Zybertowicz: przez wieki każdy wariat schodził na margines. Teraz może znaleźć podobnych sobie w internecie

– Przez wieki było tak, że jak ktoś był wariatem, czubasem, kretynem, odpałowcem, można tutaj tę listę ciągnąć, to rozglądając się po świecie, patrząc w oczy ludzi, widział dezaprobatę, widział, że jest odmienny, inny i albo się, jeśli na to pozwalały mu jego neurony, naprostowywał, normalizował, albo podlegając pewnym procesom ekskluzji, schodził na margines życia społecznego. Tymczasem dzisiaj w świecie Internetu każdy oryginał, perwers, czubas może znaleźć podobnych sobie i żyć w bańce informacyjnej, która da mu poczucie normalności.  – mówił podczas VI Kongresu Polska Wielki Projekt, prof. Andrzej Zybertowicz, socjolog i doradca prezydenta RP.

Andrzej Zybertowicz to socjolog, analityk, konsultant polityczny, profesor nauk społecznych, doradca prezydenta RP Andrzeja Dudy oraz byłego szefa BBN Pawła Solocha. Podczas VI Kongresu PWP wziął udział w panelu „Demokracja a rządy gremiów niepochodzących z wyboru” w którym uczestniczyli również: mec. Maciej Bednarkiewicz, obrońca w procesach politycznych w latach 80., były sędzia Trybunału Stanu oraz szef Naczelnej Rady Adwokackiej, prof. Krzysztof Szczerski, politolog, były szef kancelarii prezydenta, obecnie ambasador RP przy ONZ oraz Wojciech Kaczmarczyk, wykładowca akademicki i urzędnik państwowy, a od 2017 roku prezes Narodowego Instytutu Wolności. Panel prowadził Bronisław Wildstein.

„Najpierw o dwóch rodzajach fundamentalizmów, a potem o kresie normalności i wariactwa. Otóż wiele problemów, z którymi dzisiaj zmaga się Europa, ma swoje źródła w fundamentalizmie demokratycznym. Gdyby nie przekonanie, że rząd demokratyczny jest zawsze lepszy od rządu autorytarnego, nie mielibyśmy do czynienia z tysiącami osób, które utopiły się w Morzu Śródziemnym, dążąc do raju. Reżim Kadafiego, który panował ponad czterdzieści lat, chociaż był zbrodniczy, nawet ułamka tych ofiar, które pojawiły się w wyniku kryzysu imigracyjnego, nie spowodował. Ten reżim został obalony w wyniku fundamentalizmu demokratycznego. Jego przedstawiciel w pewnym sensie został już wspomniany. George Soros jest autorem analiz sprzed kilkudziesięciu lat, w których krytykował fundamentalizm rynkowy, krytykował myślenie, które zakłada, że jeśli mechanizm wolnorynkowy przepuścimy przez największą liczbę sfer życia społecznego, to procesy regulacyjne będą dawały sprawiedliwość, rozwój, bogactwo i tak dalej. On to krytykował, ale zachowuje się tak, jakby wierzył w inną odmianę fundamentalizmu demokratycznego, w założenie, że w każdej sytuacji rozwiązania demokratyczne są lepsze. To jest błędne” – podkreślił.

Naukowiec przywołał zjawisko „teatralizacji polityki”. „Przez szereg lat zajmowałem się zakulisowymi mechanizmami życia społecznego, zwłaszcza w pierwszej dekadzie naszej transformacji, rolą tajnych służb. Efektem tych dociekań była moja pewna skłonność w stronę fundamentalizmu transparentności, odnoszącego się do funkcjonowania instytucji władzy. Wybitny bułgarski teoretyk Iwan Krastew, zresztą o poglądach liberalnych, ale to nie jest istotne, bo jest przenikliwym teoretykiem, w książce Demokracja nieufnych, wydanej po polsku nakładem Wydawnictwa „Krytyki Politycznej”, wskazuje, że w warunkach współczesnej teatralizacji i hollywoodyzacji polityki powodowanie kolejnych warstw przejrzystości funkcjonowania władzy publicznej degraduje ją, bo ta władza nastawia się tylko pod relacje w przekazach dnia, w materiałach informacyjnych, rozrywkowych. Informacja zamieniła się już w infotainment i bez zatrzymania transparentności na pewnym poziomie, gdzie decyzje analityków, strategów, doradców mogą być prowadzone, skuteczny proces zarządzania instytucjami i procesami jest niemożliwy. Z tym wiąże się pewien model, który państwo pewnie znacie. To jest znany wszystkim wzorzec Yang Yin. Założenie jest takie, że po stronie zła znajdziemy zawsze jakąś białą plamkę, a po stronie dobra ciemne, mroczne sfery. Jeśli przyjrzymy się, jak funkcjonują instytucje demokratyczne, to bez większego kłopotu prawie w każdej z nich znajdziemy enklawę decyzji autorytarnych, podejmowanych przez tych, którzy uważają, że wiedzą lepiej i zazwyczaj wiedzą lepiej, bo są w miejscach, do których napływają informacje i z których one wypływają. Trudniej znaleźć niekiedy w instytucjach autorytarnych przestrzenie demokratyczne” – zaznaczył.

