“Konflikt pomiędzy wielkimi miastami a prowincją utrudnia rozwój”

“Każdy kraj, żeby się rozwijać i umacniać, musi żyć w jakiejś harmonii wewnętrznej. Tymczasem konflikt, który mamy dzisiaj w Polsce – konflikt pomiędzy elitami a ludem, pomiędzy wielkimi miastami a prowincją – skutecznie ten rozwój utrudnia” – mówił podczas debaty “Na co czekamy w polskiej kulturze” podczas IX Kongresu Polska Wielki Projekt, który odbył się we wrześniu 2020 r., prof. Wawrzyniec Rymkiewicz.

W debacie wzięli udział oprócz niego: prof. Andrzej Szczerski, Barbara Schabowska, prof. Joanna M. Sosnowska, Kalina Zalewska oraz prof. Krzysztof Koehler. W poniższym transkrypcie pod nazwiskiem prelegenta jest jego wypowiedź.

prof. Andrzej Szczerski

Odpowiedź na pytanie, które stawiam w tytule panelu, ma być przede wszystkim diagnozą na przyszłość. Wspólnie z moimi rozmówcami chcemy się zastanowić się nad tym, co naszym zdaniem powinno wydarzyć się w przyszłości w kulturze polskiej. Chcemy pokazać, jak nasze dziedzictwo kulturowe powinno być interpretowane i rozwijane dla dobra wspólnoty oraz na ile wyzwania, wobec których stoi dziś polska kultura, należy zdefiniować na nowo. Chcemy podkreślić ży- wotność naszej kultury, a także zwrócić uwagę na fakt, że środowiska konserwatywne powinny zmierzyć się z wieloma pytaniami, jakie dziś są stawiane, w tym z pytaniem o to, na ile otwartość na doświadczenia sztuki współczesnej jest istotna dla budowania kultury narodowej. Paneliści będą mówić też o tym, że kultura polska w swojej historii stwarzała takie wzorce cywilizacyjne, które budowały jej siłę i odrębność, ale też pokazywały jej znaczenie uniwersalne. Nie uciekniemy od kwestii edukacji. Będziemy wspólnie dyskutować o tym, w jaki sposób mówić i uczyć dziś o polskiej kulturze, by zapewnić trwanie kanonu polskości.

prof. Krzysztof Koehler

Jak się państwo domyślają, pytanie o polską kulturę nie należy do najłatwiejszych. Jest to pytanie trudne, bo i kultura jest strukturą wielowątkową i trudną do opisania. Gdyby ktoś jednak oczekiwał ode mnie szybkiej odpowiedzi na postawione przez prowadzącego pytanie, powiedziałbym, że czekam na wielkie dzieła sztuki. To jest zasadniczy cel kultury. Tylko wtedy ma ona sens i znaczenie, kiedy realizuje się poprzez działania artystów wszystkich dziedzin sztuki. Tego się tak łatwo nie osiągnie. Już Cyceron uczył, że pomiędzy ingenium a ars czy techne jest spora różnica. Samo ingenium, czyli talent, to za mało. Talent to dar od Boga, albo ktoś go ma, albo nie, więc tego wątku nie będę rozwijał. Istotniejsze dla nas jest techne (sztuka), czyli pewien rodzaj warsztatu czy umiejętności działania w sferze kultury. Chodzi przede wszystkim o szkolnictwo, edukację, pewien rodzaj otwarcia się, dydaktyki. Ludzie muszą uczyć się kultury. Ciekawy problem po- stawił Czesław Miłosz w zbiorze esejów pt. Prywatne obowiązki. Zadał on dość dramatyczne, a jednocześnie bardzo ciekawe pytanie o to, czy w Ameryce, na końcu świata, opłaca się zajmować polską literaturą, skoro jest już tyle świetnej literatury rosyjskiej, niemieckiej, amerykańskiej, itd. Co ta literatura może zaoferować czytelnikowi, który nie jest związany z polską kulturą? Sam się zastanawiałem, jak bym na tak postawione pytanie odpowiedział. Doszedłem do wniosku, że kultura, która naprawdę ma znaczenie, która ma w sobie ener- gię, jest w stanie porwać za sobą jej twórców. Jestem historykiem i uświadomiłem sobie, że w okresie sarmackim kultura była bardzo mocno zdominowana przez myśl wolnościową. Franciszek Karpiński po rozbiorach przekonywał, że polski pisarz po utracie wolności nie może pisać po polsku, bo warunkiem wolności twórczej jest wolność polityczna, niepodległość, poczucie, że się jest obywatelem RP, gdzie wolność jest wartością nadrzędną. Mam wrażenie, że podobny był projekt kultury romantycznej. Najpierw był misjonizm, przekona- nie, że Rzeczpospolita ma do odegrania konkretną rolę w ówczesnej Europie. Ta misja wyśmiewana jako szlachecka megalomania była bardzo prostym projektem kulturowym. Kultura polska znowu miała cel, funkcję. Polska miała być Chrystusem Narodów. W komunizmie porządna kultura polska także miała do spełnienia istotną funkcję. Wszystko co złe albo trudne pojawiło się w dziedzinie kultury po 1989 roku. Uświadomiłem to sobie, kiedy przygotowywałem się do tego wystąpienia. Wystarczyło kilkanaście lat i to myślenie o szczególnej roli kultury zostało zastąpione jakimś rodzajem postkolonialnego, pełnego problemów z tożsamością, z przeszłością poczucia wstydu, poczucia gorszości. To jest wręcz niemożliwe, by w ciągu zaledwie dziesięciu lat rozbić trwałość i ciągłość kulturową Polski. Wydaje mi się, że już nastąpił koniec epoki transformacji i nie musimy się starać. Być może dla państwa jest to teza mocno dyskusyjna. Ale to dobrze. W końcu nie musimy nieustannie doganiać Zachodu, być nieustannie przekonywanym przez Zachód, że jesteśmy gorsi. To bardzo dobrze widać na poziomie idei, do których dziś się odwołujemy, a które zrobiły z nas ludzi stojących w kolejce do przyszłości. Mam wrażenie, że na poziomie kultury nie ma idei. Pytam studentów, pytam też państwa: po co jest Polska, po co ten kraj istnieje?

