Kostro: strategia polskiej dyplomacji historycznej musi opierać się na długofalowej pracy i szukaniu nisz, a nie na fajerwerkach

W styczniu 2020 odbyły się obchody 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, które zorganizowano jak co roku w Oświęcimiu. Jednak uroczystość została przyćmiona przez obchody w Jerozolimie zorganizowane przez Instytut Yad Vashem, gdzie główną gwiazdą był Władimir Putin, a prezydentowi Andrzejowi Dudzie nie zaproponowano zabrania głosu. Odmowa uczestnictwa w spektaklu zrealizowanym przez izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu dzięki zaangażowaniu przewodniczącego Europejskiego Kongresu Żydów Mosze Kantora była dla prezydenta Dudy jedynym wyjściem. Niemniej jednak, upokorzenie Polski nie przyczyniło się do sukcesu Rosji, a większość międzynarodowych mediów opowiedziała się za racjami Polski i przypomniała kluczowe znaczenie polityki Stalina i paktu Ribbentrop – Mołotow w rozpętaniu wojny przez Niemcy (…)

Obchody w Jerozolimie są ciekawym studium przypadku, które pokazuje, że dyplomacja historyczna jest jednym z ważnych obszarów konfrontacji politycznej we współczesnym świecie. Budowanie wizerunku państw i przedstawianie ich racji tworzy “miękką siłę” w stosunkach międzynarodowych, mobilizując lub demobilizując międzynarodową opinię publiczną.(…)

Różne czynniki, takie jak przyjęta wiedza historyków na temat II wojny światowej, pamięć zbiorowa narodów europejskich i pozycja Polski jako kraju Zachodu, miały wpływ na niewielką skuteczność działań Rosji, a nie błędy dyplomacji. Istnieje ważne rozróżnienie między historią, pamięcią zbiorową a polityką historyczną. Historia jest nauką i posiada swoje reguły metodologiczne, które umożliwiają rzeczową debatę na temat faktów. Pamięć zbiorowa rządzi obecnością i nieobecnością rozmaitych wydarzeń historycznych w szerokiej świadomości społeczeństw i w przestrzeni publicznej. Polityka polega na oddziaływaniu na pamięć poprzez świadome działania lub ich zaniechanie, które mogą polegać na finansowaniu badań historycznych i działań popularyzatorskich, fundowaniu pomników, budowie muzeów, nadawaniu nazw ulicom i szkołom itp.(…)

Do przeciwdziałania skłania nas potrzeba prawdy i sprawiedliwości, która odnosi się nie tylko do tego co dzisiaj, ale również do przeszłości. Chociaż niemożliwe jest ukaranie wszystkich zbrodniarzy, należy dążyć do jednoznacznego werdyktu historycznego, który byłby uznawany przez wszystkich. Takie poszukiwanie prawdy budzi solidarność i zainteresowanie w innych krajach, zwłaszcza w tych, które doświadczyły podobnych cierpień. Promowanie pozytywnych doświadczeń z przeszłości, takich jak historia „Solidarności”, może mieć korzyści praktyczne i wizerunkowe dla kraju. Historia i kultura stanowią ważne czynniki kształtujące postrzeganie danego kraju za granicą. Dyplomacja historyczna ma etyczny i polityczny wymiar, a ich wzajemne uzupełnienie jest ważne. Przykładem takiej dyplomacji jest aktywność Państwa Izrael i środowisk żydowskich na rzecz upamiętnienia Zagłady Żydów (…)

