Zbigniew Rau: “liberalizm to nie drzewo naszej cywilizacji, to tylko gałąź na tym drzewie”

Nie wiem, na ile państwo będą zdziwieni, ale żeby to zobrazować niezbyt może wyrafinowaną metaforą, odwołam się od takiej sceny z dzieła Aleksandra Sołżenicyna. Jest sierpień 1914 roku. Po wybuchu wojny młodzi studenci w moskiewskiej piwiarni rozmawiają z młodą profesor filozofii. Oni wszyscy bronią liberalnych wartości. A ona mówi: „Panowie, liberalizm to nie jest drzewo naszej cywilizacji, to jest tylko gałąź na tym drzewie” – mówił podczas VII Kongresu Polska Wielki Projekt prof. Zbigniew Rau, obecny minister spraw zagranicznych.

Prof. Zbigniew Rau, wówczas, w 2016 r. wojewoda łódzki i Kierownik Katedry Doktryn Polityczno-Prawnych Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego, brał udział w panelu “Liberalna demokracja i cnoty narodowe” w którym uczestniczyli również prof. Wawrzyniec Rymkiewicz, filozof, założyciel i redaktor naczelny kwartalnika „Kronos”, Prezes Rady Fundacji Augusta hrabiego Cieszkowskiego oraz prof. Paweł Kaczorowski, politolog, filozof polityki, profesor w Instytucie Politologii UKSW w Warszawie. Panel moderował prof. Zdzisław Krasnodębski.

Rau zaczął od filozoficznych źródeł liberalizmu. “Wszyscy wiemy, że cnoty to są kategorie antyczne, chrześcijańskie, odwołują się do pewnej sprawności moralnej człowieka, którą zdobywa się wysiłkiem całego życia. To z jednej strony. A z drugiej, to jest silnie zarysowana koncepcja dobra wspólnego, którą ten cnotliwy człowiek, obywatel, próbuje z innymi realizować. Tyle tytułem wstępu. Rozumiem, że pan profesor Krasnodębski byłby bardziej zainteresowany moją obroną komponentu liberalnego niż demokratycznego? Zrozumiałem, że chodzi tutaj o taką wizję współczesnego liberalizmu, która nasyca i przenika współczesną zachodnią demokrację. Chodzi tu najprawdopodobniej o wizję takiego uniwersum, które jest zamieszkałe przez jeden tylko rodzaj osobowości, które to osobowości pochodzą ze współczesnego, nie do końca trafnego jak sądzę, odczytania starych założeń Hobbesa, Locke’a czy Kanta przez współczesnych nam liberałów. Jak przyjrzymy się tym osobowościom liberalnym, to zobaczymy, że przysługują im te same prawa, są one zdolne do racjonalnych wyborów, identycznie kalkulują, bezbłędnie negocjują, zawsze decydują się, przeważnie zawierając umowę społeczną, na zawiązanie społeczeństwa i powołanie państwa. W tak utworzonym społeczeństwie wszystkie liberalne jednostki mają szansę na to, by niemal dokładnie w takim samym stopniu zrealizować swoje życiowe plany. Z kolei instytucje liberalnego państwa zapewniają przewidywalność, bezstronność, bezpieczeństwo wszystkim obywatelom w taki sam sposób. Państwo zdają sobie sprawę, że jest to wizja, która na setki przeróżnych sposobów dominuje seminaria z filozofii polityki na lepszych i gorszych uniwersytetach zachodniego świata. W swojej radykalnej, bo takiej libertariańskiej postaci, do niedawna rozpalała umysły dużej części polskiej młodzieży akademickiej. Mówię oczywiście o naukach społecznych. Od razu powiem, że tej wizji nie zamierzam bronić, wbrew może intencji pana profesora. Nie zamierzam dlatego, i od razu chcę to powiedzieć, że klimatu politycznego w Polsce, jak też klimatu intelektualnego na tej sali na pewno nie cechuje życzliwość dla takiej wizji. Ale nie dlatego nie będę jej bronił. Nie będę jej bronił po prostu dlatego, że ta wizja, im bardziej jest abstrakcyjna, im bardziej racjonalistyczna, im bardziej oderwana od rzeczywistości, tym intensywniej jest wspierana i promowana przez współczesne państwo liberalnej demokracji w takiej postaci, w jakiej najpełniej ją znamy z państw Europy Zachodniej. Na razie zostawiam na boku Stany Zjednoczone, może w dyskusji powiem dlaczego. Instrumentem wspierania i promowania tej wizji jest polityczna poprawność, o której mówiono już na poprzednim panelu, wszechobecna