Publiczność

Żeby być w grze między Niemcami a Rosją.

prof. Krzysztof Koehler

Czemu służy ten byt kulturowy? Zapytajmy o to polityków. Kultura jest często zagubioną doraźnością, cały czas się kłóci, dyskutuje, prowadzi nieustanne wojny i wojenki. A ja ciągle szukam odpowiedzi na pytanie, gdzie dziś jest idea, tak niegdyś istotna dla polskich twórców, dla polskiej kultury. Ona cały czas ma kompleksy, dlatego nazywam ją „kulturą wyrównywania krzywd”. Jej twórcy doświadczają takiego postmarksistowskiego poczucia wygnania, pokrzywdzenia, i temu aspektowi poświęcają swoje działania. Innymi słowy, jesteśmy po to, by się wikłać w przestrzeń intelektualną. W obecnej kulturze istot- na jest, i mówię to świadomie, idea mesjanistyczna. Kultura polska ma coś do zrobienia na poziomie duchowości współczesnej Europy. Bardzo ważne jest także to, co robi IPN. To pamięć historyczna, przypominanie osób, które dla kultury poświęciły swoje życie, a które zupełnie nie pasują do dzisiejszych czasów. Poprzez sięganie do historii możemy naszym rodakom dawać poczucie godności. I ostatnia rzecz, czyli praca u podstaw. Jako że każda sroczka swój ogonek chwali, to powiem, że Instytut Książki realizuje projekty, których celem jest dotarcie do odbiorców kultury i pokazywanie wartości czytania. To jest idea, której można poświęcić życie, zdrowie i czas, ona ma znaczenie historyczne. Przez lata w ogóle nie było takich projektów.

prof. Andrzej Szczerski

Krzysztof Koehler jest wicedyrektorem Instytutu Książki. Zapraszając go, chciałem też odnieść się do jego badań nad sarmatyzmem, badań fenomenalnych, które w latach 90. XX wieku dla wielu osób były waż- nym źródłem ich formacji intelektualnej. Wynika z nich, że kultura polska była w stanie wypracować oryginalną i uniwersalną misję, która przekraczała granice Rzeczypospolitej. Dziś chcielibyśmy do tak zdefiniowanego uniwersalizmu kultury polskiej powrócić.

dr hab. Wawrzyniec Rymkiewicz

Nie będę mówił o kulturze sensu stricto, lecz o zapleczu kultury, względnie o jej produkcie – czyli o elitach. W Polsce mamy problem z elitami. Ten problem dostrzegają obie strony politycznej barykady, zarówno strona liberalna, jak i konserwatywna. Elity czują się w Polsce źle, obco. Nie rozumieją i nie lubią Polaków. Wydaje mi się, że jest to dzisiaj centralny problem życia polskiego. Żeby powiedzieć to nowocześnie – w nowoczesnym żargonie nowoczesnych technokratów: jest to centralny problem rozwojowy Polski. Każdy kraj, żeby się rozwijać i umacniać, musi żyć w jakiejś harmonii wewnętrznej. Tymczasem konflikt, który mamy dzisiaj w Polsce – konflikt pomiędzy elitami a ludem, pomiędzy wielkimi miastami a prowincją – skutecznie ten rozwój utrudnia.

