Bronisław Wildstein – pisarz dla dorosłych

Bronisław Wildstein

Tomasz Burek w słynnym eseju Jaka historia literatury jest nam dzisiaj potrzebna? kreślił w roku 1979 oryginalny, ambitny projekt dziejów polskiego piśmiennictwa pojmowanego 

“jako historia przede wszystkim wielkich indywidualności twórczych i wyjątkowej miary osobowości artystycznych, jako rekonstrukcja całokształtu ich doświadczeń, jako ciąg literackich biografii symbolicznych – pozwalających wejrzeć w niekłamany patos i głębię stawania się kultury, odsłonić konkretnie ludzki, zawsze czyimś indywidualnym piętnem naznaczony, świadomościowy i wartościotwórczy wymiar procesów dziejowych”.

Pomyślałem sobie, że gdyby ktoś chciał napisać tak pomyślaną historię literatury polskiej przełomu wieku XX i pierwszych dekad naszego stulecia, historię pewnych biografii symbolicznych właśnie, to jej istotnym i fascynującym rozdziałem powinien stać się Bronisław Wildstein.

Mało który bowiem z naszych współczesnych pisarzy ma życiorys tak niezwykły, w którym w tak wyraźny sposób odbijałaby się i zarazem zakrzywiała polska historia. Jest to przy tym biografia konkretnej osobowości artystycznej, a zarazem symboliczna biografia pewnej zbiorowości. Myślę tu o pokoleniu urodzonych na progu lat 50. XX wieku, nazwanym kiedyś nieszczęśliwie generacją „nowej prywatności”, a które przecież tak mocno zaważyło na życiu publicznym Polski ostatnich kilku dekad. Ale myślę też o tej zbiorowości, którą określa się mianem inteligencji, czasem – za Bohdanem Cywińskim – opatrując ją mianem „niepokornych”, czyli formacji, która od ponad stulecia łączyła działalność na niwie kultury z mocnym zaangażowaniem w sprawy narodowe oraz krytycznym namysłem nad współczesnością, namysłem podszytym radykalnym sprzeciwem wobec status quo.

Kluczowych, znaczących, a więc symbolicznych momentów w biografii Wildsteina byłoby z takiej perspektywy wiele, a on sam fascynująco i obszernie mówił o nich w wywiadzie-rzece z Piotrem Zarembą i Michałem Karnowskim Niepokorny (2012), a potem w autobiografii Cienie moich czasów (2015).

Biografia opozycjonisty staje się – już w latach 80. XX wieku – biografią emigranta politycznego

Na pewno zaliczyć do nich trzeba polsko-żydowskie korzenie pisarza, dzieciństwo w cieniu pamięci Zagłady, która unicestwiła całkowicie rodzinę ojca, ale też w cieniu doświadczenia akowskiego i okupacyjnego, które naznaczyły młodość matki. A potem kontrkulturowa rebelia przeciw PRL, kulminująca w skrytobójczym mordzie na Stanisławie Pyjasie w roku 1977 i utworzeniu Studenckiego Komitetu Solidarności.

Biografia opozycjonisty staje się – już w latach 80. XX wieku – biografią emigranta politycznego, kolejnego w naszych dziejach uchodźcy dumającego na paryskim bruku, jak pomóc Polakom wybić się na niepodległość.

No i III RP, ze sławną „listą Wildsteina”, w symbolicznym skrócie kondensującą aktywność publicystyczno-obywatelską autora Doliny Nicości, ale też wyrażającą jego sprzeciw wobec „długiego cienia PRL”, zaciemniającego, a nawet uniemożliwiającego budowę nowej Polski. 

W III RP z cienia wychodzi też Wildstein pisarz.

Pierwszą powieść, uhonorowaną Nagrodą Kościelskich, zatytułowaną Jak woda, wydaje w symbolicznym roku 1989, ale szukając kluczowego momentu tej części biografii Wildsteina, wskazałbym raczej na rok 2008 i publikację Doliny Nicości¸ powieści nagradzanej, ekranizowanej, komentowanej, dyskutowanej, ważnej. Powieści, która w moim przekonaniu ostatecznie potwierdziła szczególną pozycję Wildsteina w literaturze polskiej.

