A. Szczerski: że granica między Europą a Rosją musi być tam, gdzie przechodzą granice kulturowe

– Widzimy, że ten proces, który dzisiaj się toczy na polu bitwy, kulturowo jest w jakimś sensie już dawno za nami. On został po prostu skonstruowany. Jest w tym sensie wygrany, tylko należy w tej chwili uzasadnić go militarnie i gospodarczo – mówił podczas XII Kongresu Polska Wielki Projekt prof. Andrzej Szczerski, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie.

Prof. Andrzej Szczerski to historyk sztuki, od stycznia 2020 r, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie. Podczas XII Kongresu PWP w 2022 r. wziął udział w debacie „Rzeczpospolita Wielu Wolnych Narodów”, w której uczestniczyli również: Taras Kompaniczenko, kobzar, kompozytor, historyk sztuki i muzykolog, Marc Gopin, Dyrektor Centrum Religii Świata, Dyplomacji i Rozwiązywania Konfliktów na Uniwersytecie w Wirginii oraz Richard Butterwick-Pawlikowski, profesor historii polskiej i litewskiej na Uniwersytecie Londyńskim. Debatę moderował Jakub Moroz, dziennikarz TVP Kultura.

„Myślę, że wyobraźnia imperialna czy idea imperialna są bez wątpienia źródłem tej wojny, z tym, że należy je traktować w tej chwili w kategoriach takiego hasła mobilizacyjnego. One odnoszą się do głębokich pokładów historycznej świadomości, właśnie do ciągłości kulturowej, do tradycji, które są zawarte w sztuce, w literaturze. Tylko że one są dzisiaj manipulowane w sposób przypominający to, jak funkcjonują media, czyli przez kreowanie podziałów, przez kreowanie antagonizmów. Ale bez wątpienia to jest tylko współczesne użycie tego bardzo głęboko zakorzenionego w mentalności kulturowej czy tradycji kulturowej przekonania Rosjan o ich dominującej roli w Europie Wschodniej” – podkreślił na początek Szczerski.

„Paradoksalnie była o tym mowa też na kongresie – one spotykają się z taką dziwną nostalgią za imperializmem na Zachodzie, czyli przekonaniem, że ten projekt imperialny oczywiście się zmienił, ale tak naprawdę są pewne narody, które potrafią ze sobą rozmawiać, ponieważ kiedyś tworzyły imperia. I to jest pewien paradoks, że to hasło „imperium” działa nie tylko wewnątrz Rosji, ale też ma być w jakimś sensie wytłumaczeniem tego, że niektóre państwa Zachodu, które tworzyły kiedyś imperia, będą się w stanie porozumieć. To jest ta mentalność, że tradycje imperialne to jest to, czego my się najbardziej boimy. Bo mówienie o tym, że relacja polsko-ukraińska miała charakter imperialny, jest oczywiście historycznie absurdem i nie ma nic wspólnego z imperializmem takim, o jakim mówimy w przypadku chociażby imperiów brytyjskiego czy francuskiego. Dla nas taka wizja imperium jest kompletnie obca. To w ogóle nie jest w naszym kulturowym DNA. Natomiast paradoksalnie wydaje mi się, ta idea imperium gra do wewnątrz Rosji i też trochę na zewnątrz. Dlatego ona jest tak niebezpieczna. W ogóle cała ta wojna. Jej uzasadnienie miało tak historyczne absurdalne podstawy, ten wykład historyczny, który był wygłoszony na dzień przed inwazją, to była faktycznie manipulacja historyczna, ale pokazująca, że idea imperialna jest niezwykle ważna. My staramy się na kongresie docenić tę ciągłość kulturowa, ale widzimy też, jak może być wykorzystana, a właściwie nadużyta czy zmanipulowana na współczesne potrzeby” – dodał.

Andrzej Szczerski stwierdził, że imperia starają się narzucić jednolitość poprzez kulturę, ale nie są w stanie zburzyć prawdziwych, głębokich korzeni kulturowych. „Dla historyka sztuki dyskusja o imperiach jest z jednej strony o tyle prosta, że możemy wskazać na pewne działania, które imperia generują, żeby ujednolicać kulturowo tereny, na których rządzą, czego przykładem jest Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Tutaj tylko polemika z poprzednim panelem – nie uważam, że on jest piękny. A jednocześnie widzimy, jak bardzo to nie działa z perspektywy długoterminowej. Czyli widzimy, jak bardzo pewne kręgi kulturowe w Europie są naturalne czy oczywiste, wynikające z długotrwałych związków i których imperialne mapy nie są w stanie przekreślić. W związku z tym, kiedy patrzymy na kulturową mapę Europy, widzimy zupełnie inne granice niż te imperialne, a jednocześnie, co jest właśnie niezwykle intrygujące, jeżeli pojedziemy do Klużu, do Czerniowiec czy do Krakowa, zobaczmy architekturę habsburską. Ona też jest częścią tego projektu imperialnego, jakoś się wpisuje w specyfikę kulturową miejsc, w których powstała, ale ich nie przekreśla. Jednym słowem imperialne mapy są sztuczne, jeśli chodzi o podziały kulturowe w Europie” – zaznaczył.

