Prof. Piotr Bajda: Polska musi pisać swoją narrację, a nie być opisywana [WYWIAD]

Najważniejszym dla nas zadaniem jest to, żeby Polska, ale także region Europy Środkowej był obszarem, który sam o sobie pisze pewną narrację, a nie jest opisywany. Istnieje bardzo ciekawy artykuł braci Żurawskich vel Grajewskich, „Narody piszące i narody czytające historię”. Trafnie wskazali, że albo samemu się pisze historię o sobie, ma się siłę przekazywania własnej wizji dziejów, albo inni będą pisać o nas. – mówił w rozmowie z Fundacją Polska Wielki Projekt prof. Piotr Bajda, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Prof. Piotr Bajda to politolog o specjalizacji w dziedzinie stosunków międzynarodowych i kwestii dotyczących Europy Środkowej. Od 2007 roku pełni funkcję wykładowcy na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. W okresie od 2006 do 2013 roku pracował jako badacz naukowy w Instytucie Studiów Politycznych PAN. W latach 2000-2004 pełnił rolę wicedyrektora Instytutu Polskiego w Bratysławie. Między 2005 a 2009 rokiem zatrudniony był w Ośrodku Studiów Wschodnich, natomiast w latach 2013-2016 pełnił funkcję przedstawiciela Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego w Polsce. Autor licznych publikacji, takich jak “Elity polityczne na Słowacji. Nieprosta droga do nowoczesnego państwa” (2010) czy “Małe państwo na arenie międzynarodowej. Polityka zagraniczna Republiki Słowackiej w latach 1993-2016” (2018). Ponadto, jest autorem raportu dotyczącego polskiego przewodnictwa w Grupie Wyszehradzkiej za okres lipiec 2012 – czerwiec 2013 (2013). Współautor (razem z Radosławem Zenderowskim) książki “Polityka etniczna Słowacji” (2016) oraz innych tekstów w pracach zbiorowych.

Fundacja Polska Wielki Projekt: Jak budować prestiż państwa?

Prof. Piotr Bajda: Najprościej można by było odpowiedzieć, że konsekwentnie, długofalowo i z pomysłem. W dzisiejszych czasach mamy w przestrzeni międzynarodowej różne narracje. Z jednej strony musimy wybrać odpowiedni temat, którym zainteresujemy innych, z drugiej odpowiedni kanał komunikacyjny, żeby trafić do wybranego odbiorcy. Inaczej będziemy budować ten prestiż wśród decydentów, inaczej wśród biznesmenów, a inaczej wśród szerszej opinii społecznej.

W pierwszych miesiącach eskalacji wojny na Ukrainie obserwowaliśmy memowy sukces tego kraju, dobrze się prezentował w internecie. Coraz częściej padają opinie, że nie do końca było to korzystne dla Ukrainy, bo przedstawiało sytuację w bardzo korzystny sposób dla naszych sąsiadów, gdy realnie sytuacja na froncie nie wyglądała tak dobrze dla Kijowa.

To jest zawsze pewna pokusa. Jeżeli udaje nam się w przestrzeni informacyjnej zbudować dobry obraz, to wszelkiego rodzaju sygnały, które by pokazywały, że nie jest tak pięknie, jak to przedstawialiśmy, będą powodowały, że sytuacja będzie kontrproduktywna. Wydaje się, że Ukraińcy wpadli trochę we własną propagandę i odbili się potem od rzeczywistości. Przy tego rodzaju akcji, którą prowadzili, odnieśli też skutek odwrotny od zamierzonego. Część opinii publicznej uznała, że jest tak dobrze, że w sumie to już nie trzeba się tą Ukrainą zajmować, bo ona sama wygrywa, bez naszej pomocy. To przekoloryzowanie jest bardzo niebezpieczne. W sytuacji bardzo dramatycznej Ukraińcy zobaczyli, że przeszarżowali.

A jak walczyć z czarną propagandą skierowaną przeciwko Polsce? Na Zachodzie mamy wiele ośrodków naukowych, kulturowych nam niechętnych. To nie jest zresztą sytuacja nowa.

Nie jest to zadanie łatwe, dlatego że ten obraz Polski jako zacofanej peryferii był budowany przez wieki, od czasów Oświecenia. Jest na ten temat wiele prac, m.in. prof. Larrego Wolffa. Trudno jest bardzo szybko zmienić oblicze regionu, którego wizerunek był budowany od początków XVIII wieku przez największów ówczesnych filozofów finansowanych przez rosyjską carycę lub władców pruskich.

