Dukaj: internet to znacznie większe zagrożenie dla demokracji niż telewizja

Co jest kluczową różnicą telewizji i internetu? Nie to, że on dociera do tylu osób, ale że jest w nim pewien kanał zwrotny. On zbiera informacje o użytkownikach. Jeśli mówimy o zagrożeniu demokracji, to jest to moim zdaniem znacznie większa kategoria wagowa. Nie to, że manipuluje się informacjami, które do nas docierają, ale że zbiera się o nas coraz większe pakiety informacji, które nam jako wyborcy odbierają podmiotowość. Wyborca teoretycznie może sobie nadal wrzucać kartę do głosowania i podejmować w swoim subiektywnym odczuciu zupełnie wolną decyzję, ale trzeba mieć świadomość, że ta decyzja de facto podejmowana jest z punktu widzenia tych, którzy trzymają dane o nich w swojej kieszeni – mówił podczas IX Kongresu Polska Wielki Projekt pisarz Jacek Dukaj.

Jacek Dukaj to pisarz, autor powieści, opowiadań, esejów. Tworzy światy, historie i idee na granicy człowieczeństwa, rozumu i języka w sztuce imersywnej fikcji i wielkiej narracji. Laureat Europejskiej Nagrody Literackiej, Nagrody Kościelskich, Gloria Artis – Zasłużony Kulturze, Nagrody im. Janusza A. Zajdla i Nagrody im. Jerzego Żuławskiego. Autor powieści: Xavras Wyżryn, Zanim noc, Czarne oceany, Aguerre w świcie, Córka łupieżcy, Extensa, Inne pieśni, Perfekcyjna niedoskonałość, Lód, Wroniec, Linia oporu, Król Bólu i pasikonik, Science fiction, Starość aksolotla, a także m.in. opowiadań: Złota Galera, Książę mroku musi umrzeć , Irrehaare, Diabeł w strukturze.

Podczas IX Kongresu Polska Wielki Projekt w 2019 r. brał udział w panelu „Stare wartości i nowe media”, w którym uczestniczyli również: dyrektor ds. polityki publicznej Google Marta Poślad, doradca medialny Eryk Mistewicz, redaktor naczelny tygodnika „Sieci” Jacek Karnowski oraz redaktor naczelny „Kultury Liberalnej” dr Jarosław Kuisz. Rolę moderatora pełnił prof. Andrzej Zybertowicz.

