Scruton na VI Kongresie PWP: jeśli wszystko można wystawić na sprzedaż, to ludzki apetyt sięgnie samego dna

– Prawdą jest, że wolny rynek pozostawiony sam sobie, bez żadnych hamulców, niekoniecznie sprzyja kulturze, a z pewnością nie sprzyja kulturze wyższej. Jeśli niemal wszystko można wystawić na sprzedaż, to ludzki apetyt sięgnie samego dna. W ostatnich latach możemy to zaobserwować na przykładzie pornografii, która ma niszczący wpływ na relacje międzyludzkie, na rodzinę, na miłość, na wszystkie cenione przez nas wartości. Pornografia wystawiona na sprzedaż znajdzie swoich amatorów, to jest atrakcja w rodzaju rzucania ludzi na pożarcie dzikim zwierzętom czy publicznych ukrzyżowań, jak to robili Rzymianie. Ludzie będą to oglądać. Jeśli pozwoli się nam sięgnąć dna, to sięgniemy dna  – mówił podczas VI Kongresu Polska Wielki Projekt sir Roger Scruton, nieżyjący już filozof, pisarz i kompozytor.

Roger Scruton był brytyjskim filozofem, jednym z przedstawicieli konserwatyzmu w filozofii. Autor ponad trzydziestu książek z dziedziny filozofii, krytyki literackiej, eseistyki politycznej i kulturalnej oraz powieści tłumaczonych na wiele języków. Zmarł na początku 2020 r. W 2016 r. podczas VI Kongresu PWP brał udział w panelu „Piękno i władza – spór między dyskursem konserwatywnym a lewicowym w kulturze” w którym uczestniczyli również: prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog, filozof społeczny  oraz polityk, europoseł od 2014 r., prof. Andrzej Szczerski, historyk sztuki, dr Mateusz Werner, filozof kultury, eseista, krytyk filmowy oraz dr Piotr Bernatowicz, historyk sztuki. Debatę moderował dr hab. Michał Łuczewski.

Filozof zaczął od pytania, po co nam w ogóle kultura. „Kultura ma znaczenie, ale – jak sam pan zauważył – zmienia się ono w zależności od okoliczności. W czasach „Solidarności” społeczeństwo obywatelskie podjęło się zadania utrzymania kultury przy życiu. Tym samym była ona symbolem oporu wobec komunistycznego państwa, a jednocześnie jednoczyła ludzi. Widzimy to na wielu przykładach. Wiersze Miłosza były symbolicznym przedstawieniem polskiego sposobu myślenia, polskich emocji i polskiej tożsamości. W Zniewolonym umyśle dokładnie opisał, w jaki sposób choroba komunizmu wsączyła się w umysły i w dużej mierze tłumiła naturalną lojalność do kraju i jego duchowej spuścizny, elementów odrodzonych później, w czasach „Solidarności”. Teraz natomiast żyjemy w zupełnie innym świecie. Zadajemy sobie pytanie, czy kultura to samo znaczy w wolnym, a jednocześnie rozpieszczonym i materialistycznym społeczeństwie, w którym młodzi ludzie mogą łatwo zaspokoić swoje pragnienia bez zawracania sobie głowy uczeniem się na pamięć wierszy Słowackiego czy Mickiewicza. Dlaczego mieliby się tym zajmować, kiedy za jednym rogiem mają hamburgera na zawołanie, a za następnym łatwą dziewczynę? To jest pytanie do nas wszystkich. Coś, co ma ogromne znaczenie w czasach zniewolenia, nagle traci urok i czar w czasach wolności. Tak naprawdę nie bardzo w to wierzę. Sądzę że potrzebujemy nośników wartości teraz i na przyszłość. Możemy żyć z dnia na dzień otoczeni błahostkami, ale nagle zatrzymamy się i zadamy sobie pytanie: „Co to wszystko znaczy?”. Na tak postawione pytanie może nam odpowiedzieć tylko religia. Rzeczy powinny być widziane jako wartości same w sobie, a nie po prostu jako obiekty pożądania. To było istotne dawniej, ale jest istotne także teraz. Zawsze opierałem się na przesłance, że kultura ma znaczenie. W pewnym sensie tylko ona ma dla mnie znaczenie. Ludzie też, ale jako część kultury. Zastanawiam się na przykład, po co układałem muzykę do wierszy nieżyjącego hiszpańskiego poety Federico Garcíi Lorki. Robiłem to, ponieważ to jest dla mnie ostateczny sposób komunikacji. Urzeczywistniam moje życie wewnętrzne jako proces rozumienia świata nie tylko sobie, ale i innym. Ludzie zawsze będą chcieli to czynić, a przez to tworzyć prawdziwe relacje między sobą” – stwierdził Scruton.

