WYWIAD K. Wyszkowski: Sądząc po depeszach z całego świata, nazwiskiem „Trump” powinno się nazwać jakiś huragan, tajfun czy orkan, który zmiata barykady i bunkry, które postępowcy budowali od dziesięcioleci.

W ubiegłym roku śpiewano „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie” a w tym „pobłogosław”. Mimo, że rząd się nie zmienił to samopoczucie uczestników zmieniło się radykalnie, to dobry prognostyk.” – powiedziała w rozmowie z Fundacją Polska Wielki Projekt Krzysztof Wyszkowski.

Jak pan ocenia tegoroczny Marsz Niepodległości? Jakie ma pan odczucia?

Krzysztof Wyszkowski: Bardzo pozytywne, to był radosny pochód. Z przyjemnością oglądałem roześmiane tłumy i słuchałem okrzyków na cześć Polski. Może to jest znak pewnej zmiany, że w ubiegłym roku śpiewano „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie” a w tym „pobłogosław”. Mimo, że rząd się nie zmienił to samopoczucie uczestników zmieniło się radykalnie, to dobry prognostyk.

Czy to daje nadzieje na wybory prezydenckie?

Było pełno uśmiechu, nie widziałem jakichś smutnych, ponurych twarzy…

W końcu żyjemy w uśmiechniętej Polsce.

Zawsze w kilkusettysięcznych tłumach znajdzie się ktoś z niezbyt wesołym nastrojem, ale wczoraj powiało zbiorowym optymizmem. Ci ludzie wierzą, że przyszłość będzie dla nich dobra, a że są to Polscy patrioci, to i dobrze dla Polski.

Jak pan ocenia szanse kandydata opozycji, pewnie kandydata PiS? Na razie sondaże wskazują na zwycięstwo kandydata koalicji, czy raczej Platformy.

Myślę, że to wiarygodne sondaże oddające obecną sytuację, czyli nie pojawienie się kandydata centroprawicy. W sytuacji gdy jeszcze nie znamy kandydata strony patriotycznej dominują tuskoidzi forsowani przez zagraniczne media. Wyobrażam sobie, że już pierwszej fazie kampanii, po prezentacji postaci i programu kandydata, sondaże wyrównają się, a potem zmienią się na jego korzyść i w samych wyborach wygra ze sporą przewagą.

Niedawno zapadła decyzja Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w procesie między panem a Lechem Wałęsą. Co ten proces mówi o polskim wymiarze sprawiedliwości, trwał aż 13 lat.

Jak najgorzej, zwłaszcza o jego gdańskiej części. W Warszawie też miałem 10-letni proces, ale w końcu sąd odstąpił od aktu oskarżenia i umorzył sprawę. Proces był poważny, bo z wnioskiem do prokuratury żądając surowych sankcji wystąpił Jan Rokita, wówczas zastępca Geremka.

Mówimy o latach 90.?

Tak, to był 1992 rok. 4. czerwca była tzw. nocna zmiana, a już 5. czerwca Rokita „w imieniu Unii Demokratycznej” przesłał do Prokuratora Generalnego wniosek o wszczęcie śledztwa i ukaranie mnie za obrazę władz państwowych. W 2002 r. warszawski sąd umorzył tę sprawę.
W sumie tych procesów z Wałęsą przez 13 lat było chyba z dziesięć. W prawie wszystkich sądy podtrzymywały zdanie, że naruszyłem dobra osobiste Wałęsy. Tym bardziej było to bezczelnie posowieckie, że ja przedstawiałem dowody i świadków jego agenturalności i nieuczciwości materialnej. W 1978 r. mój brat został skazany przez sędziego Zieniuka, który później skazał Frasyniuka, Michnika, Lisa i miałem wrażenie, że jestem w podobnej sytuacji, bo przebieg tych rozpraw był podobny. Tym bardziej, że adwokaci w Gdańsku odmawiali mi współpracy.

Bali się?

Tak, Gdańskiem rządził potężny układ i zdaje się nadal tak pozostało. W końcu, gdy znalazłem obrońcę w Warszawie i przedstawiłem pani sędzi jego nazwisko i dane, ona zatelefonowała do niego licząc, że nie odbierze, a gdy się okazało, że gotów jest zaraz przyjechać, to orzekła, że w ogóle nie musi mnie wysłuchać, bo na zasadzie „prejudycjalnej” skazała mnie bez adwokata i procesu. To jedyny przypadek, gdy w Gdańsku wygrałem apelację, bo uznano, że to ona złamała prawo.

Niesamowita sprawa. Od Lecha Wałęsy możemy płynnie przejść do Donalda Trumpa, bo to ponoć on namówił Trumpa żeby kandydował, tak przynajmniej się chwali…

Lech Wałęsa pewnie powie niedługo, że mnie namówił, żebym mu napisał przemówienie w kampanii wyborczej w 1990 r., w którym mowa była o tym, że Polska powinna na pierwszym miejscu starać się o przystąpienie do NATO a później dopiero do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. To niesamowite, że Wałęsa wtedy je zaakceptował, ale do dziś nigdy nie przypomniał tego wystąpienia w poczet swoich zasług – a pozycjonowałoby go to jako prekursora zachodniego kursu Polski. On tego w końcu nie odczytał tego tekstu, bo w tej chwili pojawił się Wachowski i kazal mu zasłonić się bólem gardła, a zrobił to Bogdan Lis, jego solidarnościowy minister spraw zagranicznych. Niech miarą znaczenia tego wystąpienia będzie, że potem, gdy zaczął bredzić o NATO-bis uznał mnie za demona i do dzisiaj usiłuje mi szkodzić, a także fakt, że choć obecne były wszystkie telewizje i radia, to nagrania zostały skrzętnie wykasowane i nigdzie nie ma zapisu!

