Engels: prawda zawsze jest podstawą

„Ten kryzys współczesnej polityki, frustracja wielkich mas społecznych politykami i obecny upadek partii tradycyjnej w całej Europie wyraźnie pokazują, że prawda zawsze jest podstawą, potrzebą człowieka, teraz może nawet bardziej niż wcześniej. Zalanie nas subiektywnymi pojęciami, ufryzowanymi statystykami, myślenie w krótkiej perspektywie wcale nie muszą powodować tego wycofania się w sferę prywatną, w egocentryzm, tylko wyraźnie wzmacniają nasze poczucie. Dlatego wszystkie te stanowiska wymagają odwołania się do czegoś trzeciego, do absolutu” – powiedział podczas VIII Kongresu Polska Wielki Projekt prof. David Engels, historyk starożytności i kierownikiem katedry historii rzymskiej w University of Brussels.

Podczas VIII Kongresu Polska Wielki Projekt prof. David Engels uczestniczył w debacie „Prawda w polityce”, w którym brali również udział: prof. Ryszard Legutko, europoseł, filozof i publicysta oraz Phillip Blond, filozof i teolog. Panel moderował prof. Zdzisław Krasnodębski.

Historyk podkreślił, że obecnie prawda jest bardzo potrzebna ze względu na mnogość kłamstw w polityce. „To zawsze dla mnie wielka przyjemność móc przyjechać do Polski, na Węgry, czy do innych państw Grupy Wyszehradzkiej. Jak przyjeżdżam do Warszawy, to jestem tak samo w domu, w Europie. To jest dla mnie szczególe doświadczenie. Niestety nie mówię po polsku, ale myślę, że we wszystkim się tutaj znakomicie odnajduję. Postawiono mi pytanie o prawdę i politykę, o miejsce prawdy w antyku. Mogę na to odpowiedzieć cytatem z Biblii: quid est veritas?, czym jest prawda? W tym wyrażeniu biblijnym mieści się w pełnej ostrości cały problem, którym dzisiaj zajmujemy się w ramach naszej dyskusji o wzajemnym stosunku prawdy i polityki. Czy zdanie: „Czym jest prawda?” jest tylko ironiczno-sokratejskie, czy być może sceptyczne, cyniczne, czy wynika z niego rozpacz tego, który jest konfrontowany z tyloma filozoficznymi pojęciami i ideologiami, że samo pojęcie prawdy mu umknęło, czy raczej chodzi o utylitarystyczne myślenie człowieka, który pełni władzę, dla którego prawda jest tylko retoryczną grą albo jakimś performansem. Codziennie mamy do czynienia z pytaniem o prawdę, które w naszym zachodnim świecie jest coraz bardziej istotne. Dlatego chciałbym przedstawić je z dwóch perspektyw, jako wartość takiej ogólnie pojmowanej prawdy w polityce oraz wartość konkretnej prawdy w polityce. Jeśli chodzi o pierwszy punkt, to wszyscy, czy chcemy, czy nie, wyrośliśmy w takim bardzo prostym rozumieniu makiawelizmu w polityce, uważamy, że polityka to jest brudna rzecz, politycy dążą tylko do zdobycia władzy, dlatego łatwo ich skorumpować. Nie ma nic dziwnego, że w demokratycznym systemie działamy tak szybko, tak kompleksowo, że realizacja jakichś wielkich reform na poziomie instytucjonalnym w ogóle nie jest możliwa, a polityka po prostu nie przyciąga reformatorów, tylko tych, którzy chcą krótkoterminowo na niej skorzystać. Prawda jest więc traktowana przez polityków jako wartość wątpliwa. Zmiana rządów nie bierze się z tego, że ludzie chcą wybrać polityków, do których mają większe zaufanie, tylko po prostu chcą wybrać tych, których chcą ukarać za to, że się zdyskredytowali moralnie. To jest taki diabelski krąg utraty zaufania ze strony tych, którzy są na dole. Natomiast ci, którzy są na górze, z kolei chcą wykorzystać tych na dole. Ten kryzys współczesnej polityki, frustracja wielkich mas społecznych politykami i obecny upadek partii tradycyjnej w całej Europie wyraźnie pokazują, że prawda zawsze jest podstawą, potrzebą człowieka, teraz może nawet bardziej niż wcześniej. Zalanie nas subiektywnymi pojęciami, ufryzowanymi statystykami, myślenie w krótkiej perspektywie wcale nie muszą powodować tego wycofania się w sferę prywatną, w egocentryzm, tylko wyraźnie wzmacniają nasze poczucie. Dlatego wszystkie te stanowiska wymagają odwołania się do czegoś trzeciego, do absolutu. Inaczej mówiąc, im bardziej wyraźna jest wielość kłamstw, tym bardziej rozrasta się dialektyczna potrzeba prawdy, takiej ogólnej, która będzie mogła być skalą porównawczą w stosunku do tej nieważności teraźniejszości. To prowadzi nas do drugiego punktu naszej argumentacji, mianowicie wartości tej konkretnej prawdy w polityce” – zaznaczył.