To jest fakt oczywisty. Zapytajmy jednak o jego istotę. Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem, które można nazwać „asynchronią rozwojową”. To jest fenomen znany psychologom i nauczycielom: dziecko, które jest bardzo sprawne fizycznie i ma wysoko rozwinięte władze psychomotoryczne, może mieć trudności z pisaniem i czy- taniem. Zadaniem edukacji jest wtedy wyrównanie tych dysproporcji. W Polsce mamy do czynienia z taką właśnie asynchronią w skali społecznej: czas historyczny nie płynie w różnych segmentach życia społecznego w równomiernym rytmie. Duża część polskich elit żyje dalej w latach 90., z tej epoki czerpie swoje poglądy, hierarchie i sposoby oceniania rzeczywistości; a ponieważ Polska jednocześnie się zmieniła, wobec tego elita – z konieczności – nie lubi, nie akceptuje i nie rozumie tej zmiany.

Pytanie brzmi: jak temu zaradzić? I czy można temu zaradzić? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy najpierw zapytać, co się w Polsce stało? Jaki jest sens tej zmiany, której symboliczną datą jest rok 2015?

W przestrzeni publicznej funkcjonują dwie jej interpretacje, przebiegające skądinąd w poprzek podziałów politycznych. Pierwsza mówi, że zmiana roku 2015 wynikła z biedy i słabości. Polska była w ruinie, została zniszczona przez transformację, a zmiana jest reakcją na jej patologiczny charakter. Strona przeciwna mówi natomiast – ale to jest ostatecznie ten sam pogląd, przeciwieństwa czasem się zbiegają – że Polacy są biednym narodem, prowincjonalnym i ciemnym, który nie sprostał demokracji i dlatego w naturalny sposób ciąży w stronę faszyzmu.

Istnieje jednak także inna interpretacja zmiany roku 2015. Wedle niej ma ona źródła pozytywne. Wynika nie ze słabości, lecz z siły. Polska się wzbogaciła i wewnętrznie umocniła. W naturalny sposób Polacy zapragnęli mieć inne państwo i innych polityków, którzy będą w stanie sprostać ich aspiracjom.

Jeśli prawdziwa jest interpretacja pierwsza, to sytuacja wewnętrzna w Polsce w najbliższym czasie się nie zmieni: czeka nas przez najbliższe lata jałowy konflikt pomiędzy „elitami” a „ludem”, konflikt z natury swej nierozstrzygalny. Jeśli natomiast – a tak uważam – zmiana wynikła z siły, z rozwoju, z umocnienia się Polski, to nasza wewnętrzna sytuacja nie tylko może się zmienić, ale nawet zmienić się musi. Istnieje tu pewna immanentna konieczność procesu historycznego.

Dlaczego? Otóż: elity i lud są sobie wzajemnie potrzebne. Czym są bowiem elity, co to jest kultura i dlaczego jest ona dla każdej wspólnoty czymś niezbędnym? Maurycy Mochnacki mówił, że celem literatury jest uznanie się narodu w swoim jestestwie. Przekładając te dawne i w pierwszej chwili niezrozumiałe formuły na współczesną polszczyznę: celem kultury jest odpowiedź na pytanie, kim jesteśmy. Wspólnota dzięki literaturze, muzyce, sztukom wizualnym i filmom ustala, czym jest i uznaje się sama w sobie, w swej istocie, w swoim jestestwie właśnie. Społeczeństwo dzięki kulturze, w zwierciadle kultury, w jej opowieści staje się wspólnotą narodową. Jeśli natomiast tego nie ustali, zmienia się w plemię, we wspólnotę pierwotną albo – w dzisiejszych warunkach – w zatomizowany konglomerat samot- nych jednostek, pozbawionych poczucia wspólnoty, żyjących w świe- cie, który jest w gruncie rzeczy obcy i wrogi.

Co więc możemy zrobić? Jak można zmienić obecną sytuację w Polsce? Odpowiedź jest taka: potrzebujemy nowej szkoły i nowego uniwersytetu, który stworzy elity potrafiące wyartykułować ideę polską. O tej idei mówili moi przedmówcy – składają się na nią mesjanizm i sarmacki republikanizm – nie ulega jednak wątpliwości, że musimy znaleźć dla tych idei nowoczesne formuły.

Jak taki uniwersytet powinien wyglądać? Wzorem dla niego mogłyby być francuskie szkoły wyższe. Francuzi poza tradycyjny- mi uniwersytetami mają sieć grandes écoles. To szkoły prestiżowe, do których trudno się dostać, w których poziom jest bardzo wysoki, a ich ukończenie daje „przepustkę” do świata nauki, dyplomacji albo wielkiego biznesu. Można więc sobie wyobrazić, że powstaje taka Szkoła Główna (bo tak się ta instytucja powinna nazywać), w której jest – na przykład – kierunek: historia sztuki. Na roku jest maksymalnie pięć osób, najlepsi studenci, którzy są uczeni przez najlepszych profesorów i wysyłani na zagraniczne stypendia. I wiadomo z góry, że wśród tej piątki są przyszli dyrektorzy muzeów narodowych w Warszawie i Krakowie, a być może przyszły minister kultury. To jest model francuski. Natomiast drugi model, do którego możemy się odwołać, to jest nasza wielka tradycja, bo przecież Polacy umieli tworzyć własne elity. Myślę tu o Szkole Rycerskiej, o Liceum Krzemienieckim, o przedwojennym liceum im. Stefana Batorego. II RP w ciągu dwudziestu lat umiała stworzyć wspaniałą elitę, być może najlepszą w historii Polski. Trzymając się własnej tradycji, powinniśmy stworzyć sieć elitarnych liceów państwowych, obejmującą miasta prowincjonalne – takie jak Suwałki czy Olsztyn – w których pracowaliby najlepsi nauczyciele, kształcący i budujący polskie elity.

