Werner: w najgorszych czasach wszystkie nieszczęśliwe narody pokazały, że kultura jest wartością

Ten pejzaż katastrofy, który się dokonał, ta brzydota, ten galimatias w głowach, te braki w wykształceniu, w erudycji, mogą być dla konserwatyzmu inspirujące i ożywcze. W tych najgorszych czasach, czasach katastrofy, Polacy, ale także Czesi, Węgrzy, wszystkie nieszczęśliwe narody pokazały, że kultura jest wartością. One zaprzeczyły marksowskiej tezie o tym, że byt określa świadomość. Nasze doświadczenie falsyfikuje to empirycznie. Walczyliśmy o wolne słowo w czasach, kiedy nie mieliśmy co jeść – mówił podczas VI Kongresu Polska Wielki Projekt dr Mateusz Werner, filozof kultury, eseista oraz krytyk filmowy.

Dr Mateusz Werner jest , filozofem kultury, eseistą oraz krytykiem filmowym. W 2016 r. podczas VI Kongresu PWP brał udział w panelu „Piękno i władza – spór między dyskursem konserwatywnym a lewicowym w kulturze” w którym uczestniczyli również: prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog, filozof społeczny  oraz polityk, europoseł od 2014 r., prof. Andrzej Szczerski, historyk sztuk, Roger Scruton, nieżyjący brytyjski filozof, przedstawiciel konserwatyzmu w filozofii, autor ponad trzydziestu książek z dziedziny filozofii, krytyki literackiej, eseistyki politycznej i kulturalnej oraz powieści tłumaczonych na wiele języków, który zmarł na początku 2020 r. oraz dr Piotr Bernatowicz, historyk sztuki. Debatę moderował dr hab. Michał Łuczewski.

Werner jest zdania, że narody naszego regionu empirycznie pokazały, że marksistowska teza, że „byt określa świadomość” jest fałszywa. „Doskonale rozumiem prof. Krasnodębskiego, kiedy postuluje on poddanie naszej rzeczywistości zabiegom upiększającym, które przybliżyłyby nas do szczęśliwszej części cywilizowanego świata. Chcielibyśmy mieszkać w miastach tak pięknych jak Rzym czy Werona. Chcielibyśmy ubierać się w garnitury od Hugo Bossa czy Armaniego. Nic w tym zdrożnego. Zastanawiam się, czy taki projekt upiększający byłby paralelny z naszymi wysiłkami, których celem jest podnoszenie naszej wydajności, kreatywności czy wynalazczości i tak dalej. Z drugiej strony, te wysiłki, mam wrażenie, zafałszowują trochę rzeczywistość i to, czego jesteśmy depozytariuszami, a jesteśmy mianowicie depozytariuszami katastrofy. Ta brzydota, która nas otacza, i tutaj zgodziłbym się z profesorem Legutką, jest pewnym zewnętrznym, widzialnym znakiem katastrofy metafizycznej, która się wydarzyła i której nie można uszminkować. To doświadczenie historyczne, metafizyczne, ta katastrofa, której jesteśmy świadkami i depozytariuszami, może być wielką lekcją dla reszty świata. W takim duchu chciałbym zapytać profesora Scrutona, na ile doświadczenie historyczne Europy Wschodniej i Środkowej, którą się interesuje i której los życzliwie śledzi, może być lekcją dla konserwatywnego myślenia o kulturze? Zostaliśmy doświadczeni tym, co Czesław Miłosz nazywał wielkim aktem likwidacji. Zlikwidowano nam tradycję, zerwano ciągłość. Próba odtworzenia tej tradycji jest de facto aktem imitacji, rekonstrukcji. I odwrotnie, bunt przeciwko tej tradycji w duchu tego, co profesor Scruton nazywa „kulturą odrzucenia”, jest również imitacją buntu, który ma pewną legitymację w kulturze zachodniej. U nas socjolodzy określają takie działanie mianem „dyfuzji bodźca”. Jest to przeniesie pewnego modelu, który tak naprawdę nie ma korzeni w naszym doświadczeniu historycznym. To konserwatywne rozumienie kultury, które profesor Scruton przedstawia za Matthew Arnoldem w swoich książkach, choćby w Culture counts, wymaga uwzględnienia naszego doświadczenia. W tym sensie lekcja kultury wschodniej, ta katastrofa kulturowa, która się tutaj dokonała pod wpływem komunizmu i nazizmu, mogłaby wzbogacić myślenie konserwatywne o kulturze, które ja nazywam pięknoduchostwem. Nie w sensie negatywnym. Pięknoduchostwo pochodzi od sformułowania „piękna dusza” Wolfganga Goethego. To nie musi być określenie wartościujące. Dla nas ta oferta pięknoduchostwa przy naszym doświadczeniu historycznym nie jest żadną ofertą. Z drugiej strony ten pejzaż katastrofy, który się dokonał, ta brzydota, ten galimatias w głowach, te braki w wykształceniu, w erudycji, mogą być dla konserwatyzmu inspirujące i ożywcze. W tych najgorszych czasach, czasach katastrofy, Polacy, ale także Czesi, Węgrzy, wszystkie nieszczęśliwe narody pokazały, że kultura jest wartością. One zaprzeczyły marksowskiej tezie o tym, że byt określa świadomość. Nasze doświadczenie falsyfikuje to empirycznie. Walczyliśmy o wolne słowo w czasach, kiedy nie mieliśmy co jeść. Pisało o tym na przykład Josif Brodski. Mówił, że teza marksowska jest prawdziwa do pewnego momentu, a potem przestaje mieć znaczenie. W tym sensie to doświadczenie historyczne katastrofy, która nas w Polsce spotkała, jest pozytywne, w jakimś sensie niesie nadzieję. Byliśmy laboratorium, w którym okazało się, że kultura ma znaczenie. Wbrew temu, co profesor Scruton nazywa kulturą odrzucenia, przekonują nas, że kultura przestaje mieć znaczenie. Relatywizm kulturowy powoduje, że przestajemy wierzyć w nasze prawo do istnienia. Nasze doświadczenie historyczne, to laboratorium, na dnie którego została prawda, że wolne słowo, piękno jest wartością, o którym się myśli w Auschwitz, na Kołymie, powinno dać nowy impuls myśleniu zachodniemu, zachodniej kulturze. Mam wrażenie, że to jest niedostatecznie dostrzegane” – ocenił.