„To, co było wyraźnie widać po roku 1989 dla badaczy sztuki, to sztuczność tej nowej, wschodniej granicy Unii Europejskiej. To znaczy dla nas to było oczywiste, że Białoruś, Litwa, Ukraina w dużym stopniu należą do cywilizacyjnego projektu, który jest częścią Europy, ale został po drugiej stronie de facto nowej żelaznej kurtyny, która zapadła na wschodniej granicy Polski w 2004 roku. To, co dzisiaj się dzieje na Ukrainie, to też nie jest dla nas żadne zaskoczenie. My patrząc na historię ukraińskiej niepodległościowej, nowoczesnej kultury od początku XIX wieku, widzimy, jak bardzo ona chciała i w naturalny sposób wpisywała się w problemy, o których dyskutowano w Europie, i w jakimś stopniu polemizowała na przykład właśnie z wizją imperium, którą tworzyła kultura rosyjska w tym czasie” – dodał.

Jest zdania, że granica między kulturą europejską a rosyjską powinna przebiegać na wschodniej granicy Ukrainy. „Z tego punktu widzenia uważam, że na pytanie o to, jak dzisiaj zbudować tak antyimperialny projekt w Europie, który będzie stabilny i da Europie definitywną stabilność, to jako historyk sztuki mogę odpowiedzieć, że ta granica, która określa relacje między przestrzenią kultury rosyjskiej a europejskiej, będzie biegła po wschodniej granicy Ukrainy i to będzie powrót do pewnego historycznego kontekstu. Nie tylko chodzi o związki z Rzecząpospolitą, z tymi promieniami kultury zachodniej, które szły głównie przez Polskę, oczywiście też przez Litwę, ale również o związki z Konstantynopolem, z kościołem wschodnim, które znad morza Śródziemnego emanowały na Ukrainę. I to jest to wrażenie, które się ma, podróżując nie tylko po zachodniej Ukrainie, która jest oczywiście nam najbliższa, ale też patrząc z takich historii” – mówił.

„Co ciekawe, z panem redaktorem często rozmawiamy o sztuce współczesnej. To jest dla mnie fascynujące przeżycie, kiedy widzimy artystów współczesnych, którzy odgrywają role, które wydawałoby się, są napisane wieki temu, które pokazują ich związek, przywiązanie do treści takich jak demokracja, godność, wolność jednostki, solidarność, antyimperializm, które wskazują, że również artyści współcześni odnajdują się w tym kontekście. Ta współczesna scena ukraińska jest w zasadzie już dobrze zintegrowana ze światem zachodnim i o ile rosyjska sztuka współczesna bardzo często kontestuje Europę, wpisuje się w napięcie graniczne, to Ukraińcy już od dawna opowiadają się po stronie tej narracji europejskiej, też kontestując, ale nie z pozycji wrogich czy odrębnych” – dodał.

Historyk sztuki jest zdania, że konflikt, który obecnie jest gorący, już dawno został wygrany kulturowo przez Ukrainę, teraz pozostaje go nadbudować militarnie i gospodarczo. „Jednym słowem widzimy, że ten proces, który dzisiaj się toczy na polu bitwy, kulturowo jest w jakimś sensie już dawno za nami. On został po prostu skonstruowany. Jest w tym sensie wygrany, tylko należy w tej chwili uzasadnić go militarnie i gospodarczo. Mnie się wydaje, że przy takim podziale, który odpowiada temu longue durée, długiemu trwaniu granic, my jesteśmy w stanie zbudować normalne i pokojowe relacje z Rosją. Całkowicie się zgadzam, ale jeżeli warunki będą właściwe, to ten pokój jest do uzyskania. Ale musimy zdawać sobie sprawę z tego, że granica musi być tam, gdzie przechodzą granice kulturowe. Jeden z moich kolegów lwowskich, muzealników, opowiadał o pewnych paradoksalnych – nie chciałbym powiedzieć: pozytywnych – efektach wojny, ale tych, które wojna wygenerowała. Mianowicie dla bardzo wielu Ukraińców ze wschodniej Ukrainy, wygnanych w tej chwili czy uciekających ze swoich domów, przyjazd do centrum czy zwłaszcza na zachód Ukrainy to jest w jakimś sensie potwierdzenie ich europejskiej tożsamości. To jest spotkanie się z Europą. To jest spotkanie się z tym, co jest dla nich naturalne. Dla bardzo wielu mieszkańców, zwłaszcza Donbasu, przyjazd do Lwowa to jest zobaczenie na własne oczy tego, w co może wierzyli, ale jeszcze tego nie czuli na co dzień w swoim doświadczeniu. Teraz to gigantyczne przemieszczenie się w obrębie Ukrainy de facto  przyspiesza proces jeszcze większej identyfikacji z Europą” – stwierdził.

„To jest pewien paradoks – była mowa o architekturze i o pięknie. I ten kolega lwowski mówi, przy całej tragedii i destrukcji miast ukraińskich na wschodzie, tych panelaków czy blokowisk sowieckich, tak zwanych chruszczówek z lat 60., że jak będziemy odbudowywali Ukrainę, odbudujemy ją już po europejsku. Bo to jest też nasza historia architektoniczna, którą chcemy tam ponownie wprowadzić. Jednym słowem ja jestem przekonany, że ta granica imperialna jest na tyle sztuczna i sztucznie wykreowana przez siłę. Stosunkowo też chyba dzisiaj to jest dobrze widoczne, że ona przegra z tą granicą kulturową, która jest dużo głębiej zakorzeniona, historycznie ważniejsza i ona właśnie pozwoli zbudować tę prawdziwą czy normalną granicę między Europą a Rosją i na podstawie tej granicy jesteśmy w stanie prowadzić jakąś politykę na przyszłość pokojowego sąsiedztwa” – dodał.