Urbanowski: Uniwersytet powinien być wyspą skarbów kultury narodowej

Uniwersytet to taka wyspa skarbów kultury narodowej, którymi się opiekuje, których jest strażnikiem, do których ułatwia dostęp pewnej wspólnocie i zarazem pozwala – jak mówili nasi romantycy – uznawać się w swoim jestestwie, a więc zrozumieć, że jest wspólnotą. Ta fundamentalna funkcja uniwersytetu jako instytucji kształcącej podmioty obywatelskie, utrzymującej i wpajającej narodową samowiedzę, była według mnie czymś istotnym, atrakcyjnym i ważnym. Dzisiaj to wydaje się już trochę passé – mówił podczas X Kongresu Polska Wielki Projekt prof. Maciej Urbanowski, historyk literatury polskiej.

Prof. Maciej Urbanowski brał udział w panelu „Kultura, głupcze!” !”, w którym brali również udział: publicysta Paweł Lisicki, historyk prof. David Engels oraz producent Krzysztof Noworyta. Rolę moderatorów pełnili Jakub Moroz oraz dr Mateusz Werner.

Naukowiec zaczął od gorzkich słów. „Coraz gorzej czuję się jako członek wspólnoty akademickiej czy uniwersytetu. Myśląc o kulturze i równocześnie przygotowując wstęp do rosyjskiego tłumaczenia Szkiców piórkiem Andrzeja Bobkowskiego, znalazłem u niego malutki fragmencik. W czasie wojny niemiecko–francuskiej Bobkowski w towarzystwie warszawskiego taksówkarza podróżuje po Francji, ma poczucie rozpadającej się kultury zachodniej. Tadzio pisze, jaka jest różnica między kulturą i cywilizacją. Bobkowski, bohater tych dzienników, odpowiada: „Słuchaj, to światło elektryczne włączone do namiotu, ten cały ogród ze śmietnikiem z umywalniami i z dołem higienicznym to jest cywilizacja. Natomiast gdy my potrafimy się tym wszystkim posłużyć jak należy, gdy nie ukradniemy żarówki, i drutu nie użyjemy do przywiązania naszych bagaży, gdy nie napaskudzimy po kątach, gdy nie rozbierzemy wychodka na ogień, i gdy jutro wyjedziemy stąd, nie pokłóciwszy się z dozorcą, nie obiwszy go po mordzie na pożegnanie, to będzie kultura. Cywilizacja i kultura to tak jak hasło i odzew na ćwiczeniach wojskowych albo śruba i nakrętka. Jedno bez drugiego nie jest kompletne”. Mam wrażenie, że dzisiaj ta śruba i nakrętka nie działają. I to jest punkt wyjścia. Druga uwaga, przypominam, że jedno z najważniejszych polskich pism politycznych XX wieku nosiło tytuł „Kultura”. Jest charakterystyczne, że jej twórca, Jerzy Giedroyc, zaczynał jako redaktor pisma „Polityka”, a przeszedł do naszej historii jako twórca pisma „Kultura”, która była opisem kulturalnym sensu stricto, ale też pismem w dużej mierze, zwłaszcza w intencji Giedroycia, politycznym. W tym sensie można powiedzieć, trawestując Irzykowskiego, że polityka to jest kultura w innym stanie skupienia, albo że kultura to jest polityka w innym stanie skupienia. Polscy intelektualiści, tacy jak Giedroyc, o tym wiedzieli. My też mamy takie doświadczenie. Ono trochę tłumaczy pewną politykę kulturalną, czyli brak państwa polskiego po 1989 roku, także na uniwersytetach. Chodzi o doświadczenie komunizmu. Kiedy państwo mocno ingerowało czy starało się ingerować, nie do końca przynosiło to rezultaty. Towarzyszyła nam świadomość, że kultura w etymologicznym znaczeniu jest uprawą, czymś, co wymaga czasu, pewnej mądrości. Z drugiej strony wycofanie się państwa, chociażby z uniwersytetu czy z pewnego tradycyjnego modelu jego rozumienia też było i jest groźne, czego jesteśmy dzisiaj świadkami. Często bowiem przywoływana jest formuła marszu lewicy przez instytucje. Zmienia ona kulturę poprzez zmianę programów uniwersyteckich, poprzez zawłaszczanie pewnego języka symbolicznego czy tworzenie własnego. Kiedy zaczynałem studiować literaturę polską, to uniwersytet jawił mi się jako fundamentalna instytucja kulturalna i polityczna, która mówiąc o kulturze, zmienia także sytuację polityczną. Uniwersytet jako strażnik, obrońca, ale też tłumacz kultury narodowej. Uniwersytet, który może być, czy powinien być fabryką tożsamości narodowej, laboratorium odnawiania znaczeń kodu kulturowego. Dla mnie uniwersytet – tutaj nawiążę do Karola Irzykowskiego i jego idei mostów – był takim mostem w znaczeniu instytucji ułatwiającej komunikowanie się ze wspólnotą narodową, tą współczesną, ale też tą, która była i która będzie. Komunikowanie, czyli porozumiewanie się, przekazywanie informacji, ale także jako wspólnota (znaczenie pochodzące od rzeczownika comunio). Uniwersytet to taka wyspa skarbów kultury narodowej, którymi się opiekuje, których jest strażnikiem, do których ułatwia dostęp pewnej wspólnocie i zarazem pozwala – jak mówili nasi romantycy – uznawać się w swoim jestestwie, a więc zrozumieć, że jest wspólnotą. Ta fundamentalna funkcja uniwersytetu jako instytucji kształcącej podmioty obywatelskie, utrzymującej i wpajającej narodową samowiedzę, była według mnie czymś istotnym, atrakcyjnym i ważnym. Dzisiaj to wydaje się już trochę passé” – skonstatował.

