Kuisz: kto najszybciej zrozumie nowe technologie, ten wygra wybory

Radykalne znalezienie się na obszarach nowej technologii spowodowało, że pamięć instytucjonalna nagle stanęła pod znakiem zapytania. Okazało się, że wiele elementów czy instytucji, które podtrzymywały demokrację, zostało przez obywateli pomijanych. Oni po prostu nie chcą, żeby w ich imieniu wypowiadały się kolejne osoby. Jakie to przyniosło skutki? Wydaje mi się, że Marschall McLuhan jest cały czas aktualny. Otóż on powiedział, że ten, kto najszybciej zrozumie nowe technologie, ten ma największe szanse, żeby wygrać wybory – mówił podczas IX Kongresu Polska Wielki Projekt pisarz Jacek Dukaj.

Dr Jarosław Kuisz, historyk państwa i prawa, analityk polityki, eseista. Twórca i redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”. Adiunkt w Instytucie Historii Prawa Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, uczył również na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, w Kolegium MISH UW i Collegium Artes Liberales UW. Wykładał gościnnie m.in. na Uniwersytecie w Rot236 terdamie, Uniwersytecie Helsińskim i Uniwersytecie Kopenhaskim. W 2001 roku obronił pracę magisterską poświęconą Teorii sprawiedliwości Johna Rawlsa. Doktorat w zakresie nauk prawnych uzyskał w 2007 roku na podstawie pracy poświęconej czasom pierwszej „Solidarności” pt. O charakterze prawnym porozumień sierpniowych 1980-1981. Jego zainteresowania naukowe obejmują historię prawa i powszechną historię państwa i prawa. Jeden z pionierów dziedziny tzw. Law and Literature oraz Law and Film (interdyscyplinarnych badań nad związkami prawa, literatury i filmu) w Polsce.

Podczas IX Kongresu Polska Wielki Projekt w 2019 r. brał udział w panelu „Stare wartości i nowe media”, w którym uczestniczyli również: dyrektor ds. polityki publicznej Google Marta Poślad, doradca medialny Eryk Mistewicz, redaktor naczelny tygodnika „Sieci” Jacek Karnowski oraz pisarz Jacek Dukaj. Rolę moderatora pełnił prof. Andrzej Zybertowicz.

