Grosse: testujemy mechanizmy praworządności, które służą wzmocnieniu europejskiego centrum

– Niestety jesteśmy postawieni w wyjątkowo niekorzystnej sytuacji, gdyż testujemy nowe mechanizmy dyscyplinowania państw w odniesieniu do wartości europejskich, które służą wzmocnieniu zarządzania i hierarchii władzy na korzyść europejskiego centrum  – mówił podczas XI Kongresu Polska Wielki Projekt prof. Tomasz Grosse.

Grosse, który jest profesorem belwederskim oraz ekspertem Centrum Analiz Instytutu Jagiellońskiego brał uczestniczył w debacie „Polska w UE – bilans członkostwa” w której brali również udział: Paweł Dobrowolski, ekspert Instytutu Sobieskiego a moderował ją Bronisław Wildstein, pisarz, dziennikarz, publicysta i były opozycjonista antykomunistyczny.

Politolog zgodził się z przedmówcą, że projekt Unii Europejskiej przypomina obecnie projekt imperium, „Pan Bronisław Wildstein przyrównał Unię Europejską do imperium. W podobny sposób do tego podchodzi amerykański specjalista zajmujący się od lat integracją europejską. Glyn Morgan z Syracuse University uznał, że zmiany w projekcie europejskim przypominają tworzenie systemu imperialnego, w którym dominujące centrum, złożone przede wszystkim z największych krajów członkowskich, zarządza peryferiami. To zarządzanie odbywa się w celu realizacji interesów ekonomicznych i geopolitycznych państw centralnych. Instytucje europejskie są pewnym pasem transmisyjnym dla realizacji tych interesów. W Unii Europejskiej mamy do czynienia z dość brutalną walką o interesy, a dokładnie polityki unijne są tak kształtowane przez kraje centrum, aby realizować własne interesy niekiedy kosztem państw peryferyjnych, do których zalicza się kraje Europy Środkowej. Jest jeszcze jeden element, o którym w gruncie rzeczy też mówiliśmy, i o którym z całą pewnością mówił pan profesor Morgan. Otóż ważnym aspektem funkcjonowania imperium, realizowania hierarchii władzy w Unii Europejskiej na korzyść państw centralnych i na niekorzyść państw peryferyjnych, jest sfera ideologiczna i obszar narracji. Mówiliśmy przy okazji dyrektywy o pracownikach delegowanych, jak ważna była narracja skierowana w tym przypadku przeciwko nam, mieszkańcom Europy Środkowej, przez naszych adwersarzy. W tej chwili mamy próbę uspójnienia ideologicznego w Unii Europejskiej przy okazji dyskursu o wartościach europejskich. W gruncie rzeczy ma to na celu nie tylko usprawnienie zarządzania, czyli przyspieszoną centralizację władzy w Brukseli, która odbywa się pod kontrolą i na korzyść państw centralnych, a niejednokrotnie kosztem państw peryferyjnych z naszej części Europy. Omawiana ofensywa ideologiczna ma też być ważnym elementem dyscypliny w Unii Europejskiej” – ocenił.

Przykładem pewnej centralizacji w UE wedle Grosse są pojawiające się co i raz „mechanizmy dyscyplinowania państw”. „Niestety jesteśmy postawieni w wyjątkowo niekorzystnej sytuacji, gdyż testujemy nowe mechanizmy dyscyplinowania państw w odniesieniu do wartości europejskich, które służą wzmocnieniu zarządzania i hierarchii władzy na korzyść europejskiego centrum. Przez kilka minionych lat polskie władze dopominały się o podmiotowość w Unii, a więc o możliwość realizacji polityk unijnych zgodnie z polskimi interesami. Ta nasza asertywność i próba zwiększenia podmiotowości nie podobała się decydentom w UE, gdyż zaburzała istniejącą dotąd hierarchię władzy. Dlatego pojawiły się zarzuty o praworządność, o łamanie wartości europejskich, właśnie po to, żebyśmy spolegliwie przyjmowali rozwiązania, w których niestety jesteśmy traktowani instrumentalnie i przedmiotowo. To z kolei powoduje ograniczone możliwości obrony własnych interesów zwłaszcza w sytuacji kryzysu. Wcześniejsze polskie rządy miały dużo łatwiej. One mogły przyjmować te reguły gry, nawet jeżeli nie dostawały do końca tego, czego chciały, nawet jeżeli otrzymywały tylko pewne ograniczone korzyści. Natomiast w sytuacji, kiedy mamy kryzysy, niestety państwa peryferyjne, co pokazuje wiele przykładów, mają ograniczane korzyści wynikające z integracji, a zamiast tego niejednokrotnie przesuwa się na nie koszty” – mówił.

„Wybór pomiędzy strategią uległości a strategią „bicia się o własne interesy” jest bardzo trudny, dlatego że strategia uległości oznacza zgodę na przesuwanie kolejnych kosztów. Natomiast strategia bicia się o własne interesy, która tutaj zresztą była przypominana, oznacza tyle, że w ramach zaostrzającej się rywalizacji o władzę i wspomnianego przeze mnie uspójnienia ideologicznego przykleja się nam łatkę autokratów, tych, którzy łamią praworządność i wartości europejskie. Robi się tak po to, żebyśmy przestali się bić o własne interesy. Abyśmy zrezygnowali z pogłębienia współpracy w Europie Środkowej, która potencjalnie mogłaby zrównoważyć presję polityczną płynącą z zachodniej części kontynentu” – dodał.

