K. Szczerski: kratokracja, czyli władza władzy
– Tu chodzi o to, że ludzie sami chcą samoreplikacji się władzy. Nazwałem to zjawisko kratokracją, czyli systemem, który na poziomie lokalnym już się w wielu miejscach domknął. – mówił podczas VI Kongresu Polska Wielki Projekt, prof. Krzysztof Szczerski, politolog, były szef kancelarii prezydenta RP a obecnie ambasador RP przy ONZ.
Podczas VI Kongresu PWP Krzysztof Szczerski wziął udział w panelu „Demokracja a rządy gremiów niepochodzących z wyboru” w którym uczestniczyli również: mec. Maciej Bednarkiewicz, obrońca w procesach politycznych w latach 80., były sędzia Trybunału Stanu oraz szef Naczelnej Rady Adwokackiej, prof. Andrzej Zybertowicz, socjolog i doradca prezydenta RP Andrzeja Dudy oraz Wojciech Kaczmarczyk, wykładowca akademicki i urzędnik państwowy, a od 2017 roku prezes Narodowego Instytutu Wolności. Panel prowadził Bronisław Wildstein.
Na wstępie Szczerski podkreślił, że wypowiada się jako politolog. „Kongres Polska Wielki Projekt zawsze zadawał właściwe pytania i zawsze można było usłyszeć różnorodne odpowiedzi. W wielu miejscach także będę różnił się od kolegi z kancelarii czy profesora Zybertowicza. Postaram się jednak skorzystać z tej licencji, jaką pan prowadzący mi tutaj udzielił, i nie mówić do państwa jako urzędnik państwowy, ale jako politolog, dlatego że to pozwala mi na naukową wolność w wypowiedzi. To, o czym dziś rozmawiamy, z punktu widzenia nauk politycznych jest jednym z bardziej intrygujących pytań o rolę owych gremiów niewiększościowych czy niepochodzących z wyborów powszechnych. To w języku angielskim nazywa się non-majoritarian institutions” – powiedział.
Krzysztof Szczerski opisał zjawisko kratokracji. „W swoim wprowadzeniu politologicznym chciałbym powiedzieć o trzech rzeczach. Półtora roku temu napisałem tekst na temat zjawiska kratokracji, czyli władzy władzy. To była analiza sytuacji tak naprawdę w wielu miejscach w Polsce już występującej na poziomie lokalnym, czyli wytworzenia takiego systemu, w którym zmiana władzy jest niemożliwa. W gminach to jest łatwiejsze, bo to jest niewielka społeczność, w której ludzie żyją albo bezpośrednio ze sprawowania urzędów albo pośrednio, gdyż ich rodziny czy osoby od nich zależne dostają dofinansowania, pieniądze europejskie, albo podlegają instytucjom, które z kolei te pieniądze rozdzielają. Można wytworzyć taką sytuację, w której wójt tak zorganizuje sobie gminę, że zmiana władzy będzie niemożliwa. On może swobodnie za każdym razem startować w wyborach, utrzymać procedurę demokratyczną, to nie jest naruszenie procedury, to nie jest wykluczanie osób niechętnych, tak jak dzieje się to w krajach, które są sterowanymi demokracjami na skalę ogólnopaństwową, gdzie procedura jest na tyle fasadowa, że wynik wyborów jest znany, zanim one się odbędą. Tu nie o to chodzi, tu chodzi o to, że ludzie sami chcą samoreplikacji się władzy. Nazwałem to zjawisko kratokracją, czyli systemem, który na poziomie lokalnym już się w wielu miejscach domknął. Zadawałem pytania o to, jakie warunki trzeba spełnić na poziomie ogólnopolskim, ogólnopaństwowym, żeby takie zjawisko mogło wystąpić w skali ogólnopolskiej. Pokazywałem przykład grecki, który jest bardzo interesujący w tym względzie. Kiedy dochodziło do tych pierwszych masowych protestów w Grecji przeciwko rządom i ich konsekwencjom, doszło do przyspieszonych wyborów. W tych pierwszych wyborach, po pierwszych protestach, Grecy wybrali ponownie partie, przeciwko którym palili opony na ulicach. To był fenomen. Dlaczego tak się stało? Dlatego, że liczba osób, które są zaangażowane w samą kratokrację, we władzę samej władzy oraz zewnętrzne uwarunkowanie mówiące o tym, że jeśli ich nie wybierzecie, to będzie wam jeszcze gorzej, jeśli się zdecydujecie na zmianę rządzących, to tym bardziej to zewnętrzne finansowanie, zewnętrzne wsparcie, ta zewnętrzna pomoc zostanie odcięta, powodowały, że ci, którzy palili opony, wybrali tych, przeciwko którym te opony palili. Dopiero z czasem zdecydowano się na zmianę rządu w Grecji i wygrała Syriza, doszło w tym kraju do przeformowania sceny politycznej” – ocenił.
