Kransodębski: sprawa środowiska, ochrony klimatu to dziś twarda polityka

W tej chwili sprawa środowiska, ochrony klimatu, to nie są już idee. To nie jest sfera moralności, kultury, wezwań do pewnego typu zachowań wobec środowiska, ograniczenia potrzeb. Dziś to jest już twarda polityka. Polityka środowiskowa i klimatyczna, obok paru innych kwestii, jest rdzeniem doktryny politycznej Unii Europejskiej – mówił podczas X Kongresu Polska Wielki Projekt prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog i poseł do Parlamentu Europejskiego

Prof. Zdzisław Krasnodębski brał udział w debacie „Polska w zielonej Europie”, w której uczestniczyli również: Agata Śmieja, prezes Fundacji Czyste Powietrze oraz Janusz Wojciechowski, komisarz UE ds. rolnictwa. Debatę moderował Grzegorz Górny, dziennikarz i prezes Fundacji Polska Wielki Projekt.

Polityk stwierdził, że kwestie klimatyczny są „rdzeniem doktryny Unii Europejskiej”. „W tej chwili sprawa środowiska, ochrony klimatu, to nie są już idee. To nie jest sfera moralności, kultury, wezwań do pewnego typu zachowań wobec środowiska, ograniczenia potrzeb. Dziś to jest już twarda polityka. Polityka środowiskowa i klimatyczna, obok paru innych kwestii, jest rdzeniem doktryny politycznej Unii Europejskiej. Nie sądzę, żeby w dającej się przewidzieć przyszłości mogło się to zmienić. Ta polityka ma coraz większe znaczenie dla wszystkich innych dziedzin gospodarczych. Jako poseł do Parlamentu Europejskiego pracuję w komisji przemysłu, energii i badań naukowych (ITRE). Polityka klimatyczna ma ogromny wpływ na te trzy dziedziny. Dobrze by było, gdyby strumień pieniędzy płynął na projekty naukowe służące temu, co Ursula von der Leyen nazywa Zielonym Ładem. To jej sztandarowy projekt (chociaż nie ona go wymyśliła). Pan premier powiedział, że będziemy się przeciwstawiać tym unijnym pomysłom, tylko z jakim skutkiem? W Parlamencie Europejskim jest wręcz licytacja, kto da więcej, kto się wykaże większym zapałem i entuzjazmem w ratowaniu planety. My też staramy się walczyć jak lwy i lwice. Do języka unijnego na szczęście zostało wprowadzone pojęcie sprawiedliwej transformacji. Powiedzmy sobie jednak szczerze: te sumy, które są w tym funduszu i które są rozlokowane w innych funduszach, są niewspółmierne do kosztów, która ta zielona transformacja musi ponieść. Ostatnio w Parlamencie Europejskim mieliśmy dyskusję na temat prawa klimatycznego. Na koniec tej debaty Frans Timmermans, zajmujący się obecnie Zielonym Ładem, powiedział, że ten proces transformacji będzie bolesny. Efekt będzie wspaniały, bo przekształcimy obecną gospodarkę w gospodarkę zeroemisyjną, gdzie tyle samo gazów cieplarnianych będzie wytwarzanych co pochłanianych, bilans wyjdzie więc na zero. Cel ten ma zostać osiągnięty w 2050 roku. Nawet Polska uznaje ten cel na poziomie unijnym, tylko mówi, że my jako kraj tak szybko go nie osiągniemy. Cały bój toczy się teraz o cele pośrednie. Główna kontrowersja dotyczy roku 2030. Jak bardzo za dziesięć lat uda się zredukować gazy cieplarniane? W poprzedniej kadencji w toku negocjacji trójstronnych i tzw. pakietu