Emilewicz: gdyby nie udział Polski w jednolitym europejskim rynku, PKB byłoby niższe o 31 proc.
„Ostatnio Polski Instytut Ekonomiczny oszacował, że gdyby nie udział Polski w jednolitym europejskim rynku, trudnym, standaryzowanym, z narzuconymi w wielu obszarach regulacjami, to polskie PKB byłoby niższe, uwaga, o 31%. To znaczy, że my byśmy dziś byli w naszym rozwoju mniej więcej na poziomie 2004 roku” – mówiła podczas XIII Kongresu Polska Wielki Projekt Jadwiga Emilewicz, była wicepremier i minister rozwoju.
Emilewicz brała udział w debacie „Podmiotowość gospodarcza w Unii Europejskiej”, w której uczestniczyli również: Prof. Tomasz Grzegorz Grosse, politolog i socjolog Grigoris Zarotiadis, Profesor nauk ekonomicznych Uniwersytetu Arystotelesa w Salonikach oraz Bartosz Marczuk, Wiceprezes Zarządu Polskiego Funduszu Rozwoju. Dyskusję moderował dr Marek Dietl, prezes Giełdy Papierów Wartościowych.
Była minister podkreśliła, że większość przepisów gospodarczych uchwalanych w polskim Sejmie to implementacja przepisów unijnych. „Może nie 80, wydaje mi się, że zawsze konsekwentnie powtarzam, że około 70% regulacji dotyczących obecności podmiotów gospodarczych na polskim rynku to są regulacje pochodne rozwiązań przyjmowanych, dyrektyw i rozporządzeń, które my adaptujemy do wspólnego rynku. Pewne ramy prawne to jest jeden element. Ale drugi element to ten, o którym wspomniał pan profesor na początku, czyli to, co tworzy ten rynek – to są standardy. I to obserwując przez ponad 6 lat z bliska, bez względu na to, żeby była jasność, kto steruje gospodarką niemiecką, mówię o barwach politycznych, to jest zawsze to samo i Niemcy umieją to robić doskonale. To znaczy właśnie ustalając pewne standardy, które stają się standardami europejskimi. Ich adaptacja sprawia, że takie, a nie inne przewagi konkurencyjne są na rynku. To jest standaryzacja towarów, i usług. Wstąpiliśmy do Unii Europejskiej w 2004 roku, to był proces w zasadzie bezkonfliktowy, na dużym poczuciu solidarności, entuzjazmu, przekonania elit i społeczeństw zachodnioeuropejskich, że to jest dobry kierunek. To był ten czas, powiedzmy, jeszcze względnie bezkryzysowy. Kiedy pojawia się realny kryzys, z jakim mieliśmy do czynienia w latach 2008-2009, kolejny okołocovidowy, czy po 2014 roku – zaburzenia na rynku wewnętrznym w związku z falą imigracji – wówczas te mechanizmy protekcjonistyczne na jednolitym europejskim rynku są włączane ze zdwojoną siłą. Jaka jest konsekwencja tej wspólnotowej regulacji? Aspiracje, żeby znowu wprowadzać regulacje ogólnoeuropejskie, chociażby takie, jak pakiet mobilności. Kiedy okazuje się, że tym krwioobiegiem transportowym Europy sterują polscy kierowcy TIR-ów, którzy być może zabierają pracę przybyłym imigrantom, to trzeba w takim razie wprowadzić standardy, które tę konkurencyjność polskiego sektora sprowadzą do niższego poziomu. Moglibyśmy wymieniać pewnie dość długą listę spraw, które rzeczywiście wpływają bezpośrednio na zasady, warunki prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce, jako tych, powiedzmy, umiarkowanie korzystnych bądź niekorzystnych. Ale będąc uczciwym, a ta dyskusja ma jednak charakter nie wiecu politycznego, ale pewnego uczciwego próbowania balansu, to na drugiej szali należy położyć też te, co by było, gdyby nas na tym jednolitym europejskim rynku nie było. Jednolity europejski rynek 1 stycznia tego roku świętuje swoje 30-lecie, my na nim uczestniczymy od ponad 18 lat i wydaje się, że ten bilans korzyści i kosztów jest jednak dla Polski zdecydowanie korzystny. Ostatnio Polski Instytut Ekonomiczny oszacował, że gdyby nie udział Polski w jednolitym europejskim rynku, trudnym, standaryzowanym, z narzuconymi w wielu obszarach regulacjami, to polskie PKB byłoby niższe, uwaga, o 31%. To znaczy, że my byśmy dziś byli w naszym rozwoju mniej więcej na poziomie 2004 roku. Czyli przy pełnej świadomości, bo 18-latek to już człowiek pełnoletni, my tę pełnoletniość zyskaliśmy w Unii Europejskiej i to nam daje pełne prawo do tego, żeby bardzo mocno głos zabierać w tym zakresie, w jakim to prawo europejskie jest stanowione. Natomiast jednak bilans korzyści i kosztów, także tych gospodarczych, jest dla nas zdecydowanie korzystny” – stwierdziła.