Wśród setek powstających filmów, są zarówno te, które tworzą bardziej pozytywny i heroiczny wizerunek USA i Amerykanów, jak „Iwo Jima” „Szeregowiec Ryan”, „Pearl Harbour”, jak i te, które stawiają trudne pytania wobec własnej przeszłością, np. filmy o wojnie w Wietnamie, jak „Pluton” czy „Czas Apokalipsy”. Podobnie w muzealnictwie obok miejsc budzących dumę z historii, jak National Museum of American History, jak pomniki prezydentów USA przy waszyngtońskim National Mall albo poruszającej wystawy w podziemiach dawnego World Trade Center, istnieją miejsca krytycznej refleksji, takie jak National Museum of Afro-American History and Culture, gdzie wiele mówi się o hańbie amerykańskiego niewolnictwa. Jednak mimo pewnego chaosu komunikaty te przedstawiają nam przeszłość z punktu widzenia Amerykanina. Warto tu dodać, że amerykańska historia jest w ostatnich latach również przedmiotem niezwykle ostrych sporów, które przejawiały się między innymi w obalaniu pomników poświęconych tym bohaterom, którzy wspierali niewolnictwo. Spodziewam się jednak, że mimo tych kontrowersji, zewnętrzny obserwator pozostanie z wrażeniem uczestniczenia w wielkiej historii, której osią są zmagania o wolność i sprawiedliwość (…)

Jeszcze inny przypadek to Niemcy. U początków Republiki Federalnej Niemiec zbrodnie nazistowskie stanowiły zbyt poważne obciążenie dla wizerunku, żeby umożliwić pomijanie ich w procesie odbudowy międzynarodowej pozycji po II wojnie światowej. Dlatego przyjęły interesującą strategię rozliczenia z własną przeszłością poprzez podkreślanie odpowiedzialności Niemiec. Fundamentem odbudowy niemieckiej wiarygodności było pojednanie z Izraelem i Francją (…)

Odrębnym przypadkiem jest Rosja. Rosyjska narracja historyczna w szczególny sposób koncentruje się wokół mitu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, czyli doświadczenie walki z Niemcami w czasie II wojny światowej. „Zwycięstwo nad faszyzmem” posiada z jednej strony aspekt integrujący wewnętrznie, przypominając o doświadczeniach martyrologicznych (na przykład blokada Leningradu) jak i o decydującej roli w zwycięstwie aliantów. Z kolei na zewnątrz mit ten ma wykazywać moralną wyższość nad Zachodem i uzasadniać imperialne roszczenia wobec narodów Europy Środkowej i Wschodniej, zwłaszcza tych, których formacje występowały po stronie Niemiec w czasie II wojny światowej, jak narody bałtyckie i Ukraińcy. Słabość dyplomacji historycznej Rosji polega jednak na tym, że jest ona oparta na przemilczeniach i zafałszowaniach. Propaganda odmawiająca rzeczowej konfrontacji z trudnymi kartami historii ma z definicji niewielką skuteczność wobec zagranicznych historyków i publicystów (…)

Największe wyzwanie polega na tym, że historia nie ma uniwersalnego języka – jak na przykład muzyka czy sztuki plastyczne, jest ona wciąż w decydującej mierze konstruowana i opowiadana w obrębie narracji narodowych. Nawet jeśli przekraczamy ograniczenia językowe, nie ułatwia naszego zadania również fakt, że Polska przez większą część naszej historii była krajem półperyferyjnym, którego dzieje nie budzą na zewnątrz wielkiego zainteresowania. Bycie krajem półperyferyjnym nie jest ani niczym niezwykłym ani wstydliwym, bo takie państwa zajmują przecież znakomitą większość naszego globu. Oznacza to jednak wiele ograniczeń – na przykład takich, że stosunkowo niewiele osób przyjeżdża do Polski, chce się uczyć polskiego, interesuje się polską historią i kulturą. Tak jak nas mało interesuje kultura i historia Bułgarii czy Rumunii, tak mało zajmująca w oczach przeciętnego Francuza, Anglika czy Amerykanina jest historia Polski. Trochę inaczej jest już w relacjach z sąsiadami. Znajomość Polski i polskiej historii jest większa w Berlinie niż w Paryżu czy Nowym Jorku, ale i tak znajomość polskich spraw ogranicza się raczej do elit a nie przeciętnego przechodnia na Unter den Linden. Lubimy piosenki, które znamy, a Polska ma niewiele nazwisk i tematów, które figurują w światowych podręcznikach. Kopernik, Chopin, Maria Skłodowska-Curie, może jeszcze Jan Paweł II. Jeszcze niedawno można byłoby dopisać tutaj Lecha Wałęsę, ale osłabiły go nie tylko historyczne kontrowersje, ale 53 też fakt, że dawny przywódca „Solidarności” nie ma pomysłu, jak ożywić własną legendę. Barierę językową stosunkowo łatwo można pokonać poprzez tłumaczenia tekstów. Sytuacja staje się jednak bardziej skomplikowana, jeśli pytamy o to, czy istnieją teksty, które mogłyby przedstawić nasze dzieje. Otóż jednym z ważniejszych problemów promowania polskiej historii, jest fakt, że jest niewiele prac, które spełniają odpowiednie wymagania jakościowe – to znaczy w prosty i syntetyczny sposób ujmują kluczowe dla nas zagadnienia historyczne. Gdybyśmy bowiem, zadali sobie pytanie, czy istnieje przekonująca dla zagranicznego odbiorcy książka, która np. przedstawia historię polskich sił zbrojnych w okresie II wojny światowej, polską martyrologię, historię Armii Krajowej, syntetyczne omówienie stosunków polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej, to odpowiedź będzie w większości negatywna (…)