Panelista jest głęboko przekonany, że podstawa duchowo-moralna jest niezbędna dla społeczeństwa. „Na początku świadomie użyłem pojęcia „makiawelizm”. Obecny sposób interpretacji tego nurtu nie uwzględnia tego, że ten idealny książę Machiavellego niekoniecznie był zakorzeniony w pełnym amoralnym obszarze. Dla zbrodniczej natury swoich działań szukał on usprawiedliwienia w tym, że dąży do ogólnego dobra, w jego przypadku było to zjednoczenie w XV wieku rozbitych księstw na Półwyspie Apenińskim. To pokazuje, że założenie makiawelizmu prowadzi nas do pojęcia, że polityka to sztuka tego, co możliwe. Obecnie w Unii Europejskiej mamy do czynienia z takim bezplanowym prześlizgiwaniem się nad tym, co musimy zrobić, gdzie niejako automatycznie dajemy się kierować jakimś bodźcom, a nie nadajemy naszej państwowości prawdziwego sensu. Na pewno partie polityczne w swoich manifestach formułują jakiś podstawowy sens, ale to nie jest bardzo często cel, którego życzy sobie całe społeczeństwo albo który byłby potrzebny z punktu widzenia filozofii i moralności. On bowiem odpowiada jakiejś jednej grupie społecznej, a nie całemu społeczeństwu. Tylko powrót do koncepcji niepodzielnej prawdy, do takiego filozoficznego idealizmu religijnego w chrześcijaństwie może przyczynić się do ponownego wzmocnienia naszej chwiejącej się społeczności. Nie chodzi o to, by działać w interesie jakiegoś społeczeństwa klasowego, tylko w kierunku ogólnospołecznej harmonii. Tu nie chodzi o bezmyślne wspieranie jakichś mniejszości, tylko tych, którzy identyfikują się z danym społeczeństwem, nie sztuczne wyzwolenie się jednostki z naturalnego uwarunkowania poprzez wiek, niepełnosprawność, płeć, tylko poprzez odkrycie całego wewnętrznego bogactwa różnych poziomów życia. Nie systematyczne podkopywanie wszystkich duchowych, kulturowych i moralnych filarów naszego historycznie rozwiniętego społeczeństwa, tylko staranne dbanie i jego pozytywne rozwijanie. Tylko powrót do prawdziwego rewolucyjnego konserwatyzmu może nam pozwolić się wyzwolić. Tylko to może nam pozwolić zrehabilitować wartość prawdy w polityce jako ultymatywną transcendentną jedność, która dotyczy nas wszystkich. Jak widzę przed moim duchowym okiem obrazy polskich obywateli, którzy śpiewając piękną pieśń „My chcemy Boga” i w ten sposób wyrażają swoje poglądy polityczne, to mogę się z taką idealistyczną perspektywą w pełni zgodzić i mieć nadzieję, że ten piękny przykład zakorzeni się w całej Europie Zachodniej” – podkreślił.

