Górny: Polska jest jednym z najważniejszych miejsc na duchowej mapie świata

„Polska (…) jest jednym z najważniejszych miejsc na duchowej mapie świata oraz odgrywa znaczącą rolę w geografii sakralnej Starego Kontynentu. Żywa i promieniująca stąd duchowość to źródło kapitału sympatii i zaufania do naszego kraju. Wspomniani święci to niedocenieni ambasadorowie polskości na całej kuli ziemskiej. Polska, jak często można usłyszeć za granicą, stanowi pozytywny przykład, że da się połączyć modernizację z wiernością swym korzeniom religijnym, zbudować nowoczesne państwo zachowując własną wiarę – pisze w artykule pt. „Dyplomacja Religijna” w „Przeglądzie Wyzwań Strategicznych” Grzegorz Górny, prezes Fundacji Polska Wielki Projekt.

Grzegorz Górny na wstępie artykułu wyraził opinię, że politycy zapomnieli o „wspólnototwórczej” funkcji religii. „Religia jest jednym z najważniejszych obszarów ludzkiej aktywności, ponieważ udziela odpowiedzi na najbardziej fundamentalne pytania, przed którymi staje każdy człowiek: kim jestem i po co żyję? Dzięki temu, że pomaga ludziom odkryć ich tożsamość, znaczenie, cel i sens własnej egzystencji, bardzo często staje się nie tylko główną siłą napędową działalności całych rzesz ludzkich, lecz także motorem zmian kulturowych, społecznych i politycznych. Nieprzypadkowo wszystkie wielkie cywilizacje w dziejach świata zbudowane były wokół religii. W tym sensie współczesna cywilizacja zachodnia w kształcie, w jakim zaczęła wyłaniać się po rewolucji francuskiej w oparciu o idee oświeceniowe, stanowi wyjątek w historii naszego gatunku. Dziś bowiem mamy do czynienia z pierwszą w dziejach próbą zbudowania cywilizacji nie na fundamencie religii, lecz na świadomym przezwyciężeniu paradygmatu teologicznego. Z tego powodu w naszym kręgu kulturowym, gdzie dominuje tendencja do usuwania wiary z przestrzeni publicznej do prywatnej, politycy i politolodzy nie doceniają tej sfery ludzkiej aktywności. Dlatego też tak rzadko w ich refleksji pojawia się problematyka dyplomacji religijnej. Czy żyjemy w „odczarowanym świecie”? Religia, tak jak polityka, nie może być sprawą prywatną, ponieważ ze swej natury ma charakter publiczny. Tak było przez wieki na całym świecie, tak jest również i dziś w większości państw naszego globu. Wyjątek stanowią z jednej strony demokracje liberalne Europy Zachodniej, Ameryki Północnej czy Australii, z drugiej zaś dyktatury 36 komunistyczne, takie jak np. Chiny, Korea Północna czy Kuba. W obu tych systemach dominuje przekonanie o szkodliwości łączenia religii z polityką. Ten związek w pierwszym przypadku ma zostać zastąpiony przez świeckość i neutralność światopoglądową państwa, w drugim zaś przez ideologię marksistowską. Na Zachodzie na takim postrzeganiu obecności wiary w sferze publicznej zaciążyła zapewne pamięć o wojnach religijnych, które przez długi czas pustoszyły Europę. Triumf idei oświeceniowych sprawił, że wszelka aktywność religijna zaczęła być traktowana z największą podejrzliwością jako przyczyna potencjalnych zagrożeń. Z pola widzenia zachodnich polityków znikła religia jako siła wspólnototwórcza oraz źródło kapitału społecznego i moralnego” – pisze Górny.

Przywołuje następnie przykład realnego wpływu religii na politykę w dość osobliwym i zawiłym kontekście międzynarodowym. „W 2016 roku Donald Trump wygrał wyścig prezydencki dzięki odwołaniu się do świadomego elektoratu chrześcijańskiego i głosom raczej „gorących” niż „letnich” wierzących. Zresztą wiele decyzji podejmowanych przez różnych polityków wydaje nam się niezrozumiałymi, dopóki nie weźmiemy pod uwagę czynników religijnych, jakie za nimi stały. Tylko tak wytłumaczyć można np. postanowienie Trumpa, by przenieść ambasadę USA do Jerozolimy i uznać legalność żydowskich osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu. Ten ostatni akt przyjęty został z niezadowoleniem przez większość (aż 78 proc.) amerykańskich Żydów. Prezydent podjął jednak swą decyzję nie z myślą o amerykańskich Żydach, którzy stanowią zaledwie 1,8 proc. tamtejszego społeczeństwa, lecz o przedstawicielach tzw. syjonizmu chrześcijańskiego, którego liczebność szacowana jest w USA na 70 milionów dorosłych wyborców. Owi syjoniści chrześcijańscy to reprezentanci głównie wspólnot protestanckich, zwłaszcza ewangelikalnych. Ich poparcie dla państwa żydowskiego wiązane jest z literalnym odczytaniem Biblii, z którego wynika, że każdy, kto popiera Izrael, ściąga na siebie Boże błogosławieństwo. Bez głosów tej części religijnego elektoratu Trump nigdy nie zostałby prezydentem. Przywódcy Izraela – począwszy już od Dawida Ben Guriona – widząc, jak bardzo chrześcijanie ewangelikalni w Stanach Zjednoczonych przywiązani są do narodu i państwa żydowskiego, postanowili wykorzystać to politycznie. Jak zauważa amerykański historyk Phillip Earl Steele: „Dawid Ben Gurion, który był wielkim erudytą i religioznawcą-amatorem, dostrzegł w syjonizmie chrześcijańskim szansę na trwałe i oddolne wsparcie dla państwa Izrael w krajach anglosaskich, zwłaszcza w USA. Znając się na ewangelikalizmie w Ameryce, zapraszał pastorów do Ziemi Świętej. Głośne było zwłaszcza jego wystąpienie na konferencji zielonoświątkowców, która poświęcona była proroctwom biblijnym oraz ich spełnianiem się w naszych czasach. 38 Nowy etap nastał w 1977 roku, gdy wybory wygrał Likud. Jego lider Menachem Begin jeszcze energiczniej niż Ben Gurion zaczął pielęgnować stosunki z syjonistami chrześcijańskimi. Zaprzyjaźnił się zwłaszcza z najbardziej wpływowym przywódcą ewangelikalnym w USA, niezwykle proizraelskim Jerry’m Falwellem, który stał na czele ruchu zwanego «Moralną Większością«. W 1980 roku Falwell dostał od Begina Nagrodę im. Żabotyńskiego, która była symbolicznym przypieczętowaniem sojuszu likudowsko-ewangelikalnego, trwającego do dnia dzisiejszego” – zaznacza autor.