Taki wielki projekt edukacyjny – uważam – jest jedyną drogą do zakończenia „zimnej wojny domowej”, która niszczy dzisiaj Polskę.

prof. Andrzej Szczerski

Te słowa są bardzo istotne, także w kontekście dzisiejszej sytuacji w świecie akademickim. Teraz oddaję głos pani Kalinie Zalewskiej. Teatr od zawsze, a już na pewno w ciągu ostatnich dwustu lat, był bardzo ważną dziedziną budowania polskiej tożsamości. Jak to wygląda dzisiaj? Co się dzieje z teatrem?

Kalina Zalewska

Dzisiejszy teatr to dziedzina dość niszowa. Po 1989 roku teatrem zajęli się ludzie o wrażliwości lewicowej i liberalnej. Nie można negować ich dokonań, one są ważne, ale polegają głównie na wypracowaniu dość giętkiego języka, uwzględniającego popkulturę, którym można opowiedzieć o współczesności i porozumieć się z najmłodszą widownią. W sferze idei widać natomiast ogromne braki. Myślę, że nasza strona mogłaby je jakoś wypełnić, zaproponować coś konkretnego. Zastanawiając się, na co czekamy w polskim teatrze, pomyślałam, że przede wszystkim czekamy na autora, na to, że on przyswajając ten nowy język, będzie umiał opowiedzieć o trochę głębszych zagadnieniach. Czekamy też na skomplikowanego bohatera, bo ten współczesny zrobił się niebezpiecznie prosty. Teatr nauczył się bardzo dobrze opowiadać o takiej społecznej tkance, natomiast ten bohater jest taki szalenie naskórkowy, nie do końca też wiadomo, co się z nim dzieje. To, co mnie najbardziej uderza, to całkowita nieobecność wartości chrześcijańskich w wyższej kulturze. To jest bardzo zastanawiające, ponieważ ta sfera dla Polaków zawsze była bardzo istotna. Jeżeli w tym pokoleniu nie nastąpi jakaś zmiana w tej dziedzinie, to być może nie będziemy potrafili następnych pokoleń uzbroić przeciwko światu, w którym się znaleźliśmy. Bo on, choć ma liczne zalety, niesie za sobą wiele zagrożeń polegających na bezideowości i pewnej łatwiźnie proponowanych rozwiązań. Ze względu na młodych lu- dzi, którzy dziś poruszają się po jałowej ziemi, niezwykle ważna jest idea sięgnięcia do wartości chrześcijańskich i przedstawienia ich jako atrakcyjnej propozycji. Nie chodzi o to, by to było, broń Boże, triumfalistyczne, bo to oznacza przegraną. Chodzi po prostu o bardzo poważne przetransponowanie tych wartości na język sztuki. Chodzi o to, żeby pojawili się reżyserzy, którzy będą chcieli takie sztuki wystawiać. Na taką propozycję czekamy. Ona powinna dość szybko nadejść, żeby przeciwstawić się rozmaitym niebezpiecznym propozycjom, które już mają wypracowany swój język. Chciałabym także wskazać na inne niebezpieczeństwo. Otóż całkowicie straciliśmy umiejętność rozmawiania z romantyzmem, z tymi wartościami, które wtedy były najważniejsze. Ten współczesny dramat, który powinien być napisany naszym językiem, to jest też próba przełożenia romantyzmu na dzisiejszy język. Rok 2017 był rokiem Stanisława Wyspiańskiego, to była bardzo ciekawa przygoda, ponieważ okazało się, że w zasadzie z tym twórcą żaden reżyser się nie spotyka, żaden nie potrafi nawią- zać z nim kontaktu, bo on myślał zupełnie inaczej niż oni. Kolejne przedstawienia to były klęski, nie dlatego, że były źle zrobione czy źle zagrane, tylko dlatego, że ich reżyserzy nie rozumieli istoty utworu, bo tak bardzo odeszliśmy od tamtych wartości. Dziś na nowo potrzebujemy żywego dialogu.

prof. Andrzej Szczerski

Te słowa potwierdzają tezę, że w teatrze rozgrywają się dziś ważne, ale jednostronne debaty ideowe, ale że mimo to wpływa on na inne dziedziny twórczości, ale też na życie publiczne. Chciałbym zastanowić się teraz nad rolą mediów w polskiej kulturze. Jak powinny one funkcjonować, jakie treści przekazywać?

