Noworyta: popkultura jest pomostem do komunikowania się ze wspólnotą globalną

Wydaje mi się, że obszar, o którym chcę mówić, obszar kultury, popkultury to też jest pomost do komunikowania się zarówno ze wspólnotą narodową, jak i globalną. Zacznę od tego, że żyjemy w złotej epoce możliwości polskiego sektora kreatywnego. Mamy dostęp do wiedzy, technologii, kreacji i – co najważniejsze – do dystrybucji. Paradoksalnie „dzięki pandemii” całość przemysłu, biznesu przenosi się do dystrybucji cyfrowej, a to stwarza zupełnie nowe możliwości – mówił podczas X Kongresu Polska Wielki Projekt producent Krzysztof Noworyta.

Noworyta to twórca i producent wystaw, filmów i produktów cyfrowych popularyzujących kulturę i historię Polski. Przez lata związany ze studiem Platige Image gdzie współtworzył wystawą stałą dla Muzeum Historii Polski, Muzeum Józefa Piłsudskiego, oraz ekspozycję w pawilonie Polski na Expo 2015 w Mediolanie. Wraz z Jackiem Dukajem opracował koncepcję narracyjną dla Planety Lem w Krakowie. Jest współautorem kampanii Legendy Polskie Allegro oraz dwóch części animowanego filmu „Niezwyciężeni” oraz twórcą kampanii wizerunkowej i widowiska „Śląsk – Wspólna Sprawa”.

Podczas X Kongresu PWP uczestniczył w debacie „Kultura, głupcze!” w którym brali również udział: historyk literatury polskiej prof. Maciej Urbanowski, publicysta Paweł Lisicki oraz historyk starożytności prof. David Engels. Rolę moderatorów pełnili Jakub Moroz oraz dr Mateusz Werner.

Noworyta próbował określić rolę popkultury i podał kilka przykładów jej wykorzystania. „Padło tu bardzo ładne sformułowanie, że uniwersytet jest pomostem do komunikowania się ze wspólnotą narodową. Wydaje mi się, że obszar, o którym chcę mówić, obszar kultury, popkultury to też jest pomost do komunikowania się zarówno ze wspólnotą narodową, jak i globalną. Zacznę od tego, że żyjemy w złotej epoce możliwości polskiego sektora kreatywnego. Mamy dostęp do wiedzy, technologii, kreacji i – co najważniejsze – do dystrybucji. Paradoksalnie „dzięki pandemii” całość przemysłu, biznesu przenosi się do dystrybucji cyfrowej, a to stwarza zupełnie nowe możliwości. Będę mówił o dwóch obszarach. Jeden to kultura rozumiana jako sztuka, obszar, w którym poszukujemy prawdy. Andriej Tarkowski mówił, że sztuka ma na celu przeorać duszę człowieka, obrócić ją w stronę dobra. My, Polacy, radzimy sobie z tym świetnie. Popkultura to jest dzisiejsza lingua franca. To jest ten obszar, w którym żyjemy i się poruszamy. To nie są tylko komiksy, to nie są tylko faceci w lateksowych rajtuzach. Popkultura to potężny przemysł, który jest obszarem załatwiania interesów, wprowadzania idei, sprzedawania bohaterów, budowania racji stanu. Jest to obszar, w którym ci, którzy robią to dobrze, dbają o to, by użytkownicy byli ciągle karmieni, aby żyli w tym świecie, by łaknęli coraz więcej, więcej, więcej. Formy popkulturowe, które dzisiaj najbardziej cenimy i pewnie wszyscy z nich korzystamy, to są seriale, które są takimi współczesnymi powieściami, i które powodują, że żyjemy z tymi bohaterami. To także filmy oraz cały obszar gamingowy. We wszystkich tych obszarach radzimy sobie bardzo dobrze. To w Polsce powstawała część efektów do serialu Westworld. To Polak jest jednym z producentów największego hitu Netflixa, czyli Wiedźmina. Nie wspomnę o szale, jaki zapanował na punkcie gry Cyberpunk, której jeszcze nikt nie widział, ale wszyscy na nią czekają. Od strony ideowej obszar popkultury rozpięty jest między książkami dwóch panelistów tegorocznej edycji Kongresu Polska Wielki Projekt. Z jednej strony mamy kapitał moralny, o którym celnie mówił dr Michał Łuczewski. Każde państwo ma zbiór opowieści uwewnętrznionych, zinstytucjonalizowanych, które dają mu kapitał moralny sprawcy, bohatera bądź ofiary. Trawestując to pojęcie, możemy powiedzieć, że każde państwo potrzebuje kapitału popkulturowego, zestawu wartości, barw, emocji, które chce komunikować i zaszczepiać masowo w świecie, wybudować ten pomost komunikacyjny. Z drugiej strony na tej osi jest Jacek Dukaj z esejem Po piśmie, który mówi, że żyjemy w momencie przejścia z kultury piśmiennej do postpiśmiennej. Nie oznacza to, że nagle znikną wszystkie książki. Wchodzimy w kulturę przeżycia, gdzie coraz bardziej liczy się emocja, sposób, w jaki odczujemy historię, a nie jakaś idea, nie wartość moralna. Przejdźmy teraz do konkretu. Pamiętamy wszyscy dramatyczną wojnę rosyjsko-gruzińską. Prezydent Saakaszwili powołał fundusz, znalazło się tam 12 mln dolarów, zatrudnił drugoligowego reżysera Szklanej pułapki 2, a ten stworzył film 5 Days of War. Opowiadał on o tym, jak dzielni Gruzini stawiali opór opresyjnym Rosjanom. Nie jest ważne, że to był drugoligowy film, ważny był pierwszy kadr. W pierwszej scenie tego filmu gruzińscy żołnierze ratują w Iraku żołnierzy amerykańskich. Potężni, muskularni Gruzini wyciągają rękę i ciach! A jaki jest ostatni kadr? Gruzińskie matki opłakujące swoich synów. To wystarcza, żeby została pewna emocja. Podam kolejny przykład. W 2010 roku w RPA odbywał się mundial. Przed mundialem Clint Eastwood wyreżyserował film Invictus (Niepokonany). Opowiadał on o tym, jak w momencie przekazania władzy Nelsonowi Mandeli była wielka potrzeba zjednoczenia narodu. Ten naród został zjednoczony poprzez sport, poprzez powołanie pierwszej w historii RPA drużyny składającej się z rdzennych mieszkańców i mieszkających tam Holendrów. Mamy więc drużynę, uproszczę, proszę mi wybaczyć – biało-czarną, która mimo różnych napięć, staruje razem i wygrywa. To był element promocji RPA. Podobne przykłady można mnożyć” – zaznaczył.