Najważniejszym dla nas zadaniem jest to, żeby Polska, ale także region Europy Środkowej był obszarem, który sam o sobie pisze pewną narrację, a nie jest opisywany. Istnieje bardzo ciekawy artykuł braci Żurawskich vel Grajewskich, „Narody piszące i narody czytające historię”. Trafnie wskazali, że albo samemu się pisze historię o sobie, ma się siłę przekazywania własnej wizji dziejów, albo inni będą pisać o nas. Pierwszym sposobem, by znaleźć się w grupie piszących, byłaby bardzo systematyczna praca pokazująca na różnych płaszczyznach, popularnonaukowej, naukowej, tę Polskę nie jako zaścianek, ale jako na państwo, które potrafiło integrować pod jednym hasłem różne narodowości, potrafiło budować przestrzeń swobody religijnej itd. Przedstawić I RP jako państwo, które swoimi rozwiązaniami wyprzedzało Zachód, potrafiło integrować bez podboju. Nie da się tego zrobić natychmiast, natomiast trzeba przyjąć podobną zasadę jak Niemcy. Na wszystkich amerykańskich uniwersytetach posiadają swoje specjalne studia niemieckie czy germanistyczne. Nie polegają one tylko na promocji języka niemieckiego, ale także pokazują Niemcy jako ważne miejsce na mapie.

Po latach tej pracy Niemcy są najważniejszym, strategicznym partnerem Stanów Zjednoczonych w Europie. My oczywiście od czasu do czasu możemy aspirować, żeby być partnerem USA, ale trudno nam odpowiedzieć na to, co było budowane w Stanach czy na Zachodzie przez lata. Druga rzecz to aktywność ośrodków rządowych. Jeśli byłaby decyzja na poziomie ministerstwa nauki, żeby otworzyć poważny program stypendialny, żeby w oparciu o studia nad polskością dać komuś ścieżkę kariery. Wtedy młodzi naukowcy, którzy nie mają oporów wobec Polski, takich jakie mają starsi, którzy pamiętają jeszcze Polskę jako państwo socjalistyczne, zapóźnione, brudne, szare, będą mieli swobodę działania i będą opisywać Polskę współczesną i jej historię w obiektywny sposób. Wtedy ta nasza prawda się obroni.

Tego mi trochę brakowało w ostatnich latach. Mieliśmy mnóstwo instytucji promujących Polskę zagranicą, ale bardzo często te działania miały charakter rozproszony, były do siebie podobne, przez co ich efektywność była bardzo ograniczona . Łatwiej było zorganizować festiwal kultury polskiej, wysłać w rejs jacht, niż stworzyć spójny, kompaktowy system promocji tematów polskich. To jest zadanie przed nami.

Na soft power potrzeba ogromnych środków, zakładam że te instytuty niemieckie na amerykańskich uniwersytetach są pośrednio lub bezpośrednio finansowane z budżetu rządu federalnego.

Bez dwóch zdań, ale to też dotyczy doboru osób, które realizują ten soft power. Od paru lat dyrektorem Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie jest czeski profesor Miloš Řezník. Ważna jest umiejętność wykorzystania innych, żeby nas promowali, to jest ten klucz niemiecki. Fajnie byłoby, gdyby jakąś polską instytucją, np. Instytutem Pileckiego, kierował zaangażowany w odrywanie prawdy historycznej Słowak albo Grek. Natomiast jeżeli mówimy o takiej systematycznej niemieckiej pracy nad budową narracji, nad budową tego obrazu niemieckiego, tego soft power, to wymaga z jednej strony środków, z drugiej realizowanego konsekwentnie planu.

Ten dobór jest bardzo ważny. Czasami miałem okazję przyglądać się pewnym próbom budowania np. studiów polskich w Stanach Zjednoczonych. To było na Uniwersytecie Columbia, ludzie którzy mieli to budować bardziej chciały się przypodobać miejscowej opinii publicznej. Przez niewłaściwy dobór osób te działania były kontrproduktywne. To bardziej otwierało tym ludziom pewną ścieżkę kariery w Stanach Zjednoczonych, niż dawało Polsce szansę na poprawę wizerunku. Same pieniądze bez pomysłu to jeszcze za mało, aby odnieść sukces na tym bardzo konkurencyjnym rynku.

Państwa, instytucje czy nawet korporacje często w ramach kreowanie wizerunku kuszą wielką opowieścią na przyszłość. Czy Europa Środkowo-Wschodnia i Polska taką inspirującą historię posiada, czy może zachęcić np. wizerunkiem europejskiego tygrysa gospodarczego?

Niestety nie odpowiem w pełni na to pytanie, jestem politologiem, nie ekonomistą. Tu są konkretne uwarunkowania oparte na danych ekonomicznych, które każdy inwestor musi wziąć pod uwagę.

Liczby w Excelu są kluczowe, ale to nie wszystko. Firmy, a zwłaszcza pracownicy patrzą nie tylko na wykresy, ale na to jak się żyje w danym państwie, czy jest bezpiecznie, jaki jest dostęp do usług publicznych, aż po kwestię oferty gastronomicznej. Chodzi mi raczej o taką wielką opowieść o tym naszym regionie, aby odczarować ten wizerunek sięgający jeszcze czasów Żelaznej Kurtyny.

Częściowo ta zmiana wizerunku Polski już się odbywa. Mamy różnego rodzaju artykuły, zwłaszcza w okresie letnim w prasie międzynarodowej nt. naszej bardzo dobrej oferty turystycznej. Istnieją rankingi dot. potraw itp. To zawsze będzie przyciągało jakąś grupę ludzi szukających nowych kierunków dla swoich podróży.

