Mazur: największą zmorą współczesności jest oderwanie polityki od celu

Natomiast gdybym miał wskazać, co to w praktyce oznaczało, gdzie widzę ten moment wojtyljański, to byłaby to niewątpliwie polityka. Niestety, dziś tej myśli w polityce bardzo brakuje. Jan Paweł II mówił, że w pewien sposób do polityki jesteśmy wezwani wszyscy. Największą zmorą współczesności jest oderwanie od celu, oderwanie od tego, że polityka jest tylko grą o władzę, a nie sprawowaniem tej władzy dla jakiegoś innego celu – mówił podczas X Kongresu Polska Wielki Projekt dr Krzysztof Mazura, politolog i filozof.

Krzysztof Mazur podczas Kongresu brał udział w panelu „Myśl Jana Pawła II w świecie obecnym”, w którym uczestniczyli także: dr Łukasz Hardt, ekonomista, dr Sebastian Duda, filozof, teolog i publicysta oraz jako moderator prof. Michał Łuczewski, wieloletni dyrektor Centrum Myśli Jana Pawła II a obecnie wiceprezes Fundacji Polska Wielki Projekt.  

Krzysztof Mazur przypomniał, że Jan Paweł II twierdził, że wszyscy jesteśmy wezwani do polityki. „Ta dramatyczność bardzo mocno kojarzy mi się z Józefem Tischnerem i jego filozofią dramatu. Na zadane pytanie, rzeczywiście bardzo  osobiste, odpowiem także w sposób osobisty. Po pierwsze – istotnym momentem w moim życiu było małżeństwo, czyli próba stworzenia we współczesnym świecie rodziny, która nie będzie traktowała nauczania Jana Pawła II, włącznie z jego teologią ciała, jako rzeczywistości czysto teoretycznej czy związanej z przeszłością, tylko jako coś, na czym można dzisiaj tę rodzinę budować. Drugi ważny moment to rok 2005, kiedy przeżywaliśmy odchodzenie Jana Pawła II. Podjęliśmy wówczas decyzję, że Klub Jagielloński będzie się rozwijał w duchu katolickiej nauki społecznej. Jako think tank, jako środowisko intelektualne chcieliśmy taką wizję promować. I wreszcie wątek ostatni, rzeczywiście w ostatnim roku miałem okazję jako wiceminister rozwoju porzucić wygodne krzesło komentatora na rzecz praktyki politycznej, co wiąże się z wieloma wyzwaniami. Zdecydowałem się na ten krok, a swoją rolę odegrała w tym odwaga płynąca z dziedzictwa Jana Pawła II. Natomiast gdybym miał wskazać, co to w praktyce oznaczało, gdzie widzę ten moment wojtyljański, to byłaby to niewątpliwie polityka. Niestety, dziś tej myśli w polityce bardzo brakuje. Jan Paweł II mówił, że w pewien sposób do polityki jesteśmy wezwani wszyscy. Największą zmorą współczesności jest oderwanie od celu, oderwanie od tego, że polityka jest tylko grą o władzę, a nie sprawowaniem tej władzy dla jakiegoś innego celu. Myślę, że ten okres pandemiczny, ten okres, w którym staraliśmy się jako rząd być dla ludzi, dla przedsiębiorców, uruchamiać różne tarcze, w trudnych momentach budować taką otwartą komunikację przez wiele spotkań z wieloma branżami, to był chyba taki moment, w którym próbowaliśmy stanąć na wysokości zadania i powiedzieć, że w naszej pracy nie chodzi tylko o to, kto będzie miał jakie stanowisko, ale przede wszystkim o to, żeby w trudnych chwilach nie zdezerterować. Każdy ma swoje jakieś małe Westerplatte i mierzenie się z kryzysem gospodarczym było takim małym Westerplatte, na który nas los zesłał. Bardzo istotne jest to, żeby prostu polityka nie była tylko i wyłącznie walką o miejsca na listach wyborczych czy o stanowiska. Polityka ma sobie odpowiedzieć na pytanie, po co właściwie ta władza ma być. Musi sobie także bardzo mocno uświadomić, że przede wszystkim ma ona służyć innym ludziom” – zaznaczył.