Następnie polityk, choć tu w roli politologa, przeszedł ze skali lokalnej do krajowej. Wybory w 2015 roku skłoniły go do… odłożenia pisania książki o kratokracji. „Czy w Polsce można nie tylko w skali lokalnej, ale także w skali ogólnopaństwowej taki system zbudować? Półtora roku temu byłem pesymistą, uważałem, że to rzeczywiście jest do zbudowania, że można stworzyć układ kratokratyczny na poziomie ogólnopolskim. Nastąpił na szczęście fenomen 2015 roku, podwójne wybory, które zaprzeczyły tezie o tym, że Polska jest krajem kratokratycznym. Ucieszyłem się, odłożyłem książkę, którą pisałem o kratokracji, bo pomyślałem, że muszę to przemyśleć jeszcze raz, bo demokracja w Polsce pokazała, że siła wyborcza jest w stanie dokonać zmiany. Do tej książki wrócę, jak pan prezydent pozwoli mi na trochę mniejszą intensywność pracy, co nastąpi, mam nadzieję, po szczycie NATO w Warszawie. Okazało się, że jest druga warstwa tego samego pytania o kratokrację, o tę przestrzeń demokracji w demokracji. To jest to, co przeżywaliśmy już po wyborach, co przeżywamy dzisiaj, czyli sytuacja, w której wola wyrażona na poziomie samych wyborów zderza się teraz z drugą warstwą kratokracji, czyli z władzą instytucji. To właśnie jest dzisiaj centralny element politologicznej refleksji o tym, gdzie jest realnie władza. Po to stworzono teorię instytucji niewiększościowych, tę non-majoritarian institutions, żeby pokazać, że dzisiaj w ramach demokracji deklarowanej jako procedura decydowania o sprawujących władzę w państwie zawęża się pole samego wyboru, dlatego że bardzo wiele władzy odchodzi do instytucji niewiększościowych. Ich wpływ na życie obywateli, którzy myślą, że decydują o tym, dokonując wyborów politycznych, parlamentarnych, jest znacznie większy, niż się tym samym obywatelom wydaje. Politykom, którzy otrzymują mandat, wydaje się, że otrzymali mandat na pełnię sprawowania, zgodnie z normami konstytucyjnymi, normami prawnymi, na pełnię swobody decyzyjnej. To, co ich ogranicza, to są normy konstytucyjne plus wola wyborców i program wyborczy” – podkreślił.