Pisarz jest zdania, że o tym „co prawdziwe, a co nieprawdziwe, decyduje indywidualne przeżycie”. „Od dawna staram się pokazywać przejście do nowego rozumienia prawdy, które nie neguje samej jej wartości. W końcu bowiem nie przestajemy posługiwać się terminem „prawda”, nie przestajemy czuć, że coś jest prawdziwe albo nieprawdziwe. Natomiast już nie kontekstualizujemy tego w tradycyjnym ujęciu arystotelesowskim, w relacji do rzeczywistości obiektywnej, a przynajmniej intersubiektywnie poznawalnej. O tym, co jest prawdziwe, a co nieprawdziwe, obecnie decyduje indywidualne przeżycie. Przeżyłem jakieś doświadczenie zmysłowe, informację, spotkanie z kimś, zazwyczaj już zapośredniczone w mediach, czuję więc, że jest ono prawdziwe, następnie relacjonuję tę prawdę innym, a zarazem próbuję sprawdzać, czym jest wspólnota, czy ona należy do kategorii bytów jak ten stolik, mikrofon, szklanka czy smartfon. Wspólnoty przecież nie możemy zobaczyć, dotknąć, posmakować. To, że ludzie zebrali się w tej sali, jeszcze nie czyni z nich wspólnoty. Ale ludzie mogą tworzyć wspólnotę, nawet jeśli byliby w różnych miejscach. Wspólnotowość tworzy się ze wspólnego przeżycia emocji, doświadczeń życiowych, wartości, tożsamości. W tym sensie możemy zapytać, czy dla przeżycia tej wspólnoty, tworzenia wspólnotowości, jest konieczne, żeby ta więź opierała się na tradycyjnym, arystotelesowskim rozumieniu prawdy? A może lepiej bazować na poczuciu prawdy pochodzącym z przeżycia jakiegoś wspólnego doświadczenia? Możemy więc zapytać, czy dla zaistnienia wspólnoty konieczne jest, aby wszystkie byty w niej uczestniczące były bytami istniejącymi w rozumieniu arystotelesowskim. Widzimy, że to już nie jest konieczne. Istnieją już przecież wspólnoty rodzące się online w sieci, część jej uczestników nie jest bytami ludzkimi w sensie tradycyjnym. To nie przeszkadza innym, ludzkim użytkownikom tej wspólnoty w jak najszczerszym, prawdziwym, w sensie przeżyciowym, doświadczeniu tej wspólnotowości. Co więcej, widzimy także, że w historii tworzenia się wspólnot politycznych powstawało wiele organizmów, jak np. Stany Zjednoczone, które najpierw były stworzone z pewnej fikcji, z pewnego przeżycia, a później nabierały prawdziwości jako wspólnota. Zastanówmy się, co zastąpiłoby prawdę rozumianą tradycyjnie, jako regulator, spójnik tego typu relacji społecznych. Czy prawda w tradycyjnym sensie była rzeczywiście tego typu regulatorem? Raczej były nim skuteczność, szanse na przetrwanie wspólnot oparte na danej opowieści, postfikcji, postprawdzie, czy pewnym typie wspólnego przeżycia. Te przeżycia, fikcje, opowieści, które nie korespondowały z rzeczywistością, które nie dawały im przewagi konkurencyjnej, wypadały z obiegu. I te wspólnoty ginęły. Mniej więcej do XIX wieku tym regulatorem była rzeczywistość. Od XIX wieku zaczęły dominować najpierw fotografia, radio, a później w XX wieku pojawiła się telewizja, w naszych czasach internet, nowoczesne media i technologie, które pozwalają tworzyć wspólnoty w oderwaniu od rzeczywistości. Już nie reguły konfrontacji z rzeczywistością decydują o tym, czy dana opowieść, przeżycie, wspólnota przetrwają, tylko w coraz większym sensie decyduje o tym fikcja zbudowana w mediach czy w danej kulturze. Dzieje się to głównie dzięki technologii. To jest casus baniek internetowych, facebookowych plemion, w których tym lepiej sobie radzisz, tym większą osiągasz pozycję, tym większe masz poczucie samozadowolenia, zwyciężasz w grze o życie, mówiąc metaforycznie, im bardziej przystosowujesz się do absolutnie arbitralnych reguł, które nimi rządzą. Te reguły nie mają żadnej relacji do tradycyjnie rozumianej rzeczywistości. Nie można powiedzieć, że są one prawdziwe lub fałszywe. Zostały ustanowione w pewnej grze, opowieści, fikcji. Uczestnicy tych baniek czy plemion szczerze je przeżywają, wobec czego mogą twierdzić, że to jest dla nich prawdziwe. Ta wspólnota spełnia dla nich analogiczną funkcję jak dawniej pełniły wspólnoty tradycyjne, narodowe czy religijne. Musimy sobie teraz odpowiedzieć na pytanie, czy mamy do czynienia jedynie z pewną zamianą wartości, czy może obserwujemy ich totalny upadek. Moim zdaniem, wartości, o których tutaj mowa, w dużej mierze są tworzone przez zmianę technologiczną, przez nasze poczucia, czym jest prawda na bazie tej technologii. To nie jest tak, że te wartości istnieją w jakimś platońskim planie, zupełnie niezależnym od rzeczywistości, w której żyjemy. One powstają z naszego zderzenia z rzeczywistością zapośredniczoną przez technologię. Faktem jest, że żyjemy w coraz bardziej zindywidualizowanym świecie, w zamkniętych bańkach medialnych, które nam dostarczają produkty, przeżycia, odpowiadają na nasze potrzebny w coraz bardziej zindywidualizowany sposób. Nie chodzi tylko o niszczenie starych wartości, ale o tworzenie nowych. W tej chwili możemy powiedzieć, że dla takiego świata pewnym niezaprzeczalnym pryncypium jest indywidualizm, prawo do zarządzania swoim własnym przeżyciem. Wszystko bowiem podlega mojemu osądowi emocjonalnemu. Jeżeli coś mi sprawia przykrość, jeśli coś wywołuje złą emocję, to ja mam prawo z tego zrezygnować, mam prawo wyjąć się z tej rzeczywistości, mam prawo ją sobie swobodnie formować pod moje zapotrzebowania. To jest bardzo silne wartościowanie. Przez sam fakt, że ludzie są zamknięci w bańkach, o których mówiłem, wszyscy oni muszą podzielać tego typu wartościowania” – podkreślił.

Dukaj uważa, że nie ma powrotu do poprzedniego modelu dziennikarstwa, w którym celem było dążenie do prawdy. „Bardzo chciałbym skontrować ideę powrotu. Ona zakłada, że nie tylko technologicznie, ale też świadomościowo cofniemy się do stanu poprzedniego. To jest moim zdaniem absolutnie niemożliwe. Podam przykład. Wielu dziennikarzy, którzy próbowali opisać postdemokrację Putina, wracało na Zachód i mówiło: on ziścił ideał postmodernizmu, gdzie nie istnieje prawda. Mamy tylko konkurujące ze sobą narracje. Największym odkryciem dla tych dziennikarzy, reporterów, naukowców było to, że po powrocie do Wielkiej Brytanii, oni włączali sobie BBC i oglądali tę stację tak samo jak stacje putinowskie. Oni nie są w stanie wrócić do świadomości, w której istnieje benchmark prawdy. I to jest, moim zdaniem, absolutnie nie do przeskoczenia” – stwierdził.

Dodał, że internet jest znacznie groźniejszy od telewizji. „Dlaczego skrzywiłem się na McLuhana? Ponieważ on jako pewna matryca myślenia o rewolucji medialnej zatrzymał się na epoce telewizji. Co jest kluczową różnicą przy internecie? Nie to, że on dociera do tylu osób, ale że jest w nim pewien kanał zwrotny. On zbiera informacje o użytkownikach. Jeśli mówimy o zagrożeniu demokracji, to jest to moim zdaniem znacznie większa kategoria wagowa. Nie to, że manipuluje się informacjami, które do nas docierają, ale że zbiera się o nas coraz większe pakiety informacji, które nam jako wyborcy odbierają podmiotowość. Wyborca teoretycznie może sobie nadal wrzucać kartę do głosowania i podejmować w swoim subiektywnym odczuciu zupełnie wolną decyzję, ale trzeba mieć świadomość, że ta decyzja de facto podejmowana jest z punktu widzenia tych, którzy trzymają dane o nich w swojej kieszeni” – zaznaczył.