Zybertowicz odniósł się do pewnej żonglerki procedurami np. sytuacji w której struktura hierarchiczna, autorytarna, pozwala w pewnych obszarach na demokratyczne procedury. „Zwróćcie uwagę, jak te najbardziej globalne korporacje typu Google, świadomie w proces zarządzania wprowadzają pewne enklawy demokratycznego dryfu. Pracownikom wolno kontestować decyzje przełożonych, w armii izraelskiej wprost przyjęto założenie, że podwładny może pominąć drogę służbową, jeśli posiada lepsze rozwiązanie zadania, przed którym stoi jego jednostka. W instytucjach z natury autorytarnych, żeby podwyższyć jakość procesu przepływu informacji, wprowadza się pewne strumienie reagowania demokratycznego. To uświadomienie sobie błędności fundamentalizmu demokratycznego i fundamentalizmu transparentności wiąże się z pewnym zjawiskiem kulturowym, które ma podłoże techniczne, czyli z kresem normalności i wariactwa. Każdy psycholog społeczny zna pojęcie „dowód społecznej słuszności”. Gdy znajdujemy się w sytuacji, w której nie wiemy, jak się zachować, patrzymy na reakcję innych ludzi i dopasowujemy swoje zachowanie do ich zachowania. Przez wieki było tak, że jak ktoś był wariatem, czubasem, kretynem, odpałowcem, można tutaj tę listę ciągnąć, to rozglądając się po świecie, patrząc w oczy ludzi, widział dezaprobatę, widział, że jest odmienny, inny i albo się, jeśli na to pozwalały mu jego neurony, naprostowywał, normalizował, albo podlegając pewnym procesom ekskluzji, schodził na margines życia społecznego. Tymczasem dzisiaj w świecie Internetu każdy oryginał, perwers, czubas może znaleźć podobnych sobie i żyć w bańce informacyjnej, która da mu poczucie normalności. On może się znormalizować. My jako społeczeństwo, które stanowi kulturowy, obyczajowy czy epistemologiczny mainstream, nie mamy możliwości znormalizowania jego, bo on ma prawo do wolności, ekspresji, indywidualności, on może znaleźć podobnych sobie, a jak ich nie znajduje, to może stworzyć enklawę podobnych sobie i w ten sposób może dalej trwać. Proces usuwania czegoś, co przez wieki było patologią eliminowaną z życia społecznego, nie działał. Jeśli chcemy na problem władzy spojrzeć w tej perspektywie, to nie możemy pielęgnować sentymentalnej wizji prawa i demokracji” – stwierdził.

“Jeśli się nie mylę, wczoraj skończyło się posiedzenie Klubu Bilderberg. O tym klubie można w ostatnich latach przeczytać coraz więcej, kiedyś uważano, że każdy, kto mówi o Klubie Bilderberg, ma obsesję spiskową. Teraz mówią o tym także media głównego nurtu, listy uczestników są jawne, podawane są główne tematy. Tylko jeden punkt tej opowieści unika uwadze wszystkich komentatorów – kim są ci goście, którzy wyznaczają listę uczestników? Jakie jest ich usytuowanie w strukturze władzy? Jakimi zasobami dysponują ci, którzy decydują, kto będzie z danego kraju zaproszony? Jaki to jest typ zasobów? To jest zadanie dla dziennikarzy, dla badaczy i dla nas wszystkich, którzy chcemy zrozumieć to napięcie między Yang Yin. Tam są zapraszani ludzie, którzy deklarują obronę demokracji liberalnej. Ale zapraszani są i mają bronić demokracji liberalnej według procedur, które nie mają z liberalnością wiele wspólnego” – dodał.