Mówię tu cały czas o biografii jakby zewnętrznej, rozumianej w sposób potoczny. Biografii człowieka odważnego, dzielnego, bezkompromisowego. Człowieka z charakterem. Działacza, publicysty, redaktora, dziennikarza, pisarza, intelektualisty… A przecież równie ważna, równie ciekawa i – znowuż – symboliczna – zdaje mi się biografia wewnętrzna Wildsteina, jego „życiorys intelektualny”.

Bez wątpienia zasadnicze są dla tego z kolei życiorysu doświadczenia komunizmu i totalitaryzmu.

Bezdyskusyjny i niezmienny wydaje mi się tu gest intelektualnego oporu wobec nich obu. Zmienia się, ewoluuje sposób ich interpretacji, a już zwłaszcza postawa duchowa Wildsteina wobec tego – w istocie jednego, jak przekonuje on sam – fenomenu. Inne są chyba konsekwencje ideowe, jakie wysnuwa z tych doświadczeń. Czy – przywołując, ale i modyfikując tytuł ostatniego jego książki – nie można by tu mówić o ewolucji od buntu do afirmacji? 

Bunt wyrastający z negacji świata.

Pewnie tak, ale od razu trzeba by uściślić, że chodziłoby tu o bunt rozumiany w sensie metafizycznym, prometejskim, bunt wyrastający z negacji świata, z rewolucyjnego gestu odrzucenia kultury i z przekonania, że człowiek zdolny jest samodzielnie kreować samego siebie. Z kolei afirmacja, to „uznanie własnego losu”, „przyjęcie ograniczeń, które są wyznacznikami naszej kondycji”, wreszcie „akceptacja świata jako całości, […] odczucie i pojęcie go jako swoistej jedności”. A więc droga od buntu od afirmacji oznacza też: od kontrkultury do kultury, od estetyki do etyki, wreszcie od anarchizmu i liberalizmu do konserwatyzmu? Tak chyba układałby się biografia intelektualna Bronisława Wildsteina. 

„Metafizyczny bunt stał się codziennym pokarmem filistra”

Paradoks polega pewnie na tym, że w obu przypadkach – buntowniczym i afirmatywnym – konsekwencją było i jest mocne zderzanie się z dominującą opinią myślących poprawnie. „Metafizyczny bunt stał się codziennym pokarmem filistra”, tak – świetnie – puentuje najnowszą książkę Wildstein, nie przypadkiem przywołując postać, która jest uosobieniem konformizmu i myślenia stadnego. Inna rzecz, iż jest to droga, którą nie tak znowuż rzadko przechodziła polska inteligencja radykalna w ciągu ostatniego stulecia, od – przykładowo – Stanisława Brzozowskiego do – bliskiego Wildsteinowi – Leszka Kołakowskiego.

Wszystko to zostało sugestywnie zapisane i opisane w literaturze. „Co nie jest biografią, nie jest w ogóle”, powiedział w często przywoływanym aforyzmie Brzozowski, co jest pewnie prawdą w odniesieniu do każdej wybitnej literatury, ale też nie znaczy to, że pisarstwo Wildsteina ma charakter autobiograficzny czy nawet, by było jakąś jego autobiografią utajoną, rozpisaną na szereg powieści, opowiadań i esejów. Przypomnę je na wszelki wypadek: powieści to Jak woda (1989), Brat (1992), Mistrz (2004), Dolina Nicości (2008), Czas niedokonany (2011), Ukryty (2012) oraz Dom wybranych (2016); opowiadania znajdziemy w tomach O zdradzie i śmierci (1992) i  Przyszłość z ograniczoną odpowiedzialnością (2003); zaś eseje w zbiorach Śmieszna dwuznaczność świata, który oszalał (2009), O kulturze i rewolucji (2018), Bunt i afirmacja. (2020). 

Od razu zaznaczę, iż ów brak ostentacyjnego autobiografizowania, niechęć do sławetnego „ja, ja, ja” jest jednym z rysów decydujących o oryginalności prozy Wildsteina na mapie literatury polskiej ostatnich dekad.

