Gościniec Wolności: od Zamku Królewskiego do Cytadeli

Pieni się gościniec główny wielkiej rzeki
w wiązadłach mostów z kamienia i żelaza
u stóp miasta Warszawy – Cytadeli ziemskiego okręgu –
stolicy wolności świata, gdzie przez stulecie
tkwiło kowadło, wbite w ziemię głęboko
młotami kowali, wprawnych w sztuce ciemięstwa.

Stefan Żeromski, Wisła (1917)
  • G.B. Gisleni
  • F.A. Bartholdi
  • Car Mikołaj I
  • Antena na Cytadeli w Warszawie przy Centralnej Stacji Radiotelegraficznej
  • Aparatura Centralnej Stacji Radiotelegraficznej w Warszawie
  • S. Noakowski, Projekt łuku triumfalnego z cyklu „Bramy Wolności”, tusz, 1920, Politechnika Warszawska.
  • J. Bałdyga, Alegoria Bitwy 1920 (2010), technika mieszana, własność artysty.

Wisła – niemal zapomniany poemat-opowieść Żeromskiego o dziejach ziemi polskiej i Polaków, od prehistorii do współczesności, przywołuje Cytadelę, „kowadło ciemięstwa”, i nazywa Warszawę „stolicą wolności świata”.

⁣Mimo że poemat powstawał jeszcze przed powrotem Polski na mapę Europy, w rodzącym się dopiero blasku przeczucia jej odrodzenia, tchnie wielkim optymizmem i kreśli wizję wytężonej pracy i mądrej dbałości o powstający do życia, suwerenny i niepodległy kraj. Przyszło wreszcie odrodzenie bytu państwowego, potem bój o wszystko w latach 1919-1920, a następnie mniejsze i większe rozczarowania tego wielkiego pisarza i gorącego patrioty, którego ogromnie bolało wewnętrzne rozdarcie kraju. W uznaniu jego talentu, wysiłku w tworzeniu wizji Polski i kreowaniu jej symboli, na rok przed śmiercią stał się mieszkańcem Zamku Królewskiego z pięknym widokiem na Wisłę. Czy patrząc na „gościniec główny wielkiej rzeki”, wracał myślami do poematu napisanego w 1917 roku i opublikowanego na początku roku następnego? Czy rozpamiętywał znamienny fakt, że w miejscu, „gdzie przez stulecie tkwiło kowadło… ciemięstwa”, znajdowała się główna siedziba radio-wywiadu, który w tak ogromnym stopniu przyczynił się do wielkiego zwycięstwa 1920 roku? Czy z tego właśnie powodu Żeromski uznałby Cytadelę, postrzeganą przede wszystkim jako symbol kaźni tysięcy polskich patriotów, za jedno z miejsc związanych z wielkim triumfem i poparłby pomysł utworzenia „Gościńca Wolności” prowadzącego od Zamku Królewskiego do Cytadeli?


Pomysł „Alei Wolności” – nigdy (o ile mi wiadomo) niespisany, a tylko wypowiedziany – rzucony został wiosną 2005 roku, w czasie gdy na dziedzińcu Zamku Królewskiego wystawiono dzieło o niezwykłej, jedynej w swoim rodzaju historii – Współczesny męczennik, czyli Prometeusz (1864) Frédérica Auguste’a Bartholdiego. Kto dziś pamięta o tym pokazie prawdziwego arcydzieła upamiętniającego powstanie styczniowe?