Urbanowski jest zdania, że jesteśmy świadkami „globalnego kryzysu uniwersytetu”. „W latach 90. czytałem słynny „Umysł zamknięty” Alana Blooma, w którym mówił on o rozkładzie uniwersytetu, o humanistyce jako zatopionej Atlantydzie. To wówczas wydawało mi się przesadą. Dzisiaj, kiedy czytałem książkę Billa Readingsa „Uniwersytet w ruinie”, uświadomiłem sobie, że jesteśmy częścią globalnego kryzysu uniwersytetu, który jest kryzysem kultury i kryzysem państwa narodowego. Można powiedzieć, że uniwersytet ma znaczenie, jeżeli znaczenie ma kultura narodowa, i odwrotnie: kultura narodowa ma znaczenie, gdy dba o uniwersytet, nie zapomina o swojej misji. Dzisiaj to, co Readings nazywa „uniwersytetem kultury”, jest zastępowane przez uniwersytet doskonałości. To jest też uniwersytet, w którym odchodzi się od kultury literackiej, co dla mnie jest znamienne i pewnie tłumaczy moje złe samopoczucie. Zamiast studiów literackich pojawiają się studia kulturowe (cultural studies). To też jest świadectwo pewnego kryzysu czy rozkładu. Jak widzę politykę państwa w Polsce wobec tych tendencji? Kiedy polscy humaniści dostają najwięcej punktów za publikowanie w wydawnictwach anglojęzycznych, za publikowanie tekstów anglojęzycznych, to dla mnie jest to element swoistej „zdrady” także ze strony państwa swoich obowiązków wobec uniwersytetu rozumianego jako strażnika prestiżu narodowego. Uniwersytet jest jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą instytucją kultury. Trawestując Norwida i motto do jednego z ważnych pism polskich, czyli „Sztuki i Narodu”, mówiące, że „artysta jest organizatorem wyobraźni narodowej”, powiedziałbym, że uniwersytet także jest organizatorem wyobraźni narodowej. My to dzisiaj widzimy w tym, co się nazywa wojnami kulturowymi. One się toczą głównie na uniwersytetach, tam są wypracowywane owe granaty, karabiny maszynowe, symboliczne oczywiście, które potem prof. Maciej Urbanowski71 na tej wojnie są używane. Warto mieć tego świadomość, bo ta wojna rozgrywa się w ciszy. Nie słyszymy jej do pewnego momentu, a potem, kiedy widzimy tęczową flagę na Chrystusie, to jest właśnie najbardziej widzialny odprysk tej wojny. Warto o tym pamiętać” – stwierdził.