Barbara Schabowska

Widzimy wszyscy, że nie tak łatwo jest doprowadzić do równowagi światopoglądowej w mediach. Mam na myśli pewien deficyt, który widać w mediach mainstreamowych, w telewizji, w myśleniu lewicowo-liberalnym. Tego nie da się tak łatwo zmienić. Tę sytuację doskonale opisał Bronisław Wildstein w swojej książce Dom wybranych. Wymiana kadr czy wymiana pokoleniowa nie jest taka prosta. Jako osoba zarządzająca mediami zadzwoniłam pewnego razu do Michała Łuczewskiego, dyrektora programowego Centrum Myśli Jana Pawła II, i zaprosiłam go do stworzenia wspólnego programu – TVP i kierowanej przez niego instytucji. To miałaby być taka grande école dla przyszłych dziennikarzy czy w ogóle młodych ludzi pracujących w mediach. Uznałam, że warto by oni koncentrowali się na myśli Jana Pawła II, myśli chrześcijańskiej, by uświadomili sobie, po co jest kul- tura, po co mają się tym zajmować. Myślę, że z takimi ludźmi bylibyśmy w stanie zmienić obraz mediów oraz kultury. Uważam, że należy obalić mit, że telewizja jest w stanie coś zmienić i kreuje kulturę. Oczywiście widzimy wszyscy wielką zmianę w dynamice telewizji, ale ona nie jest już głównym graczem medialnym. Tymczasem elity wciąż myślą, że jeżeli coś zostanie wyemitowane w telewizji, to ludzie to obejrzą, a to nie jest prawda. Telewizja nie jest w stanie wpłynąć na masowe myślenie o kulturze. Z badań choćby Narodowego Centrum Kultury wynika, że grupa aktywnych uczestników kultury w Polsce wynosi około czterystu tysięcy osób. Telewizja oczywiście musi proponować, inicjować zmiany, ale trzeba mieć świadomość, że jest to medium bardzo dynamiczne, szybkie, a przez to bardzo płytkie. Z tą dynamiką mediów związana jest sprawa medialnej histerii. Mam wrażenie, że boimy się czasem podejmować pewne decyzje z powodu strachu przed medialną histerią. A ona jest czymś krótkim, szybko mija, trzeba więc robić swoje i iść do przodu. Pamietają państwo jak „Obywatele Kultury” krzyczeli, że nam nie oddadzą kultury, pisali listy, organizowali kongresy. No i gdzie oni teraz są? Byli groźni przez chwilę i zupełnie zniknęli.

Dziś czekam na taką kulturę, która nie musi niczego naśladować, która potrafi rozpoznać swoje wartości. Pracuję w Instytucie Adama Mickiewicza i doskonale widzę, jak bardzo sami siebie skazujemy na zewnętrzną perspektywę. To nie my decydujemy o tym, co promujemy za granicą, tylko to zagraniczni kuratorzy zamawiają u nas pewne rzeczy. Przyjeżdżają, oglądają, a my wysyłamy do nich to, co oni chcą oglądać. To jest postawione na głowie, bo to my po- winniśmy decydować, co wysyłamy. Jaką Polskę chcemy pokazać, taką kulturę pokazujemy. I ostatnia sprawa, trochę krytyczna. Odno- szę wrażenie, że współczesna kultura, zwłaszcza ta popularna, kwe- stionuje wartości estetyczne, podważa chrześcijańską moralność, pozbawia stronę konserwatywną narzędzi oceny kultury i narzędzi odnoszenia się do sztuki. Obserwujemy, że dobre w sztuce jest to, co służy zmianie społecznej i emancypacji pewnych grup, a to, co złe, służy czemuś odwrotnemu. Odnoszę wrażenie, że prawa strona daje się zapędzić w publicystyczną zabawę lewicy i przeciwstawia sztukę lewicową prawicowej, jednocześnie zdradzając własne ideały. Czy strona konserwatywna, republikańska, prawicowa nie wytworzyła własnego myślenia o pięknie, o kunszcie, o brzydocie? To były prze- cież kryteria, jakimi oceniano sztukę. Jeśli czekam na jakąś kulturę, to taką, która nie kieruje się tylko kwestiami utylitarnymi, nie patrzy na to, co jest użyteczne politycznie, ale wraca do rozmowy o tym, co jest faktycznie wartościowe.