Sprecyzował, że warto odróżnić pojęcia „politics” od „governance”. „Zwracałem uwagę na połączenie celowości z władzą. Dzisiaj to bardzo się rozchodzi, nie tylko w praktyce politycznej, ale także w społeczeństwie i w oczekiwaniach społecznych. Funkcjonuje takie angielskie rozróżnienie na governance, czyli rządzenie, policy – czyli robienie długofalowych strategii i politics, czyli walkę o władzę. Myślę, że w odbiorze społecznym polityka jest dziś coraz bardziej grą o władzę. Jeżeli popatrzymy choćby na ostatnie wydarzenia polityczne w naszym kraju, na przykład na rekonstrukcję rządu, to zauważymy, że ludzie w ogóle nie zwracali uwagi na to, czy dana zmiana jest merytoryczna, czy nie, dużo bardziej interesowało ich to, kto na rekonstrukcji wygra, a kto przegra. Tak naprawdę nawet w odbiorze społecznym patrzymy na politykę jako na grę, na pewną konwencję, a nie jako na pewien cel. Do tego media społecznościowe coraz bardziej kładą nacisk na to, by ta polityka jeszcze bardziej odrywała się od celu, a coraz bardziej przypominała pewnego rodzaju rozrywkę. Już nawet funkcjonuje termin political entertainment, czyli rozrywka polityczna. We Włoszech na przykład mamy do czynienia z liderem politycznym, który wprost wywodzi się z show-biznesu. W Polsce mieliśmy ruch Pawła Kukiza. Polityka coraz bardziej będzie szła w kierunku rozrywki, a coraz mniej będziemy zadawali pytania o to, czy ci politycy naprawdę mają wpływ na rzeczywistość. Nie będziemy ich rozliczać z reform, a będziemy ich rozliczać z dobrych wystąpień na YouTubie czy w dyskusjach telewizyjnych po serwisach informacyjnych. W kwestii polityki nie jestem optymistą. Zapytałeś także o to, czy będziemy mieli wielki ruch społeczny. To jest temat na zupełnie inną dyskusję. Niemniej jednak z wielu powodów nie oczekuję czegoś takiego. Pewnie jak pisałem książkę, o której wspomniałeś, to myślałem o tym, że taki ruch społeczny byłoby znakomicie przeżyć, świetnie byłoby być jego częścią. Dzisiaj wydaje mi się, że to jest bardzo mało prawdopodobne, i to z wielu powodów. Najważniejszy to ten, że jako społeczeństwo jesteśmy silnie zatomizowani. Jeżeli nawet są takie momenty, kiedy łączymy się w jakimś celu, to jest to bardzo krótkotrwałe. Nowe ruchy społeczne mają wymiar aktywistyczny. Bardzo trudno mi sobie dzisiaj wyobrazić, żeby tak zatomizowane społeczeństwo nagle było w stanie stworzyć jeden organizm, dziesięciomilionowy, który miałby swoją strukturę i swój jasny cel” – podkreślił.

„Jeśli do polityki Wojtyłę da się zaaplikować tylko wtedy, kiedy ją wyidealizujemy i stworzymy coś, co jest nigdy nieaplikowalne, to po prostu on nie ma nic ciekawego do powiedzenia na ten temat. Tak bym brutalnie powiedział. Nie szukałbym takiej łatwej ścieżki pod tytułem: „Ok, nie da się go zaaplikować do tego co realne, więc stwórzmy jakiś idealny obraz”. Nawet w tym odartym ze złudzeń spojrzeniu, to nasze oczekiwanie, żeby przebijać się przez nawet atrakcyjnie podawaną papkę medialną, jest po prostu wielkim wyzwaniem, choćby po to, by pokazywać, że walka o władzę oderwana od jej celu, od reform, od zmian, jest tak naprawdę czymś pustym. To powinno być takim społecznym wyzwaniem dla komentatorów, dla ludzi piszących o polityce, dla ludzi prowadzących organizacje pozarządowe czy watchdogi, a na końcu także dla polityków. W swojej krótkiej praktyce politycznej jestem już w stanie rozpoznać, który polityk naprawdę stara się łączyć walkę o władzę z tą konkretną wizją, która za nim stoi, a który już tej wizji jest pozbawiony. Tymczasem tę umiejętność wszyscy powinniśmy nabyć. Dzisiaj celem jest próba budowania „Solidarności” przez małe „s”. O ile dziesięciomilionowy ruch społeczny nie jest dziś możliwy, o tyle wezwanie, żeby jedni drugich brzemiona nieśli, jest możliwe w wymiarze sąsiedzkim, chociażby w tym wymiarze pandemicznym. Jest bardzo wielu ludzi, którzy przez ostatnie miesiące pomagali w utrzymaniu kwarantanny, którzy włączali się do pomocy jako wolontariusze, którzy przynosili osobom na kwarantannie jedzenie, którzy pomagali w DPS-ach, gdzie było bardzo duże ryzyko zakażenia. Wokół nas jest bardzo wielu bohaterów dnia codziennego, którzy praktykują tę solidarność przez małe „s”. Zamiast więc myśleć o wielkich ruchach społecznych i o dziesięciu milionach osób w jednym związku zawodowym, skupmy się na tym co tu i teraz dzieje się pozytywnego, bo to się dzieje, tylko w zupełnie innej skali i w innym wymiarze” – dodał.