Prof. W. Roszkowski: Mochnacki nie był nieprzytomnym romantykiem

– Uważam, że nawet fiaska powstań narodowych trzeba przyjmować jako pewne dziedzictwo, pewną przestrogę i zachętę do myślenia w kategoriach bardziej realistycznych niż romantycznych. W tym sensie Mochnacki nie jest zupełnie postacią z takiego panteonu nieprzytomnych romantyków – mówił w rozmowie z Fundacją PWP prof. Wojciech Roszkowski.

Fundacja PWP: Czy ściągnięcie szczątków Maurycego Mochnackiego ma wartość z perspektywy historycznej, tożsamościowej?

Prof. Wojciech Roszkowski: Myślę, że tak, bo to jest postać pozytywna. To jest to pokolenie powstania listopadowego, które oczywiście przegrało, a sama postać – tragiczna, zmarła na emigracji. Tamtemu pokoleniu nie udało się i można powiedzieć, że porwało się z motyką na słońce, ale to nie znaczy, że bez powstania listopadowego bylibyśmy silniejsi czy jako naród bardziej sobą.

Uważam, że nawet fiaska powstań narodowych trzeba przyjmować jako pewne dziedzictwo, pewną przestrogę i zachętę do myślenia w kategoriach bardziej realistycznych niż romantycznych. W tym sensie Mochnacki nie jest zupełnie postacią z takiego panteonu nieprzytomnych romantyków. To był człowiek jednak myślący i być może stawiający zamiary na siły, ale postać warta przypomnienia, tak samo jak warta przypomnienia jest cała dyskusja na temat powstania listopadowego, jego szans, dlaczego te szanse były jednak dosyć spore i w dużej mierze zostały zaprzepaszczone. Myślę, że warto przypomnieć tę postać i całą historię powstania listopadowego i Wielkiej Emigracji, to duża część naszej tożsamości.

Na nagrobku Mochnackiego widnieją słowa „Wróg Moskwy”, autorem inskrypcji jest Adam Mickiewicz. I całe niedługie dorosłe życie Mochnackiego, bo zmarł mając zaledwie 31 lat, stało pod tym znakiem. Prawie 200 lat później ten stosunek do Rosji, pozbawiony złudzeń, jest wciąż aktualny. Przeżywamy akty wojny hybrydowej na granicy z Białorusią, najprawdopodobniej inspirowanej również z Kremla. Czy ten brak złudzeń Mochnackiego, a czasem się one pojawiały w głównym nurcie politycznym przez te dwa stulecia, powinien być dzisiaj przypominany w kontekście relacji wschodnich?

Myślę, że tak, tylko w stosunku do wielkiego wschodu, do Rosji i całego zjawiska, z którym to jest związane, czyli imperialnego nacisku od wschodu, powinniśmy mieć dwa spojrzenia na raz, tzn. brak złudzeń, tak jak Mochnacki, natomiast nie używałbym słowa „wróg”, ponieważ w tym momencie stajemy się, zwłaszcza w opinii zachodniej, stajemy się czynnikiem takiego uprzedzenia i to troszeczkę nas osłabia. Powinniśmy o Rosji, tak jak zresztą niektórzy myśliciele zachodni, mówić w kategoriach bardzo zasadniczych wartości, które są przez nią zagrożone.

Nie powinniśmy sprowadzać tego do czystej bieżącej polityki. To jest kwestia podstawowych wartości, nawet nie tyle praw człowieka, co w ogóle fundamentalnej moralności w życiu publicznym. Czy my chcemy podlegać antycywilizacji, w której działa tylko prawo siły czy jednak cywilizacja zachodnia opiera się na sile, która wspiera moralność. W Rosji działo się zawsze na odwrót. Zasady moralne zawsze były gwałcone przez element brutalnej siły, nie w służbie wartości, tylko w służbie władzy. Zachód jednak opierał się na czymś innym, prawo i moralność miało być realizowane przy pomocy władzy państwowej. Reformacja również w tym kierunku zmierzała, kościół katolicki w swoich fundamentach również o tym mówił. 

Zachód nie godził się na to, żeby prawo dżungli było naczelnym prawem tego świata. Można wchodzić w debaty filozoficzne z myślicielami zachodnimi, z Hobbesem, Marksem itd. To oni właśnie w cywilizacji zachodniej zaszczepili właśnie to pojęcie walki wszystkich ze wszystkimi, egoizmu narodowego i innego, które podkopały cywilizację zachodnią, ale to jest element cywilizacji rosyjskiej par excellence. I z tym nie powinniśmy się godzić, nie tylko w sensie rozgrywki politycznej bieżącej, tylko w sensie fundamentalnych podstaw cywilizacji.

Krytyk literacki, historyk, publicysta, pianista, teoretyk romantyzmu, żołnierz, działacz niepodległościowy. W tych rolach występował Mochnacki w swoim krótkim życiu. Czy dzisiaj potrzebujemy takich ludzi-orkiestr jak on?

Zgadzam się, bo to jest tak, że u nas intelektualiści to są tacy pięknoduchowi, spekulują czasami coraz bardziej w oderwaniu od rzeczywistości czytając jedne tytuły prasowe i wypowiadając się na każdy temat często w sposób horrendalny po prostu.

A Mochnacki był intelektualistą i jednocześnie człowiekiem czynu.

U nas człowiekiem czynu jest bardzo często człowiek, który gada głupstwa, mówić potocznie. Natomiast ludzie myślący bardzo często zamykają się w wieży w kości i odjeżdżają od rzeczywistości bardzo często. Wydaje mi się, że Mochnacki jest dobrą postacią żeby te dwa elementy ludzi narodowej elity kontynuować, bo ta nasza elita jest czasami rzeczywiście złożona z piosenkarzy, którzy nie wiedzą co mówią, bądź też polityków realizujących zasadę „cel uświęca środki”.