Prof. T. Panfil: Mochnacki strasznie Polskę kochał i jestem pewny, że chciałby spocząć w Warszawie

– Myślę, że Jan Lechoń, który napisał taki wspaniały wiersz o koncercie Mochnackiego w Metzu też był przekonany, że Mochnacki chciałby spocząć w Polsce, w Warszawie o którą walczył, której tyle poświęcił. On był człowiekiem pióra, człowiekiem fortepianu, ale też człowiekiem karabinu, w Powstaniu czterokrotnie ranny, kawaler orderu Virtuti Militari – mówił w rozmowie z Fundacją PWP prof. Tomasz Panfil z Biura Edukacji Narodowej IPN.

Doczesne szczątki Maurycego Mochnackiego zostaną sprowadzone 27 listopada do Warszawy z miejsca obecnego pochówku – francuskiego Auxerre. Premier Mateusz Morawiecki, który nazwał Mochnackiego “wybitnym architektem polskiej tożsamości” mówił, że od dwóch lat Polska starała się o ponowny pochówek powstańca listopadowego, pisarza, pianisty i krytyka literackiego. Zmarły w 1834 roku w wieku zaledwie 31 lat Maurycy Mochnacki spocznie na warszawskich Powązkach.

Fundacja PWP: Czy sprowadzanie szczątków polskich bohaterów czy postaci istotnych dla naszej historii jest w ogóle ważne? Czy Maurycy Mochnacki jest taką postacią?

Profesor Tomasz Panfil: Jest takie powiedzenie, że ojczyzna jest tam, gdzie ojców groby. Gdybyśmy mieli je traktować dosłownie to okazałoby się, że my, Polacy, jesteśmy obywatelami absolutnie całego świata, bo chyba trudno byłoby znaleźć zakątek gdzie nie ma naszych polskich grobów. Jesteśmy dosłownie wszędzie.

Nawet niedawno oglądałem vloga podróżnika, który pokazywał polskie groby w Tanzanii czy w Iraku.

I w Argentynie, Peru, Australii, w Azji – w Indiach. Nie mówiąc już o bezkresnych połaciach Syberii. Z jednej strony nasze groby świadczą o naszej historii. Nawet te, które są położone daleko, daleko poza granicami Polski. One opowiadają historię Polski zniewolonej. Kiedyś Marek Grechuta śpiewał piosenkę o tym, że Polska była jak wielkie ognisko, a kiedy je zdeptano, to Polacy jak iskry z gaszonego ogniska, rozpierzchli się po całym świecie, wszędzie wnosząc coś dobrego. Czy to grób paryski, czy brukselski, czy właśnie gdzieś w piaskach Iranu czy Iraku, opowiada piękną polską historię. Z drugiej strony – jestem przekonany, że ci ludzie, których groby są rozsiane po całym świecie chcieliby właśnie leżeć tutaj, w ziemi ojczystej. Chociaż dla nich ziemia ojczysta, to obecnie są nasze ziemie zabrane. Te ziemie, z których Polska została wypchnięta. Pojęcia ojczyzny i ziemi ojczystej jednak nie są pojęciami stałymi, niezmiennymi, tylko są to kategorie zmienne. Jednak jeżeli traktujemy Polskę w obecnych granicach jako ojczyznę, jako to nasze  tu i teraz, to jestem przekonany, że Maurycy Mochnacki, który tak strasznie Polskę kochał, chciałby być tutaj i właśnie chciałby być w Warszawie, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.  

Myślę, że Jan Lechoń, który napisał taki wspaniały wiersz o koncercie Mochnackiego w Metzu też był przekonany, że Mochnacki chciałby spocząć w Polsce, w Warszawie o którą walczył, której tyle poświęcił. On był człowiekiem pióra, człowiekiem fortepianu, ale też człowiekiem karabinu, w Powstaniu czterokrotnie ranny, kawaler orderu Virtuti Militari.

Człowiek-orkiestra.

Tacy kiedyś byli ludzie. To nam się wydaje, że to jest coś niezwykłego, ale wielu ówczesnych  ludzi było wszechstronnie utalentowanymi. Możemy przeskoczyć sto lat do przodu i podziwiać Romana Dmowskiego, który na konferencji w Wersalu płynnie przechodził z angielskiego na francuski, potem na niemiecki, potem na włoski, a potem znowu na angielski nie tracąc wątku i siły argumentacji. Piłsudski też znał cztery języki. Ci ludzie jednak mieli stare, dobre wykształcenie, które dawało taką formację bardzo uniwersalną, nasze dzisiejsze czasy są wąsko wyspecjalizowane. Mamy specjalistów od każdych, najmniejszych ludzkich aktywności, od drobiazgów. Nasi przodkowie mieli wykształcenie uniwersalne. Uniwersytet, którego absolwentem o mało co nie zostałby Mochnacki – przecież całe studia odbył, dał mu wykształcenie uniwersalne, ogólne. I tacy byli ci ludzie, nie tylko wykształceni, ale umiejący przede wszystkim myśleć i wyciągać wnioski. Maurycy Mochnacki należy do tych ludzi wybitnie inteligentnych, wybitnie przenikliwych.

