A. Szczerski: naczelną wartością konserwatyzmu jest odnalezienie ciągłości

– Moim zdaniem zarzucona została kwestia ciągłości. Dyskusja na temat zerwania, które miało się dokonać w czasie II wojny światowej, jest oczywiście tezą bardzo mocno uzasadnioną. Wiem, że nie jestem w większości, wiele osób mówi o tym zerwaniu bardzo wyraźnie. Dla mnie jednak naczelną wartością konserwatyzmu jest odnalezienie tej ciągłości.  – mówił podczas VI Kongresu Polska Wielki Projekt prof. Andrzej Szczerski.

Prof. Andrzej Szczerski, historyk sztuki, od stycznia 2020 r, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie. W 2016 r. podczas VI Kongresu PWP brał udział w panelu „Piękno i władza – spór między dyskursem konserwatywnym a lewicowym w kulturze” w którym uczestniczyli również: prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog, filozof społeczny  oraz polityk, europoseł od 2014 r., dr Mateusz Werner, filozof kultury, eseista oraz krytyk filmowy, Roger Scruton, nieżyjący brytyjski filozof, przedstawiciel konserwatyzmu w filozofii, autor ponad trzydziestu książek z dziedziny filozofii, krytyki literackiej, eseistyki politycznej i kulturalnej oraz powieści tłumaczonych na wiele języków, który zmarł na początku 2020 r. oraz dr Piotr Bernatowicz, historyk sztuki. Debatę moderował dr hab. Michał Łuczewski.

Andrzej Szczerski utożsamia konserwatyzm z ciągłością. „Faktycznie mówienie o konserwatyzmie jako wartości odnosi się do tego, co jest jego najważniejszą treścią. Zgadzam się, że moje słowa w różnych tekstach czy wywiadach były może nie tyle krytyką, ile zastanawianiem się, w jakim stopniu akurat w Polsce konserwatyzm został z różnych powodów utożsamiony z pozycją, która byłaby widziana jako nieadekwatna do dzisiejszych czasów. To nie tyle była krytyka konserwatyzmu, ile stereotypu na jego temat, któremu do pewnego stopnia sami ulegaliśmy. W konserwatyzmie w kontekście piękna interesuje mnie pojęcie ciągłości. Jestem przekonany, że jeżeli ktoś dzisiaj w Polsce ma prawo mówić o takiej ciągłości, albo szukać jej w klęskach, to właśnie konserwatyzm. Nie tyle chodzi nawet o tradycję, bo na jej temat istnieje pewnego rodzaju konsensus. Odwołujemy się mniej więcej do tych samych twórców, do tych samych zabytków. Moim zdaniem zarzucona została kwestia ciągłości. Dyskusja na temat zerwania, które miało się dokonać w czasie II wojny światowej, jest oczywiście tezą bardzo mocno uzasadnioną. Wiem, że nie jestem w większości, wiele osób mówi o tym zerwaniu bardzo wyraźnie. Dla mnie jednak naczelną wartością konserwatyzmu jest odnalezienie tej ciągłości. To byłoby jakieś wyzwanie dla niego. Nie boję się szukania tejże ciągłości w pewnych fenomenach współczesnej kultury, w sztuce współczesnej, w teatrze. Nie przyjmuję po prostu do wiadomości, że przegraliśmy komunizm, że druga wojna światowa faktycznie nas pokonała. To, o czym dzisiaj mówimy, ten duch wolności, rewolty, solidarność, to są elementy kontynuacji i ciągłości polskiej tradycji, która wciąż trwa. Nie widzę problemu, żeby konserwatyści byli dzisiaj siłą modernizującą. Jest takie oksymoroniczne pojęcie konserwatywnego modernizmu, które stosuje historia sztuki, ale nie tylko ona. Chodzi o dokonywanie modernizacji w imię haseł konserwatywnych, ciągłości i wielu innych. Zastanówmy się w tej chwili tylko nad kwestią ciągłości. Co stało się w Polsce za czasów Mieszka I? Przy okazji obchodów rocznicy chrztu Polski posługiwano się błędnym pojęciem historycznej modernizacji. Mnie raczej interesowałaby ciągłość. Ja bym chciał ją widzieć w różnych aspektach kultury współczesnej. Nie do końca akceptuję przekonanie, że piękno jest w tej chwili rzeczą, która jest dla naszej tradycji imitacyjna. Są oczywiście całe obszary, które imitują w imię progresu, w imię nie tyle modernizacji, ile nadążania, tego dyskursu, dostosowywania się, dopasowywania. One faktycznie produkują pewne wzorce estetyczne, które trudno byłoby widzieć w kontekście ciągłości. Jest jednak wiele zjawisk, które jak najbardziej mogą się w tym odnaleźć. W tym sensie często posługuję się pojęciem peryferii. O ile prowincja naśladuje centrum cywilizacyjne, to na peryferiach dochodzi do pewnego spięcia różnego rodzaju wpływów, autorefleksji i dzięki temu powstają nowe wartości, które powodują, że ta peryferyjność rozumiana negatywnie staje się pewnym doświadczeniem kreatywnym, twórczym. Przykładem może być architektura naszych miast. Nawet tej straszliwie zniszczonej Warszawy współczesnej, która jest specyficznym przykładem odradzania się w imię ciągłości. W dzisiejszym konserwatyzmie podkreślałbym nie tyle patrzenie na to doświadczenie apokaliptyczne czy doświadczenie Antygony, tylko doświadczenie osoby, która szuka ciągłości, która chce ją odnaleźć za wszelką cenę, mimo przeżycia klęski. Co więcej, w imię tej ciągłości jest w stanie tworzyć wzorce modernizacyjne i celować w to, by polskość była budowana w imię konserwatywnego modernizmu” – ocenił.

