Grzegorz Górny: Ukraińcy nie chcą ruskiego miru i mają determinację, żeby bronić swojej wolności

– Dla Rosjan jest oczywiste, że nie ma czegoś takiego jak naród ukraiński – że państwo ukraińskie jest zjawiskiem sezonowym i trzeba sobie Ukrainę podporządkować albo wchłonąć, albo uczynić z niej coś w rodzaju Białorusi. Dla Ukraińców jest czymś oczywistym, że są odrębnym narodem, chcą być narodem wolnym i sami kształtować swoją przyszłość. Czy da się pogodzić te dwie rzeczy? Nie da się pogodzić, nie można mieć i tego, i tamtego. Moim zdaniem jesteśmy skazani na konflikt, tym bardziej, że Ukraińcy mają determinację, żeby bronić swojej wolności, a Rosjanie mają determinację, żeby zająć Ukrainę (…) Ukraińcy, jak widać, nie chcą dzisiaj ruskiego miru, ponieważ oni wcale nie utożsamiają go z awansem cywilizacyjnym, z funkcjonowaniem w obrębie wyższej kultury – mówił podczas XII Kongresu Polska Wielki Projekt Grzegorz Górny, dziennikarz, pisarz oraz prezes Fundacji PWP.

Górny brał udział w panelu „Rosja – problem dla świata?”, w którym wzięli też udział: prof. Wojciech Roszkowski, historyk, opozycjonista antykomunistyczny, były europoseł oraz francuska dziennikarka Laure Mendeville, wieloletnia korespondentka „Le Figaro” w Rosji. Panel moderował Krzysztof Ziemiec.

Grzegorz Górny, który jest również znawcą religii, zarysował teraźniejszy oraz historyczny pejzaż rosyjskiego społeczeństwa w tym zakresie.  „Dzisiejsza duchowość Rosji jest bardzo spoganizowana, zsekularyzowana, zateizowana.  Chrystianizacja jest bardzo powierzchowna, widzimy to chociażby w statystykach, które mówią o frekwencji religijnej – od 2% do 4% mieszkańców regularnie praktykuje, a mówimy tu o tych nominalnie prawosławnych. Natomiast Cerkiew jest instrumentalizowana przez państwo już od wielu wieków. Można tutaj podać jako początek czasy Iwana Groźnego, kiedy był spór między władzą duchową a świecką, porównywalny do sporu o inwestyturę w świecie łacińskim. Ten spór między Iwanem Groźnym a metropolitą Filipem Kołyczewem skończył się tak, że metropolita został uduszony na rozkaz cara i Cerkiew została całkowicie podporządkowana państwu. Później, za Piotra I, patriarchat moskiewski został w ogóle rozwiązany i Cerkiew stała się oficjalnie jednym z urzędów państwa rosyjskiego, na czele którego stał oberprokurator Świętego Synodu. Był on osobą świecką, często wojskowym, niekiedy nawet człowiekiem niewierzącym, wyrażającym się z pogardą o religii prawosławnej. Wtedy też na przykład, na początku XVIII w., zniesiono tajemnicę spowiedzi, ponieważ skoro Cerkiew jest organem państwowym, to nie może istnieć taka fanaberia jak tajemnica spowiedzi” – zaznaczył.