U sterów powstania listopadowego mieliśmy też Joachima Lelewela, któremu wielkiej wiedzy i intelektu odmówić nie można, ale to Maurycy Mochnacki wiedział lepiej, co trzeba zrobić i czym grozi niezrobienie tego, co się powinno zrobić, czym grozi utrzymywanie u władzy ludzi zaprzedanych carowi. On był troszeczkę ilustracją starotestamentowego powiedzenia, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, nawet Jezusa odrzucono w jego rodzinnej ziemi. Maurycy Mochnacki wołał jak ten biblijny prorok albo mitologiczna Kasandra, która przewidywała, co się zdarzy, a nikt jej nie słuchał. Oddajmy mu wielki szacunek, bo gdyby to on przejął władzę, tak jak próbował, to kto wie, czy kiedykolwiek powstałaby praca wybitnego historyka Jerzego Łojka „Powstanie zmarnowanych szans”. Być może Jerzy Łojek napisałby książkę „Powstanie wyzyskanych szans” lub „Zwycięskie powstanie listopadowe”. Tak się nie stało, bo nie słuchano Mochnackiego.

Mówił Pan o caracie, w realiach takiej władzy przebiegał krótki żywot Mochnackiego. Nie miał on złudzeń co do Rosji, nawet na jego nagrobku jest napis „Wróg Moskwy”. Czy stosunek Mochnackiego do władzy na Kremlu jest aktualny, czy można znaleźć paralelę do tego, co widzimy w ostatnim stuleciu czy nawet 20-leciu jeśli chodzi o Rosję?

Cała nasza historia relacji z Moskwą, Rosją, ze Związkiem Sowieckim, teraz znowu z Rosją, powinna nauczyć nas jednego – nigdy nie ufać. Znowu możemy przeskoczyć w czasie. Generał Klemens Rudnicki, kiedy razem z armią Andersa wyjeżdżał z ZSRR zapisał taką swoją opinię będącą takim zwięzłym podsumowaniem tego kraju – „państwo oparte na kłamstwie”, w którym wszystko jest kłamstwem i kłamstwo niszczy absolutnie wszystko, więzi społeczne i instytucje.

Opinia  generała Rudnickiego o ZSRR nie jest opinią odosobnioną. Równie dobrze moglibyśmy sięgnąć do jakiegoś innego dzieła o Rosji, np. markiza Astolphe’a de Custine, który był w Rosji. To on opisywał, chociażby wioski potiomkinowskie, czyli wielkie inscenizowane kłamstwo, które Rosjanie robili Rosjanom, sami sobie. Książę Potiomkin budował sztuczne wioski, żeby caryca Katarzyna nie zorientowała się, jak wygląda prawdziwa Rosja. To jest rzeczywiście głęboko wrośnięte w tkankę państwową i przemiany ustrojowe, które tam się odbywają, nie naruszają tej głębokiej tkanki, jaką jest kłamstwo.

Maurycy Mochnacki był człowiekiem bardzo bystrym i przenikliwym. On nie wierzył Moskwie, czy właściwie Petersburgowi, bo tam rezydowali carowie. Mochnacki wiedział w jakim kierunku zmierzają wypadki i co trzeba zrobić, żeby się Rosji przeciwstawić. Mało znany fakt, ale on proponował spiskowcom latem 1830 roku, żeby w ogóle się nie oglądali na tzw. wybitne osobistości, żeby w ogóle nie patrzyli na tych będących żywymi legendami generałów napoleońskich bo oni dla dobrobytu zaprzedali się caratowi. Mam taką ulubioną alegorię o bożku świętego spokoju – jemu człowiek może poświęcić  wszystko: ideały młodzieńcze, chwalebną przeszłość, byleby mieć tłustą emeryturę i święty spokój.

Przypomnijmy dla porządku kto był pierwszymi ofiarami tej rewolucji listopadowej (bo tak spiskowcy mówili o powstaniu). Pierwszymi ofiarami byli polscy generałowie, którym  podchorąży proponowali dowództwo, a generałowie bardzo brutalnie odpowiadali: „gówniarze, won do koszar!”. I wtedy byli zabijani. Potem ci wierni zaborcy oficerowie mieli ohydny pomnik wystawiony przez cara. To chyba jedyny wypadek, kiedy Moskale wystawili pomnik polskim generałom. Polscy generałowie, zasłużeni, towarzysze walk Dąbrowskiego i Napoleona. I poszli na współpracę, na kolaborację… Dali się kupić – może to jest najlepsze określenie. A Mochnacki mówił by nie wierzyć „osobistościom”, by powołać własny rząd. Nie musi być tak, że w rządzie muszą być głośne nazwiska i wybitne osobistości. Ważne, żeby był to rząd polski, żeby działał w interesie Polski a nie w interesie cudzych mocarstw. Chciał Pan analogię – proszę bardzo. Mamy analogię z obecnymi czasami. To dokładnie to samo, tylko polski rząd zadba o polskie interesy. Rządy złożone z sympatyków rozmaitych obcych nacji i obcych struktur będą dbać nie o Polskę, nie o polskie interesy, tylko o to, żeby mocodawcy byli zadowoleni.