prof. Andrzej Szczerski

Bardzo dziękuję za takie ideowe, a jednocześnie bardzo praktyczne spojrzenie. Faktycznie tracimy możliwości kreowania przekazu, nie mówiąc o jego treściach, oraz zapominamy o wartości i aktualności modelu, który wytworzyła tradycja konserwatywna. Na ile to właśnie konserwatyści proponują dziś najbardziej wartościowe projekty kulturalne i cywilizacyjne, które opierają się np. na podkreślaniu znaczenia definiowanej na nowo, w realiach współczesnego świata wspólnoty narodowej? Wydaje mi się, że to wystąpienie pokazuje, jak nowoczesny jest powrót do pryncypiów. Przed chwilą nakreślili państwo kilka wspólnych pól do dyskusji na temat przyszłości kultury. Czy ich wspólnym fundamentem nie jest doświadczenie chrześcijańskie, od którego zaczęła się historia Polski? Na ile misja kultury polskiej może być przekazywana przez współczesną edukację czy media? Podnieśli państwo także kwestię umiejętności posługiwania się narzędziami, w tym aktualnym językiem artystycznego przekazu, które współczesna kultura musi opanować, aby być zrozumiała. Mó- wiliśmy o tym, że nowy język komunikacji w teatrze jest gotowy, ale powinniśmy umieć wykorzystać ten język do przekazywania treści konserwatywnych. Bez takich umiejętności nie poradzimy sobie we współczesnym świecie. Kapitalne wydaje mi się pytanie o nowy model uniwersytetu czy szkoły średniej. Szukanie alternatywnych modeli edukacji i komunikacji pozwala uniknąć ubezwłasnowolnienia przez współczesną zradykalizowaną przestrzeń medialną, taką, jaka ona w tej chwili jest.

prof. Krzysztof Koehler  

Chciałbym zacząć od końca, czyli od kwestii promocji polskiej kultury za granicą. Bardzo często jest tak, że w całym procesie promocji pol- skich zjawisk kulturowych natyka się na opinie, że to się nie przyjmie, że tego nie będą czytać, oglądać itd., nie warto więc nic robić. Bywa też tak, że ktoś podejmuje wysiłek, napisze świetną książkę, ale okazuje się, że ona nie pasuje do ogólnie dominującego dyskursu i po prostu się nie przebije. Mamy więc poczucie, że zrobiliśmy swoje, ale pozostaje ogromny niedosyt. Dlatego niezmiernie istotna jest promocja. Na to nie można skąpić środków i energii.

Kolejna kwestia, to obecność wartości chrześcijańskich w sztuce współczesnej i w kulturze współczesnej. Tego dyskursu chrześcijańskiego nie da się tak łatwo dostosować, bywa, że powoduje to sprzeciw i odrzucenie. Tak sobie wyobrażam tę rzeczywistość: jeżeli będziemy wiedzieli, po co jest nasze państwo, do czego zmierza nasza tożsamość, co chcemy osiągnąć, jakie cele sobie stawiamy jako wspólnota polityczna, to będziemy na to przeznaczać pieniądze. Jeżeli będziemy na to przeznaczać pieniądze, to będziemy to przedstawiać światu mimo wszystko. Istotna jest kwestia pracy nad tożsamością czy świadomością, w co powinny być włączone instytucje kształcące.

dr hab. Wawrzyniec Rymkiewicz

Myślę, że Barbara Schabowska, opowiadając o funkcjonowaniu Instytutu Adama Mickiewicza, który stara się dostosować do potrzeb odbiorców zagranicznych, powiedziała rzecz zasadniczą. To jest głęboka choroba polskiego ducha i polskiego umysłu, która nazywa się mikromanią. Wszyscy słyszeliśmy o polskiej megalomanii, ale trzeba też mówić o jej przeciwieństwie, ponieważ, jak wiadomo, choroby psychiczne mają zawsze swoje patologiczne bieguny. Tak jak człowiek, który nie potrafi właściwie ocenić własnych zalet i do- konań, jest całkowicie zależny od opinii innych ludzi, jest duchowo słaby, a nawet psychicznie zaburzony, podobnie – w szerszej skali – społeczeństwo, które samo siebie nie szanuje, jest wewnętrznie rozchwiane. Mikromania jest dzisiaj w Polsce problemem społecznym. Dam państwu taki przykład: w Krakowie funkcjonuje Narodowe Centrum Nauki. Polscy naukowcy starają się w nim o granty na swoje badania. Polska historyczka XVIII wieku, bardzo dobra, mająca dużo publikacji na temat rozbiorów i konfederacji barskiej, w większości po polsku, stara się w nim o grant. W tym celu we wspomnianej instytucji składa stosowny wniosek. W jakim języku? Oczywiście – po angielsku. Urzędnik wysyła go za granicę. Po jakimś czasie przychodzi anonimowa odpowiedź, bo wiadomo, że anonimowość jest znakiem uczciwości, pisana przez jakiegoś niemieckiego profesora również po angielsku, który pisze, że co prawda nie czytał jej artykułów, ponieważ nie zna polskiego, ale wydaje mu się, że ten projekt jest poważny i grant jej się należy. I grant zostaje przyznany. To jest absurd wołający o pomstę do nieba! Tak w wolnej Polsce funkcjonuje polska nauka.

