Lisicki: nowa rewolucja idąca z Zachodu jest zagrożeniem dla polskiej kultury

Moim zdaniem podstawowym zagrożeniem dla polskiej kultury narodowej w obecnych czasach jest coś, co można nazwać nową formą rewolucji kulturalnej, która nadciąga do Polski z Zachodu, a której Netflix staje się pewnego rodzaju ekspozyturą – mówił podczas X Kongresu Polska Wielki Projekt dziennikarz Paweł Lisicki.

Lisicki uczestniczył w panelu „Kultura, głupcze!”, w którym brali również udział: historyk literatury polskiej prof. Maciej Urbanowski, historyk prof. David Engels oraz producent Krzysztof Noworyta. Rolę moderatorów pełnili Jakub Moroz oraz dr Mateusz Werner.

Publicysta jest zdania, że jesteśmy w trakcie rewolucji kulturalnej, której „ekspozyturą” jest Netflix. „Skoro rozmawialiśmy o Netflixie i o wojnie kulturowej, i o tym, na czym ona polega, to korzystając z okazji, pozwolę sobie na polemikę. Byłoby bardzo dobrze, gdyby polski punkt widzenia był widoczny również na Netflixie albo innych tego typu platformach. Co do tego łatwo się zgodzić, ale co to znaczy „polski punkt widzenia”? Gdzie tkwi problem? Gdzie tkwi ten realny spór? Kiedy mówimy o polskiej kulturze narodowej i o wojnach kulturowych, to coś musi być po drugiej stronie barykady. Moim zdaniem podstawowym zagrożeniem dla polskiej kultury narodowej w obecnych czasach jest coś, co można nazwać nową formą rewolucji kulturalnej, która nadciąga do Polski z Zachodu, a której Netflix staje się pewnego rodzaju ekspozyturą. Doskonale to było widać w przypadku Amerykańskiej Akademii Filmowej, która, opisując, jak będzie przyznawała nagrody dla najlepszych filmów, posłużyła się całym katalogiem czysto ideologicznych zasad. Z tym samym zjawiskiem mamy do czynienia na przykład w przypadku literackich Nagród Nobla. Od kilku, czy nawet kilkunastu lat ten element ideologiczny czy rewolucyjny jest tam coraz silniej obecny. To samo dzieje się też w przypadku Netflixa. Czym jest rewolucja kulturalna? Na czym ona polega? Znowu można sięgnąć do przeszłości, do klasyków, do Gramsciego, który mówił o marszu przez instytucje. W latach 20. i 30. XX wieku marksiści, czy komuniści, zdali sobie sprawę, że rewolucja polegająca po prostu na politycznym przejęciu władzy albo na namówieniu proletariatu do buntu politycznego czy ekonomicznego to za mało. Robotnicy nie za bardzo chcieli się buntować, bo było im coraz lepiej. Nie dawało się wzbudzić wielkiej rewolucji, która miała przynieść całkiem nowy świat. Wtedy zrozumieli, że jeśli chcą doprowadzić do rewolucji i do wykreowania nowego człowieka, to trzeba zacząć od kultury i od tego, co sprawia, że społeczeństwo myśli tak, a nie inaczej, że posługuje się takimi, a nie innymi symbolami, takimi, a nie innymi opowieściami, że widzi wartości w tym miejscu, a nie w innym, że uważa na przykład, iż naród jest czymś pozytywnym, że wierność ojczyźnie jest czym wartym uwagi, że poświęcenie dla ojczyzny jest czymś istotnym, że zachowanie pamięci o własnym narodzie, o własnych przodkach jest czymś pozytywnym. To wszystko trzeba rozbić, to wszystko trzeba pokonać i to wszystko trzeba przezwyciężyć. Taki jest przecież główny motyw rewolucji. W związku z tym trzeba na owo wykreować człowieka. Co to oznacza w praktyce? Na jednym z największych – przechodzę do kwestii medialnej – polskich portali, a przynajmniej działających w Polsce i dostępnych w Polsce, ukazał się tekst z tezą, że Niemcy przezwyciężyli już swoją przeszłość, odrobili zadanie, a Polacy cały czas nie. Zamiast rozmawiać o II wojnie światowej tak jak należy, to znaczy przyznać się do swoich win, zbrodni, tych strasznych rzeczy, które rzekomo Polacy robili, to oni cały czas występują z pozycji kogoś, kto chce innych oskarżać. Co gorsza, coraz częściej zdarza im się, Polakom, że mają czelność mieć jakieś uwagi i wątpliwości do zachowania Niemców. Coś dramatycznego, prawda? Można powiedzieć, że to jest tylko jeden przykład albo jeden przypadek, zbyt radykalny głos, ale takich głosów mógłbym pokazać znacznie więcej. Pokazałbym, jak znacząca część mediów również w Polsce, które mają ogromny zasięg i w związku z tym tworzą opowieść o Polsce i o polskiej przeszłości, próbuje tę przeszłość napisać w taki rewolucyjny albo kulturowo-rewolucyjny sposób. Pierwszym punktem w tej opowieści musi być zanegowanie tożsamości i podważenie przywiązania do własnej wartości. Jeśli człowiek jest pewny siebie, dumny ze swojej przeszłości, ma do niej zaufanie, uważa, że Polska stała po dobrej stronie historii, to w oczywisty sposób nie jest skłonny do podejmowania rewolucyjnych działań, rewolucyjnego przewrotu, i rewolucyjnego odcięcia się od własnej przeszłości. Raczej będzie ją kultywował, chronił i przekazywał. Docieramy tutaj do miejsca, gdzie można powiedzieć o specyficznej roli tych mediów, które powiedzmy od 1989 roku, czyli od czasu odzyskania przez Polskę niepodległości, w dużym stopniu próbowały wykreować nowy typ Polaka, nowy typ polskiej świadomości, zasadzający się w dużej mierze na potępieniu, odcięciu czy podważeniu naszej zasady tożsamości narodowej i na coraz większym podważeniu wartości, jaką jest niepodległość czy suwerenność. Zgodnie z zasadą rewolucji kulturalnej dla narodów, w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, nie ma miejsca w tym świecie. Narody mają się gdzieś rozpłynąć, mają się wymieszać, ma powstać z tych tradycyjnych narodów jakaś nowa, nieokreślona jeszcze do końca formuła europejsko-światowoglobalna. Żeby to wszystko się wydarzyło, pierwszym krokiem musi być odrzucenie tego, co było i odrzucenie tego, co jest. W tym sensie media – Gramsci doskonale to pokazał – pełnią rolę forpoczty. Są one tym nowym kreatorem sensu, nowym źródłem nowych wartości czy symboli. One mają się odwrócić do tego, co wydaje się być wielkie, wzniosłe i wspaniałe, mają sprawić, żeby tym pozytywnym wartościom z przeszłości nadano całkiem nowe znaczenie. Na tym polega wojna kulturowa. Dlatego mówienie o tym, że można zejść z pola walki albo jej nie podejmować, wydaje mi się być kompletnym nieporozumieniem. Zejść z pola walki to znaczy oddać pole przeciwnikowi.