Panelista jest zdania, że mamy w Polsce wiele tematów, które zasługują na wykorzystanie w popkulturze. „Nie chodzi o to, że nic nie robimy, wręcz przeciwnie, świetnie sobie radzimy z obsługą innych państw. W 2018 roku miały miejsce obchody 100-lecia niepodległości Angoli. Z tej okazji został wyprodukowany film Another Day of Life. Zdobycie niepodległości tego kraju celebrował Kapuściński. Mało tego, ten film zdobył Europejską Nagrodę Filmową. Kolejny przykład – jako polscy twórcy (Agnieszka Holland, Mirosław Nizio) świetnie obsłużyliśmy temat wielkiego głodu na Ukrainie. Mirosław Nizio stworzył memoriał w Kijowie opowiadający o tej wielkiej tragedii. Agnieszka Holland nakręciła świetny film Mr Jones. Do tego Anne Applebaum napisała książkę Głód. Mamy więc potencjał, by obsługiwać w popkulturowej formie wielkie, potężne tematy historyczne. Dlaczego sami siebie jeszcze nie obsłużyliśmy? Gdzie jest ta blokada, ta zapadnia, która jeszcze gdzieś w nas siedzi? Wydaje mi się, że pierwszą blokadą jest blokada mentalna. Jest takie wewnętrzne poczucie, że my musimy spłacić dług naszym przodkom. Dopóki nie nadrobimy zaległości, nie możemy pójść naprzód. Robimy więc różne rzeczy z pewnym żalem, wyrzutem wobec historii, nie ma w nas pogodzenia, że wojna się potoczyła tak, a nie inaczej. Robiliśmy kiedyś duży program promujący Polskę. Po sukcesie z tym związanym spotkaliśmy się z szefem instytucji, która ten program zamawiała. Wtedy usłyszeliśmy: „Panowie, nie ma co na siłę ciągnąć tego sukcesu”. Bardzo często następuje pogrzebanie potencjału, który ma szansę się rozwinąć w perspektywie lat. Tymczasem rzeczy w kulturze potrzebują czasu, żeby dojrzeć czy się narodzić. Kiedy projektowaliśmy muzeum Józefa Piłsudskiego, jego dyrektorem był wnuczek Marszałka Krzysztof Jaryczewski. Na pierwszym spotkaniu projektowym powiedział nam: „Panowie, żeby było jasne. Mój dziadek w historii sobie poradzi. My nie robimy tego dla mojego dziadka. My robimy to dla nas, dla siebie i dla tych, co przyjdą po nas. Bo tej opowieści potrzebujemy my, musimy ją opowiedzieć, tak jakbyśmy ją opowiadali sobie tu i teraz, akcentując te wartości i te idee, których my potrzebujemy, aby budować przyszłość”. To była mentalna rewolucja. Wcześniej żyłem w takim poczuciu długu, że ja, że my musimy. Proszę sobie wyobrazić, jaka to była rewolucja – nie robię tego dla Józefa Piłsudskiego, tylko dla siebie. Jeśli zrozumiemy, że w popkulturze, która jest obszarem biznesu, należy realizować nasz interes narodowy, to będziemy trzy kroki do przodu. Sektor publiczny jest pełen świetnych instytucji, świetnych osób, świetnych podmiotów, które realizują te programy. Dość wymienić Instytut Pileckiego. Jestem naprawdę zachwycony, bo to jest instytucja, która wydając jedną książkę, zrobiła wielkie „wow”. Nagle okazało się, że książka Jacka Fairweathera robi absolutną furorę. Człowiek idzie po Londynie i z jednej strony ma wystawioną książkę Grety Thunberg opowiadającą o ekologii, o zagrożeniach, a z drugiej strony Ochotnik do Auschwitz. Rodzi się pytanie, czy II wojna światowa, Pilecki, czy Zygielbojm to jest to wszystko, co mamy do zaoferowania światu jako opowieść? Wydaje mi się, że jest coś więcej. Za cztery lata mamy niebywałą okazję. W 2024 roku będziemy obchodzili 80. rocznicę zdobycia Monte Cassino i wyzwolenia Bredy. Dwóch generałów – generał Anders, generał Maczek. Czego chcieć więcej? Dwóch generałów – lubię to przywoływać – świetnie realizowało motto generała