zimowego przyjęto, że ta redukcja wyniesie 40 proc. Tyle procent mniej mielibyśmy na czysto emitować gazów cieplarnianych niż w roku 1990. W Polsce, według nowej strategii, mówi się, że jesteśmy w stanie osiągnąć prawie 38 proc. Komisja Europejska na to się nie zgadza i mówi, że ten poziom ma wynosić 50 proc. Ursula von der Leyen zapowiedziała, że po dokonaniu analizy zastanowi się nad 55-procentową redukcją. Tak to zostało podane w komunikacie Komisji Europejskiej. Parlament z kolei się z tym zgodził i zagłosował za 60 proc., a niektórzy z posłów z Polski z EPP głosowali za poprawką Zielonych, żeby ta redukcja wynosiła 65 proc., a najbardziej radykalni Zieloni chcieli 70 proc. I druga rzecz. Jeśli mają być tak ogromne redukcje gazów cieplarnianych, to czy ma to dotyczyć każdego kraju czy Unii Europejskiej? Niestety, Parlament przyjął stanowisko, że będzie to dotyczyło każdego kraju, który się na to zgodzi. Ta pozycja jest bardzo twarda i radykalna. Prawo klimatyczne będzie miało ogromny wpływ nie tylko na całą gospodarkę, ale również na układ i architekturę polityczną Unii Europejskiej, dlatego, że będzie ona wyznaczać cele cząstkowe i będzie sprawdzać trajektorie dochodzenia do tych celów. Już teraz jest tak, że kraje muszą zgłaszać plany dotyczące energii i klimatu. To jest oczywiście dalszy stopień, dalsze rozszerzenie kompetencji, a w zasadzie odchodzenie od daleko idącej gospodarki rynkowej, bo to jest cel wyznaczony politycznie. Na to wszystko patrzymy bardzo krytycznie. Spieramy się często o tempo tych zmian, o rekompensaty, a mniej podważamy sam cel. Chciałbym zrobić zastrzeżenie, że mimo całej krytyki Unii Europejskiej, ja się czasami zastanawiam, jaki byłby nasz kraj bez tego nacisku. Jak długo twierdzilibyśmy, że smog to jest lewacki wymysł, jak długo pod silnym lobby produkowalibyśmy energię z węgla górniczego, jak mało byłoby wysiłków naszego przemysłu, z którym zresztą też rozmawiam. Rozumiem ich problemy, ale nawet nasz najbardziej energochłonny przemysł chemiczny jest dumny z tego, że ogranicza swoje emisje, że staje się coraz bardziej ekologiczny. Dostrzegam pewne cechy pozytywne tego nacisku modernizacyjnego w dziedzinie środowiskowej Unii Europejskiej, a jednocześnie ubolewam nad tym, że my jako społeczeństwo, i to właśnie społeczeństwo chrześcijańskie, nie potrafimy wytworzyć innych norm odnoszenia się do środowiska. Dla mnie najbardziej charakterystyczna jest reakcja części polskiego społeczeństwa, w tym także części prawicowych publicystów, na ustawę o ochronie zwierząt. Może oburzę niektórych kolegów, ale ostatnio podpisałem, wspólnie z grupą posłów przede wszystkich z lewicowych ugrupowań w Parlamencie Europejskim, list do Pana Komisarza dotyczący zakończenia hodowli zwierząt w klatkach. Mimo że nie jestem ani wegetarianinem, ani weganinem, uważam, że hodowla drobiu nie musi wyglądać tak jak wygląda. Ubolewam, że Unia pod naciskiem środowisk lewicowych wyznacza nam te standardy, a nie my sami. Szkoda, że nie zastanawiamy się nad tym, że pies być może nie powinien być przywiązywany do łańcucha” – powiedział.