Dr Jarosław Kuisz zwrócił uwagę, że na ogólnym poziomie nowe media w porównaniu ze starymi po prostu eliminują pośredników. „Przypomniała mi się pewna historia. Tak z piętnaście lat temu na wydziale dziennikarstwa jednego z amerykańskich uniwersytetów mniej więcej podobna rozmowa dotyczyła pionierskich rozwiązań w internecie i tego, że prasa papierowa zaczyna mieć poważne kłopoty. Wtedy jeden z obecnych tam profesorów dziennikarstwa powiedział z szerokim uśmiechem: „No widzi pan, my tutaj jako kadra narzekamy, ale w pierwszym rzędzie siedzą roześmiani studenci, którzy widzą w tym swoją szansę”. Wydaje mi się, że przemiany technologiczne nie są ani czarne, ani białe, one po prostu niosą nas w zupełnie nowe rejony. Mnie najbardziej interesują wszelkie kwestie związane z napięciem, które budują nowe technologie, demokracja i media. Wydaje mi się, że znajdujemy się na zupełnie nowym obszarze. Do tej pory mieliśmy do czynienia z takim modelem demokracji, w którym w ten czy inny sposób występowali pośrednicy. To była m.in. prasa, ale również partie polityczne, związki zawodowe. Wystarczyło kilkanaście lat nowych technologii, które bardzo szybko zawędrowały pod strzechy, żeby obywatele – nawiązując do słów pana Dukaja – wyrobili sobie nowe nawyki. Jednym z nich jest chęć, żeby inni usłyszeli to, co ja mam do powiedzenia, żeby wypowiadać się we własnym imieniu. To jest ogromna zmiana. Chodzi o to, żeby swoją opinię wygenerować. Dlaczego to jest ważne? Zapomina się, że jednym z elementów postępu demokracji, także w Polsce, było pozyskiwanie godności. Kolejne etapy jej pozyskiwania wiązały się z wrzucaniem kartki do urny wyborczej. Od czasu kiedy pojawiły się nowe technologie, przypomina mi się takie sformułowanie, które po angielsku dobrze brzmi, bo to jest bon mot, czyli rights from wrongs. Chodzi o to, że nasze prawa, nasze uprawnienia, w jakiejś mierze albo w ogóle wywodzą się z popełnionych wcześniej błędów. Próbujemy więc przekuć to w jakąś pamięć instytucjonalną, żeby nie ograniczać się do jednego pokolenia. Radykalne znalezienie się na obszarach nowej technologii spowodowało, że pamięć instytucjonalna nagle stanęła pod znakiem zapytania. Okazało się, że wiele elementów czy instytucji, które podtrzymywały demokrację, zostało przez obywateli pomijanych. Oni po prostu nie chcą, żeby w ich imieniu wypowiadały się kolejne osoby. Jakie to przyniosło skutki? Wydaje mi się, że Marschall McLuhan jest cały czas aktualny. Otóż on powiedział, że ten, kto najszybciej zrozumie nowe technologie, ten ma największe szanse, żeby wygrać wybory. Zaskakuje mnie stanowisko redaktora Karnowskiego wyrażone przed chwilą. Miałem wrażenie, że to my, strona liberalna, byliśmy przywiązani do tradycyjnych mediów. Kilka razy podczas tej debaty padło słowo „prawda”. Wydaje mi się ono niestosowne, ponieważ w dziennikarstwie bardziej obowiązywała kwestia kilkukrotnego sprawdzenia źródeł, które minimalizują ryzyko pomyłki, wprowadzenia w błąd. Raczej o tym mówiono w dziennikarstwie niż o prawdzie przez wielkie P. Wracając do naszego podwórka. Jest dla mnie ważne, że wybuchło nam w rękach pojęcie demokracji. Nie przychylałbym się do stwierdzenia, że ona umiera na naszych oczach, czy się zwija. Żyjemy w ciekawym momencie, w którym raczej współwystępują dwa pojęcia rozumienia demokracji, także w Polsce. Niczym się tu nie różnimy od innych państw. Jednocześnie w debacie publicznej mamy do czynienia z rozumieniem demokracji rodem z XVII i XIX stulecia, czyli wrzucam kartkę i to wystarczy. To jest w dużej mierze sposób myślenia związany z tym populizmem, z tym, w jaki sposób kształtują się nowe ruchy polityczne, które nie chcą się nazywać partiami, itd. Jednocześnie mamy do czynienia z drugim rodzajem demokracji. Powstał on po II wojnie światowej w reakcji na totalitaryzmy. Pojawiła się cała sieć instytucji, bardzo mozolnie rozbudowywanych, takich jak Trybunał Konstytucyjny, Rzecznik Praw Obywatelskich. Z czasem one wiązały się z pewnym ideałem posiadania kompetencji. Proszę zobaczyć, jedni dziś powiedzą: wracamy do źródeł demokracji, nie boimy się tego, że znikają pośrednicy, nie boimy się upadku prasy papierowej, w końcu demos może wypowiedzieć swoje zdanie. Mądrzejsze, mniej mądre, nieważne. Dlaczego to eksperci mieliby za nas decydować? A z drugiej strony mamy osoby, które myślą w kategoriach trochę bardziej historycznych i mówią: „Hola, hola, tego typu sytuacje powodują, że skaczemy w nieznane”. Spór polityczny zatem przesunął się w miejsce pomiędzy zwolennikami tego pierwszego a zwolennikami tego drugiego punktu widzenia” – podkreślił.