„Później, w czasach komunistycznych, też widzieliśmy najpierw okres niszczenia Cerkwi prawosławnej, a potem kooptowania jej, czyli całkowitego podporządkowania przez państwo sowieckie. Czas takiego podporządkowania trwa do dziś – widzimy, że większość czynnych hierarchów Cerkwi prawosławnej współpracowała w czasach komunistycznych z KGB, tak jak obecny patriarcha Cyryl, jego poprzednik Aleksander II i jego poprzednik Pimen. Czy można powiedzieć, że prawosławie jest dzisiaj filarem tego systemu? W konstytucji Federacji Rosyjskiej wymienione są cztery tak zwane rdzenne religie: prawosławie, islam, judaizm i buddyzm. Zauważmy, że w nazwie głównej ideologii Federacji Rosyjskiej – czyli w ruskim mirze – nie pojawia się nazwa religii. Nie można też powiedzieć, że nacjonalizm jest podstawą ideową Federacji, dlatego że jeżeli Rosja ma ambicje, żeby być imperium, to imperium jest czymś więcej niż naród. Imperium wchłania w siebie wiele etnosów, żywiołów narodowych, religijnych – wobec tego sformatowanie imperium jako państwa narodowego jest zbyt wąskie. Tu musi być ideologia imperialna, a nie narodowa, czyli znacznie szersza. W związku z tym ona obejmuje te religie, o których mówiłem, i obejmuje też te inne narody – Baszkirów, Buriatów, Tatarów, Kałmuków, narody kaukaskie i tak dalej – pod warunkiem, że one uznają jako swoją tę przestrzeń kulturalną russkawa mira. Przy czym ten przymiotnik ruski odnosi się nie tyle do rosyjskiego, do Rosji, co raczej właśnie do Rusi.Pamiętam moje spotkanie w Moskwie z Rustamem Ibrahimbekowem – to jest scenarzysta Spalonych słońcem Nikity Michałkowa, głośnego film, który dostał kiedyś Oscara. I on, chociaż z pochodzenia był Azerem, to mi mówił, że gdyby pozostał przy tej swojej kulturze rodzimej, rdzennej, azerskiej, to tak naprawdę funkcjonowałby w takim, jak on mówił, zapyziałym grajdole. Tylko dzięki temu, że on wszedł w obręb kultury rosyjskojęzycznej, miał możliwość obcowania z prawdziwymi osiągnięciami całej kultury światowej, dzięki temu mógł wejść w  globalny krwioobieg kulturowy. To był też awans towarzyski, pewien prestiż, a w związku z tym – awans cywilizacyjny. W tym sensie ruski mir jest przedstawiany jako atrakcyjny dla podbitych przez Rosję narodów. Pytanie, czy na przykład byłby atrakcyjny dla Polaków – oczywiście w XIX, XVIII w. nam wmawiano, że on jest atrakcyjny i my powinniśmy się cieszyć, że funkcjonujemy w ramach tego systemu. Ale w ramach Federacji Rosyjskiej on jest rzeczywiście narzucany i Ukraińcy, jak widać, nie chcą dzisiaj ruskiego miru, ponieważ oni wcale nie utożsamiają go z awansem cywilizacyjnym, z funkcjonowaniem w obrębie wyższej kultury” – kontynuował wywód.

