Prof. P. Nowak: hodujemy studentów troglodytów

Nigdy nie będziemy mieli światłego obywatela, skoro hodujemy w gruncie rzeczy studentów troglodytów, którzy po skończeniu studiów uznają, że ich oszukano. Tak, oszukaliśmy ich, mówiąc, że to wykształcenie, które im daliśmy, coś znaczy. Nic nie znaczy – powiedział podczas X Kongresu Polska Wielki Projekt prof. Piotr Nowak, tłumacz, redaktor i wydawca.

Prof. Piotr Nowak brał udział w debacie „Współczesne uniwersytety: stan wolności akademickiej”, w której uczestniczyli również: prof. Magdalena Gawin, historyk i była wiceminister kultury, prof. Zbigniew Janowski, architekt i filozof, prof. Piotr Nowak, tłumacz, redaktor, wydawca oraz prof. Bogdan Musiał, historyk. Panel moderował filozof i europoseł prof. Ryszard Legutko.

Nowak zaznaczył, że na współeczesnych uniwersytetach trwa „wojna mitów”. „Swoje wystąpienie zawrę w pięciu punktach. W pierwszym powiem, dlaczego nie będę mówił ani o gender, ani o LGBT. W drugim punkcie wyjdę naprzeciw oczekiwaniom pana profesora, wskażę na wewnętrzną sprzeczność w masowym kształceniu. W punkcie trzecim opowiem, jak doszło do tego, że znaleźliśmy się w takim miejscu, a w kolejnym o tym, jak nas wszystkich udało się oszukać. W ostatnim sformułuję kilka praktycznych wskazówek. Trzeba powiedzieć otwarcie, że na współczesnym uniwersytecie trwa wojna mitów, która wynika ze strategii porządkowania świata. Wybór między tymi strategiami jest zawsze irracjonalny, ponieważ w ogóle nie zależy od pogłębiania wiedzy na dany temat. Można nawrócić się na chrześcijaństwo, ale nie można się go nauczyć, nie można przyswoić chrześcijaństwa pojęciowo i w ten sposób uznać je za własne. Nie można kogoś przekonać do tradycji, jeśli ten ktoś ma tradycję w nosie. Również nie można się nawrócić na LGBT, chociażby z tego powodu, że ktoś może uznać, że „to ciało” nie jest moje. Postawa liberalna, której najwybitniejszym przedstawicielem był Leszek Kołakowski, mówi, że jawne sprzeczności można rozwiązać i nie przestają one być sprzecznościami. Bywają wartości, które wykluczają się nawzajem, ale nie przestając być wartościami. Na dzisiejszym uniwersytecie taka aksjologia nie może mieć miejsca, bo osoby je głoszące odmawiają uznania siebie nawzajem. Konserwatyści stają się zwierzyną łowną na terenie przejętym przez grona lewicowo-liberalne. Wyznawcy LGBT przedstawiają się w oczach konserwatystów jako zoo. Tego się nie sklei. Nie można kogoś zmusić do przyjęcia wygodnej dla nas perspektywy moralnej. Można huknąć, zastraszyć, zwyciężyć, ale nie można przekonać. O wojnie mitów się nie rozmawia. Albo się tę wojnę prowadzi i się zwycięża, albo się ją przegrywa. W przeciwnym razie narażamy się na coś, co filozofowie określali idiomatycznie sprzecznością performatywną. Z tego powodu nie będę odnosił się ani do LGBT, ani nie będę mówił o modzie na pytania o Lenina, nie będę opowiadał wreszcie o obecności na uniwersytetach ludzi chorych psychicznie lub z zaburzeniami, ale również nie będę się wypowiadał na temat polityki Narodowego Centrum Nauki czy Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki, chociaż uważam, że każda z wymienionych instytucji zajmuje stronę w konflikcie mitów. Konsekwencją wojny mitów jest uznanie, co jest nauką, a co nią nie jest. Pan profesor Janowski mówił o masowym charakterze kształcenia na uniwersytecie. I tu mamy pewną sprzeczność. Z jednej strony postuluje się jak najszersze, najbardziej inkluzywne upowszechnienie wykształcenia, ponieważ chcemy mieć światłych obywateli, którzy w swoich wyborach nie będą się odwoływali do emocji, tylko do argumentów, i to jest oczywiste. Z drugiej strony mamy do czynienia z tendencją do dostosowywania programu nauczania do najsłabszego studenta. Co to oznacza w praktyce?