Prowadzący, prof. Michał Łuczewski, zapytał dr Wernera o to, jak powinna wyglądać sztuka.  „Obawiam się, że to pytanie trochę mnie przerasta. Gdybym to wiedział, to zamiast mówić do państwa, pisałbym jakieś wielkie dzieło, prawdopodobnie licząc na to, że zbawi ono świat. Chciałbym wykorzystać okazję, że gościmy profesora Scrutona, i zadać mu jeszcze jedno pytanie o miejsce państwa w obronie kultury zachodniej, która, jak pisze w podtytule swojej książki, została osaczona. Profesor Szczerski sugeruje, że rolę obrońcy standardów powinien nieść ze sobą konserwatyzm. Zastanawiam się, czy to nie jest rola państwa. Profesor Scruton mówi, że żyjemy w świecie osaczonym z jednej strony przez sceptycznych nihilistów, którzy podważają prawomocność naszej kultury, niszczą naszą afirmację dla własnego istnienia, niszczą przekonanie, że zasługujemy na to, żeby istnieć. Z drugiej strony atakuje nas fanatyzm innych kultur, czasem głęboko fundamentalistyczny religijnie. Zastanawiam się, jaką rolę może odegrać państwo w tej sytuacji, być może będąc jedyną w tej chwili instancją obronną. Przypomnę, że profesor Scruton uważa, że kultura jest wytworem wolnego czasu. Jesteśmy w stanie delektować się sztuką, mając wolny czas, odrywając się od mitręgi zarobkowania, walki o byt, ale także możemy tworzyć sztukę, kulturę, tylko wtedy, kiedy jesteśmy dysponentami własnego czasu. Dzisiaj w przeciwieństwie do dawnych czasów wolnym czasem dysponują nie tylko elity, które mają wysokie kompetencje kulturowe, ale również szerokie masy. Gdyby państwo potrafiło wykorzystać swoją prerogatywę, chroniąc wolny czas tych szerokich tłumów, być może byłoby w stanie obronić kulturę. Przegrywa jednak walkę z rynkiem, który zabiera ten wolny czas ludziom i odrywa ich od wyższych wartości. Może to jest naiwne rozumowanie, ale chciałbym, żeby mi profesor Scruton wskazał, gdzie popełniam błąd. Tutaj widzę też pewne zadanie myślowe dla konserwatyzmu. Uczy się nas w Polsce, że konserwatysta to jest ktoś, kto stawia znak równości pomiędzy interesem rynku a interesem państwa i wspólnoty. Wydaje mi się, że właśnie to, że żyjemy dzisiaj w świecie osaczonym, dobrze nam pokazuje, że tak nie jest” – odpowiedział.