Bardziej chodzi o wizerunek państwa poważnego. To może mieć przełożenie na decyzje inwestycyjne i polityczne. Jeśli Polska posiada dobre relacje z tym czy innym państwem, to inwestorzy z tych krajów wiedzą, że jest to miejsce, gdzie będą się dobrze czuli, gdzie będą dobrze traktowani, czasami może nawet w sposób bardziej uprzywilejowany. Te elementy w taki miękki sposób będą budowały ten obraz, który skupi uwagę na Polsce i regionie a potem wpłynie na konkretne decyzje.

Mówimy o rozpychaniu się na zewnątrz. Niestety mamy w Polsce ośrodki, które raczej kreują negatywnie wizerunek Polski i wewnątrz i na zewnątrz. A może to normalne dla każdego kraju, że jakaś część opinii publicznej, autorytetów, instytucji które negatywnie wypowiadają się o swoim kraju?

Czy to coś oryginalnego dla Polski? Jak w takich warunkach budować pozytywną narrację na zewnątrz?

Obserwując celebrytów, osoby opiniotwórcze z naszego regionu to można znaleźć pojedyncze osoby, które na zewnątrz wyrażają się bardzo negatywnie o własnym państwie i narodzie. Obawiam się jednak, że my jesteśmy liderami jeżeli chodzi o liczbę tego rodzaju przekazów. Nie spotkałem się z taką liczbą Czechów, Słowaków czy Węgrów, u których ten podział wewnętrzny jest nie mniej ostry niż w Polsce, którzy by na zewnątrz wszystko co można przedstawić w negatywnym świetle, po dwakroć podkreślali. Tu jesteśmy wyjątkiem w skali tego procederu.

Nie potrafię zrozumieć mechanizmu, który za tym stoi. Prosta chęć zrobienia kariery nie zawsze wydaje mi się pełną odpowiedzią. Z tego powodu nie bardzo wiem jak można na to reagować. Jedynie kontrnarracją, pokazywaniem masy osób, które na Zachodzie potrafią dobrze się wypowiedzieć o Polsce. Nie tylko wśród polskich komentatorów, ale też zagranicznych. Ale nie poprzez reklamę z Mike’iem Tysonem, tylko poprzez ekspozycję intelektualistów. Zawsze ogarnia mnie ogromny smutek, jak czytam artykuły polskich autorów w zagranicznej prasie szkalujące nasz kraj pod każdym pretekstem. Oczywiście nie jesteśmy doskonali, ale często wyciąganie najmniejszych niedoskonałości ma już charakter masochistyczny.

Czy Inicjatywa Trójmorza może odegrać rolę w bezpieczeństwie informacyjnym?

Ona już ją odgrywa. Nie tak bardzo, jak byśmy chcieli, ale jest kilka elementów, które pokazują, jak dobry był to pomysł. Inicjatywa Trójmorza zwróciła uwagę na region ze strony zarówno światowych przywódców, jak i biznesu przy okazji rozmaitych forów gospodarczych towarzyszących szczytom politycznym. To pozwala, zwłaszcza dużemu biznesowi, spotkać się na miejscu z potencjalnie dobrze rozwijającym się regionem. Dynamika wzrostu jest dosyć dobrze widoczna, jako zjawisko ponad standardy europejskie. Oczywiście państwa Europy Środkowo-Wschodniej nadrabiają ten czas, kiedy byliśmy po złej stronie Żelaznej Kurtyny natomiast Inicjatywa Trójmorza tworzy taką przestrzeń, żeby to nadrobić szybciej.

Dla mnie największym dowodem na wagę Inicjatywy Trójmorza, na znaczenie tego projektu jako współpracy regionalnej, jest to, że podczas ostatniego, zeszłorocznego szczytu w Bukareszcie do Trójmorza przystąpiła Republika Grecji. Jej przywódcy podjęli świadomą decyzję, że im się opłaca znaleźć się pod tym szyldem. Pojawiają się też sygnały, że w przyszłości o członkostwo może ubiegać się Finlandia, Szwecja a także Włochy. Ten format może się okazać na tyle atrakcyjny, że również ci starsi członkowie UE będą chcieli dołączyć. Inicjatywa Trójmorza już zrobiła bardzo dużo dla regionu, pokazała nas jako obszar, który potrafi ze sobą współpracować. To już nie jest Grupa Wyszehradzka z czterema członkami. Tu mówimy o 13 państwach, które potrafią zaproponować model współpracy Stanom Zjednoczonym, Niemcom, Komisji Europejskiej, Ukrainie czy Mołdawii.

Nie jest to porozumienie bez wad. Trwa dyskusja o głębszej instytucjonalizacji, aby nie było to tylko doroczne spotkanie przywódców i liderów biznesu. Ten proces ewoluuję. Zobaczymy jak będzie się kształtowała jego przyszłość. Nie wiemy jak do niej odniesie się nowy rząd czy prezydent, który zamieszka w Pałacu w 2025 r. Nawet jeżeli my zrezygnujemy z większej aktywności w Inicjatywie Trójmorza, to ten projekt i tak będzie dalej się rozwijał, bo dla innych państw regionu to ważny instrument w polityce zagranicznej. A będzie coraz ważniejszy.