Górny podkreśla wagę zjawiska dyplomacji religijnej. „Obecnie w Ameryce Południowej obserwujemy postępujący proces protestantyzacji. Maleje liczba katolików, a rośnie chrześcijan ewangelikalnych. Wraz z tym rosną wpływy syjonizmu chrześcijańskiego. To nie przypadek, że po Stanach Zjednoczonych jako pierwsza swą ambasadę do Jerozolimy przeniosła Gwatemala, a później Honduras czy Brazylia, której prezydent Jair Bolsonaro jest chrześcijaninem ewangelikalnym. Ostatnio na ten sam krok zdecydowało się Malawi, którego nowy prezydent Lazarus Chakwera jest teologiem ewangelikalnym. Ich decyzje polityczne motywowane są pobudkami religijnymi. Izrael bardzo dobrze to rozumie, dlatego w swej polityce międzynarodowej wykorzystuje klucz dyplomacji religijnej.” Wiele rządów na świecie wyciągnęło wnioski ze znaczenia religii w życiu politycznym, inicjując nowy rodzaj działalności zagranicznej, zwanej dyplomacją religijną. W skali globalnej bardzo aktywne są w tym obszarze rządy państw muzułmańskich. W wielu przypadkach trudno jest nawet odróżnić działalność polityczną od religijnej. Dzieje się tak, gdy władze tych krajów np. budują za granicą meczety, finansują funkcjonowanie medres czy animują powstawanie tam islamskich centrów kultury. W ten sposób placówki religijne stają się ośrodkami wpływu różnych państw, np. Arabii Saudyjskiej, Kataru, Turcji czy Iranu. Dyplomacja religijna jest więc formą zabezpieczania własnych interesów. Zdarza się, że ten interes może być zgodny z interesami tych, których uznaje się za sojuszników. Przykładem tego jest np. rywalizacja między Stanami Zjednoczonymi a Rosją o miano kraju, który jest największym na świecie obrońcą chrześcijaństwa. W 1999 roku George W. Bush powołał do życia nowy urząd – pełnomocnika rządu do spraw wolności religijnej w randze ambasadora. Urzędnicy pełniący tę funkcję jeżdżą po świecie i piętnują naruszenia swobody wyznania i sumienia. W ostatnich latach szczególnie krytykują komunistyczne władze Chin za prześladowanie chrześcijan, muzułmańskich Ujgurów czy członków sekty Falun Gong. Administracja amerykańska, zarówno za prezydentury Trumpa, jak i Bidena, okazuje się o wiele bardziej pryncypialna w piętnowaniu Pekinu za dyskryminację katolików niż nawet Stolica Apostolska” – zauważa.

Na koniec przytacza potencjał naszego kraju w kontekście kapitału religijnego. „. Na świecie żyje ponad 1 miliard 300 milionów katolików. Dla wielu z nich Polska – jako kolebka kultu Miłosierdzia Bożego oraz ojczyzna św. Jana Pawła II, św. Faustyny Kowalskiej, św. Maksymiliana Kolbego czy bł. Jerzego Popiełuszki – jest jednym z najważniejszych miejsc na duchowej mapie świata oraz odgrywa znaczącą rolę w geografii sakralnej Starego Kontynentu. Żywa i promieniująca stąd duchowość to źródło kapitału sympatii i zaufania do naszego kraju. Wspomniani święci to niedocenieni ambasadorowie polskości na całej kuli ziemskiej. Polska, jak często można usłyszeć za granicą, stanowi pozytywny przykład, że da się połączyć modernizację z wiernością swym korzeniom religijnym, zbudować nowoczesne państwo zachowując własną wiarę. Interesujący i fascynujący dla innych możemy być nie przez swoją imitacyjność i naśladownictwo, lecz poprzez coś oryginalnego – jednocześnie arcypolskiego, a zarazem uniwersalnego. Czymś takim jest bez wątpienia nasz katolicyzm. Z jego ideałami solidarności i miłosierdzia. To olbrzymie pole do zagospodarowania dla dyplomacji religijnej. Niestety, jest to potencjał w dużej mierze niewykorzystany” – puentuje.