Naukowiec zwrócił uwagę na ofensywę ideologiczną w UE, która jest według niego groźna.  „Dodatkowy problem polega na tym, że ofensywa ideologiczna odnosząca się do wartości jest niezwykle groźna dla UE. Narusza pod wieloma względami demokrację w słabszych państwach, jak również łamie traktaty, a więc praworządność. Tak jest na przykład w odniesieniu do kwestii aborcji lub praw dla mniejszości seksualnych, które zgodnie z traktatami powinny być regulowane przez narodowe demokracje. Ta nowa presja ideowa powoduje, że konserwatywnie nastawione społeczeństwa będą stawały coraz częściej przed wyborem, czy popierać integrację, czy też zachować własną kulturę i przekonania polityczne. Do tej pory integracja nie wymagała aż takich poświęceń. Nie wymagała, aby na przykład społeczeństwa chrześcijańskie rezygnowały z własnej religii i tradycji, aby odrzucały spuściznę własnych ojców, redefiniowały nie tylko patriotyzm, ale wręcz go odrzucały w imię europeizacji. Takie wybory mogą być dla niektórych trudne i mogą wywołać bunt na płaszczyźnie moralnej, co może mieć dewastujący skutek dla integracji europejskiej” – podkreślił.

„Dodatkowo coraz wyraźniej widać, że sfera ideologiczna skrywa w gruncie rzeczy dominację silnych nad słabymi, a więc system, który ma cechy imperialne, a także jest coraz mniej demokratyczny. Nie można bowiem bezkarnie ograniczać demokracji narodowej, na przykład w mniejszych państwach, a jednocześnie tworzyć pozorowaną demokrację na szczeblu europejskim, która faktycznie jest dyktaturą sprawowaną przez wąską elitę. Jej władza opiera się w dużym stopniu na zwyczajnej manipulacji opinią publiczną oraz próbie krzewienia jedynie słusznej ideologii europejskiej mającej coraz bardziej fundament marksistowski. Społeczeństwa naszej części Europy są szczególnie wyczulone na tego typu zabiegi. Mają też inną wrażliwość dotyczącą własnej suwerenności niż mniejsze społeczeństwa na zachodzie Europy, które w coraz większym stopniu skupiają się na identyfikacji regionalnej i europejskiej, a nie narodowej” – dodał.

Grosse podsumował, że Polska powinna stworzyć konkretną strategie swojej obecności w UE. „Uważam, że w świetle tych wszystkich zmian w procesach integracji europejskiej, które, w moim przekonaniu, są dla nas niekorzystne, powinniśmy przyjąć strategię składającą się z trzech elementów. Po pierwsze, musimy liczyć przede wszystkim sami na siebie. Musimy się zastanawiać nad kształtowaniem modelu gospodarczego, ale też rozwoju kraju w innych obszarach, na przykład w zakresie bezpieczeństwa wewnętrznego, obronności, zdrowia, przeciwdziałania klęskom klimatycznym i wielu innych. Chodzi o to, żebyśmy przede wszystkim odrabiali własną lekcję i zastanawiali się sami, co w zakresie naszych możliwości możemy zrobić. A te możliwości, wbrew pozorom, nie są takie małe. To polskie elity powinny kształtować strategię rozwoju kraju, a nie jak dotąd cedować odpowiedzialność za modernizację kraju na Brukselę i polityki unijne. Powinniśmy raczej stanąć na własnych nogach, a więc bazować na własnej strategii i funduszach krajowych, a środki unijne i polityki UE wykorzystywać w takim stopniu, w jakim pozwalają nam realizować krajowe strategie rozwoju” – zaznaczył.

„Po drugie, trzeba się bić o własny interes w UE, ale również trzeba się bronić przed tym, żeby pewne niekorzystne decyzje podejmowane na szczeblu europejskim nie przyniosły nam zbyt wielkich kosztów. Praktyka ostatnich lat wyraźnie pokazuje, że państwa dominujące starają się przenieść koszty na państwa peryferyjne, a także podejmują niewłaściwe decyzje strategiczne z punktu widzenia Europy. To widać choćby na przykładzie decyzji niemieckich w zakresie polityki migracyjnej, polityki energetycznej, klimatycznej, nie mówiąc już o pewnych rozstrzygnięciach geopolitycznych. I wreszcie trzeci element strategii – trzeba korzystać z Unii Europejskiej, przede wszystkim z dostępu do rynku wewnętrznego. A to jest prawie czterysta pięćdziesiąt milionów potencjalnych odbiorców polskich towarów czy polskich usług. To są nadal korzyści, dla których warto być w Unii. Niemniej polska strategia powinna być trójstopniowa, a korzyści wynikające z integracji europejskiej są przeze mnie wymienione dopiero na trzecim miejscu. Na koniec warto powtarzać, że popieramy integrację europejską, ale nie tę scentralizowaną i zideologizowaną, ale subsydiarną wobec państw członkowskich i szanującą ich narodowe kultury, demokracje i ład konstytucyjny. Tylko w ten sposób można uratować UE przed rozpadem. Tylko tak możemy odbudować zaufanie między europejskimi narodami, które zostało bardzo poważnie naruszone w ostatnich latach. Bez integracji elastycznej i zdecentralizowanej nie czeka nas pomyślna przyszłość w Europie tylko przyspieszony proces dezintegracji. Musimy zacząć wyciągać wnioski z pomyłek elit zachodnioeuropejskich, namawiać je do rewizji wcześniejszej polityki. Warto się integrować, ale nie można popełniać tych wszystkich błędów, które doprowadziły już do brexitu, a wszystko na to wskazuje, że mogą przyczynić się do kolejnych kryzysów” – wyliczał.