm. Antysemityzm jest wszędzie, w Kanadzie, w Stanach Zjednoczonych. Argumentacja wygląda następująco mówi się, że antysemityzm jest wszędzie, ale tu mamy antysemityzm i obozy zagłady. I mamy teraz – to równanie zaczyna nam się zgadzać – antysemityzm, obozy zagłady, a zatem Polacy musieli aktywnie brać udział w tym ogromnym mordzie na Żydach. To równanie jest błędne. Problem z takim równaniem jest taki, że Holocaust nie jest wystarczająco dobrze rozumiany. Może podam przykład, cytując najbardziej doświadczonego i inteligentnego badacza Holocaustu z Izraela. Yehuda Bauer powiedział: „Nawet gdyby Hitler i jego działania mogłyby być wyjaśnione, to nie oznacza, że my to już zrozumieliśmy”. Nie byłem zadowolony, że nie możemy tego zrozumieć, choć wydaje mi się, że odpowiedź jest prosta. Co on chciał zrobić? Otóż ta odpowiedź właściwie pojawiła się na piśmie, jego ręką.

Być może wiedzą państwo, może pamiętają, że najpierw zabijano aryjczyków, to były osoby niepełnosprawne w Niemczech i niemieccy żołnierze, którzy byli bardzo ciężko ranni w wojnie przeciw Polsce. Wtedy to była tak zwana eutanazja. Kiedy w Stuttgarcie pastor podszedł do osoby odpowiedzialnej za wytrucie osób niepełnosprawnych, ten miał powiedzieć: „Piąte przykazanie «nie będziesz zabijał» nie jest wcale przykazaniem Bożym, lecz żydowskim wymysłem”. Życie ludzkie i jego świętość to jest właśnie żydowski wymysł, jeżeli ktoś używa takich określeń. Zresztą sam Hitler w 1932 roku musiał opuścić Niemcy. Uciekł do Gdańska i tam prowadził rozmowy z przywódcami partii nazistów. Rozmawiał z Hermannem Rauschningiem i powiedział mu: „My, Niemcy, musimy oczyścić naszą krew z tego przekleństwa z góry Synaj, tak zwanej moralności, z której uczyniono bożka, by chronić słabych przed silnymi, to jest tak zwane dziesięć przykazań, które zwalczamy”. Ludzie, którzy wierzą, że Hitler szukał sojuszników wśród antysemitów, zapominają, że zabił on ponad 5 mln antysemitów. Bycie antysemitą nie chroniło przed planem Hitlera, a jego planem było wybicie 100 mln Słowian, od Polski po Rosję. Należało ich wypchnąć w stronę Syberii, albo zabić, albo zrobić z nich niewolników. Na ich miejsce miało przyjechać 30 mln niemieckich osadników, którzy korzystaliby z tej niewolniczej pracy aż do śmierci. Mówię o tym dlatego, że musimy zmienić język, którego używamy, gdy rozmawiamy ze sobą. Niemcy mówią Poland Feldzug, kampania polska, gdy uczą się historii. Czasami samokrytycznie mówią „wojna agresyjna”, „napaść na Polskę”. Nigdy natomiast od Niemca, od niemieckiego polityka czy intelektualisty nie usłyszymy wobec Polaków następujących słów na temat historii polsko-niemieckiej: „Kiedy rozpoczęliśmy największe ludobójstwo w historii, atakując Polskę…”. Niemcy nigdy nie użyją słowa „ludobójstwo”, to się nie zdarzy. Niemcy zmienią ton dopiero wtedy, gdy będą w stanie to powiedzieć. Dla mojego kraju to nie jest łatwe. Niełatwo jest zaakceptować odpowiedzialność za tyle ludobójstw, jesteśmy w związku z tym niechętni, by na swoje barki brać kolejne. Ale wtedy zmieniłby się ton naszych wzajemnych rozmów.