Jednocześnie ostrzegał przed pozostawieniem kultury na pastwę rynku. “Pytania o rolę państwa oraz o relację między kulturą a rynkiem są bardzo ważne. To kluczowe zagadnienia dla konserwatystów w odniesieniu do piękna w ogólności i do sztuki w szczególności. Prawdą jest, że wolny rynek pozostawiony sam sobie, bez żadnych hamulców, niekoniecznie sprzyja kulturze, a z pewnością nie sprzyja kulturze wyższej. Jeśli niemal wszystko można wystawić na sprzedaż, to ludzki apetyt sięgnie samego dna. W ostatnich latach możemy to zaobserwować na przykładzie pornografii, która ma niszczący wpływ na relacje międzyludzkie, na rodzinę, na miłość, na wszystkie cenione przez nas wartości. Pornografia wystawiona na sprzedaż znajdzie swoich amatorów, to jest atrakcja w rodzaju rzucania ludzi na pożarcie dzikim zwierzętom czy publicznych ukrzyżowań, jak to robili Rzymianie. Ludzie będą to oglądać. Jeśli pozwoli się nam sięgnąć dna, to sięgniemy dna. Potrzebujemy czegoś, co podniosłoby nas do góry. To jest prawdziwe znaczenie kultury. Ona ma nas wyciągnąć z tego morza apetytów. Czy możemy ufać państwu w tym zadaniu? Nie możemy ufać w tym względzie rynkowi, aczkolwiek rynek zawsze był hamowany przez inne czynniki. Instytucja małżeństwa, dla przykładu, usunęła seks z rynku. Zbudowała wał ochronny dla relacji między mężczyzną a kobietą. Tu się nie kupuje i nie sprzedaje. To jest częścią kultury i społeczeństw, które przetrwały. Tu nie ma transakcji rynkowych, tu działają inne siły. Często działała tu obrończa siła Kościoła, teraz jednak odczuwamy jej brak. Co więc w takiej sytuacji mamy robić? Gdzie powinniśmy szukać autorytetu, który zahamowałby rynek? Państwo to jeden z możliwych autorytetów, ale w obecnych czasach ono dostaje się w ręce ideologów. W Wielkiej Brytanii mamy instytucję o nazwie Arts Council. To ciało państwowe, które ma za zadanie popierać sztukę w szerokim zakresie, zapewniać istnienie hal koncertowych, funkcjonowania]e teatru nie tylko rozrywkowego, poważnej literatury, prawdziwych sztuk plastycznych, i tak dalej. Arts Council natychmiast dostał się w ręce lewaków, którzy trwonią publiczne pieniądze na festiwale muzyki pop, na popieranie teatrów prowadzonych przez kooperatywy progresywnych lesbijek, wyśmiewających się ze sztuki. To bardzo negatywna siła, rzekomo popierająca sztukę. Potrzeba nam czegoś pomiędzy państwem a rynkiem. Na tym, według mnie, polega rola konserwatyzm. On ma chronić te instytucje, które nie są wytworem rynku, a jednocześnie chcą być niezależne od państwa. Szkoły, uniwersytety, Kościoły, stowarzyszenia, kluby. Jak je odbudować jako niezależne byty? Jak chronić je od zniszczenia? Niektóre jeszcze się bronią. Uniwersytety Oksford i Cambridge, choć w dużej mierze są kontrolowane przez lewaków, jeszcze kontynuują pewne obyczaje, jak modlitwa przed kolacją, łacina i greka czy kameralne muzykowanie. W dziewiętnastym wieku to wszystko żyło. W Anglii jeszcze jakoś się trzyma, a może istnieć wszędzie, jeżeli będziemy stawać w jego obronie” – mówił.