w systemie prawa, w wymiarze sprawiedliwości, w edukacji, w nauce, szczególnie w naukach społecznych, w dyskursie politycznym, w polityce społecznej. W konsekwencji współczesne państwo liberalnej demokracji nie jest w stanie rozwiązywać problemów współczesności, począwszy od globalizacji, aż po imigracje. Natomiast jak wskazuje doświadczenie, to państwo liberalnej demokracji, stojąc na gruncie tej wizji, jest w stanie kreować nowe problemy, zamiast rozwiązywać stare. Te problemy, i dlatego nie chcę bronić tej wizji, zagrażają trwaniu i przetrwaniu prawdziwie liberalnych wartości, które od ponad trzystu lat są obecne zarówno w myśli, jak i w praktyce politycznej Zachodu. Wystarczy tu wspomnieć rzecz więcej niż oczywistą, czyli zagrożenie, jakim jest wojujący islam, któremu państwo liberalnej demokracji otworzyło i nadal otwiera drzwi. Jestem przekonany, że nie ma co bronić współczesnej liberalnej demokracji, ale należy bronić liberalnych wartości. Żeby to uczynić, trzeba odejść od tego, co na użytek naszego dzisiejszego spotkania nazwę liberalizmem fundamentalnym, by nie mówić tak, jak John Gray. Trzeba odejść do tego, co nazwę liberalizmem zintegrowanym. Ten pierwszy liberalizm fundamentalny, mimo swoich deklaracji dotyczących tolerancji, poszanowania, pluralistycznego charakteru społeczeństwa, nie toleruje innych nurtów światopoglądowych, programów politycznych, projektów ekonomicznych, wizji kultury. Ten drugi, który nazywam liberalizmem zintegrowanym, tak właśnie czyni. On poszukuje modus vivendi z innymi światopoglądami, programami politycznymi czy ekonomicznymi. Nie wiem, na ile państwo będą zdziwieni, ale żeby to zobrazować niezbyt może wyrafinowaną metaforą, odwołam się od takiej sceny z dzieła Aleksandra Sołżenicyna. Jest sierpień 1914 roku. Po wybuchu wojny młodzi studenci w moskiewskiej piwiarni rozmawiają z młodą profesor filozofii. Oni wszyscy bronią liberalnych wartości. A ona mówi: „Panowie, liberalizm to nie jest drzewo naszej cywilizacji, to jest tylko gałąź na tym drzewie”. To jest kwintesencja tego, co chcę powiedzieć niejako za Sołżenicynem. Ten zintegrowany liberalizm, to jest jedna gałąź w tym drzewie naszej zachodniej tożsamości. Żeby więc bronić liberalnych wartości, należy oddzielić liberalizm fundamentalny od zintegrowanego. Aby tego dokonać, trzeba zmienić radykalnie perspektywę naszego postrzegania liberalizmu. Trzeba odejść od inspiracji uniwersalizmem Hobbesa, Locke’a, Kanta i sięgnąć do partykularyzmu Monteskiusza, który liberalne wartości osadzał w konkretnych kontekstach historycznych, społecznych, kulturowych, zakładając chociażby, że nigdy nie znajdziemy dwóch takich samych ustrojów. Pamiętając zatem o dorobku współczesnych liberałów, takich jak np. Isaiah Berlin, Joseph Raz, John Gray, trzeba otworzyć się na społeczną rzeczywistość i uznać oczywiste fakty, że różni ludzie realizując różne cele, motywowani są przez różne, często sprzeczne czy niemożliwe do pogodzenia wartości, a przy tym wykorzystują różne dostępne im instytucje. Trzeba zatem w takim kontekście społecznym i instytucjonalnym szukać sposobów ochrony czy promocji liberalnych wartości. Co z tego wynika? Intuicja mi podpowiada, nawet trochę odwołując się do ustaleń poprzedniego panelu, że taki projekt liberalizmu zintegrowanego jest zasadniczo bardziej realistyczny w Polsce niż w Europie Zachodniej. A jest tak dlatego, że tam ten liberalny fundamentalizm pozbawił już liberalizm wyrazistych, pełnych intelektualnego i politycznego wigoru partnerów, takich jak: konserwatyzm, chrześcijańska demokracja, klasyczny republikanizm, socjalizm. Myślę, że ostatnie wybory we Francji mogą tylko to potwierdzić. Sądzę, że mój projekt liberalizmu zintegrowanego może budzić wśród wielu z państwa sprzeciw, bo w wymiarze politycznym liberalizm dzisiaj łączy się z aferami i nie ma co go bronić w dzisiejszej Polsce” – stwierdził.

