Werner: państwo, które abdykuje ze sfery kultury, skazuje się na dysfunkcjonalność

„Często słyszymy: trzeba zostawić kulturę artystom, trzeba zostawić ją wolnemu rynkowi. Ktoś, kto tak mówi, sam w jakim sensie przypieczętowuje swoją porażkę, sam wyklucza się z gry politycznej, w której kultura ma fundamentalne znaczenie, o czym wiedzą czytelnicy tekstów Samuela Huntingtona z początku lat 90. Przewidywał on, że po zimnej wojnie konflikty będą toczyły się wokół wartości, wokół kultur, wokół zderzeń cywilizacyjnych. Państwo, które abdykuje z tej sfery, skazuje się po prostu na dysfunkcjonalność. Politycy, którzy rezygnują z wpływu na rzeczywistość kulturową, odcinają się od możliwości komunikowania się ze społeczeństwem i wpływania na nie” – mówił podczas X Kongresu Polska Wielki Projekt dr Mateusz Werner, doktor nauk humanistycznych, filozof kultury, eseista, krytyk filmowy.

Werner wraz z Jakubem Morozem moderował panel „Kultura, głupcze!”, w którym brali również udział: publicysta Paweł Lisicki, historyk literatury polskiej prof. Maciej Urbanowski, historyk prof. David Engels oraz producent Krzysztof Noworyta.

Moderator zwrócił uwagę na to, że w sferze kultury toczy się wojna, co przewidział Samuel Huntington. „Co robić, żeby dobrze się czuć w Polsce, żeby móc żyć tutaj zgodnie ze swoimi przekonaniami, w swojej sferze wartości? Chciałem przypomnieć pewne oczywistości, które czasem, to jest taki paradoks, bywają zapominane. Istnieje pewien pogląd, czy raczej przesąd, że kultura jest jakimś luksusowym dodatkiem do sfery poważnej polityki, gospodarki, ekonomii, spraw związanych z polityką militarną. Kultura to jest taki kwiatek do kożucha, coś ekstra. Mówiąc językiem marksistów to nadbudowa. Ostatnio ilustracją takiego właśnie przekłamania jest zdanie często powtarzane w mediach, że nie wygramy wojny kulturowej z Netflixem. To jest zapowiedź abdykacji państwa, sfery politycznej z polityki kulturalnej. Często słyszymy: trzeba zostawić kulturę artystom, trzeba zostawić ją wolnemu rynkowi. Ktoś, kto tak mówi, sam w jakim sensie przypieczętowuje swoją porażkę, sam wyklucza się z gry politycznej, w której kultura ma fundamentalne znaczenie, o czym wiedzą czytelnicy tekstów Samuela Huntingtona z początku lat 90. Przewidywał on, że po zimnej wojnie konflikty będą toczyły się wokół wartości, wokół kultur, wokół zderzeń cywilizacyjnych. Państwo, które abdykuje z tej sfery, skazuje się po prostu na dysfunkcjonalność. Politycy, którzy rezygnują z wpływu na rzeczywistość kulturową, odcinają się od możliwości komunikowania się ze społeczeństwem i wpływania na nie. Warto w tym miejscu przywołać niekontrowersyjną teorię socjologii kultury, która mówi, że społeczeństwo – zwłaszcza takie, które myśli o sobie, że jest narodem – jest wspólnotą komunikacyjną, a językiem tej wspólnoty jest kultura. Dzięki niej zbiorowość uzyskuje samoświadomość, znajduje wspólny mianownik dla własnej tożsamości, dla zbiorowej tożsamości i jest w stanie działać, jest w stanie mobilizować się w sytuacji zagrożenia, ale również wyznaczać sobie cele i ustalać między sobą sposoby osiągnięcia tych celów. Bez kultury jest to po prostu niemożliwe” – podkreślił.  

„Politycy, którzy tego nie rozumieją, którym się wydaje, że mogą się komunikować ze społeczeństwem w jakiś inny sposób, padają ofiarami własnego złudzenia. Zazwyczaj są tym zaskoczeni, nie potrafią powiedzieć, skąd ta nieskuteczność własnych działań, a wynika ona często z tego, o czym mówiłem. W świetle obowiązującej konstytucji – mam na myśli jej artykuł 4. – Polska jest państwem narodowym. Suwerenem, tą najwyższą instancją polityczną, jest naród. Język wspólnoty narodowej, czyli kultura narodowa, powinna znajdować się pod opieką państwa. Jeżeli wydaje nam się, że nasze państwo powinno zrezygnować z opieki nad kulturą narodową, to powinniśmy po prostu zmienić konstytucję, wówczas musiałby się wyłonić projekt jakiegoś globalnego obiegu kultury. Musielibyśmy uznać się za wspólnotę wyższego rzędu. Jest to złudzenie, nie ma czegoś takiego jak kultura globalna, kultura międzynarodowa. Są próby jej definiowania, ale to nie działa. Teraz chciałbym oddać głos panu profesorowi Urbanowskiemu, który spróbuje spojrzeć na uniwersytet troszeczkę w innym świetle, niż to się zazwyczaj czyni. Nie jako na instytucję świadczącą usługi edukacyjne dla społeczeństwa, ale jako najważniejszą instytucję kultury, miejsce, w którym porządek symboliczny, kod kulturowy jest produkowany, wytwarzany albo redefiniowane są znaczenia tych symboli” – dodał.