Engels odniósł się również do Unii Europejskiej. W jego opinii projekt europejski powinien być oparty o tradycję i konserwatyzm. „Europa jest ważnym projektem, który daje nam poczucie przynależności, poczucie wspólnoty niezależnie od tego, czy mieszka się w Lizbonie, czy w Warszawie. Mamy za sobą wspólną historię, historię sztuki, filozofię, muzykę. Co najmniej od tysiąca lat klasyczny antyk, klasyczna starożytność w równym stopniu oddziałują na wszystkich. To coś istniało, więc nie musieliśmy tego sztucznie tworzyć. Dziś lansuje się pogląd, że dopiero po powstaniu Unii Europejskiej mieliśmy poczucie wspólnoty, wcześniej był czas wojny. Tymczasem jest zupełnie inaczej, to jest pułapka, w którą wpada wielu obywateli Unii Europejskiej. Europa ma wspólną tożsamość i ważne jest, żebyśmy nie zarzucali projektu europejskiego, krytykując Unię Europejską, bo od razu jesteśmy szufladkowani jako nacjonaliści. Mamy w Europie taki, a nie inny rozwój sytuacji demograficznej, mamy ekspansję islamu, mamy rosnącą rolę Chin i Indii, Europa tym bardziej musi trzymać się razem, musi się jednoczyć i być może rzeczywiście ruszać z kontrofensywą. Na razie mówi się w Europie: róbta, co chceta, po angielsku „anything goes”. Nie chodzi o to, by stworzyć negatywny projekt, żebyśmy byli przeciwko czemuś, tylko projekt pozytywny, opowiadający się za nową Europą, opartą o tradycję, o konserwatyzm, prof. David Engels 249 o wartości chrześcijańskie. Jak można stworzyć taką Europę? Możliwości jest bardzo dużo, każdy ma swoje wyobrażenia, ale pewnie Europa miałaby jakieś podstawowe kompetencje, wiele rzeczy byłoby kwestią rozstrzyganą na szczeblu państw członkowskich, natomiast administracja, solidarność ekonomiczna, wspólna obrona to kwestie, które mogłyby i musiałyby zostać uregulowane centralnie. Mówimy tutaj z jednej strony o przenoszeniu kompetencji do Brukseli, ale z drugiej musimy mieć na uwadze ducha tego przenoszenia, bo on nie uwzględnia lokalnych, narodowych tradycji, tylko raczej idzie w kierunku pełnej internacjonalizacji i globalizacji. Mnie chodzi o stworzenie z Europy tolerancyjnej, ale dobrze chronionej twierdzy. Każdy kraj powinien mieć odpowiedni potencjał, aby bronić się przed dzisiejszymi zagrożeniami, także gospodarczymi. Europa chce się dziś otwierać na cały świat. Jestem dobrej myśli, w końcu dojdzie do zmian. Jestem przekonany, że państwa Europy Środkowej i Wschodniej mają do odegrania bardzo istotną rolę. Powoli w mediach przebija się pozytywny obraz państw tego regionu. Nie jesteśmy teraz w państwie faszystowskim. Jak opowiadam, że byłem w Polsce, to moi przyjaciele pytają mnie, czy tam jest rzeczywiście taki autorytaryzm. Szeroko otwierają oczy, jak opowiadam im, że sytuacja w Polsce wygląda zupełnie inaczej. Tak więc potrzebna byłaby taka ofensywa, by przejąć Europę. Czy to będzie możliwe, czy nie? Biorąc pod uwagę obecną postawę Francji czy Niemiec, pewnym wartościom bardzo trudno będzie się przebić, dla wielu krajów może jest już zbyt późno, ale szanse jeszcze są” – stwierdził.