Szczerski wymienił trzy „tradycyjne” grupy niewiększościowe, do których „ucieka” władza w demokracjach. „W teorii politycznej mówi się o trzech grupach instytucji niewiększościowych, do których ucieka władza, które zawężają pole demokracji w demokracji. To są oczywiście instytucje ponadnarodowe, regulacyjne. Bardzo wiele władzy uciekło w Unii Europejskiej do instytucji, już nawet nie do tej Komisji, która też sama w sobie jest instytucją niewiększościową, ale także do agencji, które z kolei Komisja powołała jako podpórki zarządzające. Nikt już w ogóle nie wie, kim jest ten pan, ta pani, którzy na przykład zarządzają bardzo ważną dziedziną konkurencyjności czy handlu. Nawet nikt tych ludzi nigdy nie widział na oczy, nikt ich nie wybierał, nikt ich nie zna, a oni decydują o bardzo ważnych procesach zachodzących w Europie. Drugą grupą są oczywiście gremia sądownictwa o charakterze konstytucyjnym. Dobrze to widać na poziomie europejskim, bo Europejski Trybunał Sprawiedliwości pierwotnie jako sąd rozstrzygający spory dzisiaj powoli przeradza się w taki quasi-konstytucyjny trybunał europejski, który dokonuje wykładni norm prawa europejskiego także na prejudycjalne pytania sądów powszechnych w krajach członkowskich i on de facto kształtuje także rozumienie prawa europejskiego, wbrew temu, co wynikało z decyzji większościowych, demokratycznych. I trzecia grupa to instytucje gospodarcze, w tym jedna szczególna kategoria, czyli agencje ratingowe. Moja doktorantka skończyła pisać niezwykle ciekawy doktorat o agencjach ratingowych jako instytucjach niewiększościowych. Teza tego doktoratu jest taka, że, co paradoksalne i ciekawe, znacznie większy wpływ agencje ratingowe mają na decyzje polityków niż na świat gospodarczy. Świat gospodarczy mniej się przejmuje ratingami niż politycy. To jest jednak sfera władzy, a nie gospodarki. Dzisiaj w Polsce zderzamy się w praktyce demokratycznej z tą drugą formą kratokracji, czyli pewnym interesem instytucji, dla których zmiana władzy demokratycznej jest rozumiana jako niekorzystna. Próbuje się powstrzymać konsekwencje utraty tego pierwszego szańca kratokracji, jakim była kwestia samych wyborów, i uratować tę drugą linię obrony, czyli obronę na poziomie instytucjonalnym. Skoro ta pierwsza padła, to teraz spróbujmy obronić tę drugą. Dzisiaj mamy do czynienia ze zjawiskiem siłowania się na drugiej linii obrony kratokratycznej. System polityczny znajduje się w równowadze, kiedy wkłady, czyli to, co wchodzi z zewnątrz systemu, na przykład udzielane poparcie polityczne, są potem przez system przepracowywane na decyzje, które znajdują się na wyjściu z systemu, oddziaływują na otoczenie. Te decyzje na końcu pracy systemu, czyli decyzje polityczne wypływające z instytucji politycznych, powinny reagować na te wkłady. Po to jest praca systemu w środku, żeby wkłady na wejściu były przepracowane na decyzje na wyjściu. Jeśli one odpowiadają sobie nawzajem, wtedy jest równowaga systemu. Dzisiaj mamy taką sytuację, w której system odrzuca wkład. System, który broni tych instytucji kratokratycznych, tych niewiększościowych, produkuje decyzje nieodpowiadające woli wyrażonej na wejściu do systemu. To może skończyć się rzeczywiście destabilizacją całego systemu politycznego. Albo więc te instytucje zmienią swoje funkcjonowanie i ich decyzje będą odpowiadały woli wyrażonej na wejściu do systemu, czyli woli politycznej wyborców, albo będą rzeczywiście decydowały tak, jakby te wkłady na wejściu po prostu nie istniały” – mówił.
„Mówi się, że grozi nam dualizm prawniczy. Dla mnie ważniejsze jest to, że nam grozi dualizm instytucji systemu politycznego. To realnie jest droga do destabilizacji systemu politycznego w Polsce. Na dłuższą metę tego nie da się utrzymać. Yin i Yang są interesujące, tylko że w systemie politycznym to nie jest droga do balansu, nie tak buduje się balans, to nie białe z czarnym daje efekt zrównoważony. Podstawą państwa zawsze jest legitymizacja, a ona musi wynikać z woli wyborców. To jest dzisiaj dla mnie problem, kiedy słyszę temat pod tytułem demokracja a rządy instytucji niewiększościowych. W przypadku Polski jest to laboratorium takiego dualistycznego systemu politycznego, który na dłuższą metę jest po prostu niekorzystny” – dodał.
Social media