Golubiewski: jest pewne podobieństwo między kulturą anglosaską a polską

– Można by powiedzieć, że jest pewne podobieństwo między kulturą anglosaską a polską, chociaż one wydają się być na dwóch różnych biegunach. Dla mnie to jest bardzo otrzeźwiające doświadczenie, że w tych dyskusjach z moimi rozmówcami nagle odkryłem tyle paraleli, tyle linii równoległych (…) Na przykład Polska w ramach I Rzeczypospolitej była z jednej strony krajem jednopaństwowym, ale z drugiej strony – otwartym na najróżniejsze grupy etniczne. Weźmy na przykład unię lubelską i następujący później proces pluralistycznych działań, które są tak głęboko zakorzenione w tradycji I Rzeczypospolitej i które są wyjątkową spuścizną, którą możemy się pochwalić. Kraj, który bronił swojej tożsamości, ale który dopuszczał również otwartość względem migrantów z różnych innych zakątków świata, polskie zainteresowanie światem – widzieliśmy to w postaciach choćby Josepha Conrada i innych XIX-wiecznych podróżników i twórców – mówił podczas kongresu Trójmorze Wielki Projekt Maciej Golubiewski, szef gabinetu komisarza UE ds. rolnictwa oraz były konsul RP w Nowym Jorku.

Maciej Golubiewski wziął udział w debacie „Europa Środkowa w oczach Zachodu” podczas Kongresu Trójmorze Wielki Projekt, w której uczestniczyli również: Ron Dreher, amerykański pisarz i publicysta, pisarz Martin Leidenfrost oraz prof. Gunnar Heinsohn, nieżyjący już socjolog, ekonomista, profesor Uniwersytetu w Bremie. Panel moderował prof. Michał Łuczewski.

Golubiewski opisał swoje spostrzeżenia w tematyce panelu ze Stanów Zjednoczonych. „Przede wszystkim dziękuję za zaproszenie mnie do panelu, szczególnie panu profesorowi Krasnodębskiemu. Jestem w Brukseli i patrząc na różne powody, dla których Polska była postrzegana w różny sposób, powiedziałbym, że to dało mi wielorakie przemyślenia. Odpowiedź na pytanie, które zostało mi zadane, jest bardzo obszerna – obejmuje na przykład rolę Polski w wychodzeniu z komunizmu, w tej pokojowej rewolucji. Kiedy po raz pierwszy trafiłem do Stanów Zjednoczonych, to byłem zaskoczony tym, że wielu moich rozmówców, również tych, którzy pisali o Polsce i polskiej rewolucji, zastanawiało się, dlaczego na przykład nie było bezpośrednio ingerencji wojsk rosyjskich w Polsce po ogłoszeniu stanu wojennego. Oczywiście była też mowa o tych wszystkich, którzy podpierali moralnie autorytet Polski – o Janie Pawle II, o Prymasie Tysiąclecia i tak dalej. Natomiast wówczas byłem świadkiem jakiegoś przebudzenia – ideologicznego i etycznego. Teraz mamy inną sytuację – Polska jako ewentualna siła działająca na rzecz dobra na świecie. Kiedyś Polska była potęgą, była też przedmurzem chrześcijańskiej Europy, była potęgą ekonomiczną, była potęgą militarną. Polska była obrońcą naszej europejskiej tożsamości i rzeczywiście nasz potencjał wojskowy, nasz potencjał rycerski, również za czasów króla Jana Sobieskiego, określał wówczas rolę Polski. Teraz mamy wzmocnioną obecność sojuszników na polskiej ziemi – to jest symboliczne odwołanie do tej tradycji bycia przedmurzem. Drugi element, który często jest wzmiankowany przez moich rozmówców, to Polska jako siła na rzecz wolności. Jak postrzeganej wolności? Kultura polityczna w Polsce doczekała się nawet opracowania pod tytułem Doktryna Polaków i polskości. Oczywiście nie ze wszystkim się mogę zgodzić, ale suma summarum powiedziałbym, że wewnętrznie jesteśmy bardzo związani z pewną koncepcją dobra ogólnego. To jest ewidentnie nasza spuścizna ze względu na wpływ Kościoła katolickiego. Z drugiej strony jesteśmy wyczuleni na wszelkie próby ingerencji z zewnątrz. To jest bardzo ciekawe dla Amerykanów w naszej historii i polskiej kulturze politycznej. Na przykład wolna elekcja, to, że wybieraliśmy elekcyjnych królów jeszcze dwieście lat przed Waszyngtonem, albo liberum veto, które sprawiało, że jeden polski szlachcic mógł zablokować cały akt ustawodawczy, jeżeli naruszał on jego wolności. To również są bardzo nośne hasła dla moich amerykańskich rozmówców” – stwierdził.

„Jest tyle ciekawych paraleli, również dla kręgu kultury anglosaskiej. Można by powiedzieć, że jest pewne podobieństwo między kulturą anglosaską a polską, chociaż one wydają się być na dwóch różnych biegunach. Dla mnie to jest bardzo otrzeźwiające doświadczenie, że w tych dyskusjach z moimi rozmówcami nagle odkryłem tyle paraleli, tyle linii równoległych. Mógłbym mówić o tym bez końca – natomiast starałem się pokazać, że pewne elementy kultury politycznej są czymś uspójniającym. Na przykład Polska w ramach I Rzeczypospolitej była z jednej strony krajem jednopaństwowym, ale z drugiej strony – otwartym na najróżniejsze grupy etniczne. Weźmy na przykład unię lubelską i następujący później proces pluralistycznych działań, które są tak głęboko zakorzenione w tradycji I Rzeczypospolitej i które są wyjątkową spuścizną, którą możemy się pochwalić. Kraj, który bronił swojej tożsamości, ale który dopuszczał również otwartość względem migrantów z różnych innych zakątków świata, polskie zainteresowanie światem – widzieliśmy to w postaciach choćby Josepha Conrada i innych XIX-wiecznych podróżników i twórców. Chyba mówiłem trochę za długo i zbyt wielowątkowo, ale mam nadzieję, że to było ciekawe. W tej chwili być może nasza rola jest trochę inaczej postrzegana. Wracając do moich wspomnień z Nowego Jorku i tego, jak mogę to przenieść na mój byt w Brukseli, to na pewno warto zwrócić uwagę na pewne wartości, na przykład prorodzinne i inne, które są inherentne dla Polski, a które nie kojarzą się w tej chwili dobrze w świecie zachodnim. To nas również jakoś wyróżnia. Bardzo się cieszę i jestem zaszczycony tym, że trafiłem do tego panelu” – dodał.