Pattona, który mówił: bohaterem narodowym nie jest ten, kto umiera za swoją ojczyznę, ale ten, kto pomaga swojemu wrogowi umrzeć za jego ojczyznę. To w ogóle odwraca myślenie. Kim są nasi bohaterowie narodowi? Generał Maczek, generał Anders – widziałem ich fotografie na trzydziestoleciu bitwy pod Monte Cassino, gdy przyszli razem w mundurach, udekorowani, w ich oczach widać było ten wojenny zapał. Oni dalej są tymi żołnierzami, którzy potrafiliby krzywdzić swojego wroga i uczynić go bohaterem narodowym. Być może myśląc o II wojnie światowej, należy myśleć o aspekcie bohaterskim. Wielkim obszarem inwestycji popkulturowej powinien być obszar Sarmacji. Jest fenomenem, w którym zaszyta jest idea wolności. Żadna inna kultura nie ma czegoś takiego. Ani kultura niemiecka, ani francuska nie ma takiego połączenia Wschodu i Zachodu. Sarmacja jest wielkim potencjałem do wykorzystania w świecie gier. Jest taka gra Assassin’s Creed, która dzieje się zawsze w innym świecie. A to w Egipcie, a to w Aleksandrii, a najnowsza edycja będzie się działa w świecie Wikingów. Jest kwestią negocjacji z potężną firmą, która nazywa się Ubisoft, czy jest możliwość, by kolejna edycja, za pięć, siedemlat działa się w świecie sarmackim. To nie są rzeczy niemożliwe, to jest kwestia negocjacji, położenia oferty na stole, bo popkultura nie jest przestrzenią moralną. Bardzo dobrze pokazuje to przykład Netflixa. Netflix to jest firma, która produkuje, w której ludzie mają Excela. Patrzą na tabelki, patrzą na przyrosty, to się musi zgadzać. Pamiętają państwo akcję z serialem o zbrodniarzu wojennym, Demianiuku. Została tam umieszczona zła mapa, która pokazywała obraz Polski współczesny, a nie tamten. Polska bardzo mocno zareagowała, premier Morawiecki wystosował do Netflixa list protestacyjny. Netflix zareagował, powiedział, że wszystko poprawi. Dlaczego on to zrobił? Czy dlatego, że tak bardzo przejął się historią? Nie, szefowie Netflixa kalkulują, że Polska to jest całkiem spory rynek, który konsumuje. Skoro to jest rynek, który konsumuje, a to jest firma, która produkuje i musi produkować nieustannie, to na pewno jest możliwość, okienko, aby tam pojawiły się rzeczy, które chcemy, żeby się pojawiły. Tym bardziej że to w Polsce produkuje się content dla Netflixa. Nie produkuje się rzeczy o Polakach poza Polską. Warto uwzględnić jeszcze jeden przykład dotyczący siły Netflixa. Jest taki serial Into the night, który wyprodukowali Polacy – Tomek Bagiński i Jacek Dukaj. Ten serial był hitem w Malezji. Proszę sobie wyobrazić, powstaje serial o historii Polski, który nagle trafia do Azjatów. Być może nie jest to żywotny interes Polski, ale z drugiej strony może warto z Netflixem rozmawiać, żeby w nasze miejsce nie pojawił się ktoś inny. W obszarze II wojny bardzo aktywni są Norwegowie, którzy wyrastają na pierwszą opozycyjną armię, która sprzeciwiła się Hitlerowi. Jeśli nas tam nie będzie, to będą oni, będą inne narody. Inwestujmy więc w popkulturę, traktujmy ją jako narzędzie. To jest czysty biznes. Swoją wypowiedź chciałem zakończyć cytatem z Marszałka: „Nadejdzie czas pokoju, czas wszechświatowych zapasów w obszarze organizacji kultury i Polska musi wziąć w nich udział”. Osobiście odbieram te słowa jako taki list w butelce wysłany przez Marszałka z przeszłości do nas. To my mamy w ręku ten list, my go czytamy i zostawmy po sobie ślad w formie produkcji i produktów, które będą niosły emocje i przeżycia. Opowiedzą o nas tu i teraz” – podkreślił.