Kaźmierczak: w gospodarce ostatnie piętnaście lat to zdecydowanie najlepszy okres w historii Polski

Jeżeli chodzi o gospodarkę, to ostatnie piętnaście lat to zdecydowanie najlepszy okres w ogóle w historii Polski. Nigdy nie było tak dobrze jak teraz. Wiąże się to z wieloma czynnikami, ale na pewno nie z funduszami europejskimi. One ogólnie stanowią 3 proc. polskiego PKB – powiedział podczas XI Kongresu Polska Wielki Projekt Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Pracodawców i Przedsiębiorców. Kaźmierczak brał udział w debacie „Polska w UE – bilans członkostwa” w której brali również udział: Paweł Dobrowolski, ekspert Instytutu Sobieskiego, prof. Tomasz Grosse, ekspert Centrum Analiz Instytutu Jagiellońskiego a moderował ją Bronisław Wildstein, pisarz, dziennikarz, publicysta i były opozycjonista antykomunistyczny.

Szef ZPP zostały zapytany o tytułowy bilans korzyści i strat z członkostwa w UE. Zaznaczył na początku, że należy rozdzielić co najmniej dwa główne wymiary. „Istotne są dwa wymiary – wymiar gospodarczy i polityczny. Jeżeli chodzi o gospodarkę, to ostatnie piętnaście lat to zdecydowanie najlepszy okres w ogóle w historii Polski. Nigdy nie było tak dobrze jak teraz. Wiąże się to z wieloma czynnikami, ale na pewno nie z funduszami europejskimi. One ogólnie stanowią 3 proc. polskiego PKB. Jest to dość istotne, ale nieprzeważające. Przeważający jest dostęp do rynku prawie pięciuset milionów zamożnych konsumentów, który zyskali polscy przedsiębiorcy. Istotne są wskaźniki ekonomiczne, które w ciągu naszej akcesji bardzo się poprawiły. PKB per capita czy ogólny PKB wzrosły nawet o 100 proc. Wszystkie wskaźniki ekonomiczne są rewelacyjne. Jak wstępowaliśmy do Unii Europejskiej, to mieliśmy około 60 proc. PKB per capita Grecji czy Portugalii. W tej chwili mamy 130 proc. Grecji i 100 proc. Portugalii, więc to są rzeczy, które się filozofom nie śniły. Praktycznie 80 proc. naszego eksportu idzie do krajów Unii Europejskiej. Polska gospodarka bardzo się zrosła z gospodarką niemiecką i chyba nie w takim stylu, jak sobie początkowo Niemcy życzyli. Obecnie jesteśmy kluczowym zapleczem produkcyjnym Niemiec. Gdyby doszło do zerwania więzi gospodarczych, to my mielibyśmy bardzo ciężko, ale oni też nie mieliby łatwo. To już jest taka dość głęboka współzależność” – stwierdził.  

Znacznie bardziej krytycznie Kaźmierczak wypowiadał się nt. wymiaru politycznego. „Są też kwestie polityczne. Unia Europejska podąża w kierunku, który może – w moim przekonaniu – ten projekt wręcz wywrócić. Mamy dwa biura w Brukseli i z bliska obserwujemy, co tam się niepokojącego dzieje. Mam na myśli choćby próbę federalizacji, dyktat Komisji Europejskiej, TSUE, które odgrywa bardzo dwuznaczną rolę. Bardzo pozytywnie oceniam TSUE, jeżeli chodzi na przykład o naprawę polskiego prawa gospodarczego czy administracyjnego. Myślę, że największy wpływ na naprawę sądownictwa w Polsce miały rzeczywiście orzeczenia tego trybunału. Natomiast w sprawach politycznych TSUE zdecydowanie wykracza poza swoje kompetencje. Z moich obserwacji wynika, że polska administracja jeszcze tak naprawdę nie nauczyła się tam działać. W tej brukselskiej biurokracji świetnie się odnajdują Francuzi. Oni czują się w niej jak ryba w wodzie. Natomiast my zachowujemy się tak, jakbyśmy byli ludźmi z zewnątrz, a przecież jesteśmy wewnątrz. Wydaje mi się, że to jest podstawowy błąd polskiej administracji. Obserwuję stosunki wewnątrz Unii Europejskiej i nie widzę większych różnić między tym, co dzieje się w parlamencie polskim i europejskim. To jest identyczna gra interesów. Wydaje mi się, że w tej grze polski rząd powinien uczestniczyć, ale bardziej się lokując wewnątrz tego organizmu, a nie zewnątrz. Oczywiście oni nas tam teraz ustawiają z boku tego wszystkiego, ale jednak wydaje mi się, że powinniśmy dążyć do tego, żeby być wewnętrznym uczestnikiem tej gry. Całkowicie zgadzam się z redaktorem, powinniśmy dyskutować o naszej obecności w Unii Europejskiej. Polska polityka powinna rozważać wszystkie warianty, łącznie z wylądowaniem szatana na placu Zamkowym. To jest dozwolone. W każdym z tych kierunków powinniśmy pracować” – stwierdził.

Prezes ZPP, na przykładzie batalii o pracowników delegowanych, zobrazował brutalna walkę interesów wewnątrz UE. Chodzi o pracowników, którzy przebywają w ramach swojej pracy na terenie innych państw, co w przypadku Polski dotyczy głównie firm transportowych, a w tej branży jesteśmy unijnym liderem. Kierowca przejeżdżając np. przez Niemcy lub Francje, musiałby dostawać stawkę co najmniej płacy minimalnej tych państw a także mieć np. zapewniony nocleg w hoteli. Wiązał się z tym szereg innych uwarunkowań.

„Paweł Dobrowolski wspomniał o pracownikach delegowanych. Prowadziłem w Brukseli kampanię przeciwko tej regulacji. Przypominam, że w Parlamencie Europejskim przegraliśmy ją jednym głosem. Spotykaliśmy się z eurodeputowanymi z krajów Południa, dla których ta regulacja nie miała wielkiego znaczenia. Do niej pałali bardzo Francuzi. Poprosiłem polskie organizacje, tych TIR-owców, o których Paweł mówił, żeby zapłacili na lobbing w Brukseli po dwa euro od każdego TIR-a. To byłoby pół miliona euro i wtedy naprawdę te dwa głosy zdobylibyśmy. Oni powiedzieli, że oczywiście zapłacą, ale tego nie zrobili. Nie mieliśmy wystarczająco czasu i pieniędzy, więc przegraliśmy. Rząd też słabo się w to angażował. To pokazuje, że można tam coś zrobić, ale trzeba się bić. Byliśmy za słabi, choć wygrana była o włos. Dla mnie to jest powód do dumy” – opowiadał Kaźmierczak.