Była to zresztą literatura nie tylko „omfaloskopiczna”, że użyję określenia Jerzego Stempowskiego, a więc zapatrzona we własny pępek, ale siłą rzeczy uciekająca od rejestrowania przygód i dramatów zbiorowości, a zwłaszcza od historii, także tej najnowszej, z doświadczeniem komunizmu na czele. Temu ostatniemu wiele razy się dziwiono, bo przecież było owo doświadczenie kluczowe dla zrozumienia nie tylko naszej przeszłości, ale i teraźniejszości, a przy tym to ono decydowało o oryginalności literatury polskiej epoki szeroko rozumianego modernizmu, o czym przekonująco pisał na przykład Włodzimierz Bolecki.

Wyjątkowość, oryginalność pisarstwa autora Doliny Nicości polegała więc i polega na tym, że jako jeden z nielicznych nie uciekł od kłopotów i przygód swojej epoki, nie znudził się historią, nie uznał, że centralne w niej doświadczenie totalizmu się przedawniło. Odwrotnie: Wildstein ukazał tego doświadczenia przeszłość, ale też teraźniejszość, a więc i ciągłość. Z jego pisarstwa mocno wybrzmiewa przekonanie o – niestety – trwałości tego, co określa się mianem komunizmu, a co z perspektywy pisarza okazuje się fragmentem pewnego procesu trwającego co najmniej od rewolucji bolszewickiej. Procesu, który ukazywany jest jako katastrofa cywilizacyjna i duchowa Zachodu.

To wszystko zostało ukazane, a raczej zbadane środkami i narzędziami właściwymi dla literatury.

Przede wszystkim poprzez kreacje wyrazistych, a zarazem często dalekich od jednoznaczności postaci literackich. W powieściach i opowiadaniach Wildsteina ważna jest specyficzna akcja idei (termin Stanisława Piaseckiego), ale równie istotny jest los reprezentującego ową ideę bohatera czy bohaterki. W tym sensie ośrodkiem tej prozy jest portret, zaś dzieje mają charakter jawnie personalistyczny. Stąd tytuły takie jak Brat czy Mistrz, stąd pozostające w pamięci postaci takie jak Mistrz-Grotowski, Daniel Struna, redaktor Wilczycki, Benedykt Brok i jego żona Zuzanna, albo demoniczny Samuel Brak. 

Wildstein wrzuca swych bohaterów w sam środek historycznych dramatów, pokazuje działania owych bohaterów oraz – częściej – myśli.

Ciekawią go bowiem egzystencjalne konsekwencje nowoczesnych ideologii. Pisarza interesuje też jednostka w zderzeniu z historią, często z dziejami Polski, bo polskość jako los, że przywołam tytuł eseju z tomu O kulturze i rewolucji, to ważny problem tej twórczości. Ale przecież nie tylko, bo w jego utworach pojawiają się Żydzi, Rosjanie, Francuzi, a ich scenerią bywa też Paryż, Wiedeń czy Moskwa.

W każdym jednak przypadku pisarz wydaje się poszukiwać odpowiedzi na pytanie, dlaczego człowiek aspirujący do Boskiej roli musi się stoczyć w kondycję zwierzęcą.

I zwykle dochodzi do wniosku, że „nie da się stworzyć ładu z nicości”. To jest bowiem – wedle Wildsteina – najważniejsza lekcja komunizmu, a więc nowoczesności. Ich skutki i konsekwencje wciąż nas dotykają, bo też nie chcemy lub nie umiemy przezwyciężyć tych doświadczeń. Dlatego nicość i nihilizm to słowa-klucze tego pisarstwa i być może też zasadniczy jego temat.

Z wymienionych już książek wiemy, że autor Brata zaczął pisać bardzo wcześnie, jego pierwsze, niedrukowane, próby literackie powstawały pod znakiem fantastyki, co pewnie było jakimś echem ówczesnych fascynacji Cortazarem czy Parnickim, znamiennych dla całego pokolenia.

Ale książki wydane po roku 1989 zrodzone są z tradycji już odmiennej, tej, której bliska jest conradowska formuła wierności widzialnemu światu. Można oczywiście w grubym uproszczeniu mówić o realizmie, co samo w sobie znowuż byłoby komplementem, zważywszy na jego deficyt w literaturze polskiej ostatnich co najmniej pięćdziesięciu lat, o czym przekonują cykliczne powroty do debat o światach nieprzedstawionych przez naszych pisarzy.

