Legutko: polityka pozostaje z prawdą w luźnym związku

Polityka pozostaje z prawdą w luźnym związku. Nie chcę powiedzieć, że pozostaje w ścisłym związku z kłamstwem, chcę powiedzieć tylko, że polityk podejmuje pewne decyzje, którym trudno przypisać wartość prawdy, fałszu. One są trafne bądź nie. Polityk zwykle posługuje się perswazją, przekonuje do tego, co jest słuszne – mówił podczas VIII Kongresu Polska Wielki Projekt prof. Ryszard Legutko, filozof, publicysta i poseł do Parlamentu Europejskiego.

Prof. Legutko brał udział w panelu „Prawda w polityce” podczas VIII Kongresu PWP, w którym uczestniczyli również: Phillipe Blond, francuski filozof, teolog oraz dyrektor think-tanku Res Publica, oraz prof. David Engels, historyk starożytności. Debatę moderował prof. Zdzisław Krasnodębski.

Ryszard Legutko wyłożył w skrócie skomplikowany związek polityk z prawdą. „Polityka pozostaje z prawdą w luźnym związku. Nie chcę powiedzieć, że pozostaje w ścisłym związku z kłamstwem, chcę powiedzieć tylko, że polityk podejmuje pewne decyzje, którym trudno przypisać wartość prawdy, fałszu. One są trafne bądź nie. Polityk zwykle posługuje się perswazją, przekonuje do tego, co jest słuszne. I to jest sytuacja modelowa. System demokratyczny jest oparty na konkurencji. Są dwie strony i jedna mówi, że trzeba rozwijać kolej, a druga, że trzeba budować Centralny Port Lotniczy. Przy odpowiednio wysokim poziomie skonfliktowania ten niby spór, wydawałoby się techniczny, prowadzi często do tego, że padają kłamstwa, nieprawdy, czy półprawdy, mistyfikacje i tym podobne. Znana jest teza wywodząca się ze starożytności, że w czasie wojny pierwszą ofiarą jest prawda. Więc jeżeli konflikt polityczny jest wystarczająco głęboki, to nawet rzeczy czysto techniczne generują całe mnóstwo kłamstw, pomówień, i różnych obrzydliwości, które się z tym wiążą. Przy czym tu nie tylko politycy są w to zaangażowani, bo system demokratyczny ma to do siebie, że tą politycznością obejmuje ogromne rzesze społeczeństwa. Wielki wpływ na to, co się dzieje, mają dziennikarze. O tym, co politycy robią czy nie robią, myślą czy nie myślą, obywatele dowiadują się z mediów. Tak naprawę wszyscy w tym konflikcie uczestniczą. Padają słowa i padają opinie, które z punktu widzenia kryteriów prawdy i fałszu bardzo łatwo określić jako fałszywe, ale one są częścią tej bitwy. Z ust szanowanych artystów pada stwierdzenie, że znajdują się oni na czarnej liście polskiego rządu. To jest oczywiście nieprawda, ale zastanawiam się, czy ci, którzy to mówią, w to wierzą, czy tylko kłamią z premedytacją. Myślę, że ich stan ducha polega na tym, że oni mówią: nawet jeżeli nie jesteśmy na czarnej liście, bo takiej nie ma, to ona na pewno niebawem powstanie, a wtedy na niej będziemy. Z ich punktu widzenia prawdopodobnie to nie jest ordynarne kłamstwo, które należałoby tak zakwalifikować, tylko to jest potencjalna prawda albo prawda w sensie głębszym” – przekonywał.

Dostrzega też zagrożenia dotyczące formułowania przekazu. „We współczesnym świecie, we współczesnej Europie wytworzyła się swego rodzaju ortodoksja, która głosi, że niektóre poglądy są nieprawomocne, niesłuszne i nie mają racji bytu. Wobec takich poglądów, wobec ludzi, których się podejrzewa, że mają takie poglądy, właściwie wszystkie chwyty są dozwolone. Mamy do czynienia z jakąś gigantyczną machiną, która tworzy obraz kraju w przekonaniu tych twórców prawdziwy, bo przecież fałszywy być nie może. Nie można się przebić z czym innym, ponieważ te opinie czy te kontrargumenty są głęboko niesłuszne, a ludzie, którzy mogą je sformułować, nie powinni być wpuszczani do przestrzeni publicznej. To jest bardzo groźne, znamy to z poprzedniego systemu. Ta groźba jest tym potężniejsza, że ten tak zwany wolny świat wypracował sobie przerażające mechanizmy, z których nie ma wyjścia poza pewien system przekazywania informacji i poza pewne oficjalne wersje czy interpretacje” – zaznaczył.