Prezes Fundacji PWP omówił także podejście rosyjskiego społeczeństwa do wojny i w ogóle do narodu ukraińskiego. „Jeżeli chodzi o strategiczne cele, to dla Rosjan jest oczywiste, że nie ma czegoś takiego jak naród ukraiński – że państwo ukraińskie jest zjawiskiem sezonowym i trzeba sobie Ukrainę podporządkować albo wchłonąć, albo uczynić z niej coś w rodzaju Białorusi. Dla Ukraińców jest czymś oczywistym, że są odrębnym narodem, chcą być narodem wolnym i sami kształtować swoją przyszłość. Czy da się pogodzić te dwie rzeczy? Nie da się pogodzić, nie można mieć i tego, i tamtego. Moim zdaniem jesteśmy skazani na konflikt, tym bardziej, że Ukraińcy mają determinację, żeby bronić swojej wolności, a Rosjanie mają determinację, żeby zająć Ukrainę. Czy Zachód będzie miał taką determinację, żeby wesprzeć Ukrainę, by broniła swojej wolności? To jest w tej chwili podstawowe pytanie, przed którym stoimy. Wczoraj wieczorem oglądałem relację z wizyty Władimira Putina w Moskwie na wystawie poświęconej Piotrowi I, bo teraz jest trzysta pięćdziesięciolecie urodzin Piotra I. Mówiąc o wojnie północnej – czyli o tych czasach, kiedy Rosja zdobyła Inflanty, Estonię – on mówił: „My wtedy nie zagrabialiśmy tych wszystkich obcych ziem, to był tylko powrót do macierzy i konsolidacja z Rosją”. Rzecz w tym, że nigdy wcześniej ani Inflanty, ani Estonia nie należały do Rosji ani do Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, ani nawet do Republiki Nowogorodzkiej. Po raz pierwszy wtedy zostały zagrabione przez Rosję, a on mówi: „Ale to nie była grabież, to był powrót do macierzy i konsolidacja”. Mówił też coś takiego: „Dzisiaj naszym przeznaczeniem jest również powrót i konsolidacja”. I zaczął się uśmiechać –  po prostu, nagle, z taką radością zaczął mówić, że „naszym przeznaczeniem dzisiaj jest to samo”. Oczywiście miał na myśli to, co się dzieje na Ukrainie, mówił o tym z radosnym uśmiechem. Niestety to jest w Rosji przyjmowane za dobrą monetę – my mamy nadzieję, że to tylko elity władzy i Putin, ale rzecz w tym, że większość Rosjan popiera w tym Putina. Ja czasami się natykam na wideoklipy, teledyski, które są teraz kręcone w Rosji – to są takie bojowe pieśni mówiące o tym, że: „właśnie atakujemy Ukrainę” i jako ilustracje są te bombardowania ukraińskich miast, ataki rosyjskich żołnierzy. To jest w tonie afirmatywnym, jako taka pieśń tyrtejska. Przedwczoraj czytałem wywiad z liderem rockowej grupy w Rosji, Alisa, i on mówi coś takiego: „Mam nadzieję, że Ukraińcy w końcu się ockną, oprzytomnieją i zrozumieją, że my jesteśmy jednym narodem. Ktoś im wyprał mózgi, ktoś ich zmanipulował i oni myślą, że my, Ukraińcy i Rosjanie, jesteśmy dwoma różnymi narodami –  otóż nie jesteśmy”. To jest pogląd dominujący w szerokich kręgach społecznych, a nie tylko wymysł włodarzy na Kremlu. Niestety teraz obserwujemy, że im dłużej trwa wojna, tym większa jest konsolidacja Rosjan wokół władzy. Oni odbierają i te sankcje, i cały sprzeciw Zachodu właśnie jako atak na nich jako naród. Spodziewaliśmy się, że te ofiary, sankcje sprawią, że skruszeje poparcie dla Putina, a obserwujemy zjawisko odwrotne.  W tym momencie trudno liczyć na jakiś kompromis, na porozumienie się. Dlatego powtarzam to, co mówił pan profesor:  wojna jest smutną prawdą” – podsumował.

Publicysta odniósł się również do polityki USA wobec Ukrainy. „Administracja Bidena wysyłała w świat trzy różne komunikaty. Pierwszy jest taki, że Putin jest zbrodniarzem i musi stanąć przed sądem. To znaczy, że trzeba doprowadzić de facto do ostatecznego pokonania Rosji, do kapitulacji. Drugi – że trzeba maksymalnie osłabić Rosję. I trzeci – że trzeba się też jakoś z Rosją porozumieć, bo jest tyle wspólnych spraw do rozwiązania, na przykład kwestie klimatyczne. Ale te różne cele zakładają różne środki. Czym innym jest pokonać Rosję, czym innym – maksymalnie ją osłabić. Czym innym jest dostarczyć Ukrainie broń ofensywną, żeby mogła wyprzeć Rosję ze swoich terytoriów, a czym innym – nie dostarczać jej tej broni, czyli de facto skazać się na taki długotrwały konflikt na wyniszczenie, wykrwawienie. To jest strategiczna różnica i my do końca dzisiaj nie wiemy, jakiego rodzaju pomoc Amerykanie są zdecydowani dać Ukrainie” – mówił.