Myślę, że dzisiaj Mochnacki też by nawoływał, żeby pilnować tego, żeby rząd był polski a sądzę, że wtórowałby mu Józef Piłsudski, który mówił: „W czasach kryzysów strzeżcie się agentur, dbajcie tylko o Polskę”. Sytuacja, w której wybucha powstanie listopadowe, jest sytuacją kryzysu i to bardzo potężnego. Piłsudski, był bardzo pilnym studentem historii, (chociaż nie uniwersyteckiej), ale historię studiował pilnie wyciągając wnioski z przeszłych zdarzeń. Piłsudski doskonale wiedział, co mówi, a Mochnacki doskonale wiedział co się dzieje, czego dowodem jest bardzo mało znana sytuacja. Maurycy Mochnacki próbował obalić rząd powstańczy. 4 grudnia na czele podchorążych maszerował, żeby obalić rząd Adama Czartoryskiego, Naruszewicza, Joachima Lelewela, Chłopickiego, ponieważ widział, że wielu z  „wybitnych osobistości” to de facto rosyjscy agenci.

Ironiczny chichot historii – tego przewidującego przyszłe wypadki Maurycego Mochnackiego, powstrzymał przed dokonaniem radykalnego zwrotu w kierunku polskiej niepodległości nie kto inny, jak Piotr Wysocki. Padł na kolana i zapewniał Mochnackiego, że przecież to są dobrzy ludzie, nie można ich usuwać. Podchorążowie posłuchali Wysockiego, już wówczas żywej legendy, opuścili Mochnackiego i wycofali się. Był to ostatni moment kiedy powstanie mogło pójść w stronę skutecznej walki z Rosją. Czasami historia jest przewrotna.

Wtedy jeszcze pułkownik Prądzyński opracowywał kapitalne plany ofensywy. Żaden z nich nie został zrealizowany. Ciekawem, czy dlatego później generał Prądzyński stał się wiernym sługą cara. Taka to już jest skomplikowana polska historia.

Z tym bożkiem świętego spokoju to chyba rzecz ponadczasowa.

O tak, taka jest ludzka natura, my się niewiele zmieniamy.

W niedawnym podcaście premier Mateusz Morawiecki mówi o Mochnackim, że przyczynił się do rozwoju polskie tożsamości, która niejako przeniosła się na pole kultury w sytuacji braku państwa.

Ja osobiście Mochnackiego cenię m. in. za jego głęboką wiarę w konieczność edukowania społeczeństwa. Kiedy on na samym początku swojego wielkiego dwutomowego dzieła „Powstanie narodu polskiego” zastanawia się dlaczego Polacy, tak patriotycznie nastawieni, dali się zwieść tym agentom, tym lojalistom, tym tajnym zwolennikom Rosji, to pisze proste słowa: „Naród może wszystko, ale nie wie wszystkiego”. I kładzie nacisk na wiedzę, która pozwala unikać pułapek, która pozwala rozumieć teraźniejszość. Napisałem nawet takie zdanie, że ten fragment o konieczności uczenia się o przeszłych dziejach powinien być mottem do wszystkich podręczników historii Polski, bo to jest niesłychanie istotna rzecz. Dlaczego powinniśmy znać historię? Żebyśmy rozumieli teraźniejszość. Mochnacki historię znał, rozumiał teraźniejszość. Widział, kto jest zdrajcą, kto jest z duszy i serca Polakiem, a kto tylko mówi po polsku, a w duszy już stał się moskiewskim niewolnikiem. Wynikało to z jego wiedzy i przenikliwości, ze studiów właśnie uniwersalnych. Cenię Mochnackiego nie tylko za jego bystry umysł, nie tylko za jego bezkompromisowość, ale właśnie z powodu przekonania konieczności edukowania narodu. Cenię taką postawę, bo będąc nauczycielem z powołania jestem głęboko przekonany, że najważniejsza w polskim systemie edukacji powinna być dobrze przekazywana historia, bo ona czyni ludzi wolnymi. Jeżeli znam i – co ważniejsze – rozumiemy historię, to jesteśmy wolni, bo nie jesteśmy podatni na manipulację. Jeżeli znamy historię, to nikt nam nie wmówi, że były polskie obozy zagłady, że to myśmy rozpoczęli II wojnę światową. Historia czyni nas wolnymi, nie w sensie fizycznym, ale w zakresie wolności umysłu, osądów, wolności dokonywania prawidłowych wyborów, co w systemie demokratycznym jest niezwykle istotne. Demokracja działa tylko wtedy, gdy ludzie dokonują dobrych, rozumnych wyborów a nie wtedy kiedy stają się marionetkami sterowanymi przez manipulatorów, przez hochsztaplerów intelektualnych i fałszerzy historii.

Dziękuję za rozmowę.

Również dziękuję.