Stwierdził, że hodujemy „studentów troglodytów”. „Mnie jako profesorowi filozofii nie wolno poruszać pewnych tematów nie dlatego, że są one objęte cenzurą, tylko po prostu ten materiał musi przyswoić najsłabszy student. I to jest właśnie ta sprzeczność. Nigdy nie będziemy mieli światłego obywatela, skoro hodujemy w gruncie rzeczy studentów troglodytów, którzy po skończeniu studiów uznają, że ich oszukano. Tak, oszukaliśmy ich, mówiąc, że to wykształcenie, które im daliśmy, coś znaczy. Nic nie znaczy. Jest wykształceniem formalnym, wychowaliśmy po prostu osoby sfrustrowane. Jak do tego doszło? W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku organizowano na całym świecie protesty przeciwko tradycyjnym formom nauczania. Państwo oskarżano o autorytaryzm i nierespektowanie swobód intelektualnych. Mówiąc w skrócie, państwu zabrakło zapału w sferze szkolnictwa wyższego. Uniwersytet silił się, by wejść w biznes i w administrację. W ten sposób nadano uniwersytetowi w kształceniu nowe cele. Mówili państwo o tym, że wykształcenie musi być użyteczne. Wrogiemu przejęciu uniwersytetu przez wolny rynek towarzyszyła biurokratyzacja czynności akademickich. W modelu amerykańskim przyjmuje się, że uniwersytet to biznes, może nawet lepszy niż inne, ponieważ każdy musi skończyć szkoły, więc można na tym świetnie zarobić. Na uniwersytetach europejskich w latach 60. odkryto, że uniwersytet może znosić złote jaja. Przeciwko amerykanizacji uniwersytetów w kwietniu 1968 roku wystąpiło w Niemczech dwa tysiące profesorów tytularnych. Nic to nie dało. Na czym polega istota tego oszustwa? Sprowadza się ono do redefinicji pojęcia i instytucji uniwersytetu, która zmierza do przekształcenia go w sposób otwarty w korporację. Każdy, komu z trudem przychodzi sztuka zredagowania sylabusa, kto wypełnia jedenastą w tym roku ankietę ewaluacyjną, kto był narażony na szantaż ze strony studentów troglodytów, wie o czym mówię. Czy również na państwa uniwersytecie w trakcie trwania obrad Rady Wydziału dziekan z przerażeniem szuka kogoś, kto śledzi na bieżąco wszystkie rozporządzenia ministra, bo przecież nikt inny poza urzędnikiem tego nie będzie robił? Od uczonych żąda się, żeby nie tylko nauczali, ale prowadzili także badania naukowe. Czy również władze państwa uniwersytetów stresują się na myśl o tym, co powie Polska Komisja Akredytacyjna? Kto wreszcie bez emocji otwiera email z ośrodka ewaluacji kształcenia? W PRL przeszkodę stanowiła partia nie wolny rynek, bo wtedy go po prostu nie było. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że ten PRL-owski uniwersytet naprawdę miał świetne chwile i radził sobie z naciskiem ideologii komunistycznej, a w dzisiejszej wolnej Polsce uniwersytet zszedł na psy. Amerykanizacja współczesnego uniwersytetu polega na zdominowaniu go przez administrację, system korporacyjny i struktury akademickie. Ostatni punkt mojego wystąpienia w całości dedykuję pani minister Gawin. Co możemy zrobić? W pierwszym geście rozpaczy musimy wyjść poza uniwersytet, musimy nauczyć się myśleć poza strukturami instytucjonalnymi. Jako naukowiec oczywiście dalej będę wykonywał obowiązki, których wymaga ode mnie uniwersytet. Będę wypełniał sylabusy, kolejne tabele, ankiety ewaluacyjne, natomiast myśleć pójdę gdzie indziej. Nie obrażam się na formułę, na wynagrodzenia. Prowadzimy z kolegami wynajem nierentownej książki, organizujemy konferencje, dajemy młodym uczonym stypendia, przenosimy filozofię do opery i w media. Jakoś sobie radzimy. Czy możemy spróbować zrobić to samo w szerszym planie, ogólnopolskim? Tak, pod warunkiem, że odbierzemy uniwersytet biznesmenom i administracji. Zdaję sobie sprawę, że ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego jest instytucją państwową, ale nie jest przypadkiem, że były minister szkolnictwa wyższego dzisiaj jest ministrem rozwoju. Tak, nauka potrzebuje rozwoju, nie może stać w miejscu. Musi się rozwijać, musi się upowszechniać, musi się parametryzować, weryfikować. Nauka każdego dnia się zmienia, brak zmiany byłby dla niej zabójczy. Tyle że szeroko pojęta humanistyka nie jest żadną nauką. Jest rzemiosłem pozwalającym zachować kulturę narodu. Elementy teorii grafów, badania nad optyką nieliniową to jest nauka. Naukę dobrze jest powiązać z nowymi technologiami, w warunkach wolnego rynku starać się nawet je sprzedać. Z kulturą tak nie jest, kultura jest zbyt delikatna, aby ją wypychać na teren wolnego rynku, ona sobie sama tam nie poradzi. Dlatego mógłbym zgłosić szereg postulatów szczegółowych, ale ograniczę się tylko do jednego. Bardzo proszę, żeby on został przynajmniej w jakiś sposób rozważony: spróbujmy włączyć uniwersytet w struktury Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pozwólmy zdecydować uczonym, przed którym ministrem chcieliby się rozliczać” – podkreślił.