Prof. Gunnar Heinsohn i przepis na bogate społeczeństwo oraz silne państwo.
Wydawałoby się, że tytuł książki Gunnara Heinsohna nie odkrywa niczego nowego. „Walka o najzdolniejszych. Wpływ kompetencji i kształcenia na sukces społeczeństw” – trudno się nie zgodzić z tym, że im wyższe kompetencje i wykształcenie, tym dane społeczeństwo radzi sobie lepiej, jest zamożniejsze etc.
Jednak Heinsohn idzie dalej. Wskazuje na konkretny obszar wiedzy i kompetencji, który jest kluczowy dla sukcesu społeczeństwa. Chodzi mianowicie o matematykę. Zwyczajowo przeklinany przez uczniów przedmiot w szkołach wedle Heinsohna ma kluczowe znaczenie dla rozwoju. Uważa on, że zaledwie 1% uzdolnionych matematycznie geniuszy decyduje o technologicznej przewadze społeczeństwa. Oczywiście za tym stwierdzeniem stoją określone badania, ale od razu muszą nam przyjść na myśl giganci świata technologii, twórcy Google’a Larry Page i Sergiej Brin, założyciel Facebooka Mark Zuckerberg, szef Amazona Jeff Bezos, czy Bill Gates, odpowiedzialny za sukces Microsoftu. Wszyscy oni są najprawdopodobniej matematycznymi geniuszami i takich również sami zatrudniają. Ich firmy zdobyły niesamowitą przewagę w swojej branży i przyczyniły się do postępu technologicznego na niebagatelną skalę. A co ważniejsze – ustawiły kraj swojego pochodzenia, czyli Stany Zjednoczone, jako lidera branży.
Heinsohn idzie jeszcze dalej. Argumentuje, że zaawansowanie społeczeństwa w naukach matematycznych decydują koniec końców o sile państw. Przywołuje Japonię, która w sumie jest niewielką wyspą, a która w ciągu 36 lat zaatakowała cztery największe potęgi świata, chronologicznie Rosję (1905), Chiny (1931), USA i Wielką Brytanię (1940). Są to niechlubne przykłady agresji, które ostatecznie zakończyły się klęską podczas II wojny światowej, ale pokazują jednak siłę państwa, które zawdzięczało ją technologicznej przewadze.
Autor dodaje jednak, że zdolności matematyczne społeczeństwa nie wystarczą do uzyskania rozwoju gospodarczego. Twierdzi on, że potrzebna jest również własność prywatna. „Kiedy dominuje własność prywatna, każdy musi bronić tego, co ma. To pobudza rywalizację. W kapitalizmie wszyscy konkurują ze wszystkimi, a do tego potrzeba innowacji. Musisz używać mózgu. Jeśli chcemy zrozumieć, dlaczego wschodni Azjaci wyskoczyli gospodarczo jak korek z wody, to wytłumaczeniem jest moment, kiedy zapanowała tam własność prywatna. W przypadku Japonii był to rok 1870, Korei – 1957, a Chin – 1980. Kiedy Japończycy zaatakowali Chiny w 1931, mieli czołgi i samoloty. Chińczycy przeciwstawili im wojsko na koniach. Japończycy myśleli, że Chińczycy są głupi, a oni po prostu mieli feudalny system własności, podczas gdy Japończycy od 60 lat rozwijali własność prywatną” – mówił Heinsohn w wywiadzie dla „Dziennika Bałtyckiego”.
Profesor Heinsohn nie daje się jednak zaszufladkować. Uważa, że rola państw jest w tym, aby przyciągać do siebie geniuszy z innych części świata. Niekoniecznie zwraca uwagę na „drenaż mózgów” w przypadku Polski i emigrujących z naszego kraju specjalistów, ale podkreśla, że równie istotna jak matematyka jest nauka angielskiego od najmłodszych lat. Wówczas więcej specjalistów w różnych dziedzinach będzie na miejscu, w kraju i zagraniczne spółki chętniej otworzą swoje biura na terenie naszego kraju. Heinsohn przypomina również, że polskie dzieci są w europejskiej czołówce, zaraz po Holendrach i Szwajcarach. Angielski i matematyka – według Gunnara Heinsohna na to trzeba postawić w edukacji. A w gospodarce na ochronę własności prywatnej.
Social media