Muzea prezentują Polskę i polski punktu widzenia odwiedzającym nasz kraj cudzoziemcom, a tych – zwłaszcza w Krakowie, Warszawie, Gdańsku czy Wrocławiu są miliony rocznie. Te instytucje, współpracując z partnerami zagranicznymi, realizują międzynarodowe projekty wystawiennicze, prowadzą wymianę naukową. Niezwykle ważne jest dzisiaj inicjowanie i finansowanie projektów, które będą skutkowały powstawaniem dobrych syntetycznych prac na temat kluczowych zagadnień historii Polski. To wymaga zarówno odpowiedniego systemu zachęt dla uczelni, aktywności in- 55 stytucji pamięci, ale również przekroczenia pewnych mentalnych ograniczeń środowiska historyków, w którym dzisiaj premiowana jest raczej wąska specjalizacja i tworzenie hermetycznych monografii niż pisanie opracowań syntetycznych. Po to, żeby wzmocnić zainteresowanie polską historią konieczne jest wspieranie istniejących za granicą ośrodków zajmujących się polską historią, takich jak Center for Polish-Lithuanian Studies na Uniwersytecie Aberdeen. Ciekawą inicjatywą było również współfinansowanie przez Polską Fundację Narodową powstającego w Waszyngtonie Muzeum Ofiar Komunizmu. Przede wszystkim jednak polskie instytucje powinny ufundować kilka katedr polskiej historii i kultury na czołowych uniwersytetach amerykańskich. Trzeci problem promocji polskiej historii za granicą to bariera finansowa. Ogranicza ona zwłaszcza obecność polskiej historii w popkulturze. W polskiej debacie od dawna krąży pomysł wyprodukowania hollywoodzkiego filmu historycznego. To sprawa ciekawa i warta wysiłku, ale trzeba mieć świadomość skali wyzwania. Ubiegłoroczny budżet Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej na dotacje do filmów fabularnych to ok. 10 mln dol. tymczasem budżet oskarowego filmu Christophera Nolana „Dunkierka” z 2017 to 100 mln dol. Możliwa jest oczywiście mobilizacja środków na produkcję o budżecie kilkudziesięciu dolarów i zapewne takie filmy się pojawią, jednak nie należy traktować filmu jako św. Graala promocji Polski za granicą. Zresztą nawet zmobilizowanie setek milionów czy udział w przedsięwzięciu czołowego reżysera nie gwarantuje sukcesu. Przykładem tego było niepowodzenie filmu „Niepokonani” Petera Weira z 2010 r., opartego na wspomnieniach polskiego uciekiniera z Gułagu. Nie kwestionuję sensu podejmowania prób w tej dziedzinie. Dopóki jednak polskie PKB na głowę nie zbliży się do niemieckiego czy brytyjskiego strategia polskiej dyplomacji historycznej musi opierać się przede wszystkim na konsekwentnej, długofalowej pracy i szukaniu nisz, a nie na fajerwerkach (…)

Powyższe fragmenty pochodzą z tekstu “Wyzwania i szanse polskiej dyplomacji historycznej” Roberta Kostro dla “Przeglądu wyzwań strategicznych” wydanych nakładem Fundacji Polska Wielki Projekt.