Podkreślił, że jego zdaniem „nauka jest oddzielona od przemysłu”. „To jest jeden z najważniejszych problemów. Mówi się już wprost, że ci, którzy dysponują takimi technologiami, zarobią na transformacji energetycznej, na Zielonym Ładzie. Myślę, że takim podstawowym postulatem jest łatwy dostęp do technologii. Pani wspomniała o Orlenie, ale też o innych przedsiębiorstwach, które chcą stawiać na wodór. To zawsze jest szansa, żeby uruchomić nasz potencjał naukowy. Mamy pewien strukturalny problem we wszystkich dziedzinach, mianowicie nauka jest oddzielona od przemysłu. Podczas jednej z ostatnich dyskusji naukowcy się wypowiadali, że oni są w stanie produkować różne prototypy, ale potem mają ogromne problemy, by je wdrożyć do produkcji. To wymaga zainteresowania przemysłu. Jest to jakiś nacisk modernizacyjny, warto te kwestie przemyśleć. Zawsze miałem wrażenie, że naszą pierwszą reakcją na różne pomysły, które przeradzają się w konkretne polityki na poziomie unijnym, zawsze jest takie stanowcze „nie”. Często bronimy rzeczy, które – jakbyśmy byli przewidujący – są nie do obrony. To, że będzie jednak coś takiego jak Zielony Ład, można było już dawno przewidzieć. Teraz jest tylko pytanie, jak wysoko ustawimy tę poprzeczkę i o jakich redukcjach będziemy mówili. W różnych prezentacjach przedstawicieli polskiej gospodarki zawsze widziałem pewną ambiwalencję. Na początku zawsze bardzo mocno protestowali. Następnie dostrzec można było dumę, że potrafili dostosować się do tych nowych warunków. W tym całym procesie brakowało natomiast odwagi polityków, a przecież odwaga powinna być cnotą polityczną. Wiele spraw zostawialiśmy na boku, mając nadzieję, że może się rozejdą po kościach. Nigdy nie staraliśmy się wyprzedzać pewnych tendencji. Jeżeli korzystamy z różnych rzeczy, to musimy się zgodzić, że polityka unijna w kwestii energetyki będzie zmieniała się w kierunku, w którym właśnie się zmienia. Musimy więc uświadamiać innym naszą sytuację. Solidarność europejska polega dzisiaj na tym, że idziemy w kierunku Zielonego Ładu, zeroemisyjnej gospodarki. Państwa skandynawskie, które są uprzywilejowane przez powierzchnię, słabą gęstość zaludnienia, energię wodną i różne inne rzeczy, powinny wnieść większy wkład. Szwecja zeroemisyjność może osiągnąć podobno już w roku 2040. Czy więc nie powinna zrobić więcej, żeby wspólnie osiągnąć cel, skoro już większość europejska tak postanowiła? Niedawno byłem na Islandii i prowadziłem negocjacje w sprawie opinii komisji ITRE do prawa klimatycznego. Tam był mój kolega, socjalista z Hiszpanii, który był strasznie trudny w tych negocjacjach, na nic się nie zgadzał. Ostatecznie nie dało się go przekonać, ale on powiedział do mnie: pan jest na Islandii, niech pan się cieszy z tego czystego powietrza, z czystej energii. Odpowiedziałem, że gdybyśmy mieli tę geotermię w takim stopniu jak Islandia, to nie mielibyśmy żadnego problemu. Są uwarunkowani historyczne, geograficzne itd., ale są też bariery mentalne. Zamiast wyprzedzać pewne tendencje i uznawać, że istnieją pewne problemy, to z góry je odrzucamy. Pan komisarz przez lata był przewodniczącym grupy zajmującej się dobrostanem zwierząt. Pokazał, że to, co jest w Polsce przyjmowane sceptycznie, czyli Zielony Ład, akurat w rolnictwie jest dla nas korzystne. Co więcej, ja też rozmawiam z rolnikami i wiem, że ci prawdziwi rolnicy protestują przeciwko polityce Unii zmuszającej ich do coraz większej intensyfikacji produkcji, zwiększania areału i różnych innych rzeczy. Zanim zająłem się tym jako europoseł, myślałem, że siła polskiego rolnictwa opartego na rodzinnych gospodarstwach nie jest zagrożona. Okazuje się jednak, że jak najbardziej jest. Mam więc pytanie do pana komisarza. Jest jedno zagrożenie związane z prawem klimatycznym, z tak bardzo wyśrubowanymi standardami. Chodzi o ceny energii, które również w rolnictwie będą miały ogromne znaczenie. Czy to nie udaremni tego, co moglibyśmy uznać za pozytywny wpływ w tej dziedzinie? W prawie energetycznym mówi się o rozproszonej energii. Mówi się, że rolnicy są prosumentami, ale kiedy oni nimi się stali?” – mówił.