Dzisiaj wszyscy uważają go za dementa, ale ten obraz poniża jego przeszłość. On nie był durniem. Był bardzo zręczny, nawet błyskotliwy. Był prostakiem, ale w czasie od 1978 do 90 roku potrafił być posłuszny. Utrata władzy spowodowała regres mentalny. Dziś to człowiek żałosny. Do dziś nie wiem, czy dobrze zrobiłem, że gdy w styczniu 1990 r. domagałem się rezygnacji Jaruzelskiego ze stanowiska, a on przekazał mi, że gotów jest ustąpić ze stanowiska prezydenta pod warunkiem zgody premiera Mazowieckiego i szefa OKP Geremka, to pojechałem do Gdańska i wymusiłem na nim zgłoszenie kandydatury. Lech opierał się, że się boi, że go zabiją, ale w końcu go przekonałem mówiąc: „Ty, (taki owaki…), musisz zostać prezydentem Polski, bo potem masz zostać prezydentem Europy”. Później byłem w sztabie, przyłożyłem rękę do tego wyboru uważając, że przede wszystkim trzeba obalić sowieckiego generała. A potem okazało się, że Wałęsa znowu zdradził. Tak jak w młodości służył SB, tak później, w czasie prezydentury, znowu stanął po ich stronie.

Rzeczywiście jak się ogląda nagrania z lat 90. i czyta o prezydenturze Wałęsy wydaje się, że to był sprawny, zręczny polityk. W porównaniu z teraźniejszymi wypowiedziami jest dysonans, można zauważyć regres. Wracając do Trumpa – co się zmieni na świecie w związku z jego wyborem?

Sądząc po depeszach z całego świata, nazwiskiem „Trump” powinno się nazwać jakiś huragan, tajfun czy orkan, który zmiata barykady i bunkry, które postępowcy budowali od dziesięcioleci. Natychmiastowym przykładem jest upadek niemieckiego rządu, decyzja Scholza o rozwiązaniu koalicji z zielonymi, którzy stali się passe. Marco Rubio jeszcze nie objął funkcji sekretarza stanu a już widzimy zapowiedzi zmian na całym świecie.

Wszyscy podkreślają rzekomą prorosyjskość Trumpa, a jak przyjrzeć się jego prezydenturze, to był to bodaj najbardziej antyrosyjski prezydent USA w XXI w.

Propaganda lewacka nie zna granic. To metody przejęte od komunistów, którzy potrafili mówić rzeczy niesłychane. Mam własne doświadczenia z tym iście sowieckim kłamstwem. Np.:  latach 70. Kuroń twierdził, że nie WZZ a Rady Robotnicze obalą komunizm, a organ KC PZPR pisał, że genetyka, to nazistowskie cechy „nauki burżuazyjnej”. Założyłem WZZ Wybrzeża i namówiłem kolegę, żeby zajął się genami. W Sierpmiu80 ja przyłożyłem się do powołania Solidarności, a on napisał pierwszą w Uniwersytecie Warszawskim pracę magisterską nt. genetyki. Udawało się walczyć z gwałtem na rozumie.

Jak Pan ocenia przywrócenie wysokich emerytur SB-kom przez obecny rząd?

Donald Tusk wypłaca się SB-ecji. Żeby nie było wątpliwości – chodzi o uprzywilejowane, bardzo wysokie PRL-owskie emerytury. To przywracanie nagród za walkę z Polską. PiS zrównał ich emerytury ze świadczeniami zwykłych Polaków. Ze strony Tuska to nie tylko odpłata, ale przymus. Myślę, że robi to nie z dobrej woli, a po prostu musi, ponieważ może być przez nich szantażowany. Przecież nie na darmo chronili go przez całe lata. Kiedy on udawał działacza antykomunistycznego, to SB udawała, że nic o nim nie wie. Poznałem go w roku 1980, gdy był przy Lechu Bądkowskim. Dałem się nabrać, że to odważny młody chłopak, który walczy z komuną. Dopiero po latach okazało się, że choć Służba Bezpieczeństwa tropiła takie osoby, to tylko o nim nic nie wiedziała! Nie zrobiono mu tego, co się działo automatycznie wobec opozycjonistów, czyli Sprawę Operacyjnego Rozpracowania, co pozostawia w archiwach trwały ślad, jak z t.w. „Bolek”. To oznacza, że ta ochrona była totalna, szczelna, aż do upadku komunizmu, a dokumentacja jest w rękach tych ludzi, bo w IPN jej nie ma. Raz w życiu został na chwilę zatrzymany przez SB i to tylko dlatego, że szedł w grupie na spotkanie ze mną, a ja się wtedy ukrywałem.

A potem został jeszcze bardziej od nich uzależniony, gdy podjął się być polityczną wersją kapitana Piotrowskiego i obsypali go górą gotówki na utworzenie partii do dywersji, dezintegracji i dezinformacji polskiego życia politycznego. Liczę na to, że poznamy szczegóły jego związków z SB i „niemieckiego agenta”, jak go określił Kaczyński, pozbędziemy się tak, jak pokonaliśmy Jaruzelskiego t.w. „Wolski”, Wałęsy t.w. „Bolek” i Kwaśniewskiego t.w. „Alek”. Po wyborach Polska znowu będzie wolna!