Musiał: w Niemczech naukowcy opisują historię tak, jak to odpowiada politykom

Uniwersytet ma tak zwaną kompetencję do oceny merytorycznej kandydatów, proponuje trzech i przedstawia tę propozycję ministrowi odpowiedniego landu i on wybiera. Jeśli żaden kandydat mu nie pasuje, prosi o kolejnych. Tak naprawdę to polityk decyduje, kto jest kim. Teoretycznie jest wolność, ale jeśli chcesz mieć profesurę, musisz się odpowiednio sformatować, musisz robić to, czego od ciebie oczekuje polityka – powiedział podczas X Kongresu Polska Wielki Projekt prof. Bogdan Musiał, historyk.

Prof. Bogdan Musiał brał udział w debacie „Współczesne uniwersytety: stan wolności akademickiej”, w której uczestniczyli również: prof. Zbigniew Janowski, architekt i filozof, prof. Piotr Nowak, tłumacz, redaktor, wydawca oraz prof. Magdalena Gawin, historyk i była wiceminister kultury. Panel moderował filozof i europoseł prof. Ryszard Legutko.

„Specjalizację naukową robiłem w Niemczech, tam stawiałem pierwsze kroki w nauce, dopiero potem wróciłem do Polski. Pan profesor mówił o tym, że nasza wolność naukowa jest obecnie ograniczona. Zrozumiałem, że wcześniej było inaczej. Analizowałem sytuację niemiecką, tamtejsze struktury i doszedłem do wniosku, że nigdy nie poznam prawdy wolności naukowej, wolności słowa. Struktury, które powstały po wojnie, wykluczały tę wolność. Zobaczmy, w jaki sposób w Niemczech rekrutuje się nauczycieli akademickich. To jest całkowite zaprzeczenie wolności naukowej. Jeśli się nie mylę, to w Polsce na katedrę profesor uniwersytecki jest nominowany przez władze uniwersyteckie. Jak ktoś nie ma tytułu profesora zwyczajnego, to nie znaczy, że nie może wykładać. Katedra daje taką możliwość. A jak to funkcjonuje w Niemczech? Uniwersytet ma tak zwaną kompetencję do oceny merytorycznej kandydatów, proponuje trzech i przedstawia tę propozycję ministrowi odpowiedniego landu i on wybiera. Jeśli żaden kandydat mu nie pasuje, prosi o kolejnych. Tak naprawdę to polityk decyduje, kto jest kim. Teoretycznie jest wolność, ale jeśli chcesz mieć profesurę, musisz się odpowiednio sformatować, musisz robić to, czego od ciebie oczekuje polityka.

„W Niemczech naukowcy opisują historię tak, jak to odpowiada politykom. A politycy bywają tam polakożercami. Za naszą zachodnią granicą funkcjonuje takie pojęcie jak zglajszachtować. Trudno je przetłumaczyć na język polski. Najogólniej mówiąc, chodzi o „posłuszeństwo wyprzedzające”. Ten system bardzo dyscyplinuje ludzi. Oczywiście są przestrzenie, gdzie to nie ma znaczenia, na przykład w przypadku naukowców zajmujących się rodzinnie od średniowiecza flisactwem na Renie. Ale jeżeli wchodzimy w tematy wrażliwe dla państwa, to już tak łatwo nie jest. Podobnie jest w Polsce. Weźmy na przykład Uniwersytet Warszawski. Tam przecież jest system, który także dyscyplinuje pracowników. W latach 90. jeździłem na różne konferencje i spotykałem ludzi, którzy publicznie mówili jedno, a w kuluarach coś zupełnie innego. Ci ludzie nie mieli żadnej wolności, oni byli już wtedy odpowiednio sformatowani” – dodał.