Obecny minister spraw zagranicznych kreśląc historyczne uwarunkowania zaznaczył, że w Polsce nie było zbyt mocnych fundamentów dla ruchów liberalnych. “Natomiast w środowisku akademickim słyszę stale, że polski liberalizm jest słaby, zapożyczony, hybrydowy. Z faktami się nie dyskutuje. Liberalizm powstał, żeby walczyć z absolutyzmem, a my absolutyzmu nie mieliśmy. Wręcz przeciwnie, był on wynikiem rewolucji przemysłowej, która przyszła do nas dużo później, był ideologią klasy średniej, której my w XIX wieku nie mieliśmy za dużo. Nie mieliśmy nigdy partii liberalnej, takiej z prawdziwym etosem, jak amerykańscy czy brytyjscy demokraci. Nigdy nie napisano u nas porządnego traktatu liberalnego, porównywalnego z dwoma traktatami Locke’a, z teorią sprawiedliwości Rawlsa, czy nawet z takim niedużym, nieprzetłumaczonym jeszcze na język polski dziełem Wilhelma von Humboldta. Niemniej jednak jestem przekonany, że wiele liberalnych wartości jest bronionych przez inne nurty politycznego myślenia. Mnie może być smutno, że nie mamy takiej pięknej liberalnej tradycji. Natomiast jest mi bardzo niesmutno, że mamy piękną tradycję republikańskiej wolności, tej chociażby z czasów Pierwszej Rzeczypospolitej. Recepcja tradycji republikańskiej może tego bronić. Jeśli chodzi o liberalizm społeczny, to tego może bronić katolicka nauka społeczna. Nie jestem osamotniony w głoszeniu takich tez. Proszę zobaczyć, jak ludzie, począwszy od Feliksa Konecznego, skończywszy na Mirosławie Dzielskim, dobrze łączyli cywilizację łacińską czy chrześcijańską z podstawowymi, także gospodarczymi, wartościami liberalizmu. Sądzę, że liberalne wartości w ten sposób mogą być silniej w Polsce bronione, niż przy pomocy zapożyczeń z tego fundamentalnego liberalizmu. Państwo zdają sobie sprawę, że mój argument jest mocno burke’owski, mocno konserwatywny. Burke pytał, czy wolność jest lepiej chroniona przez stulecia prawa powszechnego w Wielkiej Brytanii, praktyki społeczne, wymiar sprawiedliwości, czy przez francuską Deklarację Praw Człowieka, po ogłoszeniu której trzy lata później można postawić gilotyny i po wszystkim. To jest właśnie ten argument. Jakieś piętnaście lat temu profesor Włodzimierz Bernacki, analizując polski liberalizm w XIX wieku, odkrył rzecz następującą. To był ten liberalizm, który nazywam tu zintegrowanym, on był autentycznie polski, on nie był nigdy absolutystycznym liberalizmem. Za wszelką cenę nie bronił własności prywatnej, bo ona w XIX wieku często nie była polska. Nigdy nie był wrogi w stosunku do Kościoła, bo znał jego rolę w Polsce. Jeśli teraz mamy inne poglądy, to jest to ten import liberalizmu fundamentalnego, który nie jest nasz” – przekonywał.