Polacy są wielkim narodem, który ma wspaniałą historię, piękną wizualnie – bo husaria, konfederacja barska i bitwa pod Sa- mosierrą były piękne – historię godną sfilmowania i pokazania. Kto ma to jednak zrobić? Na pewno nie ludzie, którzy wstydzą się tego, że są Polakami.

Kalina Zalewska

Chciałam zwrócić uwagę na edukację artystyczną, to jest też bardzo ważna kwestia. Łączy się z nią sprawa podręczników i uczciwie napisanej historii. Przypomniała mi historia filmu Artura Żmijewskiego pt. Berek, który został usunięty z berlińskiej wystawy o tysiącleciu sąsiedztwa Polski i Niemiec na skutek interwencji przedstawiciela gminy żydowskiej w Berlinie. Z Polski film wyjechał bez zastrzeżeń, bo nie wypadało zastrzeżeń stawiać sztuce krytycznej. W Berlinie okazało się, że obraża on Żydów. Ten przykład pokazuje, że czasami wycofujemy się z tych obszarów, w których moglibyśmy działać albo powiedzieć twarde nie. Nie chcę podważać takiego sposobu myślenia, tylko chcę powiedzieć, że trzeba z nim dyskutować.

Barbara Schabowska

Jeśli chodzi o praktyczną stronę, to jest wiele ciekawych telewizyjnych formatów, które opowiadają historię w sposób uczciwy i rzetelny. Na targach w Cannes oglądałam genialną propozycję Chińczyków. Największa telewizja chińska wyprodukowała show rozrywkowe o największych muzeach w Chinach i znajdujących się w nich skarbach. Każdy odcinek przedstawiał jeden artefakt, a wszystko wyglądało jak Must Be The Music czy Voice of Poland. Całe Chiny to oglądają, na końcu jest głosowanie na najpiękniejszy skarb i przez dwa tygodnie jest on prezentowany w czymś co byśmy nazwali Wawelem albo Zamkiem Królewskim. To jest świetny format. To pokazuje, że telewizja ciągle ma wielkie możliwości. Zastanówmy się, czy w podobny sposób nie chcielibyśmy opowiadać o Polsce. To jest świetna propozycja.

prof. Andrzej Szczerski

Niedawno byłem w Wilnie na spotkaniu poświęconym Konstytucji 3 Maja, na którym część litewskiej sceny politycznej i kulturalnej podkreślała, jak ważne jest to święto również dla Litwinów, że możemy wokół niego budować wspólną pamięć. Pokazano nam wtedy zwiastun kilkunastoodcinkowego serialu, nakręconego niedawno na Litwie, o podróży przez ziemie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pomyślałem sobie, że takich zdjęć w dzisiejszej Polsce nikt nigdy nie widział, niewiele osób wie, jak piękna jest Białoruś, jak wyglądają peryferia Litwy, że Ukraina nie kończy się na Lwowie. Ten serial był bardzo popularny na Litwie i pokazywał, jak można budować pamięć i tożsamość narodową przez wykorzystanie zwykłego formatu medialnego, jakim jest telewizyjny serial podróżniczy, ale którego tematyka dotyczy tego, co jest najbliżej, a jednocześnie jest najbardziej zapomniane. To tylko jeden przykład tego, jako mogłyby działać media. Oddaję teraz głos prof. Joannie M. Sosnowskiej, która jako historyk sztuki podsumuje dyskusję.