„To nie jest tak, że Polska znajduje się obecnie w jakiejś fazie wzmożonego patriotyzmu czy nacjonalizmu. Jest dokładnie odwrotnie, polskość jest bardzo często zagrożona i narażona na atak kreatorów nowych sensów czy nowego myślenia rewolucyjnego. Jak znaleźć receptę na tego typu sytuacje? Jak sprawić, żeby ten przekaz konserwatywny był nie tylko wierny, tożsamościowy i prawdziwy, ale też atrakcyjny, czyli taki, który będzie przekonywał i pociągał? Jeśli on nie będzie pociągał i przekonywał sam z siebie, to oczywiście same środki polityki twardej to będzie za mało. Jeśli nie uda się wytworzyć pewnego rodzaju atrakcyjności po stronie tych, którzy tej tożsamości kulturowej bronią, to te instrumenty same w sobie będą za słabe i nie powstrzymają naporu rewolucyjnego. Czy w ostatnich latach udało nam się stworzyć nową dystrybucję prestiżu po stronie kulturalnej, po stronie konserwatywnej? Nie sądzę. Co jest w tej chwili najważniejszą, najbardziej znaczącą nagrodą literacką w Polsce? Wciąż pozostaje nią Nike, stworzona przez środowiska Agory i „Polityki”. Czy udało się stworzyć coś, co mogłoby się z tą nagrodą równać, co miałoby podobny zasięg i podobną siłę kreacyjną? Chyba nie bardzo, prawda? Podaję tylko jeden przykład, a jest ich znacznie więcej, żeby można było zrozumieć, jak ważnym elementem w tej walce kulturalnej jest to, co nazwałem dystrybucją prestiżu. Wydaje mi się, że na tym polu jest dużo do zrobienia. Kilka ostatnich lat nie było szczególnie udanych, jeśli chodzi o obronę uniwersytetów przed elementem kulturowo-rewolucyjnym. Jeśli popatrzymy i porównamy Polskę teraz w roku 2020, z tą z roku 2010 i 2000, to mam wrażenie, że tej fali rewolucyjnej jest coraz więcej, że ona po prostu powoli, powoli, coraz mocniej wciska się na uniwersytety. Prezydent Andrzej Duda przyjeżdża na Uniwersytet Warszawski i przez jakąś całkiem znaczącą i krzykliwą grupę jest wygwizdywany, jest coraz mocniej atakowany nie tylko przez grupki radykalnych studentów, ale też często przez niektórych wykładowców. To jest przykład radykalnego barbarzyństwa. O rynku medialnym można by jeszcze długo rozmawiać. Przypomnę wszystkie dotychczasowe, zgłoszone przecież przez obecny rząd, próby dekoncentracji rynku mediów. Cały czas mamy do czynienia z bardzo silnymi kreatorami sensu po stronie lewicowo-liberalnej, ze znacznie słabszą odpowiedzią po drugiej stronie, mimo zapowiedzi znacznego rozbicia i rozproszenia tej drugiej strony. To się jednak nie dokonało. Ten brak będzie w przyszłości mścił się właśnie w przypadku, o którym mówię, kiedy się okazuje, że media są w stanie nadać całkiem inny sens rzeczywistości, niż nam się wydaje i stworzyć na nowo opis i opowieść o polskim narodzie, polskiej przeszłości i najważniejszych dla nas wartościach” – dodał.