Patronat Dostojewskiego

Warto jednak pamiętać, że sam Wildstein najchętniej przywołuje w swoich tekstach eseistycznych i w trakcie rozmaitych spotkań autorskich powieści Dostojewskiego, zwłaszcza Zbrodnię i karę oraz Biesy. Przywołuje je nie tylko jako przykład wciąż aktualnych krytycznych diagnoz nowoczesności, ale także jako wzór prozy, która arcydzielnie łączy artyzm z filozofią i – zwłaszcza – z polityką. To ostatnie  dzisiaj traktowane bywa jako artystyczne faux pas, a przecież – jak słusznie zauważa gdzieś Bronisław Wildstein – polityka zanurzona jest w głębszych wymiarach ludzkiego losu, zaś niedostrzeganie owego wymiaru i odbieranie polityce powagi jest przypadłością naszych, zdziecinniałych, czasów. O tym, jak przez politykę prześwieca nie tylko etyka, ale także metafizyka pokazuje doskonale na przykład Ukryty czy Czas niedokonany

Ten patronat Dostojewskiego wydaje mi się ważny nie tylko dlatego, iż pokazuje ambicje Wildsteina, ale też każe uściślić, że realizmu nie należy w odniesieniu do jego pisarstwa rozumieć jako chęci fotografowania „skóry świata”, rejestrowania detalu materialnego czy obyczajowego, jako owego  specyficznego „gadżeciarstwa”, którego sporo w dzisiejszej prozie. Bardziej interesuje autora Mistrza „realność” wartości i ludzkich działań, ale też ma świadomość, że „w sztuce to, co ogólne najlepiej uchwycić w konkrecie, w precyzyjnym czasie i miejscu”. Stąd – na przykład – kapitalne opisy Paryża w Bracie albo widmowego Krakowa w opowiadaniach.

Tym niemniej dążenie do uogólnienia i do uniwersalnej metafory to inny ważny rys prozy Wildsteina.

Nic dziwnego, że jeden z młodych badaczy literatury dostrzegł w Dolinie Nicości przypowieść, tłumacząc: „jest to bowiem powieść o Polsce, ale nie w sensie dokumentalnym, lecz metaforycznym. Nie przedstawia osób i miejsc, ale postawy i problemy moralne i etyczne”. Na artystyczne paradoksy tej samej powieści wskazywał Burek: oto „polityczny pamflet na miarę tych największych, najbardziej drapieżnych” przeradza się w „wizję ogólnego, wszechogarniającego spustoszenia, która przygnębia nas, zarazem porywa swoją trafnością, logiką, siłą”.

„Kieruję reflektor na czerń”, mówił sam pisarz w rozmowie z Zarembą i Karnowskim.

Myślę, że uwagi te można w znacznej mierze rozciągnąć na pozostałe dzieła Wildsteina. Także spostrzeżenie Burka o wizji ogólnego, wszechogarniającego spustoszenia, jaka wyziera z omawianego tu pisarstwa. „Kieruję reflektor na czerń”, mówił sam pisarz w rozmowie z Zarembą i Karnowskim.

I dodawał: „taka jest m.in. funkcja sztuki, pokazać coś w zbliżeniu, abyśmy zrozumieli mechanizmy i zagrożenia”. 

Oczywiście nie zawsze: od czasu do czasu kieruje reflektor na jasność. Na pewno takim doświadczeniem ocalającym będzie w prozie Wildsteina miłość między mężczyzną i kobietą, rodzina, ale też doświadczenie wspólnoty czy więź z tradycją. One będą – zwykle na krótko – schronieniem przed nadchodzącą nicością. To jej „mechanizmy” chce nam pokazać pisarz, to przed nią nas ostrzega.

Przyznaję – Wildstein nie pisze dla pokrzepienia serc, choć ma szacunek dla Sienkiewicza, a jego pierwszą lekturą było W pustyni i puszczy.

Ale nie jest to na pewno pisarz Polski zdziecinniałej (nie był nim też Sienkiewicz!). Jeżeli  Wildstein krzepi, to – jak kiedyś Teodor Parnicki – nasze umysły. Jest – jak Józef Mackiewicz – pisarzem dla dorosłych. Ostrzega – niczym Zygmunt Krasiński – przed „nie-Boską komedią” naszych czasów.

Niemało, prawda?

autor: profesor Maciej Urbanowski