prof. Joanna M. Sosnowska

 To będą raczej uwagi ogólne. Pan Krzysztof Koehler zaczął od doniosłego stwierdzenia, że czekamy na dzieła. Na pewno – wszyscy lubimy dzieła oglądać, czytać. Pytanie, kto będzie decydował, co jest dziełem? Wiadomo, że dzieła sprawdzają się dzięki historii. To historia, to czas weryfikują dokonania w kulturze i tylko w tej perspektywie jesteśmy w stanie ocenić, co jest dziełem. Jeżeli oddamy tę ocenę w ręce elit, które byłyby promowane przez jakieś grupy społeczne, to będzie to bardzo niebezpieczne. Może nie jako konserwatystka, ale na pewno osoba mocno związana z tradycją i tożsamością, fundamentalnie nie zgadzam się na kształcenie elit w formie zaproponowanej przez dr hab. Wawrzyńca Rymkiewicza. To mój zdecydowany sprzeciw. Wydaje mi się, że tego typu szkoły są szalenie niebezpieczne, bo można sobie niepostrzeżenie wyhodować na własnej piersi węża, który nas potem pożre. To nie szkoły kształcą elity, one mają tylko pomóc. Elity kształtuje dom, rodzina i to jest bardzo istotne. Jeśli dobrze zrozumiałam, to dr hab. Rymkiewicz postrzega sztukę jako rodzaj lustra, w którym przegląda się społeczeństwo, przeglądają się sami artyści i odbiorcy. To wydaje mi się bardzo ważne i dlatego właśnie nie należy sztuki dzielić na lewicową i prawicową, bo sztuka nie jest ani lewicowa, ani prawicowa, sztuka generalnie jest krytyczna. Jeśli nie jest krytyczna, to nie jest tym lustrem, tylko jakąś stojącą wodą. Moją uwagę zwróciła także kwestia mediów. W gruncie rzeczy nie żyjemy już w świecie tradycyjnych mediów, tylko w chmurze internetowej. Nawet jeśli będziemy się odżegnywać, że nie używamy Facebooka, że nie wiemy, jak się obsługuje Instagram, to niczego to nie zmieni, bo to jest obecny świat. Idee, które mamy wypracować, by trwać przy wartościach, by trwać przy naszej tożsamości, muszą zaistnieć w świecie chmury internetowej, w świecie tych nieprawdopodobnych emocji, które nami powodują. Jeżeli jednym słowem mielibyśmy określić naszą obecną kulturę rozumianą bardzo szeroko, to można powiedzieć, że to są właśnie emocje. To samo dzieje się w polityce, może i w gospodarce. Zarządzanie emocjami dokonuje się w mediach, szczególnie tych internetowych. To jest co najmniej niebezpieczne i to trzeba opanować. Idee, które musimy wypracować, muszą wejść w te emocje, w ten nowy sposób komunikowania się, taki bardzo od- człowieczony, a jednocześnie zachowujący pozory bliskiego kontaktu z innymi w mediach społecznościowych.

Profesor Andrzej Szczerski chciałby, żebym jako historyk sztuki zajęła stanowisko wobec sztuk wizualnych. Uważam, że przede wszystkim nie należy się ich bać. Sztuka współczesna jest dla ludzi, jest prosta. Zarówno teatr, jak i sztuki wizualne zbliżyły się do tego bardzo prostego, medialnego przekazu, jakim jest popkultura. Dotyczą naszej codzienności, i wcale nie jest trudno je zrozumieć. Swoim studentom mówię, że sztuka współczesna jest znacznie łatwiejsza niż ta dawna i tylko nam się wydaje, że rozumiemy bez trudu malarstwo alegoryczne XVII wieku czy historyczne XIX wieku. Uczyliśmy się o tym w szkole, znamy mity, Pismo Święte, różne wydarzenia historyczne, więc jesteśmy w stanie przynajmniej w części rozpoznać, co znajduje się na danym obrazie. Jako przykład podaję zaobserwowaną scenę: w Watykanie przed obrazem Sobieski pod Wiedniem stoi wycieczka japońskich turystów i słucha wykładu. Widać, że jest to dla nich zupełnie nowa historia. Dla Polaka scena na obrazie jest rozpoznawalna na pierwszy rzut oka. Aby zrozumieć sztukę współczesną, nie jest potrzebna głęboka wiedza historyczna czy o kulturze danego społeczeństwa, ale rodzaj otwartości, bo ona mówi o znanym nam zglobalizowanym świecie. Nie należy się od niej odwracać, nie należy widzieć w niej jakiegoś wcielonego zła, tylko patrzeć na nią, jak na naszą codzienność. Pani Barbara Schabowska w swojej wypowiedzi mówiła o kryterium estetycznym w ocenie sztuki i kultury. I znów pytanie, o jakiej estetyce mówimy. Czy będziemy się odwoływać do XVIII-wiecznych teorii, czy wypracujemy jakieś nowe kryteria estetyczne. Na te trudne pytania naukowcy powinni znaleźć odpowiedzi.

dr hab. Wawrzyniec Rymkiewicz

Odpowiem na zarzut, że tworząc elitarne szkoły, możemy sobie wyhodować węża na własnej piersi. Z przykrością tego słucham, ponieważ oznacza to, że obecna sytuacja się utrwala. Zaczynamy myśleć, że tak być musi, że zawsze tak było i zawsze tak będzie. Tymczasem to jest nieprawda historyczna. Elity przez całe stulecia były wierne Polsce, to raczej nasza sytuacja jest wyjątkowa. Żyjemy w momencie, który wydaje się odwróceniem stosunków z czasów powstania styczniowego i rabacji galicyjskiej. W XIX wieku elity szlacheckie służyły Polsce, natomiast masy ludowe często do polskości w żaden sposób się nie poczuwały. To, co powiedziałem, wynika jednak z wiary i głębokiego przekonania, że warto uczyć dzieci literatury polskiej i historii Polski, ponieważ ktoś, kto pozna historię Polski i kto pozna literaturę polską, będzie po prostu Polskę kochał.

prof. Andrzej Szczerski

Dziękuję za rozmowę.