Przypomniała, że wedle z raportu przygotowanego m.in. przez nią samą, z 1 euro funduszy unijnych, które trafiają do Polski, aż 80 eurocentów ląduje w innych państwach UE. „Zapisałam sobie to, o czym powiedział pan profesor – misuse of opportunities – czyli źle wykorzystane możliwości, to ja z ostrożnością, ale jednak uważam, że Polska ten swój czas od 2004 roku wykorzystała raczej korzystnie. Przy wszystkich bilansach, nie hurra optymistycznie, ale realistycznie, wykorzystaliśmy go korzystnie. Przy tym jednocześnie, co też pamiętam, sama uczestniczyłam w przygotowaniu raportu, co się dzieje z 1 euro, które z budżetu wspólnotowego wpływa do Polski, gdzie pokazywaliśmy, że 80 centów zasila gospodarki naszych partnerów. Natomiast jednak cały czas powtarzamy, co by było, gdyby tego 1 euro nie było w naszej gospodarce. Trudno mi sobie wyobrazić gdzieś dziś obszar tego swobodnego, wolnego kapitału w innych jurysdykcjach, podatkowych czy gospodarczych, które by z równą siłą mogły zasilić naszą gospodarkę. Wracając do pytania, bo to pytanie oczywiście ma w sobie zaszyty niepokój, powiedziałabym, że weszliśmy do umeblowanego pokoju w 2004 roku. W tym pokoju stoją różne sprzęty i instrumenty, jest bardzo mocno zabudowany. Wiele z tych instrumentów ma swoich koncertmistrzów. Naszą rolą po 18 latach członkostwa, jest już nie stanie w pozycji takiego, który się uczy, bo po 18 latach nabywa się pewnej doskonałości koncertowej. Myślę, że w wielu obszarach już nam się to udało, umieć przy tych instrumentach usiąść i wykorzystać je na swoją korzyść, ucząc się od tych, którzy to robią od wielu lat” – zaznaczyła.
Polityk jest zdania, że Polska musi bardzo precyzyjnie zidentyfikować swoje interesy w UE. „W poprzednim panelu słyszeliśmy wiele głosów krytycznych wobec tego, w którą stronę dzisiaj zmierza wspólnota. I podzielam wiele z nich, zwłaszcza w obszarze wartości. Myślę, że powinniśmy podjąć bardzo poważną debatę, po co ta Unia rzeczywiście była założona. Uczestnicy poprzedniego panelu zgodzili się co do tego, że początek wspólnoty, Rzym i Paryż, pierwsze traktaty były po to, żeby tego Guliwera po raz kolejny przywiązać do ziemi w Krainie Liliputów. Aby nie doprowadzić do tych sytuacji, których drastyczny moment widzieliśmy na początku XX wieku. Staramy się moderować spory, które, gdyby nie ta wspólnota, mogłyby nabrać znacznie innego, gwałtowniejszego obrazu. Naszą rolą dzisiaj jest dobrze zidentyfikować nasze interesy i wykorzystując instrumenty wspólnotowe zaszywać je w tej wspólnotowej polityce Unii Europejskiej, i gospodarczej, i innej. Pan profesor był łaskaw powiedzieć o procesie, który rozpoczął się w czasie pandemii, New Generation, Recovery Plan, który bazuje na uwspólnotowionym długu. Przecież ta perspektywa finansowa, w której jesteśmy, nie zakładała pandemii, nie zakładała wojny, a zatem mówiąc zupełnie otwarcie, nie ma żadnych ekstra funduszy na reagowanie covidowe czy reagowanie wojenne. Za chwileczkę usłyszymy ten średniookresowy przegląd budżetu oraz ambicje do tego, żeby stworzyć fundusz solidarności wspierający Ukrainę. Skądś te środki muszą się znaleźć. W tym budżecie, który dziś jest, tych środków nie ma, zatem trzeba będzie znowu moderować dyskusję z państwami członkowskimi. I powiedziałabym tak, panie profesorze, czy my chcemy brać udział w uwspólnotowieniu długu na Recovery Plan, który przede wszystkim wspiera kraje południa? Ja powiedziałabym tak: czy my chcemy uczestniczyć w uwspólnotowionym instrumencie, który będzie służył na wsparcie Ukrainy i na odbudowę Ukrainy? Wydaje mi się, że chcemy, że to jest w naszym interesie. Nie powinniśmy budować sobie romantycznej wizji Europy. To jest gra interesów, partykularnych interesów, dobrze, żebyśmy w niej wzięli również udział i to jest nasze dzisiejsze zadanie. Dług uwspólnotowiony, który jest gwarantowany przez 27 państw członkowskich, myślę, że jest mniej ryzykowny niż ten zaciągany przez pojedyncze państwa. Ważne, abyśmy my w tych instrumentach rzeczywiście brali udział. I myślę, że to, co jest dzisiaj naszym udziałem, to to, że pewne mechanizmy, które zaimplementowaliśmy w czasie pandemii, gdzie tworzyliśmy prawo z pominięciem głosowania większości, żeby one nie stały się, i tego powinniśmy dzisiaj pilnować, mechanizmem na trwałe wpisanym w proces decyzyjny Unii Europejskiej, który będzie wykraczał poza debatę kryzysową” – podkreśliła.
Social media