Sztuki czy kultury nie da się zaprogramować, ale wedle profesora Szczerskiego można wyznaczyć stałe punkty odniesienia.   „W praktyce możemy co najwyżej tworzyć pewne ramy i punkty odniesienia. To, co będzie się działo, to już jest kwestia wolnej myśli i sporu. Tego nie da się po prostu zaprogramować. Natomiast są pewne standardy, które konserwatyści powinni traktować poważnie i o nie dbać. W tym sensie można powiedzieć, że konserwatyzm w pewnych obszarach twórczości jest gwarancją jakości, jeżeli użyjemy rynkowego określenia. Bardzo ważny jest w tym kontekście przykład miasta jako symbolu cywilizacji. Miasto jest przestrzenią wspólnoty, o której chcemy dyskutować. Żeby to miejsce funkcjonowało, musi się opierać na pewnych stabilnych podstawach, takich jak instytucje, przestrzeń publiczna, komunikacja, czyli wszystko to, co pozwala się ludziom spotkać. W tym sensie eksperymentowanie z tymi fundamentami jest niebezpieczne, ono w zasadzie przekształca się w działalność antycywilizacyjną. Rolę konserwatyzmu widziałbym w definiowaniu stałych punktów odniesienia. Przestrzeń miejska to jest przestrzeń codzienności. Myśl, że piękno jest codziennością, jest niezwykle istotne. W polskiej tradycji mamy Norwida, który mówił o cyrkulacji piękna, która zaczyna się od codziennej rzeczy, nawet od tej butelki, a kończy na obrazie w galerii malarstwa. O zapewnienie cyrkulacji piękna też należałoby zadbać, trzeba stworzyć tego typu mechanizmy. Możemy mówić o pewnej wrażliwości estetycznej czy przekonaniu, że to jest ważne nie tylko na poziomie idei, ale również rozwiązań praktycznych, prawnych, takich jak na przykład ustawa krajobrazowa, która ma wreszcie uprzytomnić nam, że ze wszechobecną reklamą można sensownie walczyć. Naszą rolą jest stworzenie pewnego intelektualnego zaplecza do tego typu działań. Jeden z pierwszych tekstów profesora Scrutona, który czytałem, poświęcony był inwazji reklam wielkopowierzchniowych na polskiej prowincji, które zaśmiecają piękny, polski pejzaż. To był początek lat dziewięćdziesiątych. Wszyscy wtedy byli zachłyśnięci gwałtownym wzrostem przedsiębiorczości, a Roger Scruton pisał: „Co wy robicie?”. Z czasem przyszło otrzeźwienie, że o te wartości należy dbać. Tego naprawdę nie zrobi nikt poza konserwatystami. Liberalne podejście do ekonomii będzie potęgować deprecjację przestrzeni wspólnej i jej wyprzedawanie. Tutaj jest też pole dla nas do działania, ale też pole budowania wspólnoty. To jest zadanie dla konserwatystów” – zaznaczył.