Od powietrza, głodu, ognia i wojny.
„Od powietrza, głodu, ognia i wojny/ Wybaw nas Panie” śpiewano od wieków w hymnie błagalnym. W suplikacji tej skondensowane zostały podstawowe lęki tradycyjnego człowieka. Słyszymy w nim bojaźń przed siłami natury, która może zniszczyć nas zarazą czy innym kataklizmem, obawę o możliwości fizycznego przetrwania oraz strach przed ludzkim szaleństwem. Nowoczesny człowiek nie śpiewa hymnów, bo nie wierzy w Boga i nie obawia się natury, którą podobno opanował. W każdym razie w to akurat wierzy.
Czy naprawdę współczesny człowiek wyzbył się lęków? Obecna zaraza dowodzi jak iluzoryczne są wizje opanowania natury. Niespecjalnie groźny wirus – wyobraźmy sobie, co by było gdyby był on tak śmiertelny jak ebola – wywołuje globalny kataklizm, którego skali dotąd nie jesteśmy w stanie oszacować. Ale obawy przed tego typu zjawiskami przechowały się w kulturze masowej, którą traktować możemy jako zwierciadło zbiorowej podświadomości. Obserwujemy je w stosunkowo licznych katastroficznych produkcjach, a ich popularność dziwić może w naszym tak wydawałoby się oswojonym świecie.
Inną dziedziną lęków jest polityka. Według dominującej narracji mamy żyć w najlepszym z możliwych światów. Demokracja liberalna ma być ustrojem nieomal doskonałym, a UE spełnieniem rozwoju naszego kontynentu i marzeń światłych ludzi. Oczywiście, rzecznicy tych poglądów zaprotestowaliby przeciwko takiemu ich ujęciu. Stwierdziliby, że wiele jest jeszcze do zrobienia i poprawienia, ale największym problemem są straszni populiści, którzy poważają się krytykować liberalizm i UE. Samo takie postawienie sprawy wskazuje jednak, że uznają oni liberalną demokrację za ustrój bezalternatywny tak jak i UE jako polityczną instytucję.
Rzecznicy dominującej narracji lubią diagnozować swoich przeciwników, co zwalnia ich z polemiki z ich poglądami. To tradycja szkoły podejrzeń. Wg. niej genezą konserwatyzmu wiążącego się z krytyczną postawą wobec nowoczesności ma być lęk przed nią; brak zrozumienia i ucieczka przed wspaniałymi wyzwaniami postępu. To na tych lękach i nieracjonalnym trzymaniu się minionych form cywilizacyjnych żerować mają populiści. Ciekawe jednak, że rzadko spotykamy próby analizy ich propozycji ze strony przedstawicieli dominującego, liberalnego nurtu. Już samo określenie przeciwników jako populistów ma charakter stygmatu i unieważnia obowiązek przemyślenia ich poglądów.
Dominująca narracja wypełniona jest lękiem przed populistami, którzy niszczyć usiłują wspaniałe osiągnięcia Europy i zachodniego świata, czyli obecne status quo oparte na emancypacyjnej ideologii. To, że inkryminowani populiści znajdują coraz szersze poparcie wywołuje przerażenie i konfuzję. Zabawię się w imitację szkoły podejrzeń i zasugeruję, że dominujące ośrodki opiniotwórcze projektują swoje trwogi na konkurentów. Najprościej powiedzieć można, że strach ów wyrasta z obawy o utratę swojej pozycji. Nie byłoby w tym nic szczególnego. Sprawa jest jednak o tyle głębsza, że cały królujący dziś wariant liberalizmu mamy prawo określić jako liberalizm strachu. Można uznać, że XX wiek, trauma wojen światowych i ludobójstwa bojaźń tę usprawiedliwia. Sęk w tym, że powinna ona wywoływać awersję do wszelkich ideologii i postaw rewolucyjnych. Strach ów jest jednak ślepy na lewe oko, wyrasta z wadliwej interpretacji koszmarów XX wieku i ma charakter instrumentalny. Świadectwem tego jest uznanie totalitaryzmu za tożsamy z religią wariant ortodoksyjnego myślenia. A więc nowoczesny par excellence fenomen jakim jest totalitaryzm prezentowany jest jako relikt tradycji, a przedsionkiem do niego ma być metafizyka, co twierdzili klasycy nowoczesnego liberalizmu, choćby Isaiah Berlin.
W rzeczywistości to dominująca dziś emancypacyjna doktryna ma niezwykle dogmatyczny charakter i buduje cały system zabezpieczeń przez tym, aby nie zostać podważoną przez możliwe herezje. Chronić ją przed tym ma realna cenzura oparta o reguły poprawności politycznej czy walka z tzw. mową nienawiści, którą definiują rzecznicy liberalno-lewicowego status quo.
Uznać można, że cywilizacja człowieka w dużym stopniu ufundowana jest na strachu. Najważniejsze instytucje społeczne: państwo i prawo tworzone są po to, aby przeciwdziałać czyhającym na człowieka zagrożeniom; przeciw wrogom zewnętrznym i wewnętrznym. Świadomość tego, że cywilizacja to konstrukcja zbudowaną w nie do końca poznawalnym świecie, a dzikość w człowieku gotowa jest obudzić się w każdym momencie, stanowi podejście racjonalne. Mniej racjonalna wydaje się dominująca dziś postawa, która z jednej strony głosi naturalną dobroć ludzi z drugiej rozbudowuje złożone struktury, które mają ich kontrolować. Z jednej szczyci się opanowaniem świata; z drugiej popada w popłoch przed każdym kataklizmem. Chociaż uznać można, że obie te strony współczesnej mentalności nawzajem się warunkują, a tym samym odsłaniają swoje wewnętrzne sprzeczności.
Oto garść uwag, która narzuca się mi, kiedy zastanawiam się nad lękami współczesności. Być może jednak szanowni dyskutanci uznają, że warto porozmawiać o innych zjawiskach, albo sfalsyfikują moje oceny, które naturalnie wiążą się również z moimi najgłębszymi obawami.
Social media