A teraz przejdę do przyszłości. Gdy muszę krótko zdefiniować, co jest decydujące dla narodu, koncentruję się na pięciu kwestiach, są one przedstawione w pięciu kolumnach. Trzy doskonale państwo znają od czasu publikacji Johna Locke’a, są one pośrodku tej tabeli. John Locke jednakże nie wiedział, że w Europie będzie rodziła się niewystarczająca liczba dzieci, a zatem dodałem dzietność po prawej stronie. Jeszcze ważniejsza w świecie dzisiejszym niż dzietność jest moc umysłu, siła umysłu, dlatego kompetencje dodałem po lewej stronie. Mamy więc: kompetencje, życie, własność, wolność i dzietność. W przypadku Polski pozycja jest dosyć wysoka, jeśli chodzi o kompetencje i życie, czyli ochronę przed terrorem. Siła polskich umysłów i niskie zagrożenie terroryzmem w Polsce są jednym z najważniejszych dóbr naszego narodu i trzeba te aktywa wykorzystać, konkurując na rynku globalnym. W innych przypadkach Polska nie różni się od innych krajów. Na przykład jeśli chodzi o dzietność, wszystkie kraje, które przedstawiam, mają ten sam problem. W tej chwili mamy siedemdziesiąt narodów na świecie, które mają dzietność poniżej 1,8, a zatem muszą mieć coś ze sobą wspólnego. To nie jest problem polski, węgierski czy francuski. Najsilniejszym czynnikiem antykoncepcyjnym jest to, że ludzie muszą konkurować na rynku pracy przez całe swoje życie. Jeżeli już zdobędą jakąś pozycję, to muszą dalej jej bronić, konkurując z innymi. Ludzie potrzebują czasu na tę walkę, muszą mieć również czas na to, żeby się uczyć i żeby odpoczywać. W tym trójkącie pracy, odpoczynku i walki łatwiej dać sobie radę, jeżeli nie zawracają nam głowy żona i dzieci, dlatego też ta dzietność spada. Te przyczyny nie znikną, dlatego też zdajemy sobie sprawę, że konkurujące ze sobą narody z biegiem czasu stają się mniejsze. Te, które przetrwają i wygrają w tej konkurencji, wygrają dlatego, że będą kanibalizować wzajemnie talent, czyli ja ukradnę od ciebie talenty, a ty je stracisz.

Tutaj nie ma sytuacji, która byłaby zwycięska dla wszystkich. Polska jest na dziesiątym miejscu na świecie, jeśli chodzi o inteligencję. To jest wyjątkowo wysoka pozycja. Można byłoby zadać sobie pytanie, dlaczego Polska plasuje się tak blisko Szwajcarii, Holandii, Kanady, a Niemcy nie? Co się stało z Niemcami? Co stało się z Francją? Wszyscy uważamy, że lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte to był okres, kiedy Niemcy byli tak samo inteligentni jak Szwajcarzy i Polacy. Dzisiaj nie osiągają tego samego poziomu, względnie są na połowie tego poziomu. Problemem nie jest emigracja. W Szwajcarii jest największa procentowo emigracja w całej Europie, a to jest najinteligentniejszy naród na tym kontynencie. Co zatem robi Szwajcaria, a czego nie robią Niemcy? Otóż Szwajcaria tak naprawdę inwestuje w zdolności kognitywne, poznawcze. Żeby zostać obywatelem szwajcarskim, trzeba się legitymować dużymi zdolnościami poznawczymi.

Stany Zjednoczone mają bardzo ciekawe przekonanie, że jeżeli 100 tys. euro zainwestuje się w dziecko w tej części świata i 100 tys. w dziecko w innej części świata, to wynik będzie taki sam. Ale od 1980 roku wiemy, że uboższe dzieci z Tajwanu i Japonii lepiej uczą się matematyki niż najbogatsze dzieci w Stanach Zjednoczonych. A jak to jest możliwe, że ludzie z Dalekiego Wschodu są inteligentniejsi niż my? Nie wiemy dlaczego, ale od czterdziestu jeden lat we wszystkich testach oni mają najlepsze wyniki, czyli są inteligentniejsi. Nawet ci najlepsi, najinteligentniejsi na Zachodzie i tak są w drugiej lidze w porównaniu z Dalekim Wschodem. Jeżeli mówimy o konkurencji międzynarodowej, jeżeli zaczynamy z drugiej ligi, nie chcemy spaść do trzeciej ligi tak jak Niemcy, czy też do czwartej ligi jak Stany Zjednoczone, staramy się przybliżyć do tej pierwszej klasy. Niektóre narody mówią, że nie zależy nam na tym. Niektóre narody – Australijczycy, Kanadyjczycy – mówią: „No dobrze, jeżeli ludzie z Dalekiego Wschodu są od nas inteligentniejsi, to zaimportujmy ich”. W Australii i w Kanadzie sprowadzają dwadzieścia dwa razy więcej Chińczyków niż Niemcy.

Jeżeli chciałoby się zrozumieć przyszłość świata w bezpieczny sposób, żeby się nie zawstydzać, to szukajmy czynnika, który już istnieje, który jest ważny i który będzie istniał za pięćdziesiąt lat.

Piętnastolatek za pięćdziesiąt lat najprawdopodobniej będzie jeszcze żył, tak jak noworodek, a zatem badam dzieci na świecie. Mam na przykład tysiąc dzieci i z tego tysiąca widzimy, że polskich jest troje. Znam w Polsce bardzo miłych młodych ludzi w Gdańsku, którzy mówią: „My chcemy pomóc tej grupie, która znajduje się najniżej, czyli reszcie świata”. A ta reszta świata nie znalazła się nawet na poprzednio pokazywanej tabeli, gdzie było siedemdziesiąt krajów. Sto trzydzieści narodów nawet nie pojawiło się w tej tabeli. A zatem one nigdy nie będą miały szansy, by konkurować w świecie wysokich technologii. Tak naprawdę będą znajdowały się jeszcze bardziej w tyle. Jeżeli Polska już w tej chwili jest w takiej sytuacji, że troje z tysiąca dzieci jest Polakami, to jak możemy przetrwać? Możemy przetrwać, tylko jeżeli jesteśmy zdeterminowani, jeśli bardzo tego chcemy.


Większość w Niemczech mówi: „Nam jest wszystko jedno, chcemy pomóc innym, zapraszamy ludzi, którzy być może nie będą się uczyli tak jak nasze dzieci, w związku z tym spadamy niżej, jesteśmy gorsi niż Szwajcaria, gorsi niż Polska, ale trudno”.

Każdy naród ma prawo do podejmowania takich decyzji. Jeżeli nie chcemy działać tak jak Niemcy, tak jak Francuzi, a chcemy działać tak jak Kanadyjczycy, Australijczycy, Nowozelandczycy czy Duńczycy, budujemy fortecę kompetencji. Ona już istnieje. Wszystkie kraje z Dalekiego Wschodu to fortece kompetencji. Jak widzicie, jest ich tu sto pięćdziesiąt. W Polsce troje na tysiąc dzieci i jeszcze te sto pięćdziesiąt dzieci jest najinteligentniejszych, czyli osiemdziesiąt najinteligentniejszych dzieci na świecie na sto to dzieci z Dalekiego Wschodu, a reszta świata to dwudziestka. A zatem jeżeli chcemy z nimi konkurować, musimy dokonać wyboru. Zachodnie fortece kompetencji dokonały tego wyboru, a ten wybór jest interesujący. Otóż powiedzieli: „Każdy kraj ma ludzi, którzy potrzebują wsparcia finansowego, nie mogą się nauczyć, wyedukować, im trzeba zapewnić wsparcie finansowe, muszą prowadzić godne życie”. Te narody rozumieją również, że ich najlepsi z najlepszych muszą to sfinansować, czyli nie powinniśmy zniechęcać najlepszych, najbardziej utalentowanych. Możemy im zazdrościć, możemy ich nienawidzić, ale nie powinniśmy ich zniechęcać, bo jeżeli oni wyjadą, to tracimy naszą przewagę poznawczą, kognitywną i spadamy do niższej ligi. Decyzje podjęte przez te wszystkie kraje, które są albo anglojęzyczne albo dzieci uczone są w nich angielskiego do najmłodszych lat. Kiedy mnie ktoś pyta, jaki jest największy błąd w Polsce, to moja odpowiedź jest prosta, Polacy powinni uczyć się angielskiego od przedszkola, bo dzieci nauczą się tego języka w dwa lata, będzie to mało kosztowne, a w późniejszym wieku jest to znacznie trudniejsze. Te wszystkie fortece kompetencji nie są rasistowskie. Natomiast jeżeli pukasz do drzwi Kanady czy też Australii i pochodzisz się z Anglii, ale masz słabe wyniki w szkole, to nie wpuszczą cię, mimo że masz blond włosy, niebieskie oczy i jesteś chrześcijaninem. Ale jeżeli ktoś, który ma ciemną skórę, ciemne oczy, inne włosy, zapuka do Australii i do Kanady, ma mniej niż czterdzieści cztery lata, jest inteligentny, wykształcony, to ta osoba zostanie wpuszczona. Ważne jest, by to zrozumieć. Niełatwo jest czasami odrzucać ludzi o naszym własnym pochodzeniu etnicznym, ale te kraje właśnie tak robią.

Gdy mieszkałem w Kanadzie, widziałem, że nawet podczas ciężkiego kryzysu gospodarczego, gdy poziom stopy bezrobocia rósł, każda utalentowana osoba, która chciała przyjechać, mogła to zrobić, jeżeli była wystarczająco dobra, by stanowić część grupy, która, wprowadzając innowacje, wyprowadzi kraj z kryzysu. Druga strona wygląda tak, nawet jeżeli znajdujemy się na szczycie cyklu gospodarczego i chcemy być szczodrzy, to możemy oczywiście chcieć innym pomóc i przyjąć ludzi, którzy nigdy się wiele nie nauczą i nigdy wiele nie osiągną. Będziemy musieli o nich zadbać, dać im leki, opiekę medyczną, zapewnić im życie i to być może obniży poziom życia w całym kraju. Widzą państwo polski indeks wojenny. Gdy przyjrzymy się sytuacji, to zobaczymy, że w Polsce ten indeks w 1950 roku był właściwie tak wysoki jak w Afganistanie, a w 2014 roku, gdy Polacy wyjechali z Afganistanu, to było 0,96, to było mniej niż 20 proc. wskaźnika wojennego w Afganistanie. Czym jest indeks wojenny? Musiałem wypracować takie rozwiązanie dla generałów, dla których prowadziłem wykłady w Kolegium NATO w Rzymie. Mężczyźni w wieku 55-59 lat zbliżają się do wieku emerytalnego, porównujemy to z młodymi mężczyznami, którzy mają 15-19 lat i muszą walczyć o swoją pozycję, czyli tysiąc mężczyzn u kresu swojego życia zawodowego i tysiąc na początku. Natomiast w Afganistanie jest sześć tysięcy młodych ludzi na tysiąc mężczyzn w wieku emerytalnym, a zatem ten tysiąc mężczyzn, gdy przejdzie na emeryturę, zwolni tysiąc stanowisk, a sześć tysięcy musi walczyć o swoją pozycję, i to się staje niebezpieczne. Nie będę teraz omawiał szczegółów, natomiast to świadczy o nadwyżce mężczyzn.

Gdy staramy się zrozumieć powojenną historię Polski i gotowość, z jaką Polska weszła do awangardy walki o wolność, bardzo przydatne było to, że byli młodzi mężczyźni, gotowi do podjęcia ryzyka, ponieważ nasz indeks wojenny był wtedy stosunkowo wysoki. Pamiętają państwo o fortecach kompetencji, granice są otwarte dla utalentowanych ludzi, niezależnie od religii, rasy, pochodzenia etnicznego, natomiast są zamknięte dla tych, którzy chętnie by przyjechali, ale którzy nie mogą konkurować na rynku pracy i nie wniosą swojego wkładu w rozwój gospodarczy. Mówimy teraz o 950 milionach ludzi, którzy chętnie by przyjechali do Europy, do Ameryki Północnej. Musimy sobie zdawać sprawę, że możemy chcieć im pomóc, ale nas jest dużo mniej. Sześciu dowódców marynarki wojennej z Chorwacji, Turcji, Hiszpanii i Włoch było słuchaczami moich wykładów. Powiedziałem, że w 2013 roku Australia zamknęła swoją granicę morską, to jest 25 tys. kilometrów, tak naprawdę dokonała tego mała flota marynarki wojennej.

Nikt nie zginął na morzu, bo ludzie stwierdzili: „Nie będę płacić przemytnikom, jak Australia mnie nigdy w życiu nie wpuści”. Przestali po prostu wyruszać. Powiedziałem oficerom: „Bardzo łatwo to zrobić. Jeżeli Australia broni 25 tys. kilometrów, to przecież 3 tys. kilometrów wybrzeża Morza Śródziemnego Europy mogłoby być też bronione”. Oni mnie zapewnili, że gdyby rozkazy przyszły jutro, to oczywiście zamykamy basen Morza Śródziemnego, nikt nie przepłynie, natomiast ten rozkaz nie przyszedł, być może kiedyś będzie to konieczne. 80 proc. najinteligentniejszych ludzi na świecie mieszka na Dalekim Wschodzie.
Widzimy możliwych kandydatów do takich fortec, Polska jest jednym z nich. I jeszcze jedna dodatkowa opowieść. Otóż na kursie dla admirałów i generałów miałem również ambasadorów, oni mogli wziąć udział w tym wykładzie. Po raz pierwszy miałem słuchacza z Ukrainy, to był generał, uczestniczył w wykładach jako przedstawiciel państwa partnerskiego NATO. Oczywiście spotkanie było zgodne z zasadami Chatham House, nic nie wychodzi poza drzwi sali. I mówiono: „Co będzie, jeżeli Unia Europejska upadnie albo jeżeli Niemcy nie będą chcieli już płacić?”. Jeżeli dług publiczny Niemiec straci swoją wartość i nie będzie już wykorzystywany do finansowania Unii, to będzie ten moment gospodarczy, kiedy Niemcy powiedzą: „Chcielibyśmy wam dać pieniądze, ale niestety nie możemy”. A inni powiedzą: „Te pieniądze nie mają żadnej wartości”. Wtedy wszyscy będą musieli sobie znaleźć nowe miejsce. Powiedziałem wtedy: „To może wrócić do czasów Rzeczpospolitej, Warszawa może nie byłaby stolicą, może Grodno”. Pamiętam, ku zaskoczeniu, ten ukraiński generał uśmiechnął się i powiedział: „To wspaniały pomysł”. Z kolei pani ambasador Litwy we Francji powiedziała: „Nigdy!”. Czasy się zmieniają.

Dziękuję państwu za cierpliwość, za zainteresowanie, to tyle z mojej strony.

Gunnar Heinsohn prezentacja
Gunnar Heinsohn prezentacja
Gunnar Heinsohn prezentacja
Gunnar Heinsohn prezentacja
Gunnar Heinsohn prezentacja
Gunnar Heinsohn prezentacja
Gunnar Heinsohn prezentacja