Prometeusz zrywający okowy

W książce wydanej z okazji 100-lecia Bitwy Warszawskiej Klęska imperium zła prof. Andrzej Nowak pisze m.in. o koncepcjach prometejskich w polskiej myśli politycznej. Jego niezwykle interesującym wywodom towarzyszy obraz ukazujący kaźń Prometeusza; za przekazanie ludziom ognia został on ukarany przykuciem do skał Kaukazu, gdzie żarłoczny orzeł (lub sęp) co i raz rozszarpuje jego wątrobę. Obrazem tym jest dzieło ze szkoły Rubensa, a nie – jak można byłoby się spodziewać – odlana w brązie rzeźba Bartholdiego z 1864 roku. Nie jest to akt ignorowania tego wybitnego dzieła sztuki, a przykład braku nadania mu odpowiedniej rangi, niemal wyrzucenia go z pamięci zbiorowej. Jego historia jest niezwykła, a tę aurę niezwykłości wzmacnia ponadto fakt, że jest dziełem autora jednego z najsłynniejszych monumentów świata – Statui Wolności w Nowym Jorku.
Bartholdi, jak wielu wrażliwych ludzi w całej Europie, niezwykle przejął się upadkiem powstania styczniowego, podobnie jak przeszło trzydzieści lat wcześniej upadek powstania listopadowego przeżył jego krajan – Horace Vernet, autor obrazu Alegoria Polski zwyciężonej, czyli Prometeusz. Projekt Bartholdiego, tak jak w przypadku wszystkich dzieł w brązie, był wykonany w gipsie i czekał na odlanie. Do tego, niestety, nie doszło, bo atmosfera współczucia dla Polski opadła, a dyplomacja rosyjska czuwała, by jeszcze ją osłabić. Gipsowy model Współczesnego męczennika, ukazujący skowanego bohatera, bliskiego zerwania łańcuchów, którego wątrobę próbuje kąsać dwugłowy orzeł (herb Rosji), przeniesiono do Colmaru, rodzinnego miasta rzeźbiarza. I tu przez półtora wieku niemal o nim zapomniano. O wykonaniu odlewu rzeźby w brązie z okazji Sezonu Polskiego we Francji i sprowadzeniu jej do Polski w 2005 roku zadecydował Waldemar Dąbrowski, ówczesny minister kultury. W przedsięwzięciu tym ogromną rolę odegrało ministerstwo kultury Francji, a także prof. Andrzej Rottermund, ówczesny dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie. Od marca do czerwca 2005 roku rzeźba eksponowana była w sercu Warszawy, na dziedzińcu Zamku Królewskiego. To wtedy z ust prof. Rottermunda usłyszałem o pomyśle, nieledwie wówczas zarysowanym, ustawienia arcydzieła francuskiego rzeźbiarza w Alei Wolności.
Niedługo potem Współczesny męczennik, czyli Prometeusz został przeniesiony do Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, skądinąd znakomitej placówki kultury. Niemniej jednak doszło do pewnego rodzaju degradacji dzieła, jakby odrzucenia przez miasto stołeczne, które Żeromski tak wzniośle nazwał „stolicą wolności świata”. Kto o tym zdecydował? Dlaczego tak się stało, mimo planów, a przynajmniej wstępnej idei umieszczenia rzeźby w ciągu pomników patriotycznych w przestrzeni pomiędzy Cytadelą a miejscem kaźni Romualda Traugutta i jego towarzyszy, nieopodal ulicy Sanguszki?

Gościniec Wolności i jego pomniki

Patrząc na dzieło francuskiego artysty, widzimy w nim pomnik prawdziwie heroiczny. Podczas gdy jedna głowa drapieżnika koncentruje się na wątrobie ofiary, druga groźnie wpatruje się w jej brodate, pełne determinacji oblicze. Skowany heros nie ulega presji, niebawem zerwie kajdany krępujące jego ręce; kajdany na nogach już zostały zerwane.
Wypowiadane tu myśli mają przypomnieć dzieło Barthodiego w kontekście warszawskim, być rodzajem apelu o przywrócenie stolicy i uczynienie z niej jednego z jej ważnych symboli. Jak wiadomo Józef Piłsudski i jego legioniści wyrastali w kulcie powstania styczniowego. Pełne dramaturgii arcydzieło francuskiego artysty ma ponadto potencjał uzyskania statusu symbolu narodowego par excellence. Czy budowane z rozmachem Muzeum Historii Polski nie powinno sięgnąć po ideę przestrzeni patriotycznej między Cytadelą a miejscem stracenia ostatniego naczelnika powstania styczniowego, by w swoich murach kontynuować narrację o wielkim micie założycielskim odrodzonej Polski, jakim była zwycięska wojna 1920 roku? A może, skoro znajdujemy się w murach Zamku Królewskiego w Warszawie, który niczym mityczny Feniks dwukrotnie zwycięsko odradzał swoje jestestwo (po pierwszej i drugiej wojnie światowej), warto jest rzucić pomysł Gościńca Wolności prowadzącego od samego Zamku do Cytadeli? Myślą przewodnią powinno być zwycięstwo, heroizm i triumf, ale bez unikania wątków martyrologicznych o tak heroicznym aspekcie jak ten zawarty w dziele Bartholdiego. Równie ważnym wątkiem tematycznym powinny być dzieje cywilizacji polskiej, jak w znanym cyklu obrazów Jana Matejki czy w obrazach znajdujących się w Sali Rycerskiej Zamku Królewskiego.
W 2010 roku Paweł Sosnowski dla Muzeum Historii Polski zorganizował wystawę, na którą grupa artystów wykonała swoje wizje zwycięstwa w wojnie z sowiecką Rosją w latach 1919-1920. Jedną z nich jest prawdziwe arcydzieło Alegoria Bitwy 1920 autorstwa Janusza Bałdygi, które ukazuje starcie Białego Orła z Czerwoną Gwiazdą. Czy chodzi tu o bitwę warszawską, czy raczej o tę pod Komarowem, gdzie polska kawaleria, w znacznej części ułani zbrojni w lance, pokonali pod sam koniec sierpnia 1920 roku słynną Konarmię Siemiona Budionnego? Wykonana z trwałych materiałów kompozycja Bałdygi mogłaby być ważnym elementem narracji Gościńca Wolności. Jej istotnym, jeśli nie wręcz przewodnim motywem mogłyby być K-dronowe instalacje Janusza Kapusty i innych współczesnych artystów, takich jak Jerzy Kalina. Alternacja tematyki heroicznej (symboliczne ukazanie zwycięskich bitew i bohaterów narodowych) z dziejami cywilizacji tworzyłyby atmosferę patriotyzmu stymulowanego przemyślanymi symbolami w nowoczesnym ujęciu. Wędrowanie rzeczywiste i wirtualne wzdłuż „gościńca głównego wielkiej rzeki” zaczynałoby się od Kolumny Zygmunta III – monumentu par excellence triumfalnego – i Zamku Królewskiego, a kończyło w Cytadeli. Ten symbol opresji wzniesiony w latach 1832-1836, a potem rozbudowywany i modernizowany wiąże się z carem Mikołajem I. Jego okrucieństwo wobec Polaków było powszechnie znane i zostało wyraziście uwiecznione m.in. w brytyjskiej prasie. Mikołaj I, zdetronizowany – w murach Zamku Królewskiego w Warszawie – przez Sejm Królestwa Polskiego w styczniu 1831 roku król Polski, co i raz wypowiadał złowieszczo brzmiące słowa. Przywołajmy kilka z nich z czerwca 1832 i października 1835 roku: „Znam tylko dwa typy Polaków: tych, którzy się zbuntowali przeciwko mnie, i tych, którzy pozostali mi wierni – jednych nienawidzę, drugimi gardzę”; „Wdzięczności od nich [Polaków] nie oczekuję i przyznam, że zbyt głęboko nimi gardzę, żebym mógł przypisywać temu jakąkolwiek wagę – staram się zasłużyć na wdzięczność Rosji – oto myśl, która mnie nie opuszcza”; „Wierzcie mi, panowie [Polacy], że to jest prawdziwym szczęściem należeć do tego państwa [Rosji] i używać dobrodziejstw jego opieki […] rząd mój zawsze myśleć będzie o waszym szczęściu. […] Jeżeli upierać się będziecie przy waszych marzeniach o odrębnej narodowości, o Polsce niepodległej i przy wszystkich tych złudzeniach, ściągniecie na siebie wielkie nieszczęścia. Kazałem tu zbudować cytadelę aleksandryjską i oświadczam wam, że przy najmniejszym zaburzeniu każę miasto zbombardować, zburzę Warszawę i z pewnością nie ja ją odbuduję”. Ale, jak już zostało powiedziane, Cytadela z jej Centralną Stacją Radiotelegraficzną w 1920 roku stała się świadkiem wielkiego militarnego triumfu, który w ogromnym stopniu był triumfem radiotelegrafistów i profesorów matematyki, a więc triumfem nauki. To kolejny temat do alegorycznej wizualizacji i ustawienia na Gościńcu Niepodległości.

Od Zamku Królewskiego do Cytadeli: Muzeum Historii Polski i łuk triumfalny

„Współczesna historia cywilizacji – pisze w swej słynnej książce o Bitwie Warszawskiej z 1931 roku Edgar Vincent D’Abernon – zna mało wydarzeń posiadających znaczenie większe od bitwy pod Warszawą w roku 1920. Nie zna zaś ani jednego, które by było mniej doceniane (…). Zadaniem pisarzy politycznych (…) jest wytłumaczyć europejskiej opinii publicznej, że w roku 1920 Europę ocaliła Polska”. Czy w wystarczającym wymiarze podjęliśmy myśl brytyjskiego dyplomaty? Wydaje się, że nie. Powraca zatem pytanie, gdzie w aktualnej sytuacji, po latach zaniedbań, niechęci i zaniechań mógłby zostać wzniesiony monument upamiętniający tę i inne zwycięskie bitwy? Wskazane niegdyś przez Stanisława Noakowskiego i Bronisława Krystalla miejsce przy moście Księcia Józefa Poniatowskiego zachowuje swój potencjał, podobnie jak Plac Wilsona i obszar do niego przylegający, ale znacznie większy ma właśnie Cytadela, gdzie powstają nowoczesne gmachy nie tylko Muzeum Historii Polski, ale i Muzeum Wojska Polskiego. Taki pomnik – najlepiej łuk triumfalny – mógłby być nowoczesnym w kształtach monumentem jak ogromna paryska brama/łuk w dzielnicy La Défense, funkcjonujący jednocześnie jako muzeum. Wzniesienie paryskiego łuku, zaledwie kilka dekad temu, wiąże się z heroizmem Paryża w czasie wojny prusko-francuskiej 1870 roku. Czy Warszawa na uczczenie swego wielokrotnie objawiającego się heroizmu nie zasługuje?
Zamek Królewski z jego historią i cennymi zbiorami dzieł sztuki i symboli narodowych jest prawdziwym sercem Warszawy. Skomunikowanie go z Muzeum Historii Polski Gościńcem Wolności z jego bogatą narracją historyczną byłoby jedynym w swoim rodzaju wpisaniem się w optymistyczną opowieść Żeromskiego zawartą w poemacie Wisła. Opowieść taka byłaby też oryginalnym w formie i treści „wytłumaczeniem europejskiej opinii publicznej, że w roku 1920 Europę ocaliła Polska”. Postulat brytyjskiego dyplomaty, świadka tamtych wydarzeń, zostałby w znacznym stopniu spełniony, a Warszawa zyskałaby przestrzeń patriotyczną na miarę naszych czasów. By myśleć optymistycznie o przyszłości, nawet w tak trudnej konfiguracji geopolitycznej, jaką ma Polska, istnieje konieczność rozpamiętywania aktów heroizmu i zbiorowego poświęcenia, a więc sublimowanie narodowych dziejów poprzez wybitne dzieła sztuki i wzniosłe symbole.

Postscriptum


Przed wystąpieniem w panelu moderowanym przez prof. Joannę M. Sosnowską kontaktowałem się z prof. Andrzejem Rottermundem i Waldemarem Dąbrowskim, dyrektorem Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, którzy potwierdzili spontaniczny charakter przedsięwzięcia – odlania dzieła Bartholdiego w brązie – z okazji wspomnianego Sezonu Polskiego we Francji. Obydwaj wyrazili też – podobne do wyrażonego w tym tekście – ubolewanie co do losu dzieła francuskiego artysty. Pomysł Alei Wolności lub Niepodległości, zarysowany w 2005 roku, pozostaje nieco enigmatyczny. Miejmy nadzieję, że wyrastający z tamtej idei pomysł nazwany tu Gościńcem Wolności, zyska